Odszedł wielki E.O. Wilson
26 grudnia 2021 r., w wieku 92 lat, zmarł amerykański przyrodnik, jeden z najbardziej znanych i utytułowanych biologów XX w. Edward Osborne Wilson. Był moim idolem, przeczytałem wszystkie jego książki, które udało mi się zdobyć. Począwszy od wydanej w Polsce w 1978 r. „O naturze ludzkiej” aż do ostatniej – „Pół ziemi” z 2017 r. Trudno znaleźć osobę, która współcześnie była twórcą i inspiracją do tak wielu ważnych nurtów w poznaniu Przyrody i relacjach człowiek-Natura.
Po pierwsze taksonomia. Wilson był światowej klasy ekspertem od mrówek, sam opisał kilkaset nowych dla nauki gatunków i odnowił znaczenie taksonomii, która w drugiej połowie XX w. wydawała się nauką umierającą. To on spopularyzował i współtworzył słowo „bioróżnorodność” i to on był pionierem w pokazywaniu tego, jak mało wiemy o współczesnych gatunkach, ile jeszcze pozostało do odkrycia. Nowoczesnym narzędziem, które współtworzył jest „Encyclopedia of Life” – wielkie globalne przedsięwzięcie, które zakłada, że każdy gatunek na Ziemi będzie miał swoją stronę w internetowej rzeczywistości.
Po drugie biogeografia wysp i ewolucyjna ekologia. W latach 60. wspólnie z Mc Arthurem Wilson badał na południu USA jak zwierzęta zasiedlają oddalone od lądu małe wysepki. Wykazał, że na małych wyspach wymiana gatunków następuje szybko (zarówno imigracja, jak i wymieranie), a wraz z wielkością obszaru wzrasta stabilność jego fauny. To dziś fundamentalne zasady w planowaniu obszarów chronionych i unikaniu fragmentacji krajobrazu.
Po trzecie socjobiologia (1975 r.). Badając owady społeczne, interesował się sposobami i mechanizmami ewolucji, prowadzącymi do na pozór nieracjonalnych zachowań, które utrwalają powstawanie społeczeństw. Jego dość prosty wniosek, że zachowania ludzkie również wywodzą się z genetyki i mechanizmów ewolucji wywołał w latach 70. falę oburzenia w środowiskach radykalnie lewicowych w USA. Zarzucono mu rasizm, mizoginizm i faszystowskie poglądy – wszystkie te zarzuty skierowane do liberalnego naukowca były absurdalne. Minęło jednak kilkanaście lat, zanim socjobiologia zyskała szersze zrozumienie i stała się częścią naukowego mainstreamu. W ostatnich latach (2010 r.) Wilson znów wywołał burzę w tej tematyce, po opublikowaniu wraz z matematykami modelu wykazującego, że do zachowań prospołecznych niepotrzebna jest wspólnota genów, wystarczy wspólnota oparta na dostępie do zasobów, których lepiej bronić razem niż korzystać z nich osobno. Ten pogląd wywołał dosłownie furię Richarda Dawkinsa (autora przebojowej koncepcji samolubnego genu), który zażądał od redakcji „Nature” wycofania artykułu Wilsona i potępienia jego poglądów.
Po czwarte biofilia (1984 r.). Wilson sformułował pogląd (do dzisiaj wciąż dyskutowany przez psychologów i socjologów), że każdy człowiek rodzi się z naturalną potrzebą obcowania z Przyrodą. Ta skłonność rozwija się i utrwala szczególnie w wieku 6-12 lat, a potem w dorosłym życiu jest źródłem równowagi emocjonalnej i społecznej. Biofilia jest dziś przedmiotem wielu programów badawczych na świecie i rozwijana np. przez nurt badań inteligencji emocjonalnej czy ekologicznej.
Po piąte konsyliencja. W książce z 1998 r. argumentował, że konieczna jest jedność Nauki. Nauki społeczne i humanistyczne powinny przełamać bariery dzielące je od nauk przyrodniczych i ścisłych, bo tylko taka jedność wiedzy – wymiana myśli pozwoli nam na odpowiedź na podstawowe ludzkie pytania „skąd przybywamy – dokąd zmierzamy?”. Włączał do tej jedności sztukę i pokazywał, jak ważną rolę odgrywa ona w ewolucji człowieka.
Po szóste „idea pół Ziemi”. Wilson, który spędził pół życia na badaniach terenowych, wiedział jak ważne jest zachowanie dzikiej Przyrody i wycofywanie się z ingerencji człowieka w obszary najbardziej cenne przyrodniczo. Argumentował, że ważniejsza niż ochrona pojedynczych gatunków jest ochrona przestrzeni – siedlisk, im większych typ lepiej, bo tylko w ten sposób utrzymamy całe piękno i różnorodność życia. Opisana w wydanej w 2017 r. książce „Pół ziemi” koncepcja jest dziś dyskutowana przez światowych przywódców wspólnie z polityką klimatyczną.
Swoich talentów i uzdolnień Wilson nie dostał w spadku ani za darmo. Dorastał w rozbitej niezamożnej rodzinie na południu USA, wciąż przeprowadzając się i zmieniając 16 szkół w czasie 11-letniej nauki. Dostał stypendium pozwalające na darmowe studia (był pierwszym członkiem swojej rodziny, który zdobył uniwersyteckie wykształcenie). Od dziecka wiedział, że chce zostać przyrodnikiem – ciułał na książki do identyfikacji owadów i ptaków, z domowych sprzętów konstruował narzędzia do kolekcjonowania i preparowania zwierząt. Ciągłe zmiany szkół i niecodzienne zainteresowania utrudniały mu zbudowanie rówieśniczych relacji, ale zdobywał sobie szacunek kolegów umiejętnie łapiąc jadowite węże czy pająki. Szybko zrozumiał jak uprawia się naukę, i jego pierwszym zmartwieniem było to, że będzie musiał poświęcić się jakiejś specjalizacji – gadom, pająkom, motylom? Interesowało go wszystko, a trzeba było zdobyć mistrzowską klasę w jednej dziedzinie. Po koniec życia wspominał, że emocje, które towarzyszyły mu jako 10-letniemu chłopcu, gdy od matki dostał szkolny mikroskop i oglądał pierwsze żywe stworzenia w powiększeniu czy kiedy brodził po bagnie szukając żółwi błotnych – nie opuściły go nigdy. Zachwyt na odkrywaniem małych i wielkich zjawisk był na pewno jednym z motorów jego działania. Miał szczęście, że znalazł w sobie również łatwość pisania i mówienia o swojej pasji. Zdobył dwie nagrody Pulitzera za książki popularno-naukowe, a na jego otwarte wykłady przychodziły tłumy. Po uzyskaniu statusu „tenure”, czyli stałego etatu na uczelni, przepracował kilkadziesiąt lat na Uniwersytecie Harvarda. Jego żoną była Irene, z którą miał jedną córkę Catherine. Irene zmarła kilka miesięcy przed nim.
Wilson był amerykański do szpiku kości, ale w pozytywnym znaczeniu tego wyrażenia. Ciężka praca i wytrwałość były u niego niezbędnym elementem sukcesu. W małej książeczce, którą napisał pod koniec życia dla młodych naukowców – doktorantów zawarł kilka typowo amerykańskich morałów: np. „badacz przyrody nigdy nie ma wakacji – jego wakacje to praca w terenie”, „naukowiec musi pracować jak urzędnik, pisać jak dziennikarz i myśleć jak poeta”.
Był człowiekiem potrafiącym porozumieć się ze specjalistami z kompletnie innej dziedziny wiedzy. Nie udawał, że zna się na wszystkim, ale zadawał wnikliwe pytania, stawiał problemy do rozwiązania matematykom, ekonomistom czy krytykom sztuki. Jego najbardziej znaczące prace – te o biogeografii wysp i o teorii ewolucji społecznej powstały we współpracy z wybitnymi matematykami, i przeczytanie ich w oryginale jest niezwykle stresujące dla nie matematyka. Najpierw klarowny i krótki wywód Wilsona o istocie problemu, np. „egoista zawsze wygra z altruistą w pojedynku, ale grupa egoistów zawsze przegra z grupą altruistów” – a potem następuje kilkustronicowy zapis równań matematycznych z zakresu teorii gier czy teorii chaosu, dzięki, którym można było to stwierdzenie oparte na obserwacji mrówek w terenie udowodnić jako prawidłowość przyrodniczą.
Wilson był liberalnym humanistą, sam siebie określał jako feministę i agnostyka – nie zaprzeczając swoim korzeniom z purytańskiej rodziny południa USA. Wiele razy pytano go o stosunek do religii – o nią zresztą spierał się wielokrotnie z Richardem Dawkinsem. Dla tego ostatniego religia była nieszczęśliwym przypadkiem, zdeformowanym wytworem kultury, natomiast Wilson uważał, że religia jest naturalnym produktem ewolucji społecznego gatunku, służy jako spoiwo ponadplemienne i nie zmienia tego fakt, że czasem obraca się przeciwko ludziom.
Wilson nie uważał człowieka za „koronę stworzenia” i broniąc dzikiej przyrody, zawsze zwracał uwagę na prawa lokalnych plemion. Dbał o to, by z zasobów bioróżnorodności mogli korzystać rdzenni mieszkańcy na równi z przybyszami.
Jak to się zdarza w Ameryce, Wilson był też celebrytą, wśród jego przyjaciół był muzyk Paul Simon i prezydent Jimmy Carter. Nazywano go „spadkobiercą Darwina”, „najwybitniejszym biologiem XX w.”. Dostał wszystkie możliwe nagrody, które można było zdobyć (Nobla nie dają z biologii ani ekologii).
Moje pokolenie miało szczęście, że przez wiele lat towarzyszyły nam takie postacie jak: Arne Naess, David Attenborough czy E.O. Wilson. Trudno sobie wyobrazić jak można ich zastąpić.
Prof. Jan Marcin Węsławski