DZIKIE ŻYCIE

Dzikie serce Sandomierza

Agnieszka Madej

Nasze miasto, jako jedno z nielicznych, posiada unikalne położenie (stare miasto na wzgórzu nad Wisłą, wąwozy), jak i wspaniałą architekturę, nazywane jest „małym Krakowem”. To właśnie tutaj przybywali polscy poeci i pisarze, aby móc nasycić swe dzieła niezapomnianymi wrażeniami z pobytu w tym niegdyś przepięknym grodzie.

To niegdyś znane miasteczko do tej pory nie zatraciło swego pierwotnego uroku, m.in. dzięki przepięknej florze. Dla mnie, mieszkanki Sandomierza od niedawna przemierzającej kręte uliczki i strome wąwozy, jest szczególnie szczęśliwym trafem losu, że właśnie tutaj przyszło mi się osiedlić. Doceniam to i zdaję sobie sprawę, że chyba nigdzie indziej nie mogłabym znaleźć tylu ciekawych i uroczych zakamarków. Zachodnią skarpę wzgórza porasta dziki las z leżącymi drzewami (las powstrzymujący skarpę i część starówki przed obsuwaniem i dewastacją zaczęli wycinać kilka lat temu urzędnicy, zamieniając na strzyżony trawnik; na szczęście w porę skarpę uratowało dwóch ekologów). Mamy też zdziczałe sady, piękne wąwozy – duże i strome oraz małe i urocze. Jest w końcu Wisła, nad którą rozrosło się miasto, ma dziką dolinę ze starorzeczami, oczkami wodnymi, lasami łęgowymi, szumiącymi wierzbami i bogactwem ptaków.

Często gdy rozmawiałam ze znajomymi na ten temat w ich głosie wyczuwałam ton obojętności co do wyglądu naszego miasta. Wiadomo, zapracowani, zmartwieni własnymi problemami nie są w stanie wszystkiego dostrzec. Ja jednak, przemierzając codziennie tę samą drogę do pracy, mam okazję poczuć co to znaczy mieszkać w Sandomierzu. Droga wiodąca wzdłuż Wąwozu św. Jadwigi jest jedną z najoryginalniejszych dróg jakimi w życiu szłam. To nic, iż czasami jakiś samochód przejedzie tuż obok moich stóp, że spotkałam pień ściętego drzewa. Wszystko to wynagradzają mi wiewiórki swoim rozkosznym tańcem ogona, gdy wiedzą, że je obserwuję, oraz piękno dzikich miejsc.

Taką niesamowitą ostoją dzikości w centrum Sandomierza jest również dolina Piszczele, z rosnącym lasem z wysokimi jesionami, grubymi starymi topolami, dzikim bzem, kwitnącymi kolorowo kwiatami. W dolinie z kilku źródeł bierze początek strumień płynący w kierunku zamku, tworzy on korytarz, którym poruszają się małe zwierzęta. Ptaki: dzięcioły (w tym dzięcioł rzadko spotykany – zielony), sikory i inne kolorowe gatunki przemykają po drzewach i krzewach. Kos – cały czarny z bezczelnie żółtym dziobem – nie boi się, wręcz przeciwnie, coś pokazuje, jakby wołał o jedzenie. Sójka – śliczny duży ptak z ciałem koloru kawomlecznym – nigdy nie pozwala na siebie za długo patrzeć. Wszystko to woła o jedno: zostawcie nas w spokoju, niech te stare drzewa i dzikie zwierzęta żyją tu tak, jak to robią od setek lat.

A jednak nie wszystko wygląda tak wspaniale i radośnie. Od niedawna dzięki planowi zaprojektowanemu przez pana z Urzędu Miasta w dolinie Piszczeli zaczęła się eksterminacja drzew, krzewów, kwiatów i całej niskiej zieleni, czasami wycinanych jak w parku miejskim do gołej ziemi. Jednocześnie niszczone jest miejsce życia wielu ptaków i innych zwierząt. Nie jestem fachowcem w tym sprawach, ale widziałam plany zagospodarowania Piszczeli (terenu w miarę naturalnego, gdzie krzewy i drzewa rosną sobie jak chcą – i co w tym złego?). Poszerza się i reguluje strumyk. Buduje się liczne ścieżki utwardzone, piesze i rowerowe. Planowane są budki z hot-dogami i innymi, wiaty pod grill, wyznaczone miejsca na ogniska i plastikowe toalety. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie i kilku przyjaciół miejsce to straci swój „dziki” wygląd. Pan realizujący plan stwierdza, że teren ten jest wysypiskiem śmieci zalegających pod ziemią. Możliwe, że tak jest, ale ilekroć chodzę tam na spacery nigdy nie dostrzegam wielkich zwalisk śmieci oprócz paru starych, zużytych odkurzaczy i torebek plastikowych. Wszystko rośnie tam swoim naturalnym tempem i nie potrzebuje osuszania, ani wyrównywania terenu. Pozostawmy ten ostatni skrawek „dzikości” takim, jaki jest, sprawmy, aby Sandomierz nie stał się kolejnym nieciekawym miastem, w którym wszystko jest zrównane, a granice parku każdy zna. Żyjemy w czasach rozwiniętej technologii, gdzie prawie każdy posiada samochód i komputer. Pozwólmy też przyrodzie żyć własnym życiem, nie ograniczajmy jej na każdym kroku. Ona jest tutaj, obok nas i w każdym z nas – trzeba tylko pozwolić jej się rozwijać. Jeśli plany zagospodarowania Piszczeli zostaną zrealizowane, będziemy mieli kolejny (luna)park, z drzewami rosnącymi w odpowiedniej odległości, horyzont będzie wyznaczony przez pobliski cmentarz, a my sami poczujemy się jak w klatce

Agnieszka Madej

Apel

Pomóż Piszczelom!

Położona w centrum Sandomierza dolina Piszczele jest wartościowym przyrodniczo zakątkiem. Jest to kilkuhektarowy kompleks lasów wiązowo-jesionowych, można tam spotkać zwierzęta i rośliny środowisk typowo leśnych, jak kuna leśna, dzięcioł zielony, miodunka.

W chwili obecnej trwają prace „zagospodarowujące” dolinę: wycinka wielu drzew i krzewów, budowa chodników, ścieżek i innej rekreacyjnej infrastruktury. Zaproponowaliśmy objęcie doliny ochroną prawną jako użytek ekologiczny i wytyczenie tam ścieżek dydaktycznych. Obecnie wniosek nasz jest odrzucany pod pretekstem poparcia mieszkańców dla planów zagospodarowania (mieszkańców nikt się nie pytał o zdanie, nauczyciele popierają zachowanie naturalnego lasu dla edukacji młodzieży).

Prosimy o pomoc dla Piszczeli.

Ważny jest każdy głos organizacji i osób. Dzwoń do burmistrza Sandomierza: (15) 83 33 228, pisz na adres: Urząd Miasta w Sandomierzu, 27-600 Sandomierz.

Wszelkie dodatkowe informacje: Towarzystwo Obrony Przyrody „Ostoja”, e-mail: wluczykij@poland.com.