DZIKIE ŻYCIE

Puste ja

Ryszard Kulik

Okruchy ekozoficzne

Syndrom oddzielenia od życia jest prawdopodobnie najpoważniejszą chorobą współczesności i stanowi praprzyczynę naszych problemów środowiskowych. Przyjrzyjmy się oddzieleniu, bo w nim samym znajdziemy wskazówki, jak uporać się z obecną kryzysową sytuacją.

Jednym z największych paradoksów psychologii rozwojowej jest to, że aby stać się sobą, trzeba po wielokroć stać się kimś i czymś innym. Dziecko rodzi się niemal jałowe fizycznie i psychologicznie. Żeby żyć, musi nasiąknąć nie tylko mikroorganizmami, które zasiedlają stopniowo jego skórę i układ pokarmowy, ale również relacjami. Pierwszymi osobami, które musi włączyć w siebie, są rodzice. Gdy ich uwewnętrzni, przychodzi czas na inne osoby oraz grupę. Identyfikacja z własną grupą i jej kulturowym zapleczem jest niezbędna, by mogło stać się dojrzałym człowiekiem. Kolejny krok to włączenie we własną tożsamość materialnych obiektów świata zewnętrznego: miejsca, rozumianego jako fizyczna przestrzeń życia z krajobrazami, roślinami i zwierzętami, a ostatecznie całej planety, jako jedynego domu, który posiadamy. Ostatnim etapem tej podróży jest włączenie w siebie Siły Wyższej, Absolutu, jakkolwiek pojmowanego. Gdy te wszystkie „obce”, czyli pozajednostkowe elementy, zostają zintegrowane możemy mówić o pełnym i dojrzałym człowieczeństwie.


Caravaggio – Narcyz. Źródło: wikipedia.org
Caravaggio – Narcyz. Źródło: wikipedia.org

Po drodze jednak czai się mnóstwo niebezpieczeństw. Jednym z nich jest nadmierne utknięcie na którymś z etapów. Jeśli ktoś przykładowo przesadnie zidentyfikuje się z własną grupą narodową, może to skutkować postawami nacjonalistycznymi. Z drugiej strony uleganie kulturowym wzorcom samo w sobie dla wielu ludzi jest źródłem uprzedzeń i wykluczenia, więc próbują te uwarunkowania odrzucić. Na tym opiera się idea intersekcjonalności.

Ostatecznie problemem może się wydawać samo włączanie w siebie obiektów świata zewnętrznego, bo niechybnie prowokuje poczucie zależności.

Na ten ostatni element zwraca uwagę Philip Cushman, psycholog, przedstawiciel nurtu konstrukcjonizmu społecznego. Używa on określenia „puste ja”, by opisać typową dla społeczeństwa amerykańskiego tożsamość, która zdominowała myślenie ludzi o nich samych po II wojnie światowej. „Ja” Amerykanów, osiągając bezprecedensowy w historii wymiar osobistej wolności, jednocześnie stało się puste, ponieważ odcięło się od zależności, które dotychczas w jakiś sposób ograniczały jednostkę. Te zależności odnosiły się przede wszystkim do wymiaru wspólnotowego, tradycji, patriotyzmu, związku z miejscem, rodziny czy religii. Ostatnio dołączyła do nich nawet płeć. Wraz ze zdobywaniem większego zakresu niezależności i wolności człowiek pozbawił się podstawowego poczucia więzi z własnym ciałem, ze światem, przyrodą czy innymi ludźmi. Obecnie żadna z tych kategorii nie ma już decydującego znaczenia dla konceptualizowania własnego „ja”, stąd swoista „niezagospodarowana przestrzeń” w ramach struktury „ja” tworzy dotkliwą pustkę.

Tę pustkę człowiek próbuje przekroczyć, kreując siebie w oderwaniu od własnego ciała, innych ludzi, miejsca czy przyrody, co wiąże się z ogromnym obciążeniem psychologicznym i przyczynia do epidemii depresji. Prowadzi to również do innych konsekwencji: osamotnienia, zagubienia i lęku, które są spowodowane zerwaniem podstawowych więzi. Kolejnymi skutkami radzenia sobie z pustką własnego ja są: dążenie do nadmiernej kontroli, uporczywe koncentrowanie się na sobie, przekonanie o własnej wyjątkowości i omnipotencji oraz nadkonsumpcja. Współczesny świat zdaje się mówić, że poprzez kupowanie ciągle nowych rzeczy możemy wypełnić wewnętrzną pustkę. Daremny to trud, bo ten worek jest bez dna. Przy okazji jednak niszczymy cały świat, by ukoić swą tęsknotę za pełnym życiem w połączeniu.

Oddzieleni od własnego ciała, innych ludzi, miejsca, Ziemi oraz Absolutu wiedziemy pełne cichej desperacji życie nastawione na maksymalizowanie przyjemności, kreując swój wizerunek będący marną kopią naszej prawdziwej natury. Nienasyceni i zapatrzeni w siebie jak Narcyz tęsknimy za czymś, co nas prawdziwie wypełni. Żaden nowy gadżet nie jest w stanie tego zrobić. Jedynie przekraczając oddzielenie, możemy uleczyć tę chorobę.

Chodzi więc o to, by przyjąć swoje ciało takim, jakie ono jest, bez manipulowania fizycznością, by nawiązać głębokie i bliskie relacje z innymi. Chodzi o to, by zakorzenić się w miejscu, poczuć je i pokochać, by poczuć Ziemię i inne pozaludzkie istoty jako siebie samego i wreszcie doświadczyć połączenia z jakkolwiek pojmowaną Siłą Wyższą. A wszystko po to, by odkryć własną zależność i związek z tym, co jest. Bo właśnie w byciu zależnym i połączonym jest pełnia człowieczeństwa. Wszystkie Nasze Związki!

Ryszard Kulik