DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Tatry są świątynią. Rozmowa z prof. Zbigniewem Mirkiem

Dariusz Matusiak

W jednej z publicznych dyskusji na temat ochrony przyrody Tatr przywołał Pan następujące stwierdzenie papieża Jana Pawła II: „Człowiek aby zrozumieć samego siebie musi nauczyć się obcować z przyrodą”. Czy w Pana opinii społeczeństwo polskie, w dużej części katolickie, posiadło umiejętność obcowania z przyrodą?

Zbigniew Mirek: Trudno generalizować, ale moje doświadczenie wskazuje, że bardzo wiele osób ani tego nie potrafi, ani też nie uświadamia sobie w wystarczającym stopniu wartości obcowania z przyrodą. Z drugiej strony, Polska jest nadal krajem w dużym stopniu rolniczym, co niesie ze sobą ogromną więź jej mieszkańców z ziemią. Jest to równocześnie szansa na organiczne niemal obcowanie z przyrodą, której efektem są rozmaite doświadczenia związane ze światem natury. Wypowiedź Papieża, którą Pan zacytował, mimo że nie jest zakorzeniona bezpośrednio w konkretnej religii i dotyczyć może każdej osoby niezależnie od jej światopoglądu, to jednak nie została specjalnie nagłośniona. Polacy potrafiący docenić wagę papieskich wypowiedzi, tej jednak nie uczynili przedmiotem szerszej refleksji – a wielka szkoda, bo zacytowana sentencja jest jednym z ważnych kluczy do rozumienia człowieka i otaczającego nas świata. A refleksja jest tu konieczna, by wniknąć w głęboki sens papieskiej wypowiedzi. Już samo słowo „obcować” domaga się pełniejszego rozumienia.


Prof. Zbigniew Mirek. Fot. Archiwum
Prof. Zbigniew Mirek. Fot. Archiwum

Jak więc należałoby rozumieć słowo „obcować”?

Doprecyzowanie tego słowa jest bardzo ważne, bo człowiek eksploatujący przyrodę, dokonujący na niej swoistego gwałtu, również może uważać, że z nią obcuje. Ale różnica takiego „obcowania” w stosunku do tego, o którym mówi Papież jest dokładnie taka sama, jak między pełnym miłości zjednoczeniem kobiety i mężczyzny a gwałtem. Pierwsze jest służbą życiu, wyrazem miłości i najwyższego szacunku dla godności człowieka, drugie całkowitym zaprzeczeniem jednego i drugiego. Przyroda, podobnie jak człowiek, ma swoją godność, a właściwe z nią obcowanie jest zawsze relacją miłości. Jest to ten typ relacji, który mają na myśli chrześcijanie wyznając wiarę np. w „świętych obcowanie”. Człowiek ewolucyjnie został wyprowadzony z przyrody i tkwi w niej bardzo głęboko. Potrzeba obcowania z przyrodą i to bardzo różnorakiego, ale zawsze pełnego miłości i szacunku jest więc jedną z najważniejszych potrzeb człowieka. Przyroda jest bowiem najwłaściwszym i najlepszym środowiskiem wzrostu i rozwoju człowieka; zarówno fizycznego jak i – w jeszcze większym stopniu – duchowego. Przyroda ukształtowała nasz estetyczny smak i poczucie harmonii. Stąd nasza fizjologia reaguje inaczej na brzydotę a inaczej na piękno, zaś jedno i drugie nie może być rozumiane dowolnie. Nasz organizm wyrosły z przyrody rozróżnia obiektywnie całym sobą harmonię piękna służącego życiu od dysharmonii brzydoty zabijającej życie – także życie biologiczne, nie tylko duchowe. Stąd np. tylko sztuka wyrastająca z wrażliwości wychowanej na pięknie przyrody tak naprawdę służy życiu.

Jak daleko jesteśmy – jako gatunek – od tej mądrości zawartej w przyrodzie?

Sądząc z owoców wielu naszych działań czy zachowań – bardzo daleko! Co gorsza, miast przybliżać się do tej mądrości, jakbyśmy się od niej oddalali. Wynika to z faktu, że bardzo słabo rozumiemy związek człowieka z przyrodą i bardzo słabo i jednostronnie patrzymy na przyrodę. Dodatkowo nosimy w sobie często kaleki i jednostronny obraz samych siebie, własnych potrzeb i ich ważności. Tymczasem to coraz mniejszy kontakt z przyrodą sprawia, że przestajemy rozumieć życie i siebie samych. Kreujemy tym samym cywilizację przeciwną życiu. Zapominamy, że cała prawdziwa kultura duchowa wyrosła z kontaktu z przyrodą i że to właśnie przyroda najdoskonalej prowadzi człowieka do spotkania z Transcendencją.

Powiedział Pan, że przyroda jest najpełniejszym środowiskiem życia i najdoskonalszym środowiskiem formacji duchowej.

Tak, to prawda. Przyroda jest najdoskonalszą mistrzynią, nauczycielką i wychowawczynią. Życie ma wymiar nie tylko biologiczny, ale i duchowy, o czym współczesny świat często zapomina. Przyroda, głównie poprzez piękno, które jest także nośnikiem dwu innych wartości – prawdy i dobra, doskonale odwołuje się do emocjonalnej i duchowej warstwy życia w człowieku; wprowadza go w inne wymiary. Współczesna cywilizacja naukowo-techniczna opisuje życie tylko w wymiarach biologicznych i materialnych, starając się równocześnie zamknąć je w doczesności. Zakłamuje w ten sposób życie.


Tatry. Fot. Janusz Rubisz
Tatry. Fot. Janusz Rubisz

Obiektem Pańskich badań przyrodniczych są Tatry, które często określa Pan mianem świątyni przyrody. W jakim obecnie stanie znajduje się ta świątynia?

Tatry są dla mnie świątynią, przede wszystkim dlatego, że są nagromadzeniem stworzonego piękna i różnorodności życia pulsującego tu własnym rytmem. W tym odbiorze Tatr jako świątyni, jako obiektu sakralnego nie jestem odosobniony. Wszyscy niemal twórcy turystyki od Jana Gwalberta Pawlikowskiego, poprzez młodopolskich artystów-taterników do Mariusza Zaruskiego a potem Władysława Krygowskiego i wielu innych, aż po obecnego Papieża – tak je odbierali i odczuwali. Dzikie i piękne góry mają to w sobie! Japońska religia szintoizm zaleca swym wyznawcom, by zamiast się modlić wychodzili w góry i kontemplowali piękno otaczającej przyrody. Piękno jest znakiem, którym przemawia do nas Transcendencja. Ono unosi duszę ku górze i daje poczucie wolności, pozwala zobaczyć wymiary życia normalnie nie widziane. Ale wróćmy do Tatr; już choćby ich wyniosłość i fantastyczne kształty czynią z nich budowlę sakralną. Tak, Tatry są świątynią, a to również mówi nam pośrednio, jak powinna wyglądać nasza w nich obecność. Pyta Pan o dzisiejszy stan tej tatrzańskiej świątyni. Wydaje mi się, że czasami przypomina świątynię jerozolimską z czasów Chrystusa, gdzie kręci się pełno przekupniów zapatrzonych w swój doraźny zysk i zupełnie nieświadomych wagi miejsca i jego przeznaczenia. Niekiedy aż się prosi, aby ktoś przywrócił w tej świątyni porządek. Wielokrotnie podkreślałem, że park narodowy to nie tylko miejsce, gdzie chronione jest życie przyrody, ale – w sposób szczególny – chroniony jest człowiek. Pierwsze warunkuje jednak drugie. Aby chronić człowieka Tatry muszą pozostać świątynią. Muszą też pozostać swoistą Arką Noego chroniącą życie przyrody i człowieka przed potopem niszczącej cywilizacji. Parki narodowe są takimi arkami, gdzie ma szansę przetrwać życie przyrody i człowieka. Takie miejsca musimy zachować bezwarunkowo, gdyż jest to ostania deska ratunku dla przyrody i dla nas samych. Stąd z taką determinacją opowiadam się za ich bezwzględną ochroną. Tym bardziej, gdy widzę, że za pieniądze uzyskane z inwestycji lokowanych w tej świątyni kupujemy rzeczy zaspokajające kompletnie sztuczne potrzeby. Już samo rozbudowywanie tych sztucznych potrzeb skierowane jest przeciwko życiu; co gorsza, ich zaspokajanie wiąże się zawsze z bezpośrednim lub pośrednim niszczeniem życia na ziemi. Tym oto sposobem powstaje absurdalny, konsumpcyjny model cywilizacyjny – z człowiekiem jako „idiotą konsumpcyjnym” w centrum. Co gorsza, cywilizacja ta, w tej chwili już świadoma stworzonych przez siebie zagrożeń, wciąż jednak tkwi w złudnym przekonaniu, że przy pomocy środków technicznych jest w stanie te zagrożenia zlikwidować. Zapomina się w takich momentach, że prawdziwe źródło zagrożeń tkwi w sercu człowieka i same „środki techniczne” niewiele tu pomogą.

Gdy w Tatrach powstał park narodowy, okazało się, że tym sposobem powstało również niegasnące źródło konfliktów między społecznością lokalną, inwestorami, którzy chcieliby realizować tam swoje prywatne przedsięwzięcia a ludźmi chcącymi zachować piękno tego miejsca. Jak Pan uważa, w jaki sposób należałoby przekonać tych pierwszych do pozostawienia tego miejsca, takim jakie jest?

Nie ustawiałbym problemu w ten sposób. Kiedy mowa o ludności miejscowej, to po pierwsze, nie sposób nie zauważyć pewnych błędów popełnionych przy podejmowaniu i wcielaniu w życie skądinąd słusznych decyzji dotyczących tworzenia parku narodowego. Stąd, niektórzy mogą nosić w sercu pewien ból. Do tego bólu odwołują się dziś często chytrzy aferzyści, którzy tak naprawdę okradają miejscową ludność z tego, co jest jej długofalowym kapitałem. Pocieszające jest to, że większość ludzi mieszkających pod Tatrami jest już tego świadomych. Pozostaje jednak grupa cwaniaków, dla których życie sprowadza się w głównej mierze do robienia pieniędzy; ludzi, „którzy znają cenę wszystkiego, ale nie znają wartości niczego”. Dla tej grupy jedynym, co może ich wyleczyć jest jednoznaczne i twarde prawo, egzekwowane przez wszystkich, którzy są do tego powołani. Takie jednoznaczne zachowania urzędników są jasnym sygnałem, że park narodowy jest wartością nienaruszalną. Wydaje mi się, że w Polsce, mimo mrocznych czasów PRL-u, wartości związane z ochroną przyrody przez długi czas stały dość wysoko. W ostatnich 12 latach, odkąd postawiono na rozwój gospodarki tzw. wolnorynkowej, co wielu potraktowało jako możliwość bogacenia się za każdą cenę, coraz trudniej bronić przyrody. W nowej konstytucji – a więc najwyższej rangi dokumencie prawnym – mamy co prawda zapisaną gwarancję zrównoważonego rozwoju (ekorozwoju). Problem w tym, że każdy rozumie ten zapis tak, jak chce. Tymczasem, rozwój zrównoważony to taki rozwój cywilizacyjny, który zapewnia trwanie rodzimej różnorodności biologicznej na danym obszarze. Różnorodność ta, budująca tożsamość przyrodniczą danego regionu nie może ubożeć, nie może być niszczona. Musi być zachowana. Muszą też trwać procesy gwarantujące dalszą ewolucję tej różnorodności w długofalowym procesie. Tak rozumiany ekorozwój pozwala zachować tożsamość przyrodniczą regionów i wpisuje się tym samym w koncepcję bioregionalizmu, a także wcześniejszą koncepcję „małych ojczyzn”. Tylko w ten sposób można w praktyce zrealizować ideę zjednoczonej Europy rozumianej jako wielka ojczyzna „małych ojczyzn”. Nie wyobrażam sobie także realizacji tej koncepcji bez szerokiej współpracy z przyrodnikami, którzy muszą najpierw rozpoznać i opisać różnorodność biologiczną danego obszaru, przyrodnicze dziedzictwo każdego regionu, pomogą zrozumieć jego wartość oraz podpowiedzą najlepsze metody skutecznej ochrony. Z pewnością nie może być także mowy o realizacji tak rozumianego rozwoju zrównoważonego bez gwarancji priorytetu ochrony w obszarach tak szczególnych jak parki narodowe. Są to obszary szczególne i gdy mowa o ich ochronie musimy już myśleć nie na sto, lecz na tysiąc lat do przodu, biorąc pod uwagę kumulację w dłuższym okresie skutków nawet drobnych, jednostkowych decyzji. I znowu Tatry są tu dobrym przykładem. W początkach ubiegłego wieku, odwiedzało je zaledwie 100-150 tys. turystów [obecnie TPN odwiedzają 3 miliony turystów rocznie – przyp. red. DŻ] Mimo to, Jan Gwalbert Pawlikowski uznał, że okres „uprzystępniania” Tatr należy uznać za definitywnie zamknięty. Tymczasem od tamtego czasu powstały wszystkie tatrzańskie kolejki, wyciągi, wszystkie ważniejsze drogi utwardzone, parkingi, punkty gastronomiczne i liczne schroniska; co gorsza, wiele z tych obiektów już w okresie istnienia parku narodowego. Myślę, że to właśnie brak świadomości długofalowych skutków zdecydował o takim postępowaniu.


Tatry. Fot. Janusz Rubisz
Tatry. Fot. Janusz Rubisz

Wydaje się nawet, że tej świadomości nie mają osoby stojące na czele resortu ochrony środowiska. Poprzedni minister Antoni Tokarczuk zapoczątkował rozbiór Tatrzańskiego Parku Narodowego i odwołał jednego z najlepszych strażników tego miejsca, jakim był dyrektor Byrcyn. Natomiast obecny resort kontynuuje tę szkodliwą politykę godząc się np. na rozbudowę kolejki linowej na Kasprowy Wierch, aby mieć święty spokój z samorządami lokalnymi.

Powiedzmy sobie, że ten typ świętego spokoju nie jest ani świętym, ani nie jest, tak naprawdę, spokojem. Jest raczej formą rozzuchwalania ludzi, którzy w sposób niedopuszczalny usiłują łamać prawo i niszczyć wartości dla ogółu społeczeństwa bezcenne. Dodatkowo – takie postępowanie nie ma nic wspólnego z obroną dobrze pojętych interesów społeczności lokalnej; mówiliśmy już zresztą, że to nie ona zabiega o inwestycje. Co się tyczy odwołania dyrektora W. Byrcyna, to trzeba podkreślić, że pewnej grupie osób zależało od dawna, aby ukazać konflikt z Parkiem jako spór między społecznością lokalną a dyrekcją. Byłby przecież nie do wygrania, gdyby pokazano, że faktycznie za szyldem „społeczności lokalnej” stoi mała grupa chytrych cwaniaków, próbujących dla własnej prywaty niszczyć narodowe dobro. Co się tyczy samego odwołania dyrektora, to uważam, że są sytuacje, w których nawet najuczciwsza osoba może zostać odwołana ze stanowiska. Przełożony ma prawo dokonać zmiany. Robi się to jednak w sposób oddający szacunek społeczeństwu i sprawiedliwość urzędnikowi, który wiernie i dobrze służył na swoim stanowisku. Tymczasem tutaj spostponowano osobę, urząd i ważną sprawę publiczną. Jako przewodniczący Rady TPN dałem publicznie wyraz dezaprobacie wobec takiego postępowania ministra Tokarczuka; dyrektorowi Byrcynowi natomiast, wraz z całą Radą, podziękowałem za jego postawę i uczciwą służbę. Kiedy mowa o zgodzie resortu na budowę nowej kolejki o dwukrotnie większej przepustowości, to nie umiem tego zrozumieć, bowiem taka inwestycja nie służy ani przyrodzie, co oczywiste, ani człowiekowi. Zawsze podkreślam, że w parku narodowym chroniona jest zarówno przyroda jak i człowiek. I ochrona człowieka w parku narodowym jest nie mniej ważna niż ochrona przyrody. Ale nieporozumieniem jest spełnianie w związku z tym wszelkich ludzkich zachcianek czy odpowiadanie na zupełnie sztuczne potrzeby. W parku narodowym, jak nigdzie indziej trzeba pamiętać, że ochrona przyrody jest ochroną człowieka. Chroniąc ciszę, piękno krajobrazu, chrońmy także jedyną w swoim rodzaju kulturotwórczą przestrzeń człowieka; środowisko jego formacji duchowej, którego niczym innym nie da się zastąpić.

Czy jednak przyczyna problemu nie leży w uzurpowaniu sobie przez człowieka prawa do bycia najważniejszą istotą na Ziemi?

Nie w tym rzecz, bo człowiek niewątpliwie jest najważniejszą istota na ziemi i wcale nie jest to uzurpacja. To jest jego faktyczna pozycja. Właściwe zrozumienie życia nie prowadzi do mało sensownych przeciwstawieństw typu antropocentryzm – biocentryzm. Świat jest ostatecznie teocentryczny, co i człowiekowi i wszelkiemu stworzeniu nadaje najwyższą godność.

Rzecz w tym, że człowiek zapomniał, iż jest nie tylko panem stworzenia, ale przede wszystkim jego sługą, gdyż dobrze pojęte panowanie jest zawsze służbą! Zapomniał, że o wielkości decyduje jego odpowiedzialność; w pierwszym rzędzie odpowiedzialność za życie na ziemi. Człowiek stał się nieodpowiedzialny i to jest dramat. W moim odczuciu chodzi o to, aby do świadomości społecznej dotarł prawdziwy obraz człowieka. Podstawowym zadaniem nas wszystkich powinno być kształtowanie odpowiedniej świadomości, nazywanie rzeczy po imieniu, pokazywanie kim naprawdę jest człowiek, co dla niego jest rzeczywiście ważne, a co jest kompletnie wtórne, nieważne, drugorzędne lub wręcz szkodliwe. Uświadamianie, czym jest życie w swojej istocie i jak mu służyć. Człowiek prawdziwie mądry, umiejący wybierać, nigdy nie wybierze w parku narodowym olimpiady przed ochroną przyrody.

Czy ma Pan receptę, w jaki sposób wprowadzać to w życie, kształtować ludzi, którzy mieliby właściwy stosunek do życia i szacunek dla przyrody?

Prostych i zarazem skutecznych recept nie ma. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka kwestii. Jedną z nich i najbardziej podstawową jest edukacja ekologiczna i wychowanie w szacunku dla przyrody. Jednak dziś edukacja tzw. ekologiczna nastawiona jest często na dostarczenie wiedzy o różnych elementach przyrody i na kwestie techniczne. Niewiele natomiast się mówi o głębokim rozumieniu życia jako takiego, życia przyrody i człowieka, życia nie tylko biologicznego, ale i duchowego. Właściwa edukacja jest połączona z wychowaniem, jest pracą organiczną, długofalową, nieustanną, jest także i przede wszystkim, ciągłym samowychowaniem. Ale próba realizacji takiego podejścia w edukacji i wychowaniu oznaczać musi zmianę programów nauczania; oznaczać musi także prowadzenie wychowania i edukacji w bezpośrednim kontakcie z przyrodą! Czy można nawiązać z przyrodą pozytywną więź emocjonalną, która z czasem przerodzi się w dojrzałą miłość, jeśli tę przyrodę poznaje się z obrazków w Internecie? Czy można docenić jej piękno i rozkochać się w nim, jeśli nigdy nie odbierało się go wszystkimi zmysłami?


Tatry. Fot. Radosław Ślusarczyk
Tatry. Fot. Radosław Ślusarczyk

Kolejnym, ogromnie ważnym krokiem do polepszenia sytuacji jest zmiana prawa, gdyż czytelne i jednoznaczne prawo jest sprawą szalenie ważną. Dobre prawo w sposób czytelny ukazuje co jest dobre a co złe; jego zaś konsekwentne egzekwowanie jest w stanie dość szybko wymusić pewne pozytywne zmiany. Ludzie często dopiero wtedy szybko się uczą, gdy są np. „bici po kieszeni”, wtedy też dociera do nich, że pewne rzeczy są wartościami. Na zadane pytanie odpowiadam: usilnie dążyć do zmiany w tych trzech sferach życia – wychowaniu, świadomości i prawie. Są one ze sobą ściśle powiązane, gdyż np. egzekwowane konsekwentnie prawo wymusiłoby i przyspieszyło wychowanie i edukację ekologiczną. Ostatecznie jednak nic nie zastąpi wychowania i właściwej formacji człowieka. Musi on bowiem mieć wypisane zasady moralne głęboko w sercu, aby wziąć odpowiedzialność za życie swoje i otaczającego świata, w przeciwnym razie zawsze znajdzie sposób na omijanie prawa. Tak więc wychowanie, formacja duchowa, dobrze pojęta edukacja są podstawowe i niezbędne. Prawo natomiast musi istnieć z życiu społecznym, aby bronić pewne wartości niejako „od zewnątrz”.

A przekładając to na kwestie ochrony przyrody Tatr, jakie decyzje powinny zapaść na szczeblu ministerialnym, lub co robić na poziomie organizacji pozarządowych, aby skutecznie móc ochronić bezcenną przyrodę Tatr?

Nie jestem specjalnym zwolennikiem udzielania rad urzędnikom państwowym i to na drodze przypominania im o ich obowiązkach. Wiem jednak, że konsekwencja z ich strony w egzekwowaniu prawa ochrony przyrody miałaby tu wpływ zbawienny. Niezależnie od pewnych słabości naszego prawa ochrony przyrody, daje ono, nawet w istniejącej formie, niebagatelną szansę każdemu, kto przyrody chce bronić, np. organizacjom społecznym. Za przykład może służyć historia fiołka bagiennego w Krakowie, gdzie jest locus classicus (miejsce, z którego gatunek został po raz pierwszy opisany dla nauki) tej skrajnie rzadkiej i ginącej rośliny. Parę osób trzymających się konsekwentnie litery prawa potrafiło doprowadzić do ochrony całego stanowiska, mimo że teren nie posiada specjalnego statusu ochronnego. Wystarczyło znaleźć dobrego prawnika i kilka zdeterminowanych osób. Tutaj właśnie widzę jedno ze źródeł – ewentualną siłę bądź słabość polskiej ochrony przyrody. Przeciwnicy ochrony przyrody mają do dyspozycji bardzo duże pieniądze, a ich prawnicy potrafią znaleźć furtki formalno-prawne, aby skutecznie prawo obejść. Ale gdy trafią na godnego przeciwnika – dobrze wygimnastykowanego prawnika-samuraja – a więc człowieka, który chce i potrafi wykorzystać to prawo dla ochrony przyrody, muszą ustąpić.

Jaką widzi Pan największą słabość ruchu ochrony przyrody w Polsce, coś co warto i trzeba zmienić?

Uważam, że tym najsłabszym punktem polskiego ruchu ochrony przyrody jest brak w jego szeregach dobrych prawników i brak umiejętności dotarcia do nich; szerzej – brak dobrej organizacji ruchu ochrony przyrody. Żadne domorosłe działania nie są w stanie zmierzyć się z wyspecjalizowanym sztabem prawników zatrudnianych przez ludzi niszczących przyrodę. Poza nielicznymi przypadkami, sposobem walki nie mogą być także masowe protesty. Warto oszczędzać społeczną energię. Należy zostawić ją na szczególne okazje, bo może jej braknąć w krytycznych momentach. W przeciwnym razie wypali się ludzi i może braknąć zapału wtedy, gdy będzie najbardziej potrzebny. Za wszelką cenę prawo trzeba egzekwować i to w sposób zdecydowany i zarazem konsekwentny. Ostatnia decyzja wojewody w sprawie kolejki na Kasprowy pokazuje, że prawo nie jest całkiem bezsilne, jeśli trafi w ręce uczciwej i kompetentnej osoby.

Dziękuję za rozmowę.

Kraków, 14 października 2002 r.

Prof. Zbigniew Mirek – botanik, autor ponad 300 publikacji z dziedziny fitotaksonomii, fitogeografii, florystyki, historii botaniki, ochrony środowiska przyrodniczego, edukacji przyrodniczej. Od roku 1999 dyrektor Instytutu Botaniki PAN i kierownik Zakładu Systematyki Roślin Naczyniowych w tymże instytucie. Pełni funkcje m.in. członka Komitetu Botaniki PAN, członka Komitetu Ekologii PAN, wiceprzewodniczącego Komitetu Ochrony Przyrody PAN, prezesa Polskiego Towarzystwa Botanicznego, redaktora „Polish Botanical Studies”, redaktora serii „Flora Polski – rośliny naczyniowe”, członka Rady Redakcyjnej rocznika „Wierchy”, przewodniczącego Rady Tatrzańskiego Parku Narodowego, członka Rady Naukowej Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, przewodniczącego Komitetu Sterującego Programu Natura 2000 przy Ministerstwie Środowiska, członka Sekcji Ochrony Środowiska KBN. Jest także współzałożycielem i wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Kultura i Natura im. J. G. Pawlikowskiego. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, Srebrną Odznaką Miasta Krakowa; wyróżniony nagrodami II Wydziału PAN oraz nagrodami za wybitne publikacje książkowe.