DZIKIE ŻYCIE

Wilczej histerii ciąg dalszy…

Janusz Korbel

Opisywaliśmy niedawno „wilcze przepychanki” w województwie nowosądeckim, gdzie lobby myśliwskie dąży do uchylenia zakazu polowań na wilki. Wkrótce po opublikowaniu tych wiadomości dostaliśmy informację z Bielska Podlaskiego.

Tamtejsza gazeta „Dziennik Wschodni” donosi: „W naszym regionie w ostatnim czasie zwiększyła się liczba wilków. Niewykluczone, że trzeba będzie zredukować pogłowie tych zwierząt” – i ze smutkiem dziennikarz konstatuje. „Od ponad roku są one pod ścisłą ochroną”.

Dalej w gazecie czytamy: „Około 130–140 wilków żyje w lasach włodawskich, strzeleckich, janowskich, na Roztoczu oraz w Puszczy Solskiej i Sandomierskiej. – Zaobserwowaliśmy, że wilki pojawiły się również na obszarach, w których nigdy wcześniej ich nie spotykano” – tłumaczy Jan Kotliński z Regionalne Dyrekcji Lasów Państwowych. „[…] W tym roku na szczęście nie zanotowano u nas przypadków, by wilki dobierały się do owiec i krów. […] W miejscowości Borowiec pamiętają jednak, jak trzy lata temu wściekłe zwierzę zaatakowało kilkuletnią dziewczynkę. Z trudem udało się ją uratować”.

Zdaniem leśników, aby wilki nie wyrządzały szkód, na 10 tysięcy hektarów nie może być ich więcej niż dwie sztuki. W naszym regionie oznacza to konieczność redukcji pogłowia. Z zamiarem wystąpienia do ministra ochrony środowiska o zezwolenie na odstrzał zwierząt zamierzają wystąpić wojewodowie zamojski, chełmski i bialskopodlaski. Leśnicy uważają, że jest to konieczne, gdyż obecnie wilki czynią spore szkody wśród dzikiej zwierzyny. Co kilka dni obserwuje się łanie i kozy (samice sarny) bez młodych lub młode bez matki”.

Nieco dalej autor artykułu wyjaśnia prawdziwą motywację dążenia do zabijania wilków:

„Dewizowi myśliwi w Bieszczadach, gdzie nie ma zakazu polowań na wilka, płacą za jego trofeum nawet 10 tys. marek” (Cytaty za „Dziennikiem Wschodnim”, 16 października 1996, nr 241).

Co prawda „Raport o stanie środowiska” podaje, że wilków w tym regionie jest ok. 6 sztuk, ale cóż. w imię obrony społeczeństwa przed dzikim zwierzem można napisać wszystko, byle tylko uzasadnić potrzebę zabijania wilka, czyli… zarabiania pieniędzy.

Straszy się więc społeczeństwo krwiożerczą bestią, choć „na szczęście nie zanotowano przypadków”. Od czego jednak opowieść o Czerwonym Kapturku (co prawda sprzed trzech lat, czyli z okresu kiedy na wilki wolno było polować, a poza tym jeszcze nie występowały „na nowych terenach”, więc trochę niekonsekwentna).

Pan leśniczy straszy faktem pojawienia się wilków na obszarach, w których nigdy wcześniej ich nie spotykano. Otóż spotykano, bo wilk występował wszędzie w Europie, spełniając niezastąpioną rolę w biocenozie lasu. Przede wszystkim jednak wilka objęto ochroną właśnie po to, by odbudować jego populację (wilk jest na europejskiej czerwonej liście gatunków ginących i zagrożonych) i pojawianie się go na obszarach gdzie wcześniej został wymordowany i wytruty może być tylko powodem do radości. Przy okazji: poza nielicznymi osobnikami pojedynczymi wilki żyją w grupach (watahach) kilkuosobniczych i jest to dla nich podstawowa i gwarantująca egzystencję struktura społeczna, a nie w parach na 10 tys. hektarów – jak chce pan leśnik.

Okazuje się, że nawet bezpośrednich dowodów na wymordowanie przez wilki jeleni i saren autor notatki nie mógł znaleźć, bo w swojej relacji prowadzi śledztwo poszlakowe: „obserwuje się łanie i kozy bez młodych”. Kto zjadł młode? – Wilk! Kto zjadł babcię? Wilk! Kto ocalił dziewczynkę i wyjął babcię i Kapturka z brzucha wilka? – Myśliwy! Może nawet był nim pan Kotliński z Rejonowej Dyrekcji Lasów Państwowych?

Ale jeśli dorośniemy, życie nauczy nas odrobiny sceptycyzmu, a bajki pozostawimy dzieciom, wówczas może nam przyjść na myśl, że w tej całej wilczej sprawie chodzi tylko o pieniądze. Ale jak tu mówić o tym otwarcie nie narażając się równocześnie na podejrzenie o hipokryzję? Przecież ci sami leśnicy lamentują, że zbyt liczne pogłowie jeleniowatych zjada im plantacje lasów, wydają więc miliony na repelenty (toksyczne farby, którymi smaruje się młode drzewa, by zniechęcić jelenie do ich spożywania) i wznosi się ogrodzenia wokół plantacji. Ale co innego gdy jelenia zjedzą wilki i „się zmarnuje”, a co innego kiedy upoluje go dewizowy myśliwy i zapłaci kilka tysięcy marek. Wilk jest więc wstrętnym, dzikim, krwiożerczym konkurentem dla kulturalnego myśliwego w łowisku, a w dodatku tego łowiska… prawowitym gospodarzem.

Żeby jednak skończyć z tymi żartami przypomnijmy kilka faktów, które podawaliśmy już w poprzednim numerze „Dzikiego Życia” (R. Mysłajek, „Wilcze przepychanki w nowosądeckim”): Według zwolennika polowań na wilki, a więc z pewnością nie zaniżającego liczby, doc. Bobka, wilki w czasie ostatniej zimy wykazywały wzmożoną aktywność i wyjątkowo upolowały 837 dzikich zwierząt (podczas normalnych zim wg. tego samego autora średnio – 372). Myśliwi w tym czasie zabili w woj. nowosądeckim 1315 jeleni, 2839 saren i 250 dzików, co daje razem 4404 sztuki dzikich zwierząt. Patrząc na tę statystykę stary basior mruknął do młodego: Mogliby się raczej zająć regulacją pogłowia stada swojego gatunku.

Janusz Korbel