DZIKIE ŻYCIE

Prostaczek w Japonii: Drzewa i komputery

Juraj Lukáč

Wiara przyrodników w możliwości techniki zawsze jest większa niż u techników. Jest to prawdopodobnie podyktowane tym, że przyrodnicy posiadają nadmierną wiarę w potęgę wiedzy, zdolności człowieka i możliwość naprawy przez technikę tego, co uprzednio zostało zniszczone. Z kolei większość ekologicznych aktywistów ma wykształcenie techniczne. Technicy lepiej poznają granice ludzkich możliwości i dzięki temu mogą ocenić doskonałość wytworów przyrody.

Pierwszy raz miałem okazję dokonać tego spostrzeżenia na spotkaniu ze słowackimi leśnikami, na którym moje stowarzyszenie Lesoochranarske zoskupenie „Vlk” zostało zaatakowane za używanie samosiejek jako materiału do sadzenia lasu. Na moje argumenty, że taka metoda odnawiania lasu jest skuteczna i prawidłowa, ponieważ korzysta się wtedy z materiału genetycznego, który stworzyła sama natura i że tę metodę stosuje się z powodzeniem w Zachodniej Europie, usłyszeliśmy odpowiedź, że jesteśmy oszołomami finansowanymi przez imperialny Zachód. Oprócz tego usłyszeliśmy, że nasze starania o ochronę naturalnych lasów są bezsensowne, ponieważ taki las jest obecnie bezużyteczny. Śmiano się także z 10 tys. sadzonek, które za darmo posadziliśmy na zrębach zupełnych zrobionych przez leśników, a także z budek lęgowych dla puszczyków uralskich, które sami wykonaliśmy i rozwiesiliśmy w Górach Czergowskich. „Przecież to ptaki, z których nie ma żadnego pożytku!” – tak nam powiedziano – „Po cóż więc te wszystkie wasze działania, skoro i tak słowaccy leśnicy stworzą drzewa, które wytrzymają wszystko. Wytrzymają i szkodliwe emisje, i globalne ocieplenie”. Taką mieszaninę naiwności, głupoty i wiary w to, że technika jest w stanie naprawić wszystko, co zniszczyliśmy przez dziesiątki lat miałem okazję usłyszeć nieraz w dyskusjach z państwowymi gospodarzami lasu.

Aż w końcu, kiedy już zapomniałem o swoich negatywnych doświadczeniach ze słowackimi leśnikami, temat ten znów powrócił, choć w okolicznościach zgoła odmiennych. Miało to miejsce na spotkaniu z przedstawicielami koncernu samochodowego Toyota, w jednym z tokijskich drapaczy chmur. Szef Toyoty – firmy, której roczne obroty wynoszą 200 miliardów dolarów, przez godzinę przekonywał mnie, że Toyota we wspaniały sposób stara się, aby jej samochody pomagały człowiekowi i środowisku naturalnemu. Mówił, że w laboratoriach jego firmy, dzięki zastosowaniu nowych odkryć inżynierii genetycznej, będzie można wyprodukować drzewa odporne na spaliny samochodowe. Po wysłuchaniu tych wywodów pomyślałem sobie, że jedyna różnica pomiędzy Japonią a Słowacją jest taka, że Japończycy mają dużo pieniędzy i naiwności, a nam pozostaje tylko naiwność. Nie można bowiem wyprodukować w kilkadziesiąt lat drzew, które są lepsze do tych, nad którymi Natura pracuje od 100 mln lat. Ale na pewno naukowcom uda się wytworzyć potworne kopie natury. Karykatury żywych istot, które zamiast rodzić jabłka będą pożerać samochodowe wyziewy.

Inny przykład. Procesor Pentium, główny element najrozmaitszych komputerów, ma w swoim kodzie wewnętrznym zdecydowanie mniejszą ilość kombinacji niż kod genetyczny drzewa. I choć poddano go wielu trudnym testom i sprawdzianom, to jednak konstruktorzy nie zdołali ustrzec się błędów i zalali świat milionami wadliwych procesorów. Jeśli macie na stole Pentium, to jest pewne, że wam źle mnoży. Zasadniczo prostszy wyrób od drzewa, a powoduje tyle złości u jego użytkowników. Kiedy w dyskusji z twórcami tych procesorów poddałem w wątpliwość doskonałość ich dzieła, oni z całkowitą pewnością siebie powoływali się na sukcesy i nieomylność japońskiej wiedzy i techniki. Złośliwie przypomniałem sobie tę rozmowę, kiedy „nieomylne” japońskie komputery na lotnisku Nriba błędnie wyliczyły i sprzedały mój bilet lotniczy ponownie innej osobie. Mało co i bym nie odleciał.

W Japonii ma też miejsce inne ciekawe zjawisko socjologiczne. Występuje tu niewiarygodnie niska liczba zgonów w kolizjach samochodowych. Na japońskich drogach ginie rocznie tyle osób, ile w Czechach i Słowacji razem wziętych. Jednak ilość ludzi w Kraju Kwitnącej Wiśni jest przecież prawie dziesięciokrotnie większa niż u nas. To zjawisko spowodowane jest tym, że przy wzroście liczby zgonów, firmy samochodowe tracą klientów. Problem ten w Japonii udało się rozwiązać poprzez zwiększenie bezpieczeństwa ruchu samochodowego i produkcję bezpiecznych aut – tak, aby ilość zabitych była na stałym poziomie i nie wpływała na prosperity firm motoryzacyjnych. Jest to przecież oczko w głowie każdego kapitalistycznego państwa. Jednak większość ludzi zapomina o tym, że na drogach i autostradach całego świata dzień w dzień toczy się gra w rosyjską ruletkę, w której stawką jest życie. Codziennie bowiem, w każdym kraju do samochodów wsiada wiele osób, które nie dojadą do celu.

Mówić więc trzeba wprost: że procesory Pentium są wadliwe, że manipulowanie kodami genetycznymi jest niebezpiecznym hazardem, ponieważ człowiekowi nie jest dane wiedzieć wszystko. I że transport samochodowy zabija, a każdy kierowca godzi się brać udział w tej zabójczej grze. Zarówno w Japonii, jak i u nas.

Juraj Lukáč

Tłumaczenie: Dariusz Matusiak

Kwiecień 2002 (4/94 2002) Nakład wyczerpany