DZIKIE ŻYCIE Wywiad

Takiej skali katastrofy w Odrze można było uniknąć. Rozmowa z Robertem Wawrętym

Diana Maciąga

Od miesiąca cała Polska żyje katastrofą ekologiczną w Odrze. Myślę, że można już dziś zaryzykować stwierdzenie, że wywołała większe poruszenie społeczne niż Lex Szyszko i katastrofalna wycinka w Puszczy Białowieskiej. „Odra umarła”, „Zabiliśmy rzekę” – to mocne określenia. Czy Twoim zdaniem adekwatnie opisują rzeczywistość?

Robert Wawręty: Odra bardzo rezonuje w społeczeństwie. Widoku martwych ryb czy ptaków trudno zapomnieć, trudno odwrócić wzrok. Jest też kwestia praktyczna – z tą rzeką są związani mieszkańcy czterech województw, dla wielu ludzi to podstawowe źródło utrzymania, którego zostali nagle pozbawieni.

Robert Wawręty
Robert Wawręty

Przez te kilka tygodni z mediów i ust polityków usłyszeliśmy już co najmniej kilka teorii, które miały wyjaśnić przyczyny pomoru odrzańskiej fauny. Najnowsza wskazuje toksyny wydzielane przez złote algi, które pojawiły się w rzece w wyniku jej zasolenia. Czy to możliwe, że jednorazowe wydarzenie ma tak daleko idące skutki?

To nie jeden czynnik, ale kilka jednocześnie mogło doprowadzić do masowego śnięcia ryb w Odrze.

Obecność w Odrze złotych alg została już potwierdzona. Problem ich toksyczności jest również znany. Natomiast nie znamy wyników badań toksykologicznych, które potwierdzałyby, że były one przyczyną śmiertelności organizmów żywych. W przypadku Odry jest wiele czynników, które mogły doprowadzić do katastrofy ekologicznej. To, co rzuca się obecnie w oczy, kiedy analizujemy dane niemieckie z punktu monitoringowego we Frankfurcie nad Odrą, to fakt, że około 7 sierpnia nastąpił m.in. prawie dziesięciokrotny wzrost odczynu pH wody, a także wzrost o ¼ przewodności elektrycznej co pośrednio wskazuje, że była silnie zasolona. W tym samym czasie można było również zaobserwować zwiększoną mętność wody i gwałtowną redukcję azotu związaną z aktywnością glonów. Co ciekawe udostępnione przez Niemców zdjęcia satelitarne pokazują również, że pierwsze delikatne zakwity występowały powyżej stopnia wodnego w rejonie Kąt Opolskich w dniach 24-26 lipca, około 25 km poniżej Kanału Gliwickiego. Po przejściu fali wezbraniowej przez Frankfurt nad Odrą kolejne dni wszystkie te wskaźniki utrzymywały się na podobnych poziomach.

Niezależnie od tego co ostatecznie potwierdzą badania (o ile to w ogóle nastąpi) należy przypomnieć, że ponad 90% krajowych rzek jest w złym stanie jakościowym. Odra ma tego pecha, że jest jednym z głównych krajowych odbiorników ścieków, w tym solanek. Płynące w niej ścieki to mieszanina wielu substancji organicznych i nieorganicznych, których toksyczność wzrasta wraz ze zmianą temperatury wody i zmniejszeniem przepływów. Oba te czynniki również sprzyjały zdarzeniu, o którym rozmawiamy.

W dniu gdy rozmawiamy, czyli 26 sierpnia, w najlepsze trwa festiwal przerzucania się odpowiedzialnością i umywania rąk. Wciąż nie wiemy kto odpowiada za zniszczenie odrzańskiego ekosystemu. Załóżmy, że winny uwolnienia do rzeki szkodliwych substancji (jeśli to nastąpiło) zostanie zidentyfikowany – czy to rozwiąże problem?

Musimy odpowiedzieć nie tylko na pytanie, czyje działania doprowadziły do tragedii, ale do jakich zaniedbań doszło i z czyjej winy. Tylko odpowiedzi na te pytania pozwolą nam się upewnić, że taka hekatomba nie powtórzy się ani na Odrze, ani na żadnej innej polskiej rzece. Jedno dziś nie ulega wątpliwości – tak dużej skali katastrofy można było uniknąć gdyby w Polsce funkcjonował automatyczny monitoring rzek i odprowadzanych do niej zanieczyszczeń, oraz gdyby kompetentne instytucje potrafiły pewne rzeczy modelować. Niestety takiego monitoringu w Polsce brakuje, nie mówiąc już o tym, że konsekwentnie, od wielu lat, likwidowane są kolejne punkty pomiarów temperatury wody działające dotychczas przy stacjach wodowskazowych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Przykładowo spośród 12 takich punktów działających nad Odrą obecnie funkcjonuje już tylko jeden, tuż przed Zalewem Szczecińskim.

Kolejne błędy to proceder wydawania pozwoleń wodnoprawnych i zintegrowanych bez uwzględnienia zmienności przepływów rzek, jej temperatury, skumulowanego efektu zanieczyszczeń z innych źródeł oraz konieczności prowadzenia przyzwoitego monitoringu zrzucanych ścieków. Nikt nie myśli o tym, że rzeka ma swoją ograniczoną pojemność i skumulowany efekt zrzutu zanieczyszczeń z wielu źródeł może być dla niej zabójczy. W przypadku większości zakładów monitoring ścieków jest prowadzony, ale… wyłącznie okresowo przez akredytowane laboratoria i w uzgodnionym z nimi terminie. To wystarczy aby podmiot nieprzestrzegający norm zanieczyszczeń odpowiednio „przygotował” się do kontroli.

Analizując wspomniane dane raczej trudno uwierzyć, że ktoś nie zrzucił zwiększonej ilości słonych wód. Dużo wskazuje na to, że odpowiedzialny za tragedię odrzańską jest nie tylko system, ale konkretny podmiot. Nie zdziwiłbym się, gdyby był on powiązany ze spółkami skarbu państwa.

Jakie należy podjąć działania, by inne rzeki nie podzieliły losu Odry?

Właściwie zaniedbania i możliwe przyczyny katastrofy, o których wspomniałem, to jednocześnie obszary wymagające natychmiastowego działania. Uzupełniłbym je o podjęcie działań mających na celu zmianę charakteru Odry z żeglownego w kierunku naturalnego. Uregulowanie Odry i zabudowa jej stopniami wodnymi nie służy procesom jej samooczyszczania, a sama woda zastoiskowa to chemiczna bomba z opóźnionym zapłonem. Dodałbym również przywrócenie organizacjom społecznym uprawnień w zakresie ich udziału w wydawaniu decyzji emisyjnych, w szczególności pozwoleń wodnoprawnych i zintegrowanych („nie wymagających udziału społeczeństwa”) dotyczących odprowadzania zanieczyszczeń do wód i powietrza oraz wytwarzania i przetwarzania odpadów.

Jeżeli obecna katastrofa ekologiczna niczego nas nie nauczy już wkrótce podobne zdarzenia dotkną kolejne rzeki, w tym m.in. naszą największą rzekę – Wisłę.

Brak właściwiej ochrony rzek to w Polsce problem systemowy. W lutym br. Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości za nieprzestrzeganie dyrektywy ściekowej. Słuszność tej decyzji znalazła dramatyczne potwierdzenie nad Odrą.

Od 4 lat jesteś też zaangażowany w badanie wpływu, jaki na rzeki mają elektrownie termiczne z otwartym systemem chłodzenia.

Spośród 12 tego typu instalacji cieplnych w Polsce, nad rzekami zlokalizowanych jest 11. 6 znajduje się nad Wisłą, po jednej na Narwi i Sanie, a kolejne 3 na Odrze. Wszystkie instalacje z otwartym systemem chłodzenia każdego roku pobierają z wód powierzchniowych ok. 6 mld m3 wody do chłodzenia, po czym oddają ją do nich z powrotem, ale podgrzaną średnio o 10 °C. W dwóch przypadkach udokumentowaliśmy, że w efekcie powoduje to wzrost temperatury Wisły na długości kilkudziesięciu kilometrów. W zimie, jeśli ta różnica osiągnie kilkanaście stopni, może doprowadzić do śmierci ryb w wyniku szoku termicznego. Takie sytuacje zaobserwowano przy elektrowniach: Kozienice i Połaniec w 2016 r. To jednak nie wszystko. Wzrostowi temperatury rzek spowodowanemu zrzutem wód pochłodniczych towarzyszą zmiany temperatury wód wywołane globalnym ociepleniem, szczególnie dotkliwe podczas ich niskiego stanu. W ich wyniku temperatura Wisły w ciągu czterech dekad miejscami wzrosła średnio o 1,7 °C. Takie zmiany temperatur zwiększają podatność ryb na toksyny, utrudniają przetrwanie rybom zimnolubnym i jednocześnie sprzyjają gatunkom obcym i inwazyjnym. Elektrownie powodują jeszcze jeden niewidoczny dramat. W systemach chłodzenia każdego roku giną dziesiątki a nawet setki milionów larw ryb i wczesnych form narybkowych zasysane z rzeki razem z wodą do chłodzenia. Wspólnie z naukowcami wykazaliśmy, że może to przekroczyć nawet 30% całego dryfu ichtioplanktonu odbywającego się każdego roku w rejonie poszczególnych elektrowni.

W tym roku, wspólnie z Pracownią na rzecz Wszystkich Istot, zaprezentowaliśmy już trzeci z rzędu raport pokazujący destrukcyjny wpływ elektrowni termicznych na wody śródlądowe. Pomimo, że badania skupiają się na analizie elektrowni opalanych węglem to należy wyraźnie podkreślić, że na zmianę termiki rzek i wielkość strat w ichtiofaunie powodowanych działalnością elektrowni nie wpływa rodzaj stosowanego paliwa tylko typ układu chłodzenia, z których najbardziej destrukcyjny to system otwarty. Dlatego zdumiewa fakt, że budowana w oparciu o gaz elektrownia Dolna Odra nadal ma wykorzystywać to najbardziej prymitywne rozwiązanie, podobnie zresztą jak planowane bloki gazowe w elektrowni Kozienice. Dziwi to tym bardziej, że równocześnie zaczyna drastycznie brakować wody do chłodzenia bloków energetycznych. Jaka jest skala problemu można sobie uzmysłowić na przykładzie Wisły w Kozienicach. Elektrownia ma pozwolenie na pobór wody równy połowie wody płynącej dziś, czyli 26 sierpnia – w Wiśle przez Warszawę.

Dziękuję za rozmowę.

Raport
Raport

Każdego roku w polskich rzekach dochodzi do hekatomby ryb, której nie widać gołym okiem. Wyniki najnowszych badań przedstawiają dramatyczną skalę zniszczeń rzek przez elektrownię. Nowy raport i briefing przygotowane przez Towarzystwo na rzecz Ziemi i Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot do pobrania pod adresem: https://is.gd/5j1RDX

Robert Wawręty – mgr inż. inżynierii środowiska, wiceprezes Towarzystwa na rzecz Ziemi oraz ekspert zajmujący się sprawami gospodarki wodnej i energetyki. Aktywista ekologiczny od 1989 r., przez kilka kadencji członek Rady dorzecza Górnej Wisły. Współautor publikacji popularno-naukowych z zakresu przyjaznej środowisku ochrony przeciwpowodziowej oraz oddziaływania elektrowni termicznych na ekosystemy rzeczne, inicjator i współautor rewitalizacji Wisły w Małopolsce obejmującej koncepcję ochrony przeciwpowodziowej Krakowa.