DZIKIE ŻYCIE

Bioróżnorodność – odświeżamy wytarte słowo klucz

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

W 2022 r. Unia Europejska ufundowała kilkanaście dużych projektów, których celem jest wyjaśnienie znaczenia różnorodności biologicznej w morzach Europy dla ich zrównoważonego wykorzystania.

Ten nagły wzrost możliwości badawczych, po kilkunastu latach przerwy, kiedy to temat „biodiversity” zszedł z czołowych miejsc w planach organizacji fundujących badania, prawdopodobnie jest efektem dwóch zjawisk. Jedno to wzrastające zaniepokojenie społeczne utratą różnorodności biologicznej (silnie wiązane ze zmianą klimatu) wyrażające się w protestach Extinction Rebellion i działań różnych NGO. Drugie to niepowodzenia administracji wszelkich szczebli – od regionalnych po międzynarodowe – związane z regulacją problemu ochrony bioróżnorodności. Przykładowym fiaskiem była tzw. Deklaracja z Göteborga z 2001 r., która zapowiadała „zatrzymanie spadku różnorodności biologicznej w Europie do 2010 r.”. Łatwo się takie dokumenty pisze, gorzej z ich realizacją. Zaraz po uchwaleniu tej deklaracji, zapytany o nowe dane, holenderski instytut badań morza pokazał wyniki badań Morza Północnego, z których wynikał wzrost liczby gatunków w ostatnich latach. Po pierwsze nikt już nie wie co właściwie rozumiemy pod słowem „biodiversity”. Oryginalnie w dokumentach Szczytu Ziemi w Rio była to różnorodność biosfery na wszelkich poziomach, od genetycznego, przez gatunkowy, populacyjny do różnorodności siedlisk istot żywych. Teraz, wraz ze wzrostem możliwości finansowych, bioróżnorodność chcą badać wszyscy – włączono więc pod tym hasłem badania produktywności ekosystemu (czyli jego funkcji, usług), wydajności poszczególnych procesów biogeochemicznych wreszcie dynamiki biosfery – jej zmienności czasowej i sezonowej. Podobny los spotkał w latach 70. słowo „ekologia”, które straciło bezpowrotnie swoje pierwotne znaczenie, i kiedy próbowano w Polsce uporządkować scenę naukową, najdobitniej problem ten ujął ówczesny szef Instytutu Ekologii PAN w Warszawie, który powiedział „ekologia, to jest to co robię ja, a nie to co robicie wy”.

Ślimak nagoskrzelny – ten jest dość duży (kilka cm), kolorowy i wyrazisty w formie, ale większość bioróżnorodności kryje się w maleńkich, bezkształtnych stworzeniach, które trudno zauważyć gdy istnieją, a jeszcze trudniej stwierdzić ich zniknięcie. Fot. Zdenek Duris, archiwum IOPAN
Ślimak nagoskrzelny – ten jest dość duży (kilka cm), kolorowy i wyrazisty w formie, ale większość bioróżnorodności kryje się w maleńkich, bezkształtnych stworzeniach, które trudno zauważyć gdy istnieją, a jeszcze trudniej stwierdzić ich zniknięcie. Fot. Zdenek Duris, archiwum IOPAN

Dodatkowe zamieszanie wprowadzają nowe techniki badawcze, takie jak badania molekularne, operujące trudnymi do zdefiniowania miarami różnorodności opartymi na identyfikowanych fragmentach genomów. W efekcie mamy, jak to ujął wybitny włoski badacz fauny morskiej Fernando Boero, „książkę telefoniczną, bez nazwisk i adresów – same numery telefonów”. Nie jest łatwiej z tradycyjnymi zoologami. Ichtiolodzy czy ornitolodzy ogłaszają co jakiś czas, że zbadali poziom różnorodności biologicznej w tym czy w innym miejscu, i w związku z tym wydają komunikat o stanie biosfery, zapominając dodać, że dane mają dotyczące jednej i to niewielkiej grupy stworzeń. Trzymając się porównania Fernando Boero – mamy wówczas spis szewców i kowali z jakiegoś miasta, ale dalej nie wiemy, kto tam poza nimi tam mieszka. Pomimo wielkich projektów międzynarodowych takich jak np. „Cenzus of marine life” i powstania nowoczesnych baz danych o występowaniu gatunków (np. OBIS – Ocean Biogeographic Information System), pierwszy wniosek jaki nasuwa się po obejrzeniu map poziomu bioróżnorodności w Europie to wyraźna lokalizacja uniwersytetów. Wokół nich bioróżnorodność jest największa, co jest po prostu efektem liczby dostępnych naukowców pracujących w tym obszarze. Pewnie z tego powodu dzisiejsza fala badań bioróżnorodności daje nadzieję, że dowiemy się czegoś bardziej konkretnego. Gdzie są rezerwuary bioróżnorodności w Europie? Na jakim poziomie (gatunków, różnorodności genetycznej, różnorodności funkcji)? Czy są miejsca gdzie różnorodność biologiczna spada, pozostaje na tym samym poziomie, rośnie? Jaki jest związek między wykorzystaniem morza (rybactwo, turystyka, przemysł) i poziomem bioróżnorodności? Jakie są społeczne oczekiwania – zrozumienie tego zjawiska? Po raz pierwszy wielki program morski tego typu (projekt MARBEFES, 16 mln euro) będzie koordynowany przez polskich naukowców. Wspólnie z pozostałymi projektami postarają się oni uporządkować naszą wiedzę o morzach Europy – od Śródziemnego, przez Bałtyk, Atlantyk aż do Arktyki. Wielką nadzieję daje współpraca badaczy z różnych specjalności – od genetyków przez klasycznych taksonomów po mikrobiologów.

Prof. Jan Marcin Węsławski