DZIKIE ŻYCIE

Blisko nas ktoś znów zabił las. Samowola w Milanówku

Katarzyna Wiekiera

Sprawcę nielegalnej wycinki kilkudziesięciu zdrowych dębów, lip i klonów w Milanówku uda się doprowadzić przed oblicze sądu. Chodź zawiodły służby i instytucje, które nie powstrzymały rzezi drzew, nie zawiedli mieszkańcy. Protestowali w dniu wycinki i po niej, by powstrzymać patodeweloperkę i zadośćuczynić sprawiedliwości.

Milanowska masakra piłą mechaniczną miała miejsce w sobotę, 20 lutego 2021 r. Na prywatny teren leśny położony w centrum miasta, będący pod opieką konserwatora, wjechał syn właścicielki i wykarczował z drzew. W ciągu zaledwie kilku godzin padły niemal wszystkie drzewa położone na działce. Działo się to przy biernej obecności policji i sprzeciwie mieszkańców, w Mieście Ogrodzie, gdzie przeciętny mieszkaniec toczy boje o podcięcie choć jednej gałęzi.


Mieszkańcy regularnie, co miesiąc zapalają znicze aby o sprawie nie zapomniano. Fot. Katarzyna Wiekiera
Mieszkańcy regularnie, co miesiąc zapalają znicze aby o sprawie nie zapomniano. Fot. Katarzyna Wiekiera

Samowolne zniszczenie lasu właściciel prawdopodobnie wpisał w koszt planowanych na działce inwestycji. Po wycięciu drzew, które było najtrudniejszą logistycznie częścią zadania, pozostaje mu odlesienie terenu i zmiana miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Gdyby udało się zrealizować taki plan, mógłby liczyć na ogromny zysk. Kiedy wszystkie podwarszawskie gminy rosną jak na drożdżach, każdy atrakcyjny inwestycyjnie teren, taki jak wykarczowana działka w jeszcze zielonym Milanówku, jest wartością liczoną w milionach złotych. Kara finansowa za zniszczenie lasu, przy perspektywie zysków z budowy bloku mieszkalnego, po przekształceniu planu zagospodarowania przestrzennego, to „małe piwo”. Kara za nielegalną wycinkę po nowelizacji ustawy o ochronie przyrody w 2017 r. (Lex Szyszko) wynosi jedynie od 500 do 5 tysięcy złotych. Pewnie na taką karę liczył doskonale znający prawo sprawca wycinki – były warszawski radny i doktorant Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.

Plany pokrzyżuje mu jednak czekający go proces karny. Za spowodowanie zniszczeń w przyrodzie grozi mu kara pozbawienia wolności w wysokości od 3 miesięcy do 5 lat. Z pewnością nie pomoże fakt, że kilka lat temu został prawomocnie skazany w zupełnie innej sprawie (seksualnego szantażu nieletniego). Wytoczenie sprawy karnej to między innymi zasługa doskonale przygotowanego zawiadomienia mieszkanki Milanówka, mecenas Anity Bogumił. To także skutek interwencji lokalnych „Zielonych” oraz licznych apeli mieszkańców, którzy nie pozwalają, by o tej sprawie było cicho. Mieszkańcy praktycznie co miesiąc przypominają o wydarzeniu poprzez symboliczne palenie zniczy na miejscu zdarzenia.

Dlaczego w Mieście Ogrodzie doszło do rzezi drzew?

Wycinka nastąpiła na prywatnej działce leśnej, nad którą nadzór sprawuje starostwo, a gospodarka leśna prowadzona jest w oparciu o uproszczony plan urządzania lasu (PUL). Działka należy też do obszaru układu urbanistyczno-krajobrazowego Milanówka – to jedna z podwarszawskich miejscowości, która oficjalnie używa tytułu Miasta Ogrodu. Takich miast, które mogą się cieszyć znacznym udziałem zielonych terenów w Polsce jest naprawdę niewiele. To między innymi również podwarszawskie Konstancin-Jeziorna czy Podkowa Leśna. Miasta Ogrody powinny mieć wzorową ochronę drzewostanu. Poza liczną zielenią samą w sobie, Milanówek może pochwalić się także pomnikami przyrody. Jest ich na terenie miasta ponad dwie setki! Najcenniejsze z nich to wiekowe dęby zgromadzone w centrum, które wraz z zabytkowymi obiektami rosną w obrębie tzw. Strefy Ochrony Konserwatorskiej. W tej strefie zakazuje się wycinki wartościowych drzew z wyjątkiem cięć pielęgnacyjnych i technicznych. Każdy z pomników posiada liczącą 15 metrów od pnia drzewa strefę ochronną. W obszarze wycinki znajdują się dwa takie pomniki – świadkowały masakrze swoich młodszych braci i sióstr.

Podczas milanowskiej masakry zawiodły wszystkie formy prawnej ochrony przyrody. Syn właścicielki miał zgodę na cięcia pielęgnacyjne. W złym stanie były i są akacje, które porastały zagajnik. Co ważne, sprawca wycinki dwa dni przed rzezią dokonał także nielegalnego znakowania drzew. Po tym jak leśnik oznaczył drzewa do wycinki, syn właścicielki sam oznakował pomarańczową farbą kolejne. Ta sprawa od razu została zgłoszona przez mieszkańców i już kolejnego dnia, niebieską farbą policyjną, w obecności służb przekreślono nielegalne oznaczenia. O tym fakcie wiedziała Straż Miejska. Również z powodu nielegalnego znakowania, a więc zamiaru cięć, mieszkańcy od samego rana, w dniu wycinki, patrzyli drwalom na ręce. Gdy zaczęły padać pierwsze zdrowe drzewa, mieszkańcy nie przestali alarmować służb. Policja, która dwukrotnie była na miejscu, przegoniła jednak mieszkańców z terenu wycinki, stawiając prawo własności ponad prawo o ochronie przyrody. W biały dzień, wycięto wszystkie zdrowe drzewa. Akacje stoją do dziś. Mają zostać wycięte podczas planowanej w tym obszarze budowy dwóch rond, co tylko przelewa czarę goryczy mieszkańców. Ścięte drzewa do dziś leżą na terenie działki jako dowód w sprawie. W kwietniu 2021 r. zakwitły, niczym wyrzut sumienia pokazując, że były całkowicie zdrowe.


Powalone drzewa jako dowód w sprawie leżą do dziś. Fot. Katarzyna Wiekiera
Powalone drzewa jako dowód w sprawie leżą do dziś. Fot. Katarzyna Wiekiera

Burmistrz Milanówka, w dniu wycinki alarmowany przez mieszkańców, zapewniał na swoim profilu na Facebooku o legalności cięć. Następnego dnia wezwał sztab kryzysowy. To nie przypadek, że do wycinku doszło w sobotę, gdy telefony urzędników, w tym Nadleśnictwa, milczały.

Straż miejska i policja nie zrobiły nic by zapobiec tragedii. Wobec milanowskiej Straży Miejskiej, która kilkukrotnie w dniu wycinki odmówiła interwencji, do dziś nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Również Wojewódzki Konserwator Zabytków umył ręce. W kompetencji tej instytucji leży wyłącznie konsultowanie PUL-i, nawet na obszarze lasów wpisanych do rejestru zabytków. Gdy doszło do tragedii, Konserwator nie złożył nawet sprawy do prokuratury, podkreślając, że organem do tego wskazanym jest Starostwo Powiatowe.

Czy patodeweloperce można zapobiegać?

Anna Kornecka, ówczesna wiceminister rozwoju, pracy i technologii, skomentowała wycinkę w Milanówku na antenie jednej z telewizji, która zajęła się sprawą, że „mamy regulacje i instrumenty w prawie, które nakazują przywrócenie terenu do stanu pierwotnego (…) taki nakaz spowodowałby eliminację możliwości dokonania inwestycji”1. Przywrócenia terenu do stanu możliwie zbliżonego do pierwotnego domagają się mieszkańcy. Petycję do starostwa w tej sprawie podpisało prawie 700 osób: „Pozbawiono (…) nas – mieszkańców, cennego ekosystemu o dużej bioróżnorodności. (…) W obliczu gwałtownie postępujących, niekorzystnych zmian klimatu oraz dużego zanieczyszczenia powietrza, w trosce o zdrowie nasze i naszych dzieci występujemy z niniejszą petycją do władz Powiatu Grodziskiego i Nadleśnictwa Chojnów. Domagamy się wydania decyzji administracyjnej nakazującej sprawcy bezprawnej wycinki (…) przywrócenia tego terenu do stanu możliwie zbliżonego do pierwotnego, czyli nasadzenia ilości drzew równoważnej liczbie drzew wyciętych w wieku co najmniej 50 lat, o obwodzie 70-80 cm oraz zapewnienia właściwej pielęgnacji przez 5 lat w celu dobrego ukorzenienia się nasadzeń”2. Mieszkańcy Milanówka stracili bezcenny las, który tłumił miejski hałas i pomagał walczyć z zanieczyszczeniem powietrza – sporym lokalnym problemem.

Jan Mencwel, aktywista społeczny, autor książki „Betonoza”, we wpisie na Twitterze, w którym odniósł się do wycinki, podkreśla, że sankcją powinno być w tym wypadku wywłaszczenie działki3. Działaniem, które przyniosło sprawcy rzeczywiste kłopoty było skierowanie świetnie udokumentowanego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Na jego podstawie prokuratura skierowała akt oskarżenia.

Sprawca wycinki oskarżony jest o czyn z artykułu 181 kodeksu karnego, to jest o powodowanie zniszczeń w przyrodzie. Paragraf 1 tego artykułu głosi: „Kto powoduje zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. Mieszkańcy liczą na wyrok i mają nadzieję, że doprowadzi to do administracyjnego nakazu nasadzeń.

Katarzyna Wiekiera