Miesięcznik Dzikie Życie

2/272 2017 Luty 2017

Uzależnieni od dobrobytu

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Cywilizacja jest wyrafinowanym narzędziem, dzięki któremu regulujemy nasze życie emocjonalne. Zapewniając sobie względnie komfortowe warunki życia, wprost ograniczamy niebezpieczeństwo bólu, dyskomfortu i przykrości z powodu niesprzyjających okoliczności życiowych. Świat, który stworzyliśmy, technologie, które rozwijamy i instytucje stojące za tym wszystkim służą ostatecznie temu, byśmy na co dzień czuli się dobrze i nie czuli się źle. W tym znaczeniu cywilizacja spełnia podobne funkcje jak alkohol, narkotyk czy środek przeciwbólowy. I podobnie jak te substancje ma potężną moc uzależniającą. Brzmi to jak przesada? No dobrze, spróbujmy więc odstawić „cywilizacyjne dobrodziejstwa” jak telefon, elektryczność, samochód, sklepy, czy „tylko” ciepłą wodę i wygodne łóżko i udajmy się w dzicz, by spędzić tam kilka dni. Ba, jedną noc! Od razu pojawią się objawy abstynencyjne.

Obrazek

Bielsko-Biała, widok z Koziej Góry. Fot. Ryszard Kulik

Skutkiem ubocznym tego uzależnienia jest potężna destrukcja przyrody oraz degeneracja samego człowieka. Czy ktoś z nas jest od tego uzależnienia wolny? Czy można przestać uczestniczyć w tym systemie iluzji i zaprzeczeń, na którym ufundowany jest nasz świat?

Wielu z nas zdrowo się odżywia i na co dzień podejmuje wiele decyzji sprzyjających środowisku. Dajmy na to kupuje produkty w szklanych, a nie plastikowych opakowaniach. Takie działanie może dawać poczucie, że przynajmniej częściowo wychodzimy z toksycznego systemu. Czy na pewno? Daniel Goleman, autor „Inteligencji ekologicznej” nie pozostawia wątpliwości, że najzwyczajniej jest to niemożliwe. Przygląda się w tym kontekście produkcji szklanego słoika, np. takiego, w jakim kupujemy lub zaprawiamy ogórki kiszone. Aby wyprodukować szkło, potrzebne są surowce pochodzące od dziesiątków dostawców, jak krzemionka, soda kaustyczna, wapień i mnóstwo związków nieorganicznych, a także usługi dostawców paliw, jak gaz, ropa czy węgiel. W wytwarzaniu szkła do słoików występuje prawie 2000 „procesów jednostkowych”, a na każdy z nich składają się niezliczone procesy pomocnicze, będące z kolei wynikiem setek innych. To wszystko wymaga zaangażowania ludzi, którzy jakoś się przemieszczają, coś jedzą, gdzieś mieszkają i pracują. Gdyby nie drogi wyłożone asfaltem – nie byłoby naszego słoika. Gdyby nie laboratoria chemiczne – nie byłoby słoika. Gdyby nie gniazdko z prądem – nie byłoby słoika. Patrząc na niewielki słoik, widzimy cały świat naturalny oraz ten stworzony przez człowieka.

Wyprodukowanie naszego ekologicznego słoika wiąże się z emisją około 100 substancji chemicznych do wody, 50 do ziemi i 220 do powietrza. Wiele z nich jest bardzo toksycznych dla człowieka i środowiska, na przykład węglowodory aromatyczne, które stanowią 70% rakotwórczego wpływu procesu wytapiania szkła. Wytwarzaniu elektryczności dla fabryki produkującej szkło przypisuje się 22% negatywnych oddziaływań na klimat. Uff… I jak tu żyć Droga Redakcjo?

Przykład z niewinnym słoikiem pokazuje, jak misterną sieć utkaliśmy, by było nam dobrze. Nasze uzależnienie od dobrobytu, czy – jak to czasami nazywamy – wartości zachodniego świata, których jesteśmy gotowi bronić do upadłego sprawiają, że rzucamy świat na kolana wymagając, by spełniał nasze wyśrubowane zachcianki. Ale czy słoik jest zachcianką? A co dalekimi podróżami, których oddziaływanie na przyrodę i innych ludzi jest wielokrotnie większe niż produkcja szkła?

Nikt nie ma czystych rąk. Wszyscy jesteśmy uzależnieni od dobrobytu i oczywiście (tak, jak to jest w uzależnieniach) wszyscy niemal będziemy zaprzeczać, że coś jest w tym nie tak. Ale w ten sposób tylko potwierdzamy prawdziwość tej diagnozy.

Totalność naszej zależności od systemu nie pozostawia też złudzeń, że możemy coś z tym zrobić. Oczywiście warto zamieniać opakowania plastikowe na szklane, szczególnie te wielokrotnego użytku. Warto też zrezygnować z dalekich podróży. Zawsze lepiej zrobić coś, niż nie robić nic. Trzeba jednak pamiętać, że korzystając ze zwyczajnych, codziennych dobrodziejstw cywilizacji, zawsze ją wzmacniamy w całym jej destrukcyjnym potencjale. Żeby to zmienić, trzeba przede wszystkim zająć się uzależnionym umysłem, który stanowi rdzeń problemu.

Nic nie jesteśmy w stanie zrobić z faktem, że jesteśmy uzależnieni, ale paradoksalnie ta świadomość może stanowić prawdziwy przełom. W jaki sposób? Zapraszam Cię czytelniku do przeczytania drugiej części felietonu za miesiąc.

Ryszard Kulik