Dzikie pisanie
Okruchy ekozoficzne
Byłem przy narodzinach „Dzikiego Życia”. Janusz Korbel, ówczesny lider Pracowni na rzecz Wszystkich Istot i pierwszy redaktor naczelny miesięcznika, namawiał mnie do regularnego publikowania w nim tekstów. Najbardziej zależało mu na formule felietonu. Byłem wtedy nieopierzonym ekologicznie młodzieńcem, więc zdołałem w ciągu kolejnych lat napisać zaledwie kilka artykułów do miesięcznika. I dopiero w pewien mroźny wieczór 2001 r., w Białowieży, gdy podszedł do mnie Darek Matusiak, kolejny prezes Pracowni i poprosił mnie o pisanie felietonów, gotowy byłem podjąć się tego wyzwania. Tak oto rozpoczęła się dla mnie 22-letnia już przygoda z pisaniem krótkich esejów nawiązujących do tak zwanej mądrości ekologicznej – ekozofii, będącej podstawą filozofii głębokiej ekologii.
Ważną rolę w tej filozofii odgrywają pytania, które zadaje się sobie lub innym. Dobrze sformułowane pytanie jest jak snop światła, który rozświetla ciemne do tej pory miejsce. Pytania pozwalają wnikać w głąb problemów, ukazują je w szerszym kontekście i pozwalają budować pełniejszy obraz rzeczywistości. Ale zadawanie pytań na gruncie głębokiej ekologii nie jest wyłącznie zabiegiem intelektualnym. Nawiązuje w swej istocie do starożytnych koncepcji mądrościowych, które wykraczały poza intelektualny wymiar dociekań. Zarówno pytania, jak i odpowiedzi w tym kontekście najlepiej znajdować na poziomie ciała. Tak właśnie było i ciągle jest z pisanymi przeze mnie tekstami. Są one bardziej „wychodzone” niż „przemyślane”. Czując grunt pod stopami i będąc świadomym ruchu, znajduję wyraźny kontekst dla czegoś tak ulotnego jak myśli. Żeby przekonania, opinie, sądy i koncepcje nie odpłynęły w nierzeczywistość muszą zostać zakorzenione w czymś tak dosłownym i konkretnym jak ziemia pod stopami. Z tej perspektywy sprawy nabierają właściwych proporcji, a rodzące się wnioski zyskują odpowiedni kontekst. „Wychodzone” i „uziemione” myśli stanowią główny składnik moich felietonów.
Pisząc felieton na wybrany temat, nie zastanawiam się, o czym on dokładnie będzie, jakie wątki podejmę czy jakich argumentów użyję. Siadając do pisania, nie mam gotowego planu, a kolejne akapity pojawiają się same, tak, jakby były już ułożone przez kogoś wcześniej. Mogę powiedzieć, że to nie tyle ja napisałem te teksty, ale się je napisało.
Kim jest to się? Jest chodzeniem, patrzeniem, słuchaniem, przeżywaniem, smakowaniem… Jest nocą spędzoną w lesie pełnym dźwięków z rozgwieżdżonym niebem nad głową. Jest zapachem kwitnącej łąki w górskim lesie czy ryczeniem jelenia podczas rykowiska.
Przez wiele lat te doświadczenia zapisywały się w moim umyśle, ale też wciele i ostatecznie obrodziły tekstami publikowanymi w „Dzikim Życiu”. Nie mogłem ich nie napisać – one pisały się same. Ostatecznie do dzisiaj uzbierało się ich ponad 220. I do tej pory wciąż mam o czym pisać. Jest tak dlatego, że kwestie środowiskowe jak w soczewce skupiają najważniejsze aspekty naszego życia. Nie chodzi tylko o przyrodę, ale również o to, kim jesteśmy, jakie jest nasze miejsce w cudzie życia, dlaczego zbudowaliśmy taką, a nie inną cywilizację, z jakiego powodu niszczymy naturę i jednocześnie siebie. W tych tekstach przeplatają się wątki ekologiczne, psychologiczne, społeczne, ekonomiczne, kulturowe, polityczne, duchowe… I wszystkie one są puzzlami, które finalnie układają się w całościowy obraz rzeczywistości. Ten obraz jest fascynujący – ciągle wywołuje moje zadziwienie i chęć zgłębiania prawdy.
W moich felietonach jest również sporo odniesień do faktów naukowych. Przez wiele lat byłem naukowcem, stąd zwyczaj posługiwania się tego rodzaju informacjami po to, by zilustrować określone założenia czy wnioski. Mimo to nauka nie jest najważniejsza w tych rozważaniach. Dzisiaj bowiem mamy już wystarczająco wiele informacji, bardzo rzetelnych i wiarygodnych, by zdecydowanie zmienić w naszym życiu stosunek do samych siebie, do przyrody, do innych istot. By gruntownie przekształcić cywilizację, którą stworzyliśmy. Tak się jednak nie dzieje i to nie dlatego, że informacje są wadliwie skonstruowane. Przyczyna tkwi znacznie głębiej – w pewnym deficycie, w którym tkwimy już od dłuższego czasu. Otóż brakuje nam głębszego wglądu w to, kim sami jesteśmy i jaki jest charakter życia planetarnego. Żadna nauka z właściwymi sobie narzędziami dochodzenia do prawdy nie potrafi na tak postawione pytania odpowiedzieć. Żaden, nawet najsprawniejszy intelekt nie jest w stanie ogarnąć głębi tak postawionych pytań i w związku z tym udzielić adekwatnej odpowiedzi. Może też ona wcale nie musi być udzielona. A jednak, ważne by się pojawiła – w chodzeniu, patrzeniu, słuchaniu; w ciele, a nie tylko w głowie.
Moje felietony są więc zapisem codziennej praktyki, w której stąpanie mocno po ziemi staje się fundamentem budującej się ekozofii. A ekozofia jest zaproszeniem do działania, do zmiany własnego życia.
Ryszard Kulik