DZIKIE ŻYCIE

Czy jest nam jeszcze potrzebny feminizm?

Anna Nacher

Czasem miewam dzikie myśli

Wyglądałoby na to, że nie. Co i rusz słychać tego rodzaju opinie - wszystko, co było do zdobycia, zostało zdobyte. Staniki spalone, "i nawet kobieta jest prezydentem". Obiegowe, popularne wersje sukcesów kobiet w tym stuleciu posiłkują się sztandarowymi nazwiskami. Wolno nam, kobietom, zarabiać i uczyć się na uniwersytecie.


Tak naprawdę jednak żadnego palenia staników nie było - jest to typowa "kaczka dziennikarska" mocno już nieświeża, o zadziwiająco długiej żywotności. Cała historia została wymyślona przez dziennikarza, którego zamiarem było ośmieszenie manifestacji feministycznej. Tak naprawdę obecność kobiet w gremiach decydujących o najistotniejszych dla społeczeństwa sprawach osiąga 39% jedynie w państwach nordyckich. Najczęściej przytacza się przykłady drastycznej dyskryminacji kobiet w krajach islamskich, ale wśród rządów, które nie ratyfikowały konwencji o przeciwdziałaniu wszelkim formom dyskryminacji kobiet znajduje się również rząd Stanów Zjednoczonych. Podczas kryzysu azjatyckiego w roku 1998 spośród dwóch milionów osób, które straciły pracę w samej tylko Tajlandii, 80% to kobiety. Gwałt wciąż pozostaje jedną z broni stosowanych we współczesnych wojnach - czy to w Europie, czy w innych częściach świata. W "naszej" części świata kobiety coraz bardziej stają się przedmiotem - nasze ciała służą do sprzedaży piwa, samochodów, zegarków i komputerów. W byłych krajach socjalistycznych coraz intensywniej rozwija się przemysł pornograficzny, a w miejscu pracy kobiety zazwyczaj słyszą pytanie, kiedy zamierzają zajść w ciążę bądź wręcz są zmuszane do podpisywania zobowiązań, że to się nie zdarzy w ciągu kilku najbliższych lat. Często przedmiotowe traktowanie kobiet staje się tak zwyczajowe, że nie budzi już niczyich protestów: oto "szacowny" portal Onet w związku z wyborami Miss Polonia udostępnia możliwość "obracania dziewczyn tak, by móc obejrzeć kandydatkę z każdej strony" (na razie jeszcze wirtualnie, ale kto wie...), a nawet zbudowania idealnej kandydatki z wybranych części ciała kobiety. Już sam opis budzi wstręt i odruchowy protest. Notkę zaś zamieszcza - wyraźnie bezrefleksyjnie - równie "szacowna" Gazeta Wyborcza w swoim dodatku komputerowym, ta sama Wyborcza, która wydaje pseudofeministyczne "Wysokie Obcasy" (choć czasem trafiają się tam świetne felietony Kingi Dunin). Dla każdego i każdej, kto twierdziłoby, że powyższe przykłady o niczym nie świadczą, zagadka: dlaczego zdanie "każda człowiek chciałaby być szczęśliwa" brzmi niepoprawnie? Chcąc być wierna sobie, muszę być wbrew językowi i jego regułom. I nie ma co mówić "tak już jest". Dlaczego nas nie dziwi to, że "tak już jest"?

Dlatego na ogół nie zastanawiam się nad tym, czy feminizm jest jeszcze potrzebny. Kiedy czytam takie historie i kiedy zdarza mi się widzieć trzy reklamy pod rząd, w których występują takie same dziewczyny w takich samych krótkich czerwonych sukienkach, zupełnie nie mam kłopotu z odpowiedzią. Nawet, jeśli słyszę, że feminizm dzieli - na przykład, że dzieli ekologów. Ma to rzekomo oznaczać, że to feminizm jest taki wstrętny, nie zaś zakompleksieni panowie z lubością żartujący w ten sam, zabawny tylko dla nich, do bólu przewidywalny sposób. Mogę mieć tylko nadzieję, że feminizm podzieli również katolików i że kiedy następnym razem przywódca tej wspólnoty porówna feministki do faszystów (jak uczynił ostatnio prymas Glemp), odezwą się głosy oburzenia i protestu wewnątrz tej wspólnoty - czyżby to była ta sama wspólnota, w imieniu której papież przepraszał kobiety za wielowiekową dyskryminację? Jak daleko sięga hipokryzja w obrębie naszego neurotycznego, koturnowego, zamienionego w cyrk z fajerwerkami katolicyzmu? Uwaga, news: na świecie daje się coraz silniej zauważyć ruch feministek (i feministów, nie jest to wbrew pozorom zjawisko paranormalne) - katoliczek i nie jest to połączenie niemożliwe. Kościół katolicki jest prawdopodobnie jedną z ostatnich instytucji, która wyklucza kobiety ze swoich władz na mocy prostego "nie, bo nie". Wydaje się, że coraz większą ilości ludzi tego rodzaju prostota przestaje przekonywać. Podobnie zresztą jest w islamie, zwyczajowo już widzianym na Zachodzie (a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych) jako strefa całkowitej dyskryminacji kobiet. Pewnie dlatego, że można się tym islamem tanio wyłgać: zaprotestujemy przeciw przymusowi noszenia czardafu (zwyczajowej zasłony twarzy, a nawet całego ciała kobiety), ale nasz terrorystyczny przemysł produkcji chudych piękności zostanie nietknięty! Otóż coraz częściej kobiety kształcą się w prawie koranicznym, a niektóre z nich zostają...imamami z możliwością wydania fatwy (czyli orzeczenia o mocy równej orzeczeniu sądu). Oczywiście są też takie miejsca jak Afganistan, gdzie sądownie karze się zgwałcone kobiety za to, że "prowokowały" (takie jest tam prawo). Sam Prorok natomiast był zwolennikiem... emancypacji kobiet, pracował jako kupiec u swojej pierwszej żony, samodzielnej - jak byśmy to dzisiaj nazwali - bizneswoman, sporo zresztą od niego starszej. Jeśli przyjrzeć się naukom i praktyce życiowej Jezusa Chrystusa, to wątek emancypacyjny również jest bardzo wyraźny, i to nie tylko w świetle ewangelii apokryficznych. W początkach zaś chrześcijaństwa kobiety odgrywały rolę wręcz zasadniczą, a jeszcze za czasów znakomitej kompozytorki - zakonnicy Hildegardy z Bingen - przeorysze zakonów żeńskich miały władzę równą biskupom.
Mam więc nadzieję, że feminizm nas podzieli. Skutecznie.

Anna Nacher

P.S. Dla niedoinformowanych, feminizm nie jest:
a) "ruchem odwetowym";
b) "ideologią zakładającą zamianę kobiet w mężczyzn";
c) "wykwitem poprawności politycznej";
d) "walczący".