Kraczące gawrony, szumiące drzewa
Co stało się z nami i to w zasadzie w czasie dwóch pokoleń. Gdy spojrzy się na fotografie miast sprzed 30-50 lat widać wiele drzew, wszystkie z bujnymi koronami, i – jeśli to fotografia wiosenno-letnia – dominuje wszechobecna zieleń, która oplata ścieżki spacerowe i ulice. Dzisiaj dominujący obraz to masa samochodów, nadmiar kostki brukowej, ogłowione korony drzew.
W opinii wielu ludzi drzewa i ptaki są zagrożeniem. Przyglądam się temu trendowi ze zdumieniem i złością. Nawet w bloku, w którym mieszkam, część lokatorów skierowała do spółdzielni mieszkaniowej pismo-petycję, domagając się usunięcia praktycznie wszystkich drzew znajdujących się przy budynku, usunięcia „gawronów i kruków oraz ich gniazd”. Ptaki są złe, bo kraczą i pozostawiają odchody, drzewa są złe, bo cytując pismo „iglaki modrzewia zrzucane w okresie jesiennym /…/ opadają na parapety okienne, wpadając do naszych domostw, a także do samochodów zaparkowanych pod drzewem na parkingu”, nadto zagrażają bezpieczeństwu życia, gdyż konary „uderzają o szyby okien”.
Myślę, że to nic innego jak choroba nienawiści do zieleni, ptaków i wszystkiego co inne niż dopieszczane samochody, które zajmują solidne kilkadziesiąt procent powierzchni każdego miasta. To zauważalne oderwanie się od natury, którą zastępują galerie handlowe i parkingi. To cywilizacja pogardy okazywana mimochodem do wszelakiego życia, także samego siebie.
Wszystkiego dzikiego.
Grzegorz Bożek