Wystarczająco pojemne serce
Okruchy ekozoficzne
Codziennie docierają do nas przerażające informacje dotyczące degradacji środowiska oraz możliwych jej skutków dla nas ludzi czy innych istot. Wiemy też, że za tą ogromną skalą zniszczenia stoimy my – ludzie, w tym każdy i każda z nas. Ciężar żalu, smutku, rozpaczy i poczucia winy dla wielu z nas jest zbyt ciężki, by go unieść. Stąd tak powszechne ignorowanie, zaprzeczanie, wypieranie czy bagatelizowanie zagrożenia i stojącego za nim cierpienia. W ten sposób wielu z nas staje się tym bardziej obojętnymi wobec tego, co robimy innym istotom i planecie. Pod tą obojętnością czai się jednak ogromny lęk przed dopuszczeniem do siebie bólu świata. Zamrażamy nasze serca, by nie czuć cierpienia i tym bardziej rzucamy się wir konsumpcyjnego szaleństwa.
Już najwyższy czas przerwać to błędne koło obojętności i samobójczego pędu ku katastrofie.
Psychologia podpowiada, że jedyną możliwością wyjścia z tego impasu jest otwarcie się na cierpienie, pozwolenie sobie na czucie bólu świata.
Cierpienie nie jest przyjemnym stanem, dlatego unikamy go na wszelkie możliwe sposoby. Jednak gdy robimy tak zbyt często, to narażamy się na tym większe cierpienie. Mówiąc wprost, unikanie cierpienia za wszelką cenę prowadzi do jeszcze większego cierpienia. To nie jest tylko psychologiczna prawidłowość. Ten sam schemat widać w skali globalnej. Cywilizacja służy minimalizowaniu cierpienia, ale jednocześnie osłabia nasze naturalne zdolności adaptacyjne i prawdopodobnie prowokuje niewyobrażalną katastrofę z ogromem ofiar.
Dlatego tak ważne jest, byśmy ćwiczyli się w mieszczeniu cierpienia w sobie, czucia się wystarczająco dobrze z dyskomfortem i przyzwalaniu na doświadczenie smutku, żalu oraz rozpaczy.
Przeżywanie tych emocji sprawia, że zamrożona w naszych ciałach energia zaczyna ponownie płynąć. Rozmrażanie serca czyni z nas istoty prawdziwie żywe. Życie bowiem to przepływ energii, który manifestuje się w witalności ciała, jego elastyczności i zdolności do przeżywania przyjemności i bólu. Prawdziwe życie płynie tam, gdzie ma miejsce otwartość na pełne doświadczenie tego, co jest, zarówno przykrego jak i przyjemnego.
W kontekście katastrofy środowiskowej oznacza to gotowość przyjęcia i doświadczenia bólu świata. W tym procesie od razu pojawia się pokusa, żeby coś zrobić z trudnymi emocjami. Mamy przecież cały arsenał pseudośrodków, od alkoholu, innych używek, poprzez wyrafinowaną rozrywkę, po codzienne „nie przejmuj się” czy „uśmiechnij się”. Takie majstrowanie przy emocjach zwykle przynosi odwrotny skutek. Zatem najlepiej jest nie robić nic. A raczej robić nic.
W pierwszym momencie możemy wpaść w panikę, że czarna otchłań pochłonie nas bez reszty, ale po chwili zwykle okazuje się, że można ten ciężar unieść. Wcześniejszy lęk i niepewność karmiły się wyobrażeniami, że nie pomieścimy w sobie cierpienia, ale konfrontacja z rzeczywistością urealniła te nastawienia.
Doświadczanie trudnych uczuć bez ingerowania w nie pozwala im wybrzmieć i ostatecznie wypalić energetyczny płomień. Jeśli rzeczywiście uczucia płyną, to z czasem odpływają, robiąc miejsce dla innych doświadczeń. Czasami też powracają, by ich płomień wypalił się do końca. Cały ten naturalny proces niczym nie różni się od dynamiki pierwotnego lasu, który tętni naprzemiennie życiem i rozkładem, gdzie życie i śmierć tworzą nierozerwalny układ. Właśnie tak mamy uczyć się sobie radzić z trudnymi doświadczeniami. Nie tyle wjeżdżać do lasu harwesterami po to, by wycinać chore czy słabe osobniki, ile zaufać naturalnemu procesowi, który zawsze dąży do równowagi i ma ogromną moc samoregulacji.
Przestrzeń naszego serca ze zdolnością do czucia i przeżywania powinna być tak samo ściśle chroniona jak Puszcza Białowieska.
Każdy z nas ma wystarczająco pojemne serce, by pozwolić sobie na czucie bólu świata. Ale nic tak dobrze nie działa w otwieraniu i rozmrażaniu tego serca jak czuła obecność innych, którzy pozwalają sobie być w tym samym procesie. Bycie w grupie i dzielenie się swoimi emocjami jest najlepszym sposobem praktykowania przekraczania oddzielenia, które jest najgłębszą przyczyną naszych rozlicznych problemów osobistych i środowiskowych. Obecność innych daje wsparcie w tej wymagającej drodze oswajania cierpienia jako drogi życia. A życie ciągle czeka na nas oferując bogactwo doświadczeń. Wystarczy tylko pozwolić, by ten nurt nas porwał. Cała reszta przyjdzie sama.
Ryszard Kulik