DZIKIE ŻYCIE

Lokomotywa

Dagmara Stanosz

Infracienkie

„Tak, choćby piekło, szatani Tak,

choćby dach walił się Tak,

choćby pękały ściany Tak,

choćby wszyscy na nie.

 

Nie, choćby piekło, szatani Nie,

choćby walił się dach Nie,

choćby pękały ściany Nie,

choćby wszyscy na tak”

Pierwsze skandowane „nie-nie-nie-nie”, kiedy Ci czegoś nie było wolno, i entuzjastyczne, pauzowane: „taaak… taaak… taaak”, kiedy próbowałeś/-aś utrzymać się w pozycji wyprostowanej. Można by wokół tych słów zbudować krajobraz osobistych doświadczeń i wzorców kulturowych posługiwania się ciałem, o których pisał w latach pięćdziesiątych Marcel Mauss.

To niezwykłe, jak słowa łączą się z fizjologią, jak na różnych etapach życia nas prowadzą – te za którymi idziemy i te, z pomocą których ciągniemy za sobą kolejne – słowa, pojęcia, decyzje, historie, ideologie.

Drzewo. Fot. Dagmara Stanosz
Drzewo. Fot. Dagmara Stanosz

„Są także dwa słowa klucze i każdy dobrze to wie, jak trudno przed nimi uciec, wybieraj: tak albo nie” rozbrzmiewa mi w głowie tekst w wykonaniu Piwnicy pod Baranami. Od tych dwóch pojęć zaczyna się każda ludzka historia. Bo przecież ktoś kiedyś po raz pierwszy pożyczył Ci grabki, a ktoś inny nie użyczył wiaderka, porządkując świat według „tak” lub „nie”.

Potem przyszły pojęcia-lokomotywy, za którymi układają się, jak wagoniki, kolejne, ważne, ważkie, kluczowe, napędzające zmiany, binarne. Pojęcia „empowermentowe”, wywrotowe, takie które wprowadza się do dyskusji, słowników projektów, wyciąga na sztandary. Pojęcia flagi, hashtagi, wyboldowane w tekstach i podbijane w komentarzach.

Jednym z takich, przy których się zatrzymuję, jest dzisiaj „sojusznictwo”.

Ważne, bo za nim idzie widzialność grup mniejszościowych w przestrzeni społeczno-kulturowej. Wokół niego buduje się dyskurs dotyczący dialogu, różnorodności, otwartości. Naturalnie za tym dyskursem idzie też „etykietowanie” – pozytywne wyróżnianie sojuszników, a potem kwestionowanie, poszukiwanie przeciwników i hochsztaplerów, powiernictwo i w kontrze do niego – nieufność.

Sojusznik i samorzecznik reprezentują interesy mniejszości, mówią w jednym imieniu, wspólnie walczą o prawa społeczne, polityczne i kulturowe. To słowo zawiera w sobie psychologiczne siostrzeństwo, braterstwo i inne definicje wspólnotowości. Jest silne, pozytywne, stanowcze. Jest „pojęciem lokomotywą”, bo punktuje ważne tematy.

Czuję do niego szacunek i dystans, taki sam jaki zawsze czułam do mówienia o „ekologizmie”. Dwadzieścia pięć lat temu bycie „ekologiem” znaczyło tyle co dzisiaj bycie „sojusznikiem”, bo z ruchem ekologicznym wiązało się myślenie o otwartości na różnorodność. Ruch ekologiczny wiązał się z kulturą alternatywną, sztuką offową, aktywizmem społecznym i wspieraniem wszelkiej różnorodności. Dzisiaj cały ten „off” jest normą, która u jednych zakłada krytyczne myślenie, wolność wypowiedzi i odpowiedzialność obywatelską, u innych jest ideologiczną metką doczepioną do produktów kapitalistycznej rzeczywistości. I jakkolwiek ta druga opcja nie jest może ambitna, ale w ostatecznym rachunku wpisuje się w zmianę systemu na lepsze.

Tak „ekologia” jak i „sojusznictwo” są niezbędne do tworzenia społecznej narracji, ale budzą też refleksję o nas samych. Bo czy postawa uznania dla różnorodności to nie powinna być po prostu normalność? Czy naprawdę świadomość bycia częścią przyrody, szacunku dla różnorodnych potrzeb, kultur, sposobów komunikacji, cielesności, seksualności, jest czymś tak „dziwnym”, że musimy się dzielić i etykietować?

Przy którym „tak” lub przy którym „nie”, na jakim etapie życia i w jakich układach kulturowych można zamknąć się na tę wydawałoby się naturalną etykę? Za tym pytaniem stoją genealogie wszystkich wykluczających „izmów”, fobii oraz stawianych wobec nich „tak” lub „nie”.

Dla refleksji polecam lekturę tekstu Zofii Nierodzińskiej „Rzucenie ciała do walki”, w której autorka porównuje ze sobą dwie wystawy: „Queering the Crip, Cripping the Queer” w Schwules Museum w Berlinie oraz „Głusza” w Muzeum Śląskim. Obie wystawy w odważny sposób podejmują temat nienormatywności, stygmatyzacji, oraz roli edukacji i artywizmu (aktywizmu przez działania artystyczne). Pełen tekst dostępny jest on-line: dwutygodnik.com/artykul/10476-rzucenie-ciala-do-walki.html.

Dagmara Stanosz