Niezależnie od tego, kto wygra wybory w USA, jedna sprawa pozostaje przegrana…
Stany Zjednoczone są największym importerem gazu do Europy, są także sprzedawcą technologii jądrowych. W jaki sposób zwycięstwo Donalda Trumpa lub Kamali Harris wpłynie na energetykę i związany z nią klimat? Niezależnie od tego, kto wygra, sprawy związane z ochroną klimatu mogą pójść źle lub bardzo źle.
- Mimo ekstremalnych huraganów nawiedzających Stany przed wyborami, temat ochrony klimatu był praktycznie nieobecny w kampanii wyborczej Trump-Harris.
- Eksperci podkreślają różnice między kandydatami Republikanów i Demokratów, Trumpa i Harris łączy jednak przekonanie o zwiększeniu produkcji energii. Trump chce inwestować w paliwa kopalne, Harris dodatkowo, w źródła odnawialne.
- Niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem, Stany pozostaną największym światowym producentem ropy naftowej i największym eksporterem gazu do Europy.
- Wybór konkretnej osoby nie wpłynie na światowe trendy spadającego popytu na ropę i gaz, czy przyrostu mocy odnawialnych i bateryjnych.
- Rozwój OZE nie wystarczy do ochrony klimatu. Do tego potrzeba ciąć emisje gazów cieplarnianych. Postulat ruchu klimatycznego dotyczący ograniczenie rozwoju energetyki gazowej wydaje się szczególnie ważny zarówno w kontekście polityki energetycznej Stanów, jak i Polski, która planuje szereg inwestycji w gaz: terminali, gazociągów i elektrowni.
W analizach dotyczących wpływu decyzji wyborców w Stanach na cały świat zazwyczaj podkreśla się różnice między kandydatem Republikanów a kandydatką Demokratów. Jednak, gdy chodzi o energię i klimat, bardzo wiele łączy Harris i Trumpa. Oboje nie rozmawiali o klimacie w czasie kampanii. Oboje chcą, by Stany sprzedawały technologię jądrową. Oboje chcą nakładać cła na importowane panele słoneczne czy pojazdy elektryczne, by wspierać krajowy rynek.
Zarówno Harris, jak i Trump, w krytycznym momencie kryzysu klimatycznego, uważają, że kraj potrzebuje więcej i więcej energii. Dla Trumpa to oczywiście energia z paliw kopalnych. Według Harris, jeśli doda się do tego rozwój „zielonej” energetyki, to wszystko będzie ok. Niezależnie od ich różnych poglądów, Stany nadal będą produkować paliwa kopalne, w tym pozostaną największym światowym producentem ropy, nadal będą handlować technologią jądrową a moce odnawialne i bateryjne nadal będą lawinowo przyrastać.
Różnice dotyczą tego, ile Amerykanie sprzedadzą paliw i czy będą prowadzić politykę z mniejszą lub większą ogładą i ilością skandali takich jak wypowiadanie międzynarodowych umów klimatycznych, czego można spodziewać się po Donaldzie Trumpie. Nowy prezydent USA będzie nadawać ton polityce energetycznej i klimatycznej, ale nie zmieni silnych, globalnych trendów.
Podczas amerykańskiej kampanii wyborczej temat klimatu nie istniał
Klimat prawie w ogóle nie był przedmiotem debaty wyborczej Trump-Harris. Nawet huragany z niszczycielską siłą uderzające w Stany Zjednoczone przed wyborami, nie były wstanie wywołać debaty klimatycznej. W ciągu ostaniu 8 lat w Stany uderzyło 8 huraganów o kategorii 4 lub 5. Tyle samo huraganów o takiej sile uderzył w Stany w poprzednich 57 latach, co jednoznacznie świadczy o zintensyfikowaniu się ekstremalnych zjawisk pogodowych. Tylko huragan Katrina z 2005 r. spowodował straty na poziomie 125 mld dolarów. Naukowcy mówią, że huragany stały się tak niszczycielskie, że brakuje skali, by zmierzyć ich siłę i należy stworzyć nowe kategorie ich klasyfikacji. Nauka nie wpływa jednak na poglądy kandydata Republikanów, który uważa kryzys klimatyczny za nierealny. Natomiast Harris wie, że każda osoba, dla której klimat jest ważny i tak na nią zagłosuje, więc prawie w ogóle nie podnosiła tego tematu w kampanii wyborczej.
To nie polityka kształtuje politykę środowiskową, zasady dyktuje rynek
Wybór tej, czy innej osoby na prezydenta Stanów Zjednoczonych nie jest kluczowym czynnikiem, który kształtuje sytuację na świecie. Globalną sytuację zmieniają przełomy technologiczne związane z produkcją energii takie jak boom na szczelinowanie czy lawinowy przyrost mocy odnawialnych i rozwój baterii. Potęgi gospodarcze zależą bowiem od energii – nie istnieją bogate kraje, które produkowałyby jej mało. Największy wzrost produkcji ropy naftowej miał miejsce za rządów Demokratów, a boom na wydobywanie gazu niezwykle szkodliwą metodą szczelinowania hydraulicznego rozpoczął się za kadencji Baracka Obamy. To ten boom zmienił globalny rynek gazu i umożliwił rozwój handlu LNG, czyli handlu skroplonego gazu ziemnego.
Klimatyczne poglądy demokratów nie mają znaczenia, gdy chodzi o interesy Stanów Zjednoczonych. Podobnie znaczenie nie mają poglądy klimatycznie Donalda Trumpa. W 2016 r. obiecywał regionom węglowym intensywną produkcję, ale nie był wstanie powstrzymać globalnych trendów – produkcja energii elektrycznej z węgla spadła do obecnych 16% w porównaniu do 50% w roku 2008 r. Tak dzieje się na całym świecie, by wspomnieć Polskę, w której lawinowy rozwój energetyki słonecznej miał miejsce za rządów Zjednoczonej Prawicy. Pomimo wszelkich starań Republikanów to konserwatywny stan Teksas wyłania się jako lider produkcji energii słonecznej, która jest stabilizowana za pomocą magazynów bateryjnych. Ta „czysta” produkcja energii jest w stanie utrzymać stan, którego gospodarka jest porównywalna do włoskiej.
Źródło: US Energy Information Administration
Co czeka energetykę i klimat jeśli wygra Kamala Harris?
Co więc zmieni się jeśli wygra kandydatka Demokratów? Kamala Harris będzie kontynuowała politykę Joe Bidena dotyczącą wzmacniana energii odnawialnej, czy wydatkowania środków wspierających klimat z programu Inflation Reduction Act (IRA). Harris nie anuluje też takich polityk Bidena jak wsparcie dla pojazdów elektrycznych czy ujawnianie ryzyka klimatycznego. Eksperci spodziewają się, że będzie kontynuowała politykę wprowadzania standardów środowiskowych przy realizowaniu inwestycji w paliwa kopalne. Niestety, by zdobyć głosy wyborców w Pensylwanii Harris zmieniła zdanie w sprawie szczelinowania i nie zamierza zakazywać tej niezwykle szkodliwej środowiskowo metody wydobywania gazu kopalnego.
Co czeka energetykę i klimat jeśli wygra Donald Trump?
Kiedy Donald Trump rządził, wycofał Stany z Porozumienia paryskiego (nie wpłynęło to na polityki dziesiątków krajów na świecie, które podwoiły swoje zaangażowanie) i pozbawiał funduszy programy wsparcia czystej energii. Można się więc spodziewać, że jako prezydent podejmie podobne kroki. Otoczenie Trumpa zapowiedziało mianowicie ograniczenie ulg na zakup pojazdów elektrycznych (mimo to wspiera go producent elektryków, miliarder Eleon Musk bo wie, że trendy wskazują na dalszy rozwój rynku).
Trump zapowiedział także, że już pierwszego dnia po objęciu urzędu wznowi wstrzymane przez Bidena zezwolenia na budowę nowych terminali eksportowych LNG. Republikanie zapowiadają także zatrzymanie rozbudowy sieci pod inwestycje wiatrowe i słoneczne i likwidację wymogów dotyczących ujawniania ryzyka klimatycznego. Trump chce także wypowiedzieć konwencję ONZ ds. zmian klimatu. Część jego otoczenie namawia go na wycofanie się z porozumienia metanowego (Global Methane Pledge).
„The Washington Post” ujawnił, że przemysł gazowy i naftowy opracował szczegółowy plan wycofania przepisów klimatycznych, jeśli wygra Trump. Amerykańska Rada Eksploatacji i produkcji (AXPC) zrzeszająca największe firmy naftowe i gazowe chce przede wszystkim uchylić podatek od emisji metanu i inne polityki klimatyczne Bidena. Ujawnione dokumenty zawierają także poufne dane pokazujące, że emisje metanu prawie połowy firm AXPC rosną.
Jakkolwiek przemysł gazowy nie broniłby się przed politykami klimatycznymi, dni chwały gazu i LNG są coraz bardziej policzone, jak wskazuje najnowsza ocena Międzynarodowej Agencji Energii (która szacuje zakończenie wzrostu popytu na gaz przed 2030 r.). Inwestowanie w gaz grozi nie tylko napędzaniem klimatycznej katastrofy, ale nadpodażą, a więc problemem samej branży. O ryzyku osieroconych kosztów, czyli tego, że inwestycje gazowe się nie zwrócą, mówi coraz więcej analiz, jak na przykład raport think tanku Carbon Tracker „Turning Tides”.
Decyzje Trumpa dotyczące wycofywania się z międzynarodowych zobowiązań klimatycznych będą mieć jednak ogromne konsekwencje dla świata, ponieważ wstrzymają dialog z Chinami w zakresie ochrony klimatu. A jeśli zarówno USA, jak i Chiny odejdą od polityk, których celem jest utrzymanie globalnego ocieplenia na poziomie 1,5 st. C (w porównaniu do ery przedprzemysłowej) podważy to wszelkie międzynarodowe wysiłki na rzecz walki o ochronę klimatu. Wysiłki, które według dostępnych analiz są niewystarczające, by uchronić Ziemię przed najgorszymi scenariuszami.
Z klimatem może być źle lub bardzo źle
Jeśli wygra Kamala Harris świat będzie zmierzał w stronę klimatycznej katastrofy tylko trochę wolniej niż w przypadku wygranej Donalda Trumpa. Według „Emission Gas Report 2024” obecnie realizowane polityki klimatyczne prowadzą nas do katastrofalnego ocieplenia na poziomie 3,1 st. C. Wyznaczony przez naukowców cel zatrzymania ocieplenia na poziomie 1,5 st. C jest podważany przez wszystkich polityków, jego realizacja wciąż jest możliwa, jednak czasowe okno, które umożliwi działania niebawem się zamknie.
Tak długo, jak będziemy rozmawiać o zaspakajaniu radykalnie rosnących potrzeb energetycznych i rządzie dusz konsumentów nie posuniemy się ani krok w ochronie Ziemi. Chiny pozostają światowym liderem, jeśli chodzi o przyrosty mocy energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych - wybór Trumpa tego nie przekreśli, ponieważ Chińczycy chcą podbić świat swoimi panelami, elektrykami czy pompami ciepła. Pomimo inwestycji w energetykę odnawialną czy to w Stanach, Chinach czy Europie, zużycie paliw kopalnych na świecie rośnie, a emisje w 2024 r. pobiją kolejny rekord. Polityka wspierająca rozwój OZE, taka jak amerykańska Reduction Inflation Act niestety nie wystarczy. Ochrona klimatu nie może polegać na kontynuowaniu polityki nieustannego wzrostu i wyłącznie na budowaniu elektrowni wiatrowych i słonecznych. Ochrona klimatu polega na zamykaniu elektrowni na paliwa kopalne, bo tylko cięcie emisji gazów cieplarnianych, czyli przyczyny zmiany klimatu jest wstanie zatrzymać kryzys klimatyczny.
Zatrzymać gaz, w Stanach i w Polsce
Ograniczenie rozwoju energetyki gazowej wydaje się szczególnie ważne w zakresie ochrony klimatu. Jest to postulat ruchu klimatycznego ważny zarówno w kontekście polityki Stanów - największego eksportera gazu do Europy, jak i polityki Polski, która planuje szereg inwestycji w gaz: terminali, gazociągów i elektrowni.
Pędząc wprost na ścianę klimatycznej katastrofy, nie możemy zakładać, że w ostatniej w chwili uda nam się skręcić i uniknąć zderzenia. Musimy w tej chwili wcisnąć hamulec, tzn. ograniczyć emisje. Metan, czyli główny składnik gazu ziemnego to silny gaz cieplarniany, który ulatnia się podczas produkcji i w całym łańcuchu dostaw gazu. Ponieważ metan działa ok. 80 razy silniej niż dwutlenek węgla, naukowcy szacują, że odpowiada za około ¼ globalnego ocieplenia netto. Emisje spowodowane przez człowieka to 60% wszystkich. Z tych antropogenicznych emisji za 40% odpowiada rolnictwo, a za 35% sektor energetyczny. Ponieważ w energetyce mamy alternatywy dla gazu powinniśmy skupić wysiłki na ścięciu własnie emisji metanu. IPCC uważa to za jeden z pięciu najskuteczniejszych, najtańszych i najszybszych metod ochrony klimatu.
Wszystkie nowe inwestycje w gaz kopalny – te w Stanach związane z wydobyciem i eksportem, i te w Polsce – nowe terminale, nowe elektrownie gazowe, nowe gazociągi – wszystkie te inwestycje są wciskaniem pedału gazu i napędzaniem klimatycznej katastrofy. O powstrzymanie nowych inwestycji w gaz w Stanach i Europie apelował pod koniec października w Gdańsku, w miejscu budowy kolejnego terminala do importu gazu międzynarodowy ruch klimatyczny.
Jeśli ruch klimatyczny nie zostanie usłyszany, jeśli politycy będą wprost wspierać niszczenie Ziemi lub wyłącznie deklarować jej ochronę bez realnych polityk, nie zostawimy żadnej przyszłości następnych pokoleniom. To my, obywatele musimy nieustannie domagać się od polityków wszystkich opcji, by nie unikali tematu dewastujących nasze życie huraganów, powodzi i susz. Nie możemy zostawić kwestii naszego życia, zdrowia i bezpieczeństwa nieudolnym politykom i korporacjom, którym zależy wyłącznie na zysku.