Ekolodzy i narciarze przy "okrągłym stole" czyli kompromis według Niedziałka
Ekolodzy i narciarze przy „okrągłym stole" czyli kompromis według Niedziałka -komentarz do artykułu „Ekolodzy i narciarze...” P. Zawadzkiego.
Wypada pogratulować Pawłowi Zawadzkiemu spostrzegawczości, jednakże wywróconą do potoku gablotę LOP-u, a tym bardziej miejski szalet, wyglądający jak bunkier po ostrzale, trudno uznać za symbole konfliktu między ochroniarzami a władzami miasta. Raczej przykłady te ilustrują obojętność naszego społeczeństwa wobec spraw ochrony przyrody i wymogów higieny, a w szerszej perspektywie - wobec poczynań (a raczej ich braku) ze strony wybranych demokratycznie władz.
Nie trzeba też czekać na nieodwracalne zniszczenia górskiej przyrody w Tatrach - ona ich bowiem doznaje co najmniej od 60 lat. Zaś demagogią są nie tyle „radykalne” hasła ekologów, ile szermowanie twierdzeniami typu: „tereny użytkowane przez narciarzy zajmują mniej niż 1% obszaru TPN” - podczas gdy niszczycielskie oddziaływania związane z uprawianiem narciarstwa przykolejkowego w naszych Tatrach obejmują cały, szeroko pojęty rejon Kasprowego; a nawet pod pewnymi względami całość tych gór1).
Zatem w sytuacji, kiedy dokonywany jest prawdziwy pogrom tatrzańskiej przyrody nie sposób żądać, by ochroniarze zajmowali się stawianiem poprzewracanych gablot informacyjnych, które za chwilę ktoś znowu wywali - byłoby to tak bezsensowne, jak modna obecnie akcja „sprzątania świata”, zresztą usunięciem gabloty z potoku zajęły się już służby miejskie. Co innego zakopiańscy włodarze - nie tylko powinni, ale wręcz mają obowiązek zadbać o stan miejskich toalet. Cóż, kiedy wolą trwonić czas i fundusze na bezowocne ubieganie się o igrzyska, wmawiając przy okazji nękanemu nagłą potrzebą wyborcy, iż olimpiada stanowi jedyną szansę podniesienia poziomu cywilizacyjnego zakopiańskiego grajdołka, a zatem również i wyremontowania pod Giewontem publicznych wygódek.
Natomiast w pełni zgadzam się z Pawłem Zawadzkim, że zespół problemów dotyczących Tatr i Zakopanego, turystyki i ochrony przyrody, jest daleko bardziej złożony, niż nam się wydaje. Tym bardziej więc, przy rozpatrywaniu owych zagadnień niezbędnym jest cytując ks. prof. Tischnera – „myślenie według wartości”.
Zaś nieuniknioną konsekwencją takiego myślenia są różnice poglądów na temat koncepcji zagospodarowania Tatr i rozwoju Zakopanego, ukształtowanych w oparciu o przyjmowane systemy wartości. Przy czym w odniesieniu do wielu problemów, w tym i ochrony przyrody Tatr-Podtatrza, nie istnieje kilka równorzędnych prawd, kilka obopólnych racji - prawda (czy tożsama z nią racja) może być tylko jedna, wszelkie zaś „prawdy” cząstkowe są jedynie mniejszymi lub większymi zafałszowaniami rzeczywistości.
Tatry, obok Puszczy Białowieskiej, są najcenniejszą ostoją dzikiej przyrody w Polsce, unikalną nie tylko w skali krajowej, ale i europejskiej. Tymczasem pomimo, że od 1954 roku Tatry objęto najwyższym statusem ochronnym ustanawiając Park Narodowy, to nieustannie podejmuje się starania by jeszcze bardziej ograniczyć jego, już i tak zminimalizowane rygory ochronne, by pomimo ich istnienia, jeszcze mocniej „ucywilizować” te, zbyt „dzikie” dla wielu, góry. Politycy i biznesmeni, pospołu z działaczami sportowymi domagają się otwarcia Tatr dla nowych inwestycji sportowych, część górali żąda reprywatyzacji terenów wchodzących w skład Tatrzańskiego Parku Narodowego2) - a wszystko to w imię rozwoju narciarstwa i turystyki, w imię doraźnych korzyści jednej tylko grupy użytkowników Tatr, słowem - w imię wszechwładnego zysku.
Mądrze czy niemądrze - pogodzić powyższych „racji” z postulatami ochroniarzy ekologów po prostu się nie da. A to dlatego, że opcje te są sobie całkowicie przeciwstawne opierając się na krańcowo odmiennych systemach wartości: podczas gdy dla „cywilizatorów” Tatr bogiem jest pieniądz, to dla obrońców tatrzańskiej przyrody najważniejszymi są wartości duchowe, które ta przyroda symbolizuje. Cytując słowa J.G. Pawlikowskiego: „Sprawa obrony Tatr jest zarazem sprawą obrony pewnych podstawowych zasad etyki społecznej. I jest ona obroną dóbr idealnych przeciw kupczącym w świątyniach”3).
Rzecz bowiem w tym, które wartości uznajemy za najważniejsze w życiu człowieka i czy konsekwentnie dokonujemy ich wyboru. Istotą człowieczeństwa z pewnością nie jest uprawiane przez niektórych przedstawicieli gatunku Homo sapiens narciarstwo czy turystyka, lecz duchowe odniesienie do otaczającej nas Rzeczywistości, od której, niestety - współczesny człowiek otoczony wytworami swej cywilizacji coraz bardziej się odcina. Jeśli więc uznamy wartości duchowe za nadrzędne w stosunku do pozostałych, to konsekwentnie powinniśmy podporządkować wszystkie inne nasze potrzeby - jednej, najważniejszej: potrzebie kontaktu z Transcendencją objawiającą się w sposób szczególny w wolnej od wpływów ludzkich, dzikiej przyrodzie. Zachowanie w możliwie niezmienionym stanie ostatnich we współczesnym świecie enklaw owej przyrody, jeszcze dotąd ocalałych w potopie cywilizacji śmierci, powinno więc być jedną z najżywotniejszych potrzeb ludzkości wkraczającej w XXI wiek.
Trzeba przy tym jasno sobie uzmysłowić, że wszelki kompromis w materii ochrony przyrody jest mrzonką. Jak to kiedyś ujął genialny socjolog, filozof i ekolog Wojciech Niedziałek4): problem kompromisu między ochroniarzami a technokratami można odnieść do sytuacji, kiedy na wąskiej, przepaścistej, górskiej perci podąża obok siebie dwóch wędrowców. Ścieżka jest bardzo wąska - z lewej strony wznosi się strome zbocze, a z prawej zieje przepaść, toteż idąc ciągle się potrącają. W końcu jeden z nich (technokrata) proponuje drugiemu: skończmy z tymi przepychankami - pójdźmy na kompromis - ja przesunę się o krok w lewo, a ty o krok w prawo i w ten sposób obaj przejdziemy. Jednakże to obopólne ustępstwo oznacza dla drugiego z wędrowców (ochroniarza) zboczenie ze ścieżki w przepaść - a więc śmierć. Oto obraz skutków jakie niesie ze sobą ugodowość w ochronie przyrody - kompromis w tej materii zawsze bowiem prowadzi do niszczenia przedmiotu ochrony, aż do jego całkowitego unicestwienia włącznie. Obecnie, kiedy dzika przyroda Tatr została już niemal zlikwidowana, każde, najmniejsze nawet przyzwolenie ochroniarzy-ekologów na kolejną jej dewastację jest po prostu aktem samobójczym - w efekcie którego niedługo nie będzie już w Tatrach czego chronić. W kwestii ochrony przyrody Tatr-Podtatrza nie dajmy się przeto zwieść perspektywie „okrągłego stołu” - jest ona bowiem fikcją fabrykowaną na użytek naiwnych pseudoekologistów. To tylko zręczny wybieg taktyczny ze strony lobby narciarskoolimpijskiego, który ma zdezorientować opinię publiczną stwarzając pozór osiągnięcia konsensu, tam gdzie to jest po prostu niemożliwe. Cóż, pozostaje nam tylko do końca zachować wierność obranemu systemowi wartości i stanąć do ostatecznego starcia w walce o Tatry, walce będącej fragmentem bitwy o Prawdę...
Tomasz Borucki
PRZYPISY
1) Patrz artykułu pt. „Kolejka na Kasprowy Wierch a Park Narodowy w Tatrach” Stefana Chałubińskiego i Tomasza Boruckiego w „Dzikim Życiu” nr 2(33)1997.
2) By wyrobić sobie opinię o góralach nie trzeba studiować dzieł ks. Tischnera - wystarczy odbyć podróż do paru górskich zakątków świata. Niezależnie czy to będą Tatry czy Himalaje, mieszkańców górskich okolic cechować będzie nadzwyczajna zapobiegliwość o dobra materialne - i zresztą nic w tym dziwnego, skoro od pokoleń egzystowali oni w skrajnie surowych warunkach środowiskowych. Potwierdzają to relacje dawnych i współczesnych podróżników - np. S. Staszica czy J. Kukuczki. Jednakże nawet ks. Tischner piętnował tę przywarę góralskiego charakteru, np. oburzając się w jednym z kazań na praktyki gaździn handlujących nabiałem, które zaprawiały mleko proszkiem ixi, by przedłużyć jego „świeżość”.
3) Patrz J. G. Pawlikowski – „Sprawa kolejki na Kasprowy Wierch”.
4) Nie sposób powątpiewać w rzetelność badań prowadzonych przez Niedziałka, dlatego chyba szelmostwu chochlika drukarskiego należy przypisać informację, jakoby według wyliczeń tego znakomitego naukowca szczyt Kasprowego od 1945 roku miał być obniżony o 4 m. Możliwe, iż rozdeptano 4 m szczytu, ale metry kubiczne, a może w wyniku erozji turystycznej wysokość wierzchołka zmniejszyła się o 0,4 m. Tak czy inaczej podana w artykule P. Zawadzkiego wielkość ubytku jest nieprawdopodobnie ogromna - zakrawa na efekt nie spacerowania, a bombardowania.