DZIKIE ŻYCIE

Akcja „Brudnica mniszka '94”. Relacja z frontu walki z przyrodą

Andrzej Ryś

Akcja bezpośrednia

Godzina 4.00 – jesteśmy na tzw. „ciągach balonowych”. Są to trasy, na których co 50 metrów wypuszczane są balony na uwięzi, na które nalatują samoloty wykonujące opryski. Mgła utrzymuje się cały czas w koronach sosen. Słońce zaczyna wschodzić. Kopiemy butami w drzewa żeby sprawdzić czy krople rosy spadają z igieł i w związku z tym czy mogą już wystartować samoloty. Nadleśniczy mówi: poczekajmy jeszcze chwilę. Może wiatr owieje tę mgłę i rosę na igłach.

W międzyczasie pokazuję nadleśniczemu sikory sosnówki, które cały czas bardzo intensywnie pracują w koronach sosen, znosząc do budki lęgowej dla swoich maleństw gąsienice brudnicy mniszki.

O godzinie 5.00 mgła znika. Lekki wiatr owiał igły sosen i chyba już są suche. Przez radiotelefon pada sygnał: „Można startować”. Zaczęło się. Zaczął się cały bezsens akcji zwalczania mniszki w Lasach Państwowych.

Cudowna dematerializacja gąsienic

Rok wcześniej stwierdzono lokalne zwiększenie populacji brudnicy mniszki, powodujące przeżarcie koron sosen do 30% na terenie mojego nadleśnictwa na powierzchni około 400 ha. Poleceniem Dyrekcji Regionalnej w Olsztynie wzmożono czujność i nakazano skrupulatne liczenie samic mniszki w lipcu i sierpniu 1993 roku. Na podstawie liczeń i obserwacji potwierdziły się lokalne duże zagęszczenia samic mniszki. Natomiast na pozostałej powierzchni leśnej (80%) zagrożenie było poniżej liczb krytycznych a nawet ostrzegawczych. Mimo to, wstępnie zakwalifikowano do oprysku powierzchnię ca 10 000 ha. Zimą nie podjęto w ogóle sprawdzania zdrowotności jaj. Uważam, że był to poważny błąd pomijając fakt, że było to nie wykonanie rutynowych zaleceń instrukcji ochrony lasu. Liczenie gąsienic mniszki wykonane wiosną 1994 roku potwierdziło stan z lata 1993, tj. 20% powierzchni nadleśnictwa było (według Instrukcji Ochrony Lasu) zagrożone w sensie krytycznym.

W trakcie ścinania drzew na płachty, w celu policzenia gąsienic mniszki, w moim leśnictwie stwierdziłem obojętną dla lasu liczbę gąsienic (10 – 50 sztuk na drzewo), za to wyjątkowo duża była liczba pajęczaków, wielbłądek i larw biedronek, które zjadają gąsienice mniszki. Podobnie było w innych nadleśnictwach zakwalifikowanych do zwalczania. Mimo wszystko podjęto decyzję o wykonaniu zabiegu. Decyzja zapadła oczywiście na szczeblu regionalnym i nadleśniczy praktycznie mało co miał do powiedzenia. Udało mi się go jednak przekonać, żeby mojego leśnictwa nie pryskać. Niemniej jednak odbyło się to kosztem innych leśnictw.

Po zabiegu okazało się, że tam gdzie gąsienic na jednym drzewie było najwięcej (2–3 tys. sztuk) teraz znikły. Leśnicy wpadli w zachwyt. Zabieg udał się doskonale. Ale przecież normalnie po takim zabiegu powinno pozostać tyle samo trupów gąsienic ile było wcześniej ich żywych, tj. około 2–3 tysięcy. Tymczasem stwierdzono minimalne ilości: od 10 do 50 sztuk. Co się stało z resztą? Specjaliści z Zakładu Ochrony Lasu odpowiadają, że nie wiadomo. Zaczęto coś przebąkiwać, że opryski zbiegły się z naturalnym załamaniem gradacji. A może to właśnie sikory, muchołówki, pleszki, wielbłądki, pajęczaki i biedronki załatwiły sprawę wcześniej? O tym sza.

Poza tym cała akcja zwalczania brudnicy mniszki (mówiono o niej we wszystkich krajowych mediach jak o „być albo nie być” polskich lasów red.) była wykonana w celu rozrzedzenia populacji gdyż spodziewano się, że w 1995 roku będzie kataklizm. I co się okazało? W całym nadleśnictwie (opryski były robione na połowie), w trakcie lipcowo-sierpniowych liczeń nie stwierdzono ani jednego motyla samicy mniszki.

Cały Zespół Ochrony Lasu z Instytutem Badawczym Leśnictwa na czele ciągle działa po omacku. Wydają wspaniałe instrukcje, zalecenia, zarządzenia oparte na ich doświadczeniu i prowadzonych badaniach, i wszystko nagle bierze w łeb, i zaczynają się kombinacje.

W latach 1982–1983 brałem również udział w zwalczaniu mniszki. Decyzję o opryskach podjęto, gdy przeżarcie koron wynosiło 70%. Czy słusznie? Nie wiadomo. Człowiek nigdy nie daje szans przyrodzie. On jest mądrzejszy i silniejszy od niej. Ciekawe jak długo jeszcze. Starzy leśnicy mówią o mniszce w latach 1948–1950, że była i dużo, ale przyszła krystalica (wirus, który niszczy totalnie gąsienice mniszki gdy jest jej właśnie dużo) i mniszkę załatwiła bez chemii i innych cudów.

O cudach myśli ludzkiej

Teraz kilka słów o cudach, czyli czym była zwalczana mniszka w 1994 roku. Po raz pierwszy w historii leśnictwa użyto na tak wielką skalę nie sprawdzonych w kraju środków biologicznych i biologiczno-chemicznych.

Pierwszy to Foray 02.2 UL. Produkowany przez firmę duńską, prawdopodobnie mającą problemy z nadprodukcją. Nie wiadomo czy jeszcze ważny, to znaczy czy skuteczny w działaniu. W dokumentacji, do której miałem wgląd jeden ze składników tego paskudztwa jest zastrzeżony tajemnicą handlową. Reklamowany w gronie leśnym jako wspaniały środek stosowany w lasach Kanady i USA do zwalczania szkodników owadzich. Oparty na bakterii glebowej Baccilus turgensis, nieszkodliwy dla środowiska. Według ulotki reklamowej środek ekologiczny niszczący wszystkie gąsienice motyli. Jego działanie powoduje z grubsza dziurawienie jelit gąsienic, dzięki czemu treść pokarmowa dostaje się poza układ trawienny powodując powolną śmierć. Ciekawe czy tylko u motyli? Na zapewnienie wyższych urzędników leśnych, że jest to absolutnie nieszkodliwy dla środowiska środek biologiczny (niszczy gąsienice wszystkich motyli, np. paź żeglarz, motyl chroniony i rzadki, też ginie) proponowałem żeby sobie z rana na śniadanie łyknęli szklaneczkę tego wspaniałego cudu.

Drugi – Dymilin 480 SC zachodniej produkcji, dzięki sztucznie wytworzonym aktywnym substancjom chemicznym powoduje zahamowanie procesów chitynizacji (dlatego „biologiczno-chemiczny”) u stawonogów. Konkretnie – gąsienica mniszki (i wszystkich innych owadów, pajęczaków i w ogóle wszystkich stawonogów) nie może przejść wylinki tj. zmiany powłoki chitynowej czyli skóry. Każda gąsienica w trakcie wzrostu zmienia swoją skórę 4–6-cio krotnie. Po wchłonięciu przez gąsienicę owego środka chityna nie wytwarza się. Gąsienica nie zmienia skóry z mniejszej na większą i dusi się. Dzięki Bogu człowiek nie ma skóry zbudowanej z chityny i nie przechodzi wylinek. Środek ten w 1994 roku został oprotestowany przez Partię Zielonych w Niemczech. W niektórych nadleśnictwach z braku opisanych dwóch „asów” z całą premedytacją użyto totalnie niszczących wszystkie zmiennocieplne organizmy środków chemicznych Decis i Fastac.

Ile to kosztowało

A teraz kilka cyfr (dane wg „Biuletynu Informacyjnego Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych” nr 9/21 z września 1994 r.):

Dymilin 480 SC – wylano w ilości 88,4 tys. l na powierzchnię 589,2 tys. ha lasu;

Foray 02.2 UL – wylano w ilości 590 tys. l na powierzchni 148,2 tys. ha.

Bardziej obrazowo: był to zestaw 34 cystern kolejowych, każda o pojemności 20 tys. litrów. Koszty jakie poniesiono na całą akcję i źródła, z których pochodziły pieniądze:

1. Unia Europejska – 8100 tys. USD
2. Nar. Fundusz Ochr. Śr. G. W. – 7910 tys. USD
3. Dyrekcja Generalna L.P – 6200 tys. USD
4. Bank Światowy (pożyczka DGLP) – 1050 tys. USD
5. DEPA (Duńskie Ministerstwo Ochrony Środowiska) – 620 tys. USD
6. Fundusz Know-How (Wlk.Br.) 300 tys. USD
Razem – 24180 tys. USD

Leśnicy podkreślają bardzo mocno, że na zakup środków do zwalczania nie wydali ani centa i w związku z tym „darowanemu koniowi.”. itd. Opisane preparaty wylano na obszarze 740 tys. ha lasów, z tego 60% na powierzchni Zielonych Płuc Polski. Wydano na akcję „Mniszka” około 550 mld złotych. Za te pieniądze możnaby powołać na przykład co najmniej 10 parków narodowych i powiększyć Białowieski czy Bieszczadzki. Są to pieniądze, które pan Rozwałka z Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych (wystąpienie w telewizji w sprawie powiększenia PN) żąda od Skarbu Państwa w ramach rekompensaty za lasy, które musieliby oddać do Parku.

Andrzej Ryś

Leśnik z Krutyni

Śródtytuły pochodzą od redakcji

PS I. Ten sam biuletyn informuje o utworzeniu Leśnego Banku Genów w celu zachowania bioróżnorodności roślin tworzących zespoły leśne. 20 ton nasion drzew, krzewów i innych roślin leśnych będzie przechowywane w chłodniach wybudowanych za pieniądze (4,5 mln USD) udzielone przez GEF (Global Environmental Facility). Przez 30 i wiecej lat 20 ton w/w nasion bedzie przechowywanych w chłodniach, a nasi wspaniali leśnicy bedą w tym czasie rżnąć lasy i skutecznie blokować powoływanie nowych i powiększanie istniejących parków narodowych, bo po to przecież mamy bank genów, który pozwoli zachować bioróżnorodność. Takie banki – o ironio – w Puszczy Białowieskiej.

PS II. Słowo „leśnicy”, którego uzywałem często w tekście, dotyczy przede wszystkim leśników pracujących na szczeblach powyżej nadleśniczego.

PS III. W październiku 1994 leśnicy z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie zostali odznaczeni przez Ministra Ochrony Środowiska odzaką „Zasłużony dla Ochrony Środowiska” za wspaniale przeprowadzoną akcję zwalczania brudnicy mniszki (inf. „Gazeta Olsztyńska”).

Marzec 1995 (3/10 1995) Nakład wyczerpany