DZIKIE ŻYCIE

Nie ma złego bez dobrego, czyli Donbas trzy lata bez polowań

Oleksij Burkowski

Z powodu działań wojennych już od trzech lat na terenie Donbasu obowiązuje zakaz polowań. Obserwując to, co w związku z tym zakazem dzieje się w świecie zwierząt, mam wrażenie powrotu do dzieciństwa. W ojczyste strony wracają te zwierzęta, których przez lata nie można było zobaczyć.

W 2014 r. zwiększenie populacji niektórych gatunków można było jeszcze wyjaśnić migracją zwierząt z terenów najbardziej aktywnych działań wojennych, ale od 2015 r. linia frontu jest już dość stabilna, dlatego zwiększenia populacji zwierząt od tego roku nie można uznać za następstwo migracji. Przyczyna tego stanu rzeczy jest mniej oczywista – brak polowań tak legalnych, jak i nielegalnych.


Ostnice i hałdy – charakterystyczne elementy krajobrazu Donbasu. Fot. Oleksij Burkowski
Ostnice i hałdy – charakterystyczne elementy krajobrazu Donbasu. Fot. Oleksij Burkowski

Dolina rzeki Byk – projektowany zakaznik. Fot. Oleksij Burkowski
Dolina rzeki Byk – projektowany zakaznik. Fot. Oleksij Burkowski

Kaczka krzyżówka. Fot. Krzysztof Wojciechowski
Kaczka krzyżówka. Fot. Krzysztof Wojciechowski

Poza tym wszystko zostało tak jak było wcześniej: na 80% terenu prowadzona jest intensywna (wręcz bezlitosna) gospodarka rolna, działają kopalnie i nadal zatruwają rzeki, stawy wciąż oddaje się w dzierżawę na potrzeby gospodarstw rybackich. A mimo to zmiany są widoczne. 

Łąki i stepy stopniowo napełniają się życiem. Wreszcie, tak jak w dzieciństwie, mam okazję codziennie obserwować grupki zwyczajnych kaczek krzyżówek. Niech nikogo nie dziwi taka drobnostka, bo tych ptaków nie było w okolicy mojego domu przez 15-17 lat, czyli od czasów, gdy końcem lat 90. myśliwi zupełnie je wytępili. Niekiedy tylko jedna para krzyżówek zakładała gniazdo i to wszystko… a teraz można już mówić o stałej populacji. Prócz tego od bieżącego roku spotyka się tu bekasy, krwawodzioby i inne siewkowce. Zaś o takich niełownych gatunkach jak czapla siwa, biała, purpurowa czy bociany to nawet nie wspominam. One po prostu chodzą piechotą po okolicy.

Wreszcie pojawiły się też na stepach sarny. Jeżeli kiedyś mogłem zaobserwować te zwierzęta raz na 3-4 lata to obecnie spotykam je 3-4 razy w ciągu roku! Oczywiście ograniczona pojemność siedlisk będąca skutkiem silnej presji antropogenicznej nie pozwala na to by przyroda w pełni się rozwinęła, ale teraz przynajmniej ukrócono unicestwianie fauny na tych wysepkach, na których się jeszcze zachowała. Zwłaszcza, że obecnie niebezpieczne jest robienie sobie żartów z zakazu polowań, ponieważ można otrzymać bolesną nauczkę. Opowiedziano mi historię o tym jak dwóch pijanych myśliwych zostało migiem „wyleczonych” z chęci do polowania przez naszych żołnierzy, przy pomocy broni o dużym kalibrze. Na szczęście wszyscy pozostali żywi i zdrowi, jednak „towarzysze” zrozumieli, że w naszym regionie lepiej nie strzelać, nawet w otwartym polu. 

Co istotne sezon 2016/2017 był pierwszym od 2003 r., w którym nie wyruszyłem na antykłusowniczy rajd by ściągać sidła. Powodem było to, że w dwóch ostatnich sezonach nie znalazłem ani jednego wnyka. Kłusownicy przestali penetrować pasy leśne, zapewne ze strachu przed mogącymi się tam znajdować minami lub granatami-pułapkami, które detonuje się zaczepiając o sznurek. Znaczenie ma również obecność żołnierzy w naszej okolicy.


Młody bobak. Fot. D. Demczenko
Młody bobak. Fot. D. Demczenko

Na naszych oczach zwiększa się liczebność populacji bobaków. To po prostu jakiś boom! Pojawiły się nowe kolonie w miejscach, w których wcześniej ich nie było. Niekiedy zwierzęta są wręcz „nachalne” i zakładają kolonie nie dalej niż 600-800 metrów od centrów wiosek. A przy okazji, dramatyzowanie niektórych naszych kolegów z powodu tego, że bez koszenia stepu bobaki wyginą, jest delikatnie mówiąc przesadzone. Bobaki doskonale czują się nawet wtedy, gdy na stepie znajdują się zarośla głogu czy róży. Co więcej, wykopują nory wprost pod nimi zabezpieczając się tym samym przed ptakami drapieżnymi. 


Bobak. Fot. D. Demczenko
Bobak. Fot. D. Demczenko

Projektowany zakaznik Karakowski. Fot. Oleksij Burkowski
Projektowany zakaznik Karakowski. Fot. Oleksij Burkowski

W tym roku zwierzęta zaczęły pojawiać się w postępie geometrycznym. I dobrze byłoby gdyby zoolodzy podjęli się badań tego zjawiska. Doświadczenia nie są takie same jak w strefie czarnobylskiej, gdzie praktycznie ustały wszelkie antropogeniczne oddziaływania. W Donbasie już 20 km od linii demarkacyjnej wszyscy pracują pełną parą, nie ma tylko jednego czynnika antropogenicznego – polowań. To idealny, praktyczny eksperyment, który da odpowiedź na wiele pytań, nie tylko tych związanych z myślistwem. Doskonałym wskaźnikiem są tutaj bobaki. Ich obecność pokazuje, że to nie brak koszenia stepu a właśnie polowania są głównym czynnikiem spadku ich liczebności. 

Moi koledzy z obwodu charkowskiego wskazują na brak wzrostu populacji bobaków na obszarze ich obwodu i wiążą to z wysokością pokrywy trawiastej i krzewami zarastającymi step. Jednak u nich nadal prowadzone są polowania, jest i kłusownictwo. W Donbasie tego nie ma a z bobakami jest wszystko w porządku, nawet przy obecności wysokich traw na stepie oraz zakrzaczeń. Co więcej, bobaki zaczęły zasiedlać również tereny użytkowane rolniczo, na których wyrządzają szkody w uprawach słonecznika. Wyjadają go na znacznych obszarach lub w promieniu 50-100 metrów od nory. A trzeba zaznaczyć, że wysokość słoneczników sięga 2 metrów, a mimo to tak wysokie rośliny nie przeszkadzają zwierzętom w zwiększaniu liczebności swojej populacji. Zatem problem leży nie w wysokości pokrywy roślinnej. 


Projektowany zakaznik Halina Górka. Fot. Oleksij Burkowski
Projektowany zakaznik Halina Górka. Fot. Oleksij Burkowski

Pojawiła się także wydra i to w znacznej ilości. Warto zaznaczyć, że nie było jej tutaj nawet w czasach radzieckich. Zające zaś spotkać można teraz 300-400 metrów od granicy miasta. Zwiększyła się także populacja lisów. Baza pokarmowa jest dla nich teraz wystarczająca i nie zauważono, aby liczebność lisów negatywnie wpływała na populacje zajęcy, bobaków czy nawet bażantów, które rozmnożyły się niesamowicie (obecność bażanta jest skutkiem ingerencji gospodarki łowieckiej w przyrodę, ponieważ bażant to obcy, introdukowany gatunek ptaka). 

Póki co nie wszystkie gatunki powróciły, jeśli nie będziemy przeszkadzać przyrodzie to z całą pewnością i one powrócą. Ukraińcy chcą zakończenia wojny, ale nie wszyscy chcą powrotu polowań.


Sarny – coraz częstszy gość w stepach Donbasu. Fot. Krzysztof Wojciechowski
Sarny – coraz częstszy gość w stepach Donbasu. Fot. Krzysztof Wojciechowski

Przywykłem ostatnio do tego, że w ciągu ostatnich dwóch lat nie ma nerwowego oczekiwania na rozpoczęcie sezonu łowieckiego na początku sierpnia, ciągłych strzałów w czasie weekendów, zaledwie kilkaset metrów od domów, z trudem wyobrażam sobie powrót polowań w mojej okolicy.

Nie uważajcie mnie za cynika, ale muszę napisać takie oto przemyślenie. Organizacje przyrodnicze liczą straty, które poniosła przyroda Donbasu w wyniku wojny [pisaliśmy o tym na łamach „Dzikiego Życia” ponad dwa lata temu w artykule „Przyroda i wojna”, jednak trzeba także policzyć korzyści, które uzyskaliśmy w wyniku pewnych decyzji podjętych przez naszą władzę na skutek działań wojennych. I tutaj z całą pewnością oczywistymi są efekty wprowadzenia zakazu polowań. Póki co są to tylko efekty obserwacji. Potrzebne są poważne badania, które pokazałyby dynamikę odradzania się i zwiększania liczebności zwierząt w Donbasie. 

Oleksij Burkowski

Doniecki Oddział Obwodowy Wszechukraińskiej Ligi Ekologicznej

Tłumaczenie: Krzysztof Wojciechowski