DZIKIE ŻYCIE

Pralnia dzikich zwierząt

Od 3 lat giełda zwierząt w Łodzi, czyli największa hurtownia i miejsce nielegalnej sprzedaży dzikich zwierząt w Polsce, jest obiektem mojej szczególnej uwagi. I to nie dlatego, abym pasjonował się hodowlą kolorowych papug, dostojnych żółwi czy innych egzotycznych osobliwości, których liczba w tym miejscu przekracza wszelkie możliwe wyobrażenia, ale dlatego że jest to miejsce, w którym nielegalny handel gatunkami objętymi Konwencją Waszyngtońską rozwija się na niespotykaną skalę. W grudniu ubiegłego roku złożyłem tam kolejną wizytę i oto garść „wrażeń” z mojego pobytu:

  • Ryby akwariowe pływają w plastikowych workach, po kilkadziesiąt w każdym. Podchodzę do jednego ze sprzedawców i pytam: Jaka jest nazwa tego gatunku? - ­Po jedenaście złotych sztuka. - pada rutynowa odpowiedź.
  • Prawdziwy okres żniw na żółwie stepowe. Trzy tygodnie temu wycieczka Azjatów z Tadżykistanu przywiozła kilka tysięcy żółwi w ogromnych pudłach. Zwierzęta sprzedawały się jak świeże bułeczki. A tamtego wieczoru, gdy my byliśmy na giełdzie, równie mnogo żółwi, ale już droższych, bo sprzedawanych przez rodzimych handlarzy. Czy mogę kupić od pana 40 żółwi na rachunek? - pytam podstępnie. Kupić możesz, ale nie na rachunek - odpowiada właściciel patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem.
  • Dwa małe prosiaczki himalajskie odkryłem w ciemnym kącie giełdy. Po chwili przychodzi właściciel i chwali ich dobry charakter. - Rosną tylko do 30 kg i można je trzymać w budzie, jak psa. Odchodząc słyszę ciche chrząknięcia.
  • Legwany, gekony, kameleony, warany trzymane w maleńkich klatkach, przyciągają uwagę wielu osób. Czy ten waran urodził się w Polsce? - pytam. One nie rozmnażają się w niewoli - słyszę odpowiedź.
  • Dwa koczkodany miniaturowe w małym pudełku obejmują się łapkami. Nad nimi wisi kartka z ceną ­1200 zł/szt. Od sympatycznej starszej pani dowiaduje się, że młode małpki są z importu, ale cena jest okazyjna, bo nie mają legalnych papierów, za które trzeba by zapłacić dodatkowo 500 $.
  • Węże, pająki ptaszniki, skorpiony, żaby wyglądają jak przybysze z innej planety na tle dekoracji ze szkła, plastiku i dymu tytoniowego. Szczególnie jedna przepięknie kolorowa, mała żaba drzewna przykuwa moją uwagę. Już kiedyś widziałem ją na filmie przyrodniczym - mówię do młodego sprzedawcy. Tak, to musiał być film o puszczy amazońskiej - odpowiada fachowo sprzedawca.

Niegdyś na targach niewolników lepiej traktowano „towar”, bo był on cenny i użyteczny dla handlarzy. Tu żółwie przerzuca się jak ziemniaki, ryby duszą się w plastikowych woreczkach, a kameleony w szklanych słoikach. „Źródła” planują w najbliższym czasie rozpętać „drugą wojnę secesyjną”.

I stało się. Po tej wizycie Krzysiek („Xpert”) zgłosił na policję fakt łamania przepisów Ustawy o ochronie zwierząt art. 26. Na odpowiedź czekaliśmy 3 tygodnie i kiedy dotarła, przyjęliśmy ją jak dobry żart. Okazało się, że jeden z policjantów skontrolował giełdę, na której nie znalazł żadnych zwierząt, bo była to giełda... kwiatowa. Po wyjaśnieniach wysłaliśmy go pod właściwy adres i czekaliśmy cierpliwie na efekt. Tym razem inspekcja okazała się owocna, odnaleziono zwierzęta i wyznaczono termin nalotu na giełdę.

Kiedy 18 lutego późnym popołudniem przyjechaliśmy z Krzyśkiem na komisariat Łódź-Górna, 30 policjantów gotowych do akcji było do naszej dyspozycji. Połowa z nich była w cywilnych ubraniach, tak aby nie budzić żadnych podejrzeń wśród sprzedawców zwierzęcej egzotyki. Sprowadzono również oficera policji kryminalnej, który na miejscu miał rejestrować całą akcję kamerą video. W czasie odprawy operacyjnej komendant policji przydzielił wszystkim zadania. Plan był taki: ja z Krzyśkiem wyruszamy na giełdę w towarzystwie 4 policjantów w „cywilkach”. Po zlustrowaniu giełdy policjanci zostają przy „lewych” stoiskach, a na dane hasło wkraczają funkcjonariusze mundurowi i zatrzymują handlarzy. W tym czasie straż miejska blokuje wyjścia z hali, tak aby nikt nie mógł wydostać się z trefnym towarem. Gdy uczestniczyłem w tej odprawie, nasuwały mi się skojarzenia z akcją policji opolskiej na obóz obrońców przyrody na Górze św. Anny. Tylko role były tutaj zmienione, teraz wrogowie przyrody mieli być zatrzymani. Fortuna tym razem nam sprzyjała.

Po odprawie dołączył do nas dyrektor Ogrodu Zoologicznego, dokąd miały być przeniesione skonfiskowane zwierzęta. Choć nie było to najlepsze dla nich rozwiązanie (wiedzieliśmy jaki los czeka zwierzęta w zoo), z braku alternatywy zgodziliśmy się na to. O godz. 17.09 wchodzimy na giełdę w towarzystwie „tajniaków”. Widok znów ten sam: tłum ludzi kłębiących się wokół worków foliowych z rybami tropikalnymi, pudeł kartonowych z setkami żółwi, klatek metalowych z upchanymi w nich ptakami a nad nimi unoszą się kłęby dymu tytoniowego. Przemykam wśród kolorowych straganów i z daleka widzę znajome twarze handlarzy sprzedających egzotycznych więźniów. Wiem na pewno, że te stworzenia nie zostaną dziś sprzedane i nie trafią do przypadkowych „miłośników” zwierząt. Zostawiam przy nich moich „aniołów stróżów” i już z daleka widzę, że następne stoiska są obstawione przez tajną policję. Niedługo wszystkie miejsca na giełdzie będą zablokowane i rozpocznie się „czarny dzień” łódzkiej giełdy. Oprócz zdziwienia i przerażenia zatrzymanych przez policję handlarzy, zapamiętuję także wściekłą twarz właściciela giełdy, który przed kamerami telewizyjnymi krzyczał o bezprawności działania policji i o nieludzkim potraktowaniu biednych sprzedawców.

W wyniku akcji Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła”, policji i pracowników łódzkiego zoo skonfiskowane zostało: 440 żółwi stepowych, 4 żółwie mauretańskie, 15 legwanów, 5 waranów, 3 pytony, 1 kameleon. Wartość hurtowa odebranych zwierząt wynosiła 20 000 zł, 7 osób zostało zatrzymanych, jeden radiowóz policyjny unieszkodliwiony (przekłuto opony), jeden operator telewizji TVN uderzony metalowym kubkiem przez zdesperowanego handlarza. Mamy tylko nadzieję, że odebrane zwierzęta trafią z powrotem do ich prawdziwej ojczyzny i nie spędzą reszty życia w klatkach ogrodów zoologicznych, bowiem obowiązujące przepisy ustawy o ochronie zwierząt mówią, że odebrane zwierzęta można odesłać do kraju ojczystego na koszt przemytnika. Będziemy starali się wyegzekwować ten przepis.

Darek Matusiak „Ptasiek”

PS. W 1973 r. została ustanowiona Konwencja Waszyngtońska regulująca sprawy handlu rzadkimi gatunkami zwierząt i roślin, a także ich częściami (kości, skóry). Państwa sygnatariusze uzgodniły, że „[...] dzikie zwierzęta i rośliny w ich wielorakich, pięknych i różnorodnych formach stanowią niezastąpioną część naturalnych systemów przyrody ziemskiej, która musi być zachowana dla obecnych i przyszłych pokoleń”. Jedną z form realizacji ustaleń konwencji jest specjalny dokument CITES będący zezwoleniem na przewóz dzikich zwierząt przez granicę. Powstała również tzw. czerwona lista gatunków zagrożonych wyginięciem, których obrót podlega szczególnym utrudnieniom. Choć Polska ratyfikowała Konwencję w marcu 1990 r., niestety, w praktyce niewiele się zmieniło.

Maj 1999 (5/59 1999) Nakład wyczerpany