Zezwierzęcenie
Okruchy ekozoficzne
Zbrodnie wojenne w Ukrainie dokonywane przez rosyjskich żołnierzy prowokują pytanie o pochodzenie okrucieństwa. Co sprawia, że człowiek skłonny jest zabijać, gwałcić i zadawać cierpienie niewinnym ludziom? Część z nas radzi sobie z ciężarem okrucieństwa próbując odrzeć go z ludzkiego wymiaru. Mówimy, że zbrodnie są przejawem nieludzkiego traktowania. Im mniej człowieka w człowieku, tym bardziej naganne czyny. Nasze człowieczeństwo ma być wolne od okrucieństwa, a jeśli się ono pojawia, niechybnie jest dowodem czegoś nieludzkiego: bestialstwa, zdziczenia czy zezwierzęcenia.
Hola, hola!, chciałoby się powiedzieć. Prosimy o nieobrażanie zwierząt. Okrucieństwo bowiem jest czymś specyficznie ludzkim i w dzikim świecie, pomiędzy zwierzętami (bestiami) się nie zdarza. Oczywiście zwierzęta przejawiają wiele zachowań, które z naszej perspektywy można by określić jako okrutne: niektóre gatunki ptaków wyrzucają słabsze pisklęta z gniazda, samce grizzly zabijają młode pochodzące z innych miotów, a nawet niekiedy własnych, a część gatunków owadów utrzymuje sparaliżowane, nadal czujące ofiary przy życiu tylko po to, by osobniki młode mogły stale żywić się „świeżym mięsem”. Wszystkie te zachowania są tylko z pozoru okrutne, bowiem zwierzęta ich nie wybierają ani nie planują, kierując się świadomym zamysłem. Realizują tylko określony program natury wykształcony w toku ewolucji. Gdyby przestały tak robić, ich zdolności adaptacyjne zostałyby zmniejszone i mogłyby nie przetrwać. Zatem, aby pojawiło się okrucieństwo w naszym rozumieniu, wpierw musi istnieć okrutny zamysł – przyroda zaś, o ile nie ma takiego zamysłu, o tyle nie może być określona jako okrutna.
Mało tego, rozrywający kłami ciało sarny wilk nie tylko nie jest okrutny, ale na dobrą sprawę opiekuje się całym gatunkiem utrzymując go w dobrej kondycji. Polując nie robi tego, by sarnie sprawić ból, nie wybrał jej, bo naraziła mu się umaszczeniem sierści, poglądami czy preferencjami seksualnymi. Akt polowania jest pozaosobisty i wolny od uprzedzeń. Wilki zapolują na najsłabszą sarnę robiąc w ten sposób „przysługę” wszystkim innym sarnom, również tym, które dopiero się urodzą.
Ludzkie okrucieństwo ma – w przeciwieństwie do powyższego – charakter zindywidualizowany. Są wśród nas osobnicy mniej i bardziej okrutni, a ci, którzy dopuszczają się takich aktów, robią to ze względu na cechy indywidualne ofiary: rasowe, płciowe, narodowe czy nawet osobowościowe.
Największe zbrodnie w historii ludzkości nie były aktami bestialstwa – stanowiły przejaw ludzkiego ducha i kreatywności. Każda ze zbrodni zaczynała się od opowieści. Putin zafundował nam historię o ukraińskich nazistach, którzy bezpardonowo mordowali niewinnych rosyjskich cywilów w obwodzie donieckim i ługańskim. Hitler wymyślił, że Żydzi zagrażają przetrwaniu III Rzeszy. Amerykanie i Brytyjczycy uwierzyli w opowieść o broni masowego rażenia rzekomo produkowanej przez Saddama Husajna. A wyznawcy chrześcijaństwa mordowali się wzajemnie oraz zabijali inaczej wierzących w imię miłości bliźniego głoszonej przez swego Nauczyciela.
Ludzkie okrucieństwo na dużą skalę wymaga wyrafinowanej współpracy wielu ludzi oraz często ogromnych pieniędzy i zaawansowanych narzędzi zbrodni. To wszystko jest możliwe dzięki fikcyjnym opowieściom, w które ludzie masowo wierzą i podążają za nimi. Każda wojna i każda zbrodnia rozpoczyna się w ludzkich głowach, gdzie roją się wyobrażenia o sobie i innych i gdzie ci inni – obcy odzierani są z ludzkich atrybutów i redukowani do zagrażających elementów lub innych nieludzkich kategorii. Te fikcyjne opowieści traktowane są jak prawdy objawione, za które ludzie gotowi są milionami walczyć, zabijać się wzajemnie i umierać.
Mało tego, wydaje się, że wraz z upływem czasu nasza zdolność do okrucieństwa i kreatywność w tej sferze nieustannie rośnie. Im bardziej ludzki duch rozkwita, do tym większych zbrodni jest gotowy. Bartłomiej Dobroczyński, przywołując przykład „dzikich i nieokrzesanych kulturowo” Indian Ameryki Północnej pisał, że w międzyplemiennych walkach „zapał wojenny bardzo szybko mijał poszczególnym walczącym grupom, które – po zabiciu określonej liczby przeciwników – odmawiały dalszej walki, z braku odpowiedniej, długodystansowej motywacji”. Jednocześnie, mniej więcej w tym samym czasie generał William T. Sherman miał powiedzieć, że „dobry Indianin to martwy Indianin”. Ta fraza stanowi początek narracji, której konsekwencją jest ludobójstwo. Można powiedzieć, że okrucieństwo Indian było dosłowne w wymiarze tu-i-teraz, natomiast okrucieństwo białych było systemowe, długotrwałe i wymagało coraz bardziej rozbudowanych opowieści.
Im więcej ludzkiego pierwiastka, tym bardziej zaawansowane okrucieństwo. Warto więc zastanowić się raczej nad „niedostatkiem zwierzęcia” w nas niż nad jego (domniemanym) nadmiarem. Chciałoby się powiedzieć, że potrzebujemy przynajmniej odrobiny zezwierzęcenia, by nie zapędzić się w rejony, gdzie w imię ludzkiej (naszej) prawdy będziemy gotowi na „ostateczne rozwiązanie”.
Ryszard Kulik