Ciało w kontekście ekologii głębokiej i ekofeminizmu
Czy ekologia głęboka, nazywająca siebie biocentryczną i holistyczną koncepcją ekologiczną, oprócz tego, że wątpi, stawia pytania i poszukuje odpowiedzi, może być również Schronieniem? Jeśli tak, to kto lub co może z owego Schronienia skorzystać? Ekologia głęboka jawi mi się jako koncepcja opiekuńcza, przygarniająca rozbitków, zapomnianych i zaniedbanych.
Czasy, w których żyję, generują „zapomnianych”, nader chętnie wyrzucają poza nawias, w sposób wybiórczy chłoną tylko to, co wydaje się być użyteczne lub posiada potencjał, by takim się stać. Dzika Przyroda - taka, która nie jest ujarzmiona, zgwałcona czy zagłaskana – uważana jest nie tylko za nieużyteczną, ale również za niebezpieczną! Czy podobnie nie dzieje się z ciałem? Z ludzkim ciałem?
Współcześnie stało się ono obiektem kultu, otoczone jest czcią i opieką wszelkich „specjalistów”. Podzielono je na niewielkie cząstki, a każda z tych cząstek oddana jest pod opiekę innemu „specjaliście” od szycia, wyszczuplania, wygładzania, kolorowania i maskowania. Czy coś, czemu poświęca się aż tyle uwagi i środków, można uznać za wyrzucone poza nawias i przez to zaniechane? Jestem przekonana, że tak.
Pojawia się jeszcze jedno pytanie. Jaki związek ludzkie ciało ma z dziką przyrodą? Według mnie, obie te kategorie traktowane są przez współczesną kulturę w sposób przedmiotowy. Owa kultura uprzedmiotowiła ciało i dziką przyrodę w nadziei, że uda jej się osiągnąć w ten sposób jak największe zyski, pokonać swoje lęki i fobie, utrzymać tabu oraz skutecznie zapudrować wszelkie niewygodne refleksje.
W europejskim kręgu kulturowym myślenie o ciele zostało zdominowane przez koncepcje chrześcijańskie. Owe koncepcje niemal w całości opierały się na dualistycznym ujęciu platońskim (Platon materię uważał za niedoskonałą wersję idei; materialne ciała za „reprezentacje” lub „odbicie” transcendentnego ideału). Kartezjusz przyczynił się do jeszcze głębszego uprzedmiotowienia ciała, a kropkę nad „i” w tej kwestii postawiła, jak wskazuje Foucault, ideologia społeczeństwa burżuazyjnego. Te trzy podejścia stały się wzajemnie komplementarne. Współczesny – postnowoczesny – kult ciała zupełnie paradoksalnie utrwala uprzedmiotowienie ciała1. Szczególnie ciała kobiecego.
Ciało współczesnego człowieka znajduje się „na zewnątrz”, a mówiąc dokładniej – „na dole”. Ken Wilber określa to zjawisko „oddzieleniem od ciała”2. Owo oddzielenie jest w zasadzie projekcją ciała, jakiej dokonuje dana osoba. Powyżej, na samej górze, nad ciałem jest osoba, którą utożsamia się z bezcielesnym umysłem. Jednakże, jak w każdej innej projekcji, odrzucone ciało powraca, upominając się niecierpliwie o swoje, nękając nieustannie człowieka. Ponieważ ciało zostało zmarginalizowane, a właściwie umieszczone po drugiej stronie granicy „ja i nie-ja”, ze sprzymierzeńca przeistoczyło się we wroga3.
Współczesna kultura z uporem i niezwykłą konsekwencją hołduje podziałom, dzieli wszystko na części pierwsze; przez co skutecznie pozbawia kontekstu i korzeni. Odrywa od siebie to, co tylko w połączeniu, tworząc całość, może nabrać właściwego kształtu. Ta kultura wyrwała człowiekowi dziką przyrodę, duszy wyrwała ciało, a ciało pozbawiła duszy. Kultura ta uczyniła bezdomnym ciało – szczególnie ciało kobiece – które, w takim samym stopniu jak dusza, potrzebuje troski i opieki.
Jego istnienie przypomina o tym, że jeszcze nie wszystko da się kontrolować, że jest obszar, który nie poddaje się łatwo ujarzmianiu; obszar nieprzewidywalny i tajemniczy. To dzicz, do której zdrowy rozsądek i utrwalane przez lata stereotypy oraz lęki nie pozwalają się zbliżać.
Z tej perspektywy bezpieczniejsze wydaje się hodowanie i piastowanie muru oddzielającego zdeprecjonowaną cielesność od tego, co (na pozór!) bardziej szlachetne. Na podobnej zasadzie funkcjonują dualizmy kultura-natura, dzikość-cywilizacja i kobieta-mężczyzna.
W historii filozofii spotykamy bardzo rozpowszechniony pogląd: kobieta łączy się z naturą, a mężczyzna – z kulturą. Do czasów narodzin współczesnej nauki, tj. do XVII wieku, implikacje tego powiązania były ambiwalentne. Istota tego powiązania była rozumiana dwojako: z jednej strony, natura – jako byt opiekuńczy i życiodajny, natomiast z drugiej strony – dziki, czyli niebezpieczny i nieprzewidywalny. Obraz kobiety, jako istoty bliskiej naturze, był zatem dwuznaczny. Kobieta jako natura była zarazem godna czci, jak i potępienia. Ta sytuacja uległa zdecydowanej zmianie dopiero w Oświeceniu. Pierwszym i jaskrawym przykładem radykalnie innego podejścia do natury i utożsamianej z nią kobiety były prace Franciszka Bacona. Natura nie była już traktowana jako opiekuńcza matka, ale jako mechanizm, który musi zostać dokładnie zbadany, wyjaśniony i skrupulatnie kontrolowany; natura, jak i kobieta, miała być podporządkowana mężczyźnie – naukowcowi Nowej Filozofii4.
Wniosek może być następujący: już antyczna wizja dualizmu duszy (rozumianej jako rzeczywista, właściwa istota człowieka) i ciała (zakorzenionego z tajemniczej realności świata przyrodniczo-materialnego) zapoczątkowała to, co teraz kontynuuje współczesna kultura.
Ciało kobiece we współczesnej kulturze przeżywa stan oblężenia. Oddzielone od właściwego „ja”, od duchowego wsparcia, próbuje sprostać stawianym mu wymaganiom. Wymagania te są bardzo wygórowane. Tak więc ciało poddawane jest wymyślnym zabiegom, mającym sprawić, że stanie się ładniejsze, bardziej użyteczne i coraz mniej materialne. Jednocześnie ignoruje się wysyłane przez nie sygnały, reguluje się w sposób chemiczny jego funkcjonowanie, kształtuje według wydumanego wzorca. Podobnie postępuje się z naturą. Być może w przeświadczeniu, że ona sama sobie nie poradzi, być może w przekonaniu, że ingerencja jest niezbędna po to, by mieć coraz więcej i coraz szybciej.
„Ciało ponowoczesne jest przede wszystkim odbiorcą wrażeń. Spożywa ono i trawi przeżycia. Korzystając z przyrodzonej zdolności reagowania na podniety, jest narzędziem przyjemności. Poprawne spełniane tych funkcji określa się mianem sprawności (fitness). (…) Brak sprawności to tyle, co niższa od przeciętnej zdolność absorbowania doznań i przeżyć”5.
Czy jest możliwa rehabilitacja, w kontekście przedstawionych wyżej poglądów, materii, natury, ciała? Czy jest jeszcze możliwe połączenie duszy i ciała współczesnego, ponowoczesnego człowieka? I czy jest możliwy powrót człowieka do jego źródeł? Naprawienie naderwanej więzi i scalenie tego, co dawniej tworzyło harmonijnie funkcjonującą całość? Pytania można mnożyć, rodząc tym samym zawiłe wątpliwości.
Napisałam, że głęboka ekologia może stanowić Schronienie dla tych, którzy takiego Schronienia potrzebują. W kulturze, którą cechuje: „/.../ przyrodzona niecierpliwość, szybkie nużenie się wszystkim co robi, ironia wobec własnych wytworów, brak przywiązania do jakiegokolwiek z własnych osiągnięć, przemożny popęd do wiecznego bycia w ruchu. Stąd też pochodzi wielokrotnie opisana chaotyczność ruchu – jego neurotyczny, kłączo-podobny, losowy, niespójny, pozbawiony ciągłości i logiki, ale i obsesyjny zarazem charakter; postęp ponowoczesnej kultury jest korowodem kaprysów i fanaberii, pragnień, starzejących się, zanim dojrzeją i konających długo przed spełnieniem, nadziei nie trwalszych niż żywot jętki-jedniodniówki, szybko zapominanych rozczarowań, strachów coraz to groźniejszych, ale rychło topionych w strachach jeszcze bardziej przerażających”6, znalezienie takiego Schronienia może być naprawdę trudnym wyzwaniem. Schronieniem może być holistyczna ekologia głęboka, która nie dzieli, lecz scala. Dla niej człowiek stanowi doskonałą całość, jeden z wielu elementów należących do świata przyrody. Nie jest on w centrum, nie jest właścicielem ani zawiadowcą. Jego ciało jest nie tylko narzędziem, czymś, co służy jedynie utylitarnym pobudkom. Ekologia głęboka akcentuje związek pomiędzy ciałem a dziką przyrodą: „Między ciałem a dziką przyrodą jest bardzo silny związek. Jakby na to nie patrzeć, ciało jest najbliższym nam kawałkiem dzikiej przyrody. Łączy nas z całym wszechświatem, bowiem składa się z materii, tej samej, co gwiazdy, drzewa, rzeki, zwierzęta i kamienie. (…) Na co dzień nie jesteśmy tego świadomi, nie widzimy tego związku, bo przecież jesteśmy gdzieś indziej, w jakimś nieokreślonym wewnętrznym centrum. To nasze oddzielenie od własnego ciała i jednocześnie od przyrody jest jednym z naszych największych dramatów. Jakoś wzdrygamy się przed tym, że nasze ja może mieć wymiar materialny. Materia bowiem jest czymś niższym, niedoskonałym, przemijającym w swoich formach, grubym i marnym”7.
Tylko uwikłana w swoje ciało (a nie czująca swoje ciało/swoim ciałem) kobieta wie, jak bardzo „gruba” i „marna” potrafi być to materia... W jej oczach, ciało może być tym miejscem, w którym zło manifestuje siebie najdonioślej! Ono bywa zarówno przekleństwem, jak i błogosławieństwem współczesnej kobiety, która swoje ciało uczyniła narzędziem. Stąd już prosta droga do następującej analogii: uprzedmiotowione ciało – uprzedmiotowiona dzika przyroda. „(…) Ją również posiadamy (tak przynajmniej nam się wydaje). Ją też eksploatujemy ponad miarę, cywilizujemy, kształtujemy zgodnie z naszym pomysłem. I co najważniejsze, też jesteśmy od niej oddzieleni”8.
Coraz częściej w kulturze zachodnioeuropejskiej definiuje się kobiety w odniesieniu do ich cielesności. Ciału kobiecemu nadaje się kulturowe znaczenia, które jednak nie układają się w jednolity i łatwy do zinterpretowania obraz. Znaczenia te stanowić mogą punkt wyjścia dla refleksji i twórczości. Również w kontekście refleksji ekologicznej; a szczególnie refleksji, którą podejmuje ekologia głęboka oraz ekologia ludzka.
O to, co kobiece, co ten termin oznacza i w jaki sposób inspiruje on wiele dziedzin nauki i sztuki, można pytać przyjmując perspektywę kobiecego ciała. Właśnie przez pryzmat ciała, w kulturze ponowoczesnej, definiuje się kobiety.
Dokonuje się tego często poza refleksją dotyczącą tożsamości kobiety, jej wymiaru duchowego czy religijnego, podkreślając w ten sposób tę odwieczną dychotomię: ciało-umysł. W Polsce tematyka dotycząca obszaru kobiecej cielesności podejmowana była (i można powiedzieć, że nadal jest) oszczędnie.
Tematyka ciała znalazła dla siebie miejsce w sztuce, nie oznacza to jednak, że ciało wreszcie stało się kategorią poddawaną powszechnemu dyskursowi. W wielu dziedzinach sztuki i nauki zapanowała swego rodzaju moda na podejmowanie tej, do tej pory marginalizowanej, tematyki. Niestety, dyskurs ten nadal ma charakter dualistyczny, obciążony ciężarem tabu i wstydliwości, szczególnie w naukach humanistycznych. Wart zaakcentowania wydaje mi się fakt, że powolne pojawianie się tematyki cielesności, a szczególnie cielesności kobiecej, bo na tym zagadnieniu się skupiam, odbywa(ło) się w obrębie kultury zdecydowanie fallocentrycznej.
Próbując śledzić relacje między ciałem a kobiecością (jakie tworzone są m.in. w teoriach feministycznych, ale nie tylko) należałoby się ponownie odwołać do negatywnego punktu odniesienia, wspólnego im wszystkim. Jest nim przede wszystkim funkcjonowanie ciała w dualistycznym schemacie (o którym pisałam już obszernie) i charakterystyczne dla Zachodu przekonanie o podziale na ciało i ducha. Pozytywną wartość nadaje się duszy, a wyraźnie deprecjonuje ciało, czyniąc z niego przeszkodę, kajdany i więzienie9.
Negatywne cechy przypisywały ciału już najstarsze systemy filozoficzne, a ich kontynuacją wydaje się być współczesna myśl humanistyczna; również szczególnie mi bliska – pedagogika. Są jednak myśliciele XX wieku, którzy ciało ludzkie stawiali w centrum zainteresowania oraz próbowali wydobyć je z cienia duszy. To m.in. Maurice Merleau-Ponty, Gilles Deleuze, Michel Foucault. Pisali oni zgodnie, choć oczywiście każdy w inny sposób, o wcielonym podmiocie, o tym, że ciało nie jest niewygodnym dodatkiem. Akcentowali niezwykle istotne znaczenie ciała w tworzeniu tożsamości człowieka. Większość z nich pozostała jednak obojętna wobec problemu relacji między tożsamością płciową a ciałem. Jedynie feministyczne badaczki dokonują dekonstrukcji relacji pomiędzy kobiecością a ciałem. Zwracają one uwagę na to, że deprecjacja ciała zawsze funkcjonowała w ścisłym związku z deprecjacją kobiet. Zarówno ciało, jak i kobiety, znajdowały się po tej „gorszej” stronie w obowiązującym, dualistycznym schemacie myślenia. Ciało i kobiety były utożsamiane z naturą (czyli czymś innym, gorszym), stanowiły pozbawiony tożsamości punkt odniesienia dla mężczyzny (czyli ducha i kultury)10.
Zdaję sobie sprawę, że poruszony przeze mnie temat ma charakter interdyscyplinarny. Jest to temat, a właściwie zagadnienie, które można obudowywać słowami i znaczeniami, a „ciało” jest słowem, którym można obracać na wszystkie strony, traktując je jak wyzwanie, szczególnie dla nauk funkcjonujących na Pograniczu. Tam dzieje się najwięcej.
***
Podsumowując, ciało jest kategorią, która mieści się w obszarze problematyki podejmowanej przez ekologię głęboką. Ona, w odróżnieniu od innych nurtów – nie wartościuje, tylko po prostu udziela SCHRONIENIA i scala ducha z ciałem.
Nurt ten jest twarzą człowieka, czyli miejscem, w którym odbijają się nie tylko jego uczucia, emocje i myśli, ale również – instynkty i pożądanie. Jest pomostem pomiędzy materialnym a emocjonalno-intelektualnym „ja” człowieka. Współczesny człowiek właśnie takiej twarzy potrzebuje.
Ekologia głęboka może stanowić swego rodzaju kontrpropozycję dla współczesnej myśli humanistycznej. W połączeniu z ekofeminizmem (który porównuje dominację mężczyzn nad kobietami w życiu społecznym do dominacji człowieka nad przyrodą oraz akcentuje znaczenie dla kultury pierwiastka kobiecego – również w odniesieniu do ciała) tworzy nie tylko kontrpropozycję dla współczesnej humanistyki, ale stanowi również alternatywę dla tzw. kultury popularnej. Ekologia głęboka z jej holistycznym sposobem postrzegania człowieka, może stanowić prawdziwe Schronienie przed tym, co proponuje nam współczesna kultura popularna, dla której ciało jest wyłącznie powłoką mającą określać status społeczny i materialny.
To Schronienie, w którym oblężone ciało może zrzucić z siebie błyskotki i zmyć makijaż.
To miejsce, w którym ciało może wreszcie Poczuć; namiętność, zmęczenie, westchnienie i głęboki oddech.
Dagna Dejna
Przypisy:
1. P. Błajet, Ciało jako kategoria pedagogiczna. W poszukiwaniu integralnego modelu edukacji, Toruń 2006, s. 46.
2. K. Wilber, Niepodzielone: wschodnie i zachodnie teorie rozwoju, Poznań 1996, s. 142., w: P. Błajet, op. cit., s. 55.
3. P. Błajet, op. cit.
4. E. Hyży, Kobieta, ciało, tożsamość. Teorie podmiotu w filozofii feministycznej końca XX wieku, Kraków 2003, s. 29.
5. Z. Bauman, Ciało i przemoc w obliczu ponowoczesności, Toruń 1995, ss. 90-91.
6. Ibidem, s. 96.
7. R. Kulik, Odkrywanie natury. Praktyka głębokiej ekologii, Bystra 2007, ss. 9-10.
8. Ibidem, s. 9.
9. Ibidem, s. 21.
10. Ibidem, s. 22.