Głębsza ekologia
Sto lat temu w od podolsztyńskiej wiosce Spręcowo posadzono topolę. Po stu latach postanowiono ją wyciąć. Nietrudno zgadnąć, dlaczego – jej gałęzie łamały się podczas wichur i spadały na drogę. A droga przejezdna być musi, samochód to wszak dzisiaj rzecz święta.
Topoli nie bronili ekolodzy, projektu jej ochrony nie sfinansowało Ministerstwo Środowiska, na drodze panów uzbrojonych w piły elektryczne nie stanęli działacze przeszkoleni na kursach stymulujących rozwój aktywności społecznej. Topoli broniła ponad 70-letnia Gertruda Dąbkowska, który przodkowie ongiś ją posadzili.
Przebieg całej akcji wskazuje, że pani Gertruda prawdopodobnie była zapaloną czytelniczką czytelniczką „Earth First! Journal” lub innych periodyków nawołujących do radykalnej ochrony przyrody. Staruszka bowiem przykuła się łańcuchem do drzewa, by uniemożliwić jego wycięcie. Po kilku godzinach czynnego oporu, policjantom przybyłym dwoma radiowozami udało się łańcuchy przerwać, a strażacy ścieli topolę. Czy ekosabotażystce grozi więzienie lub kolegium – nie wiadomo.
Jaki z całej historii morał? Ano taki, że lud prosty, nie mający za sobą wielu lat edukacji ekologicznej, nie biorący udziału w kursach i konferencjach organizowanych przez te i owe kliki z Ziemią w nazwie, niezrzeszony w koalicjach i grupach roboczych potrafi stanąć okoniem bezmyślnemu niszczeniu przyrody. A może by tak zaprosić panią Gertrudę na kursokonferencje o obywatelskim nieposłuszeństwie? Myślę, że ma ona ciekawsze zajęcia...
Nemo