Łańcuchy cywilizacji
Myśli znad Waldenu
Kratownica torów przylegała do północnego brzegu stawu Walden. Henry David Thoreau mógł nawet z progu swojej leśnej samotni dostrzec przemykające ze świstem lokomotywy i terkoczące wagony. Choć kolej budziła zachwyt współczesnych – również mieszkańców okolicznego Concord – to dla niego była obcym elementem w królestwie Natury. W istocie, Thoreau do cywilizacji miał stosunek głęboko krytyczny. Na kartach „Walden” opisał wiele sposobów, w jakie cywilizacja pęta ludzi swymi łańcuchami.
Mogłoby się wydawać, że ta niechęć była motywowana specyfiką jego osobowości. Wielu przyjaciół – w tym filozof Ralph Waldo Emerson – podkreślało ascetyzm Thoreau. W życiu dążył on do maksymalnej prostoty, czemu też dał wielokrotny wyraz w swoich esejach. „Opierając się na własnym doświadczeniu – pisał – stwierdzam, że obecnie w naszym kraju po zaspokojeniu podstawowych potrzeb życiowych niezbędne jest posiadanie kilku następujących przedmiotów: noża, siekiery, łopaty, taczki i tym podobnych”. Na nieco więcej pozwalał uczonym: „Ludziom zajętym nauką potrzebna jest lampa, materiały piśmienne i dostęp do kilku książek”. Podobne uwagi mogą być zdumiewające nawet dla osób, które nie uważają, aby byli obdarzeni skłonnością do luksusu, o którym Thoreau pisał, że „osłabia […] i niszczy narody”.
Ale nie tylko osobiste umiłowanie ascetyzmu stało za antycywilizacyjnym krytycyzmem Thoreau. Miał na obronę swojego stanowiska solidne argumenty. Owszem, doceniał dobra, które przyniosła cywilizacja. Ale w niemal całej jego twórczości wybrzmiewa pytanie o to, czy było warto porzucić tryb życia ludzi pierwotnych i wejść w epokę cywilizacji. I – ostatecznie – Thoreau nie udziela na nie jednoznacznej odpowiedzi. Ciekawe, że rozdarcie w tej kwestii przypominało jego położenie nad Walden: niby zdecydował się żyć w dziczy, ale jednak nie do końca, skoro mieszkał wystarczająco blisko, by przez okna domostwa docierał do niego gwar gościńca i zapach miasta. Podobnie jak często na stronicach „Walden” pastwił się nad cywilizacją, ale jednak ostateczne jej nie potępił.
Wiele aspektów cywilizacji budziło sprzeciw Thoreau, ale za szczególnie szkodliwy i uciążliwy uznał dumę wszystkich rozwiniętych społeczeństw: specjalizację i podział pracy. Nie dostrzegał w nich korzyści. Wręcz przeciwnie, upatrywał w nich raczej zagrożenia dla samodzielności i niezależności jednostek. I był w tej sprawie nieprzejednanym radykałem: w jednym z listów napisał, że nawet jedzony przez nas chleb, którego sami nie wytwarzamy, uzależnia nas od piekarza. Z tego względu Thoreau bardzo dbał, aby – przynajmniej podczas swojego pobytu nad Walden – być autonomicznym w możliwie jak największym stopniu. I to zarówno finansowo, jak i wytwórczo. W eseju „Obywatelskie nieposłuszeństwo” napisał wprost: „Trzeba być samowystarczalnym i zawsze polegać na samym sobie”.
Bezkompromisowość takiego podejścia może być dla wielu niestrawna, ale trudno Thoreau odmówić pewnej racji. Jego przekaz brzmi: stając się zależni od kogoś, stajemy w sytuacji, w której zagrożone są nasza wolność i suwerenność. Przykład z piekarzem jest może banalny i mało pobudza wyobraźnię, ale możemy przecież zamienić go na bardziej złożony i współczesny. Spójrzmy na młodego człowieka wchodzącego na rynek pracy. Nie wytwarza sam tego, co je – nie ma na to ani czasu, ani siły. Pracuje po kilkanaście godzin dziennie, by móc kupić pożywienie i inne rzeczy. Podlega hierarchii zwierzchników, od których zależne są jego płaca i pozycja zawodowa. Jeśli nie odziedziczył mieszkania i do tego nie stać go na jego kupno za gotówkę, to zmuszony jest wziąć wysoki kredyt. Pożyczka jest długoletnia, więc popada w jeszcze większą zależność od swojego pracodawcy. Natomiast Thoreau jadł w większości to, co sam wyhodował (chleb również piekł własny). Zbudował dom z drzew, które samodzielnie ściął. Jeśli potrzebował pieniędzy, to handlował płodami swojej ziemi albo najmował się krótkoterminowo do jakiejś prostej pracy. Teraz sam sobie, Drogi Czytelniku, odpowiedz na pytanie, który z tych dwóch sposobów życia czyni bardziej wolnym…
Lista innych problemów, z którymi wiąże się istnienie cywilizacji, a o których możemy poczytać w tekstach Thoreau, jest długa: przestępczość, nierówność społeczna i majątkowa, skłonność do gromadzenia dóbr ponad potrzebę, niszczenie kultur pierwotnych itd. Niestety, żaden z nich nie stracił na aktualności do dzisiaj. Wszystkie one są może nawet jeszcze bardziej palące, niż w czasach Thoreau, który żył przecież w świecie jeszcze nie tak bardzo zniszczonym przez „postęp” i rewolucję przemysłową. Każdy współczesny czytelnik Thoreau musi stanąć przed pytaniem o to, czy jest możliwa cywilizacja, która będzie pozbawiona przynajmniej większości tych skaz.
A jeśli nie, to co dalej?
Robert Jurszo