Spotkania w kręgu. Wędrówka do bioregionu
Kiedy jakaś dzielnica w amerykańskim mieście zaczyna być bardzo atrakcyjna ludzie, którzy mają w niej domy zastanawiają się nad ich sprzedażą, bo teraz na swojej posiadłości mogą najwięcej zarobić. Kiedy na tym terenie żyli pierwotni mieszkańcy – Indianie, nigdy nie sprzedawali swojego domu ziemi, ponieważ była ona dla nich świętą, kryła prochy ich ojców, braci i sióstr, także tych czworonożnych i skrzydlatych.
Kiedy bogacący się na eksploatacji węgla, korzystający z górniczego i partyjnego lobby, mieszkańcy Górnego Śląska zaczęli przyjeżdżać w Beskidy, tubylcy chętnie dzielili swoją ziemię na działki i sprzedawali. Wkrótce beskidzkie zbocza i doliny pokrył chaos paskudnych, bezstylowych nowobogackich domów zaludnianych w weekendy przez obcych, pozbawionych kulturowych korzeni i nieznających biologicznej i kulturowej historii odwiedzanego miejsca przybyszów, a szczyt Pilska przeorał czołg i zasłały linie wyciągów narciarskich. Domy przybyszów rezonowały wibracjami ekranów telewizyjnych. Te domy też często były przedmiotem handlu, nie były więc nigdy domami w znaczeniu archetypowym. Dom jest naprawdę domem tylko wówczas kiedy rezonuje zupełnie innymi od telewizyjnych wibracjami: wspomnieniami, znaczeniami, narosłymi przez lata świadomego w nim życia. Takiego prawdziwego domu nikt z chęcią nie sprzedaje, ponieważ posiada on inną wartość niż tylko ekonomiczną. Ale nasz dom nie kończy się na czterech ścianach: o naszej tożsamości, historii i kulturze decydował cały region. Ziemia pod stopami, las, rzeka, pojedyncze drzewa i skały, zwierzęta i rośliny, które spotykaliśmy od narodzin, lub o których słuchaliśmy opowieści. Ale to już raczej dom, z którym identyfikują się ludzie „prymitywni”. Dlatego dla nich ten większy dom także jest bezcenny, posiada inną niż ekonomiczną wartość. Nie można go sprzedawać i niszczyć.
Ludzie cywilizacji zachodniej lubią podróżować i przenosić się z miejsca na miejsce. Tam, gdzie można najlepiej zarobić. Po drodze gubią resztki poczucia świętości miejsca – bo jest ono kamieniem u nogi robienia interesów. Miejsce, które postrzegamy jako szczególne, wyjątkowe, niepowtarzalne, czy wręcz święte wymaga szacunku i nie przystaje do naszej filozofii wolnego rynku, handlu wszystkim, czym się da, także ziemią. Łatwiej patrzyć na świat dookoła pod kątem pożytku, jaki z niego możemy mieć: jak go eksploatować, co z niego może się przydać, co jeszcze możemy zabrać SOBIE. Ludzie związani od pokoleń ze swoją ziemią, nie włóczący się dla zaspokajania pustej ciekawości i zachłanności po niczyjej ziemi, byli związani ze swoim domem więzami religijnymi: ziemia i jej mieszkańcy byli święci. Wszystko posiadało dla nich wewnętrzną wartość. Dla nas miarą wartości stały się pieniądze i posiadanie na własność. Ponieważ nie jesteśmy dzisiaj ludźmi związanymi ze swoim miejscem, możemy odbudować te więzi tylko przy pomocy specjalnych zabiegów i podjęcia wysiłku. Tę rolę mogą spełnić rytuały i świadome przypominanie sobie lub często budowanie tradycji, związków i pamięci procesów, w których uczestniczymy. Pamiętajmy jednak, że większość tych „tradycji” współczesnego przybysza „znikąd” będzie bardzo młoda zaledwie kilka lat, podczas gdy Indianie odwoływali się do setek i tysięcy lat. Rytuał pozwala nam przypomnieć sobie jeszcze starszą tradycję: wspólną ewolucyjną podróż. Kryzys zaczął się od naszego wydziedziczenia. Teraz możemy odbywać różnorodne podróże: turystyczne i za pieniędzmi, a czasami w poszukiwaniu utraconych lub zapomnianych związków. Częściej ta podróż nie jest podróżą w przestrzeni, lecz w zupełnie innym wymiarze.
Początek podróży
Jesienny wiatr zaprasza żeby wyjść z domu. Zamknąć drzwi, za którymi zgromadzone są te wszystkie symbole, znaki i instrukcje cywilizacji. Kilka minut marszu po miejsko-wiejskiej uliczce, wyasfaltowanej tylko do połowy, w towarzystwie ujadających psów, pilnujących dóbr stanowiących o prestiżu ich właścicieli i wchodzisz do lasu. Cichną psy, zniknęły znaki-drogowskazy mówiące kto tu mieszka, jaką ma pozycję, jakie gusty. Nie słychać już jazgotu muzyki z odtwarzacza, której przeszkadzają piosenki „z satelity” sąsiada. Słychać za to wiatr w resztkach liści, coś przebiegło pod nogami, z dala popiskują sikory. Do nogawki przyczepił się jakiś czas temu rzep. Z pewnością miał w tym jakiś plan, chociaż nie w kategorii ludzkiego planowania. Zabrał się w podróż. To schlebia człowiekowi. Teraz już idziemy razem. Razem przekraczamy powalony wichrem świerk i siadamy na niewielkim kamieniu. Ile jeszcze innych nasion, bakterii, małych owadów, cząstek gleby nam towarzyszy? Kto prowadzi w tej wędrówce? Kształty dookoła nas pozwalają zaufać temu szczególnemu miejscu: tonące w brązach i szarościach przed nadchodzącą zimą są przecież zapisem potencji eksplozji życia z nastaniem wiosny. Niewiele o tym wiemy, podobnie jak niewiele wiemy o życiu, które wypełnia ciało. Ufamy mu i ufamy temu co widzimy dookoła, i chociaż wiemy tak niewiele w porównaniu z wiedzą o tym jak działa radio, czy telewizor, to dopiero tutaj czujemy się bezpieczni, tutaj szukamy odpowiedzi na najistotniejsze pytania. Człowiek bez miejsca, bez regionu, bez roślin i zwierząt i bez znaków kultury i sztuki wyrosłych ze związków z regionem jest człowiekiem, który nie ma czemu zaufać. Jest jak ptak, który ma co prawda skrzydła i może fruwać z miejsca na miejsce, ale nie ma nóg i nigdzie nie może przysiąść. Nie może się on wybrać w zbyt długą podróż i nie może zaznać poczucia spokoju.
Podróż zaczyna się od zaufania drodze, którą jest – czy tego chcemy, czy nie – misterna sieć życia widoczna lepiej tutaj, w lesie, niż w zaśmieconym symbolami, znakami i instrukcjami cywilizacji wnętrzu współczesnego mieszkania. Stojący w kącie telewizor ma niewiele do powiedzenia bo jest wielkim oszustwem przekazującym to, co wybrał za nas ktoś inny czerpiąc z dowolnego miejsca świata. Wiszący nad nim bukiet z kłosów, chociaż cepeliowski, mówi coś więcej: to ślad po dożynkowym rytuale życia. To ślad po pamiętanej niegdyś wspólnej wędrówce z nasionami zbóż, wodą i wiatrem, dzikimi zwierzętami i pulsem ziemi. Nie musimy się martwić o to, kto przywiódł nas do tej gospody, ani kto nas z niej wyprowadzi. Szkoda by było się tylko zasiedzieć przy włączonym nad barem telewizorze, bo za oknem zapraszają nas do podróży niezliczeni jej uczestnicy.
Bioregion
Bioregion to nasza świadomość. Człowiek oderwany od tradycji biologicznej i kulturowej regionu, w którym żyje, to człowiek pozbawiony świadomości. Współczesny zachodni turysta włóczący się po świecie wielkimi samolotami lub samochodem, oderwany od swojego bioregionu może sądzić, że zbiera nektar z kwiatów wielu kultur i przyrodniczych zbiorowisk przenosząc się jak motyl z kwiatu na kwiat. Tymczasem motyl ma swój ściśle określony areał i określone kwiaty, na których siada. Zachodni turysta zbierając odpadki pieczęci kulturowych różnych bioregionów drenuje własną świadomość pozostając na poziomie gościa w obcej scenografii, a za uchylenie kurtyny płaci judaszowymi srebrnikami. Człowiek uniwersalnej, zachodniej cywilizacji wyzbywając się bioregionu pozbywa się świadomości. Zamiast niej ma potrzeby: kupowania, posiadania, sprawowania władzy. Bez tych atrybutów będzie się czuł samotny kiedy zgaśnie światło i wyłączy się środek przekazu albo zepsuje samochód. Świat, nad którym nie sprawuje władzy, lub który nie jest kupowaną turystyczną scenografią jest obcy i groźny. Człowiek bez bioregionu człowiek bez świadomości siebie.
Bioregion jednak ciągle jest dostarcza pokarmu naszemu ciału (chociaż coraz dalej „uprawiamy” ziemię kupując żywność z odległych krajów i „zdradzając” nasz region; dostarcza wszystkich metafor, które przez wieki budowały naszą kulturę. Dziś, coraz częściej już ich nie rozumiemy – tych wszystkich zduszy i stworzy. Bioregion stworzył niegdyś naszą duszę i dlatego ci, którzy ją jeszcze mają nie mogą jej zrozumieć bez zrozumienia bioregionu.
Bioregion oznacza równowagę. Bioregion oznacza więc udział w magicznym kręgu wszystkich bytów tworzących życie bioregionu. By krąg się nie rozpadł trzeba szanować wszystkie jego ogniwa. Poszanowanie miejsc oznacza unikanie eksploatacji. Poszanowanie miejsca oznacza odrzucenie historii w jej antropocentrycznym ujęciu historii wojen i dominacji i poszerzenie jej o historię procesów geologicznych, biologicznych i kulturowych wierzeń, rytuałów i religii. Bioregion to odrzucenie kulturalnych stereotypów.
Gdzie jestem?
Bioregionalizm zaczyna się od zadania sobie pytania: gdzie jestem?
Już sam fakt zastanowienia się nad tym pytaniem zwraca nas ku bioregionowi.
Co definiuje region: ukształtowanie terenu, flora, fauna, wody, rodzaj gleb? Jakie są najbardziej charakterystyczne formy budownictwa, które by można nazwać tradycyjnymi (jakie materiały były w użyciu)? Czy są jakieś miejsca kultu w Twoim regionie? Czy są święta związane z porami roku, obchodzone w regionie (pamiątki, pieśni, tańce)? W jakim stanie jest obecnie przyroda w Twoim regionie? W jakim stanie są ślady dawnej kultury? Od tych pytań zaczyna się czasami świadomość miejsca.
Co możemy zrobić?
To znowu czas na zadanie sobie paru pytań: Jakie kroki powinny być podjęte dla ratowania przyrody i w jakiej kolejności (hierarchia ochrony)? Czy potrafimy określić granice swojego bioregionu? W jakich związkach powinien pozostawać z sąsiednimi obszarami? Jakiego rodzaju tradycje społeczne, kulturowe, duchowe byłyby najkorzystniejsze dla utrzymania harmonii środowiska w bioregionie (chodzi tu nie tylko o ludzi, lecz także o dobro zwierząt, roślin i krajobrazu)?
Ludzie często pytają „co mogę zrobić?” odpowiedź jest bardzo prosta: poczuć się odpowiedzialnym, a wówczas wiadomo juz co trzeba robić. Z pewnością nie wystarczy siedzieć na miejscu i zgadzać się ze wszystkim z nadzieją że z czasem wszystko się zrozumie. Człowiek, który nie kończy się wraz z czubkiem swojego nosa lub zderzakiem samochodu, lecz dostrzega siebie w otaczającym go świecie, reaguje na wszystko, co dotyczy tego świata.
Problem Narcyza nie polegał na tym, że wpatrywał się w swoje odbicie, lecz na tym, że widząc małego siebie nie dostrzegał w wodzie odbicia siebie dużo większego: lecącego ptaka, koron drzew, odbijających się w rzece chmur.
Struktura warsztatu bioregionalnego
Warsztat składa się z czterech etapów – integrującego wprowadzenia, uświadomienia sobie cierpienia przyrody i ginięcia środowiska przyrodniczo-kulturowego, uświadomienia sobie powiązania z całym procesem życia (punkt zwrotny), budowania postanowień i fundamentów dla przyszłych działań na rzecz bioregionu.
1. Opuszczanie syndromu Narcyza
Pytania wprowadzające mogą brzmieć tak: Gdzie jest północ? Czy poprzedniej nocy widać było gwiazdy? Kiedy będzie pełnia? Kto poza ludźmi mieszka w Twoim mieszkaniu? W jakim stanie jest przyroda w Twoim regionie? W jakim stanie są zabytki kultury w Twoim regionie? Po nich rozpoczynają się kolejne procesy:
- Z czym przyszliśmy: kamienie, które nosimy w sobie (radość, smutek, gniew, strach) – to rytuał zaczerpnięty z warsztatu magiczny krąg.
- Młynek ekologiczny – jak w „Myśląc jak góra” Seeda i in.
- Medytacja metra kwadratowego ziemi.
- Poszerzanie kręgu: jakich lokalnych gości zaprosiłbyś do wspólnego kręgu?
- Medytacja wędrówki przez wieki po oglądanym lokalnym krajobrazie (Jaki był 1000, 500, 100, 10 lat temu i jaki może być za 100 lat)
- Rozmowa z drzewem i in.
2. Z czym się żegnamy, co opłakujemy?
Temu etapowi towarzyszą nieco inne procesy:
- Wspólne układanie listy ginących lub już nieistniejących zwierząt, roślin, zabytków, pomników, miejsc, wartości, a także nieżyjących już ludzi związanych z regionem. Lista zostaje dołączona do listy ginących gatunków i wspólnie odczytana.
- Rytuał Pożegnanie – opłakiwanie (w kręgu składane są symboliczne przedmioty) – jak w „Myśląc jak góra”.
- Wspólna pieśń lub odczytanie tekstu, poezji, listu.
3. Punkt zwrotny – kontekst magicznego kręgu życia
- Przeczytanie historii ewolucji.
- Określenie centrum (świętego miejsca) regionu i intuicyjna mapa jego zasięgu. Można zbudować symboliczny model ze strefami dostępności na ziemi, przy pomocy kamieni, gałęzi itp. Próba określenia miejsc i nadania im nazw pod kątem historii oraz przyrody, a także określenie księstw żywiołów: ognia, wody, wiatru.
- Zrobienie kukły symbolizującej złe aspekty tego, co dzieje się w bioregionie i spalenie jej na „ołtarzu ofiarnym” – każdy z uczestników „spala” jedną cechę, która powinna zniknąć.
- Czytanie tekstu Czym jestem? (z „Myśląc jak góra”) .
- Wspólna pieśń lub inny rodzaj miejscowej ekspresji (wiersz, tekst powstały z wspólnych zapisków, taniec…).
Przymierze wszystkich istot na rzecz bioregionu
Oto wybrane procesy składające się na ostatni „etap” warsztatu:
- Uczestnicy warsztatu wybierają miejsca na symbolicznej mapie bioregionu i stają się ich rzecznikami, utożsamiając się z miejscami, roślinami, zwierzętami i innymi istotami pozaludzkimi.
- Uczestnicy robią maski lub przedmioty-symbole, atrybuty miejsc, których są rzecznikami.
- Zgromadzenie wszystkich istot zapoczątkowane zaproszeniem antenatów.
- Zawarcie przymierza na rzecz bioregionu.
- Pieśń kończąca (Pieśń żywiołów lub Pieśń jedności).
- Burza mózgów i wspólne postanowienia na rzecz bioregionu.
- Zapisanie postanowień indywidualnych.
- Ustalenie kalendarza „świąt” bioregionu.
***
Jak widzimy, przedstawiony tu warsztat poświęcony bioregionowi wywodzi się bezpośrednio z opisanego w książce „Myśląc jak góra” zgromadzenia wszystkich istot, wzbogaconego o doświadczenia warsztatów Magiczny krąg i z pewnością jest formułą otwartą, która w trakcie realizacji będzie się zmieniała wzbogacając się o miejscowe tradycje i doświadczenia, bo przecież o to właśnie chodzi.
Janusz Korbel i Marta Lelek