DZIKIE ŻYCIE

Dom

Dagmara Stanosz

Infracienkie

Budujemy szałasy. To bardzo poważne zajęcie. Do lasu chodzimy codziennie – sprawdzić czy stoi, naprawić, posiedzieć w środku, sprzątnąć, jeśli ktoś coś zostawił, poprawić gałąź, uprzątnąć liście. Pierwsza konstrukcja z płaskim zadaszeniem rozpadła się po burzy. Było rozczarowanie, przejęcie, przyglądanie się gałęziom ze smutkiem, potem energia, żeby zbudować od nowa. Przy drugim podejściu zaufaliśmy źródłom – jest kalenica, dwuspadowy dach, umocnienia z gałęzi. I w młodych oczach – duma. Ta sama, którą pamiętam z mojego dzieciństwa, kiedy udało się w lesie zbudować „dom”. Troska, ale i obserwacja jak butwieją liście, żółknie trawa, czuć grzyby, mokre i zimne gałęzie brudzą dłonie, ciało marznie i szybciej chce się wracać do tego drugiego – ciepłego domku z herbatką.

Przyglądam się temu jako dorosły, który musi uczyć się rozwarstwiać świadomość – odsuwać niektóre myśli, symbole i skojarzenia. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jest to trudne. Las i dzieciństwo nabrały innego znaczenia, jak awers i rewers tej samej rzeczywistości. Jedni uciekają od wygód, szukając wśród drzew „uziemienia”, drudzy uciekają stąd przed najgorszym. A przecież to ten sam las.

Ja świadomie rozwarstwiam znaczenia, mój syn robi to mimowolnie. Przenosimy gałęzie, znosimy do szałasu żołędzie, układamy z patyków miejsce na kuchnię, łóżko, legowisko dla psa. W takich chwilach czuje się „całą jaskrawość”. Kto czytał Stachurę, ten wie, że to jak „słońce i księżyc na tacy nieba. Razem wzięte”. I reszty nie trzeba tłumaczyć.

Szałas i jego mieszkańcy (syn autorki z psem), wrzesień 2022 r. Prywatne archiwum autorki
Szałas i jego mieszkańcy (syn autorki z psem), wrzesień 2022 r. Prywatne archiwum autorki

Intuicyjnie oboje czujemy, że życie i śmierć to jakaś kosmiczna algebra planety, wszystko krąży, a my przecież jesteśmy z tych samych pierwiastków, co gwiazdy, dinozaury, neandertalczycy, australopiteki i wcześniejsze człowiekowate. Jako zoon culturalis rytualnie zataczamy krąg wspólnoty z przodkami, odtwarzając gesty znane od mezolitu. Jesteśmy częścią całości i taka świadomość pomaga.

Budowanie szałasu to w końcu bardzo poważne zajęcie. Z punktu widzenia młodego człowieka polityczno-społeczna rzeczywistość jest raczej niepoważna, bo dzieli ludzi na legalnych i nielegalnych. Pyta na ulicznych bilbordach „Gdzie są te dzieci?” i odwraca się od problemu tych z granicznych pushbacków. Jak dorosły ma tę sprzeczność tłumaczyć dziecku, w którego oczach widzi celnie wymierzoną w siebie jako rodzica frazę: „Ufam. Jestem jak gąbka. Wchłaniam wszystko”?

Rozmawiam z ośmioletnim człowiekiem, i wiem, że on swoje wie. Obserwuje, słucha, analizuje, ocenia, jeszcze nie wszystko rozumie. Bawi się z dziećmi, które uciekły przed wojną, słucha czasem komunikatów z mediów, widzi martwe ryby w Odrze, wychowuje się w czasach kryzysu energetycznego i zmian klimatu. Jeszcze nie wie, że to jest tło, do którego niedługo będzie musiał się odnieść. Jeszcze nie stawia wprost pytań mojemu pokoleniu. Na razie obserwuje, działa i nazywa rzeczy po imieniu. Buduje kolejny szałas z dwuspadowym dachem, pod którym rośnie młody kilkunastocentymetrowy buk. Układa luźno patyki, „żeby go dziki nie zjadły, ale żeby miał dostęp do słońca”.

Dagmara Stanosz