DZIKIE ŻYCIE

Trwa właśnie Dekada Oceanu ogłoszona przez ONZ

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

Parę lat temu zostałem zaproszony z gronem kilku starszych panów profesorów do radiowej dyskusji o morzu i oceanach. Prowadzący dziennikarz uprzedził nas, że radio ma swoje prawa, czas wypowiedzi jest pilnowany co do sekundy i nie poda nam wcześniej szczegółowych tematów, bo chce, żeby rozmowa była żywa. Audycja się rozpoczęła, po wprowadzeniu pojawiły się reklamy i w czasie reklam prowadzący zwrócił się do seniora: Zaraz zadam panu pytanie i ma pan dokładnie 12 sekund na odpowiedź, uwaga start: „Jaka jest rola oceanu dla naszej planety?”. Na szczęście spotkanie odbywało się w porze radiowej dostępnej dla nauki, czyli między 24:00 i pierwszą w nocy, więc wszyscy lekko przysypiali i dlatego senior nie dostał zawału.

Potem wiele razy zastanawiałem się nad tą sprawą i zgodnie z zasadą, że nie ma głupich pytań są tylko głupie odpowiedzi, pierwsze co dziś o tym myślę, to sformułowanie „dla planety”. Odpowiadając wprost i rozpatrując planetę jako złożony system powiązań fizyko-chemicznych i biologicznych, rola oceanu w kształtowaniu Ziemi była bardzo różna. Na początku oceany były gorące, płytkie i bardzo kwaśne, potem woda z atmosfery przechodziła coraz bardziej do fazy ciekłej, wypełniła zagłębienia i w atmosferze zostało jej tyle co dzisiaj, czyli równowartość kilku metrów słupa wody. To oznacza, że oceany rządzą zawartością wody w atmosferze, a ich wielka objętość pozwala na odbieranie i magazynowanie ciepła, czyli termoregulację na powierzchni Ziemi. To nie potwierdzenie teorii Gai – o Ziemi jako żywym organizmie, który sam się utrzymuje w równowadze – tylko prosta relacja fizyczna. Oceany pochłaniały wielkie ilości CO2, kiedy w Ordowiku jego stężenie przekraczało 6000 ppm (dziś zbliżamy się do 500). Oceany były przez długie okresy bardzo ciepłe i wówczas traciły rozpuszczone w nich gazy – głównie tlen – strefy beztlenowe rozciągały się na gigantycznych obszarach dna i pozbawionej życia toni wodnej. Dla odmiany były też kompletnie pokryte lodem w okresie tzw. „Ziemi śnieżki” w Prekambrze. Okresowo wysychały zostawiając kilometrowej grubości osady solne, albo zalewały niemal całą powierzchnię Ziemi.


Ocena globalnej zmiany klimatu zależy od punktu siedzenia. Mieszkańcy tej wioski na Faroe (Wyspy Owcze) nie muszą się martwić podniesieniem poziomu morza, ale częstsze sztormy mogą zrujnować ich przybrzeżne rybołówstwo. Fot. Jan Marcin Węsławski
Ocena globalnej zmiany klimatu zależy od punktu siedzenia. Mieszkańcy tej wioski na Faroe (Wyspy Owcze) nie muszą się martwić podniesieniem poziomu morza, ale częstsze sztormy mogą zrujnować ich przybrzeżne rybołówstwo. Fot. Jan Marcin Węsławski

Jaka była ich rola dla funkcjonowania planety? Za każdym razem inna. Ale nie zbliża to nas w żaden sposób do pytania postawionego inaczej – jak jest rola Oceanu dla nas, współczesnego człowieka? Dziś, w czasie ogłoszonej właśnie Dekady Oceanu, na wybrzeżach morskich żyje blisko 30% globalnej populacji ludzi. Czerpiemy z morza ponad 20% żywności (akwakultura i rybactwo) a oceaniczne mikroorganizmy zapewniają nam 50% tlenu. Ocean jest rezerwuarem ogromnej i nierozpoznanej różnorodności biologicznej. W XXI wieku opisuje się co roku ponad 2000 nowych morskich gatunków, prawdopodobnie jest ich pod wodą około 10 milionów (nikt tego nie wie na pewno), ale wszystko wskazuje na to, że nasze życie przypadło na najwyższy w historii Ziemi rozkwit bioróżnorodności.

Nasza cywilizacja rozwinęła się w okresie stabilnego klimatu i poziomu mórz, ocean uprzejmie wyregulował nam temperaturę i chroni teraz przed przegrzaniem. Zafundował nam nawet wyjątkową rozrywkę – spektakularną płytkowodną rafę koralową, która rozrastała się spokojnie od 7000 lat. Sielanka się jednak kończy, przez spalanie w ciągu stulecia tego, co ocean gromadził w postaci węglowodorów przez ostatnie kilkadziesiąt milionów lat, Ocean będzie odgrywał dla nas zupełnie inną rolę. Nie dla planety – bo ta będzie funkcjonować, ale dla nas, naszej infrastruktury, dla opartej na niekontrolowanym zużyciu zasobów gospodarki. W takim wypadku, jak najbardziej właściwy jest antropocentryczny punkt widzenia – to my stracimy cud rafy koralowej (bo koralowce przeniosą się w głębiny i przetrwają), to my stracimy miasta nadbrzeżne przez podniesienie poziomu morza – fauna na tym nie ucierpi. To dla nas będzie problemem dostęp do coraz bardziej wzburzonego morza, z którego zasobów będzie bardzo trudno skorzystać. Na szczęście to my a nie sinice możemy się ogarnąć i zadbać o dalsze wygodnie życie na przyjaznej i bajecznie różnorodnej planecie.

Prof. Jan Marcin Węsławski