Rzecznik prasowy to osoba, która przekazuje mediom stanowisko instytucji bądź organizacji, którą reprezentuje. Można się więc domyślić, że słuchając rzecznika, poznajemy poglądy tej instytucji na określone sprawy. 18 listopada br. w ramach organizowanego przez Stowarzyszenie Abrys „Eko Media Forum” odbył się warsztat dla lokalnych dziennikarzy na temat prezentowania tematów ekologicznych w mediach. Jednym z referentów był Piotr Pukos, rzecznik prasowy ministra środowiska, na co dzień przekazujący mediom poglądy ministerstwa na ważne sprawy polskiej ochrony przyrody.
Zaczęło się całkiem nieźle. Tytuł wystąpienia brzmiał „Racje i emocje w ochronie przyrody”. Pukos podkreślał, że dziennikarze w relacjonowaniu i opisywaniu różnych problemów związanych z ochroną przyrody muszą opierać się na rzetelnej wiedzy, najlepiej uzyskanej od kompetentnej osoby – czyli właśnie jego, rzecznika. Że najgorszy rodzaj dziennikarstwa to pisanie bez oparcia się na faktach, tylko na emocjach. A potem pewnym głosem osoby godnej zaufania przedstawił przykładowe racje i emocje. I wtedy przestało być kolorowo.
Zima w Beskidzie Małym. Fot. Leszek Bujoczek
Na pierwszy ogień poszedł przykładowy rezerwat, w którym chroniony jest las olszowy. Pukos wyjaśnił, że do tej pory w Polsce stosowano głównie ochronę konserwatorską, a teraz odchodzi się od niej na rzecz zrównoważonego rozwoju. Westchnęłam sobie pod nosem na to pomieszanie pojęć – według koncepcji zrównoważonego rozwoju, ochrona konserwatorska pewnych obszarów, ścisła, bez jakiejkolwiek ingerencji w obiekt ochrony, jest częścią wszelkich strategii ochrony przyrody, koniecznością, ale dziennikarze nie mogli tego wiedzieć – słuchali przekonującego pana z ministerstwa. Okazało się, że stare olchy po niecałych stu latach zaczynają chorować, gnić, rozkładać się, przewracać, a przez to – o zgrozo! – ich drewno staje się kompletnie nieprzydatne gospodarczo! I dlatego trzeba je wycinać wcześniej, bo inaczej się zmarnują. Media niepotrzebnie podsycają histerię wywoływaną w takich przypadkach przez ignorantów.
Pukos jako rzecznik Ministerstwa Środowiska powinien znać ustawę o ochronie przyrody. Dokładnie jest tam napisane, czym jest rezerwat przyrody i po co jest ustanawiany. I nie ma w ustawie nic o tym, że celem tworzenia rezerwatu jest produkcja drewna. Nie wiem więc, co miałoby się w takiej sytuacji marnować. Jako osoba z wykształceniem leśnym, kompetentna i stale dokształcająca się – taki jest chyba obowiązek rzecznika – Pukos powinien znać podstawowe zasady ekologicznego, zrównoważonego leśnictwa, według których do prawidłowego funkcjonowania lasu niezbędne jest pozostawianie martwego drewna, poprzewracanych drzew, miejsca życia miliardów organizmów. Wie o tym każdy student leśnictwa. Fakty te – zarówno zapisy ustawy, jak i naukowa wiedza – zostały jednak najwyraźniej zaliczone do niepotrzebnych emocji.
Dziennikarze – na szczęście nie było ich wielu – dowiedzieli się też nareszcie z ust osoby kompetentnej i najlepiej znającej temat, jak to jest z tą Puszczą Białowieską. Nie wiadomo właściwie, po co robi się wokół tego taki straszny szum. Wszystko przez dziennikarzy, którzy nie zapytają, a potem piszą głupoty. Protesty przeciwko wycinaniu drzew w Puszczy są wyolbrzymiane, bo tak naprawdę organizuje je mała grupka hippisów ze Śląska, i oni są jedynymi ludźmi w tym kraju, którzy są za ochroną Puszczy Białowieskiej w postaci parku narodowego! „Wiedzą państwo, kwiaty, koraliki... To są tacy ludzie, a robi się z tego nie wiadomo co... Przyjeżdżają czasem i krzyczą”. Nie wierzę, że Piotr Pukos nie zna listy osób, w tym autorytetów, walczących od lat o objęcie Puszczy ochroną. Wiele z nich poświęciło ochronie Puszczy całe życie. Do owej „grupki hippisów ze Śląska” należą, przypomnijmy, międzynarodowe organizacje ekologiczne, tysiące ludzi z Polski i świata, w tym naukowcy, artyści, literaci. Między innymi Czesław Miłosz, który wycinkę drzew w Puszczy Białowieskiej porównał kiedyś do rozbierania Wawelu na cegły.
„Organizacje pozarządowe mówią nieprawdę! Absolutnie nie należy im wierzyć i zawsze sprawdzać fakty u źródła!” – krzyknął na końcu rzecznik Ministerstwa Środowiska, wyklinając jeszcze przez chwilę na ekologicznych oszołomów, po czym zauważył na sali przedstawiciela jednej z ważniejszych polskich organizacji przyrodniczych, który miał zaraz po nim opowiedzieć o nietoperzach jako wdzięcznym obiekcie dla mediów. - „No tak, z wami współpracujemy, ale u was też są różne frakcje...”.
Dyskusji nie było. Piotr Pukos zwinął notatki i wyszedł z sali, spiesząc się na stoisko ministerstwa. Po warsztacie rozmawiałam chwilę z jedną z młodych dziennikarek. Powiedziałam, że to skandal. Że dawno nie słyszałam tylu bzdur i manipulacji. Że to zgroza, że taki człowiek przedstawia mediom oficjalne poglądy ministerstwa.
– „No cóż... Pewnie są różne punkty widzenia...” – usłyszałam.
Czym innym jest punkt widzenia, a czym innym stek obrzydliwych kłamstw. Szczególnie z ust człowieka, który ma prezentować opinii publicznej oficjalne stanowisko najwyżej postawionych decydentów w sprawach polskiej ochrony przyrody. Moje trwające dotąd oburzenie oznacza chyba, że miałam jeszcze jakieś złudzenia, ale już przestaję.
Marta Jermaczek
Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie zieloni.org.pl w cyklu „Zielona Wyspa”.