Wojciech Bogumił Jastrzębowski – Humboldt z Poboża
Co zepsuła Ewa
niech naprawią drzewa
Często w dyskusjach o przyrodzie, odwołujemy się do słynnych amerykańskich przyrodników. Z całą pewnością wypada w rozmowie wspomnieć Johna Muira lub Ralpha Waldo Emersona. Nie można także przejść obojętnie obok słynnego transcendentalisty i autora „Walden, czyli życie w lesie”, Henry’ego Davida Thoreau. Od czasu do czasu, ktoś wspomni także o Alexandrze Humboldtcie. A przecież nie trzeba sięgać aż za ocean lub do zachodnich sąsiadów. W podobnym czasie żyli na ziemiach polskich równie wielcy przyrodnicy i myśliciele. I choć ich dzieła są przykryte grubą warstwą kurzu, to warto sięgać także do ich spuścizny i przywracać ich naszej pamięci. Bo „cudze chwalicie, a swego (czasem) nie znacie”.
Żyjemy w czasach kryzysu autorytetów. Powszechność dostępu do wiedzy oraz anonimowość Sieci, sprawiają, że jak grzyby po deszczu wyrastają wszelkiej maści domorośli eksperci, mający niejednokrotnie znacznie większy wpływ opiniotwórczy niż naukowcy. Jednym z najlepszych przykładów jest sfera przyrodnicza, w której bardzo często dominują emocje i opinie, a nie rzetelna wiedza. To zjawisko da się oczywiście wytłumaczyć za pomocą słynnego efektu Dunninga-Krugera. W największym skrócie polega on na zwiększonej pewności siebie osób wypowiadających się w sprawach, co do których mają bardzo ograniczoną wiedzę. Co za tym idzie, osoby o wyższej świadomości złożoności problemu, nie wypowiadają się już z taką pewnością, niuansując wiele zagadnień. Tym samym ich „siła przebicia” słabnie. Ostatecznie efekt jest taki, że do opinii publicznej przebijają się informacje niesprawdzone, pobieżne i często fałszywe, gdyż kreowane przez nie-ekspertów. „Czas nastał taki, że puste bańki mydlane, byle szkliste i mieniące się, w książkach i pismach więcej zajmują czytający ogół, niż głębokie, zbawienne prawdy”1. Jedną z przyczyn ludzkiej głupoty jest bowiem złudzenie wiedzy opartej na fragmentarycznych informacjach. Z drugiej strony psycholodzy wskazują na syndrom „przekleństwa wiedzy”, prowadzący do niezdolności podjęcia próby zrozumienia stanowiska innej osoby. Jako ludzie mamy bezgraniczną wręcz zdolność do ignorowania własnej ignorancji2. A ta, jak z kolei pisał Darwin, częściej niż wiedza prowadzi do przeświadczenia o własnej wartości3.
Tym bardziej zatem potrzebujemy autorytetów, czyli swego rodzaju punktów odniesienia. Z całą pewnością możemy odnaleźć je wśród osób nam współczesnych, ale czasem warto sięgnąć także do przeszłości. Spojrzenie z perspektywy czasu daje nam możliwość dostrzeżenia, dla niektórych być może zaskakującego faktu, że dzisiejsze postrzeganie przyrody, to nie wynalazek ostatnich kilku dziesięcioleci i że, co może być jeszcze bardziej zaskakujące, jako Polacy mamy w to postrzeganie bardzo istotny wkład.
Wojciech Bogumił Jastrzębowski, botanik, klimatolog, leśnik, wynalazca, uczeń i współpracownik Michała Szuberta, Karola Skrodzkiego i Michała Oczapowskiego, profesor Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w latach 1836-1858. Postać absolutnie nietuzinkowa i w wielu aspektach wyprzedzająca swoją epokę. Człowiek Oświecenia. Urodził się w 1799 r. w Gierwatach, na styku dwóch epok. Z jednej strony jeszcze słychać było pobrzękiwania kościuszkowskich kos, z drugiej marszowy rytm wojsk napoleońskich. W tym czasie rodziły się też wielkie idee potrzeby kształcenia rolników i leśników. Mówił o tym Stanisław Staszic, Tadeusz Antoni Mostowski, Alojzy Prosper Biernacki, Ludwik Szymon Gutakowski, Stanisław Kostka Zamoyski i Antoni Trębicki. Mały Wojtek nic o tym oczywiście nie wiedział. W tym czasie, pod okiem matki Marianny z Leśnikowskich, uczył się otaczającego go świata. To właśnie ona rozbudziła i aż do swojej śmierci podsycała miłość Wojtka do przyrody. A umysł małego chłopca chłonął wszystkie nazwy, kształty i faktury. Czasem niedostępne, podmokłe tereny Poboża4 stanowiły ostatni bastion przed przetaczającymi się wielkimi armiami. To tu wśród roślin młody Jastrzębowski znajdował schronienie i wytchnienie od codziennych trosk. A tych w podupadającym szlacheckim zaścianku nie brakowało. Na szczęście z wojennej tułaczki powrócił Stanisław, starszy brat Wojciecha i widząc zapał brata do nauki, postanowił wspierać go w dalszej edukacji. Wojtek płynnie przechodził przez wszystkie szczeble ówczesnego systemu kształcenia, aż dotarł do etapu szkoły wojewódzkiej w Płocku5, gdzie o mały włos mogła zakończyć się nie tylko jego nauka, ale i życie. Trudne warunki egzystencji6 musiały odbić się na młodym organizmie i Wojtek zachorował na tyfus. Wszystko na co stać było jego gospodarzy, to kawałek miejsca w sieni, gdzie przez wiele tygodni walczył z chorobą. Śmiało można powiedzieć, że w przypadku młodego Jastrzębowskiego, powiedzenie, że „co cię nie zabije, to cię wzmocni” nabiera zupełnie innego wymiaru.
Królewski Uniwersytet Warszawski
Pomimo tych wszystkich niedogodności udaje się Jastrzębowskiemu dostać do Liceum Warszawskiego, gdzie po raz pierwszy spotyka swoich mistrzów – Karola Skrodzkiego i Michała Szuberta. To oni, gdy zapisze się w 1820 r. na Królewski Uniwersytet Warszawski, będą kształtować młodego naukowca. Po dwóch latach studiowania budownictwa i miernictwa Jastrzębowski przenosi się na Wydział Filozoficzny, gdzie ówcześnie studiowano nauki przyrodnicze. Od tego momentu zaczyna swoje wędrówki i zbieranie zielnika. Oba te zajęcia sprawią, że na trwałe zapisze się w historii botaniki. W tym czasie Szubert rozpoczyna zakładanie Ogrodu Botanicznego, a okazy zdobywane podczas tych botanicznych „ekskursyi” Jastrzębowskiego, Wagi i Pisulewskiego bardzo wzbogacały kolekcję roślin krajowych. Szczególną ambicją Szubertowych uczniów było odnalezienie na terenie Królestwa Polskiego ulubionej rośliny ich mistrza. Szubert był zafascynowany Karolem Linneuszem i w związku z tym bardzo chciał mieć w ogrodzie roślinę nazwaną na cześć szwedzkiego uczonego – Linnea borealis (zimoziół północny). Jednak wszelkie próby zaaklimatyzowania sadzonek tej rośliny sprowadzane z zagranicy wciąż kończyły się niepowodzeniem. Młodzi botanicy ruszyli zatem w teren na poszukiwania tej skądinąd niepozornej krzewinki. W 1829 r., po siedmiu latach poszukiwań, wyścig ten wygrywa Wojciech Bogumił Jastrzębowski, odnajdując zimozioła w lasach nieopodal Sejn. Chwilę później dołącza do niego Jakub Waga i obaj ogłaszają te odkrycia w „Pamiętniku Umiejętności Czystych i Użytecznych”7.
Pasją Jastrzębowskiego był przede wszystkim zielnik. Dzięki dopracowaniu metody suszenia, dochodzi wręcz do perfekcji, a część jego zbiorów przetrwa wszystkie wojenne zawieruchy i zachowa się do naszych czasów. Według różnych szacunków Jastrzębowski zgromadził i oznaczył ponad 1200 roślin, w większości nieznanych ówczesnym polskim botanikom. I choć sam nigdy nie opublikował ani jednego dzieła botanicznego8, to jego zielnik stał się inspiracją i źródłem wiedzy dla wielu kolejnych pokoleń polskich botaników9.
Królewski Uniwersytet Warszawski opuszcza w 1825 r. jako magister filozofii i od razu dostaje, specjalnie dla niego utworzoną, posadę adiunkta – naturalisty z pensją 3000 zł rocznie. Rozwija się naukowo. Oprócz swoich standardowych obowiązków, do których należy gromadzenie zielników, skał i minerałów oraz okazów do gabinetu zoologicznego (w tym niestrudzenie pomaga mu Paweł Wierzejski), Jastrzębowski podejmuje się także dwóch niezwykłych wyzwań. Po pierwsze opracowuje, w niezwykle nowatorski jak na ówczesne czasy sposób, obserwacje meteorologiczne prowadzone na terenie Warszawy od 1770 r. W wyniku różnych analiz i syntez powstaje unikatowa „Karta klimatyczna”. Przetłumaczona na język francuski zostaje zaprezentowana przez Działyńskiego na wystawie w Paryżu, gdzie wzbudza bardzo duże zaciekawienie. Sam Jastrzębowski rozsyła ją do wszystkich liczących się europejskich ośrodków prowadzących obserwacje meteorologiczne, w zamian za co otrzymuje najnowsze zachodnie publikacje, a nawet nominację od królowej Wiktorii na wiceprezydenta Obserwatorium Astronomicznego w Greenwich10. Drugim wyzwaniem jakie postawiono przed młodym adiunktem, było stworzenie urządzenia pozwalającego na kreślenie zegarów słonecznych11 na nierównych powierzchniach. Jastrzębowski i temu zadaniu podołał w sposób znacznie przekraczający stawiane mu wymagania. Zaprojektowane przez niego urządzenie, które nazwał Kompasem Polskim, pozwalało nie tylko wyznaczać zegary słoneczne na dowolnej powierzchni, ale także pozwalało na dokonywanie obliczeń astronomicznych bez użycia skomplikowanych wzorów i tablic. Wykonanie kompasu zlecono uniwersyteckiemu mechanikowi, który na podstawie planów Jastrzębowskiego zbudował 7 egzemplarzy12. Namacalnym dowodem na to, że to urządzenie działało jest zegar słoneczny własnoręcznie wykreślony przez Jastrzębowskiego na głazie, który do dziś znajduje się na terenie Łazienek Królewskich w Warszawie oraz zegar słoneczny na ścianie kościoła w Dziektarzewie. Podobne zegary znajdowały się na ścianach budynku w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa oraz kościoła kamedułów na Bielanach, jednak nie zachowały się do naszych czasów. Wszystkie te dokonania sprawiły, że 4 stycznia 1829 r. zostaje wybrany na członka przybranego Towarzystwa Królewskiego Warszawskiego Przyjaciół Nauk. Na szczególną uwagę zasługuje także fakt, iż tego samego dnia w poczet członków honorowych zostaje przyjęty sam Alexander von Humboldt13.
Okres uniwersytecki w życiu Jastrzębowskiego był bardzo ważny, gdyż w tym czasie mógł nie tylko czerpać wiedzę od swoich mistrzów, ale także zdobywać bezcenne doświadczenie podczas wypraw naukowych14. Jak jednak miał się jeszcze nie raz przekonać, żył w ciekawych czasach, a to niekoniecznie wróży coś dobrego. Bardzo dobrze zapowiadającą się karierę naukową przerywa wybuch wojny polsko-rosyjskiej, powszechnie nazywanej powstaniem listopadowym. Jastrzębowski nie pozostaje bierny i choć stanowi część kadry akademickiej, zakłada mundur zwykłego szeregowego Gwardii Narodowej15, gdzie zostaje przydzielony do oddziału artylerii. Gwardia nie była formacją stricte wojskową, a raczej milicyjną, choć używana była także w trakcie regularnych walk, m.in. o Olszynkę Grochowską, gdzie Wojciech Bogumił tworzy swój „Traktat o wiecznym przymierzu między narodami ucywilizowanymi”, zwany także Konstytucją dla Europy. Choć to wątek niezwykle interesujący i warty szerszego omówienia, to jednak w tym miejscu nie będzie on dalej rozwijany.
Po upadku powstania los Jastrzębowskiego nie należał do najłatwiejszych. Represje dotknęły każdego, kto odważył się stanąć w szeregach „najszaleńszych buntowników polskich”16. Królewski Uniwersytet Warszawski zostaje na kilka lat zamknięty, a cała kadra akademicka zwolniona. Jastrzębowskiemu szczęśliwie udaje się uniknąć największej kary – zsyłki, ale pomimo wielu przychylnych mu osób17 musiał ukrywać się przez wiele lat w majątku dzierżawionym przez Stanisława w Zamieniu pod Warszawą18. Jako, że nie należał do osób, które marnowałyby choć chwilę swojego życia (zwykł mawiać, że kto się martwi, ten marnieje), także i tam zabiera się do pracy, tworząc wspaniały park, ogród i zadrzewienia19. Jednak oderwanie od zbierania zielnika i innych aktywności uniwersyteckich zaczynało już odciskać na nim swoje piętno. Jastrzębowski potrzebował zmiany.
Złote lata w Marymoncie
Zmiana nadeszła w 1836 r., gdy Michał Oczapowski, ówczesny dyrektor Instytutu Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie, powołał Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego na stanowisko profesora i powierzył mu wykładanie botaniki, mineralogii, zoologii i fizyki w tymże Instytucie20. W okresie marymonckim Jastrzębowski rozwija skrzydła głównie jako pedagog. Dla swoich uczniów staje się wręcz „bożyszczem”21. Dzieje się tak głównie za przyczyną wyznawanego przez Jastrzębowskiego poglądu o potrzebie łączenia przekazywanej wiedzy teoretycznej z praktyką, a najlepiej jeszcze osobistym przykładem ciężkiej, organicznej pracy. Studenci w Instytucie rozpoczynają swój dzień latem o godzinie 5., a kończą o 22. W tym czasie Jastrzębowski organizuje im, oprócz regularnych zajęć, także prace między innymi przy zakładaniu ogrodu botanicznego. Przy Jastrzębowskim nawet najbardziej mamisynkowaty panicz, musi zdjąć swoje białe rękawiczki, zakasać rękawy i zasadzić choćby jedno drzewo22. Drugą przyczyną dla której Jastrzębowski był tak uwielbiany przez swoich studentów, to organizowane przez niego w trakcie roku akademickiego wycieczki dydaktyczne do pobliskich lasów (m.in. do Puszczy Kampinoskiej23). Jednak prawdziwym hitem okazały się dwumiesięczne wakacyjne wyprawy, w trakcie których ich uczestnicy przemierzali głównie pieszo około 1500 km. W trakcie wszystkich tych wycieczek studenci zapoznawali się z florą i fauną Królestwa Polskiego oraz odwiedzali wzorcowe folwarki, w których przyszli agronomowie mogli zapoznać się z nowoczesnymi metodami uprawy ziemi i hodowli zwierząt. Kształcenie leśników w Marymoncie nie stanowiło głównego nurtu edukacyjnego24, ale i tym Jastrzębowski miał się w nieodległej przyszłości zająć. Sposób prowadzenia zajęć terenowych najlepiej oddaje opis jednego ze studentów, Karola Majewskiego, który tak je wspominał: „Lubiał ukochany przez uczniów przewodnik zasiąść często na słoneczku lub w cieniu rozłożystego gdzie drzewa, a chwili nawet nie odpoczął, tylko ciągle nam coś pożytecznego opowiadał, czy to o drzewie, pod którem odpoczywaliśmy, czy też, co często zwykł był czynić, nakrywał garścią swoją zgrabiałą i namuloną od pracy fizycznej przestwór trawy i darniny, gdzie siedział lub leżał i dopiero cały świat tam znajdujący się przed oczy nasze po całych nieraz godzinach naukowo przedstawiał […]”. Sam Jastrzębowski zaś mawiał, że „praca nauczyciela zasługuje na najwyższe uznanie. Nauczyciel bowiem kształtuje drugiego człowieka”.
Dobrze się żyło Jastrzębowskiemu w Marymoncie. Nawał pracy dydaktycznej nie pozwalał mu już poświęcić się nauce w stopniu takim jak na uniwersytecie, ale wciąż wydawał książki i publikował w ówczesnej prasie. Do jego najważniejszych dzieł tamtego okresu z całą pewnością należy zaliczyć „Historię naturalną” (1848, 1849), „Układ świata zastosowany do potrzeb powszechnych” (1846) oraz „Mineralogja czyli Nauka o kamieniach zastosowana do potrzeb ogólnych” (1851). We wszystkich swoich pracach Jastrzębowski bardzo wyraźnie podkreślał istotność praktycznego wykorzystania wiedzy, a nie tylko samo jej zdobywanie. W późniejszym okresie publikacje Jastrzębowskiego będą dodatkowo przesiąknięte ideą mistycyzmu i filozofii ziemiańsko-polańskiej, którą koncepcje sam opracowywał.
Jednak wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Starzejący się profesor wraz ze swoimi poglądami pracy organicznej niechętnie chciał pogodzić się z nową koncepcją reprezentowaną przez kolejnego dyrektora Instytutu, Seweryna Zdzitowieckiego, który będąc uczniem Liebiega, optował za chemizacją rolnictwa i stosowaniem nawozów sztucznych. Nie wiemy, jaka była temperatura konfliktu na linii Jastrzębowski – Zdzitowiecki. Być może była to zwykła niechęć i ograniczanie się jedynie do koniecznych kontaktów, a może dochodziło do bardziej temperamentnych wydarzeń. Nie zachowały się żadne dokumenty mogące świadczyć o pierwszej lub drugiej wersji. Jednak było to na tyle istotne, że w 1858 r. Seweryn Zdzitowiecki postanowił zwolnić 59-letniego profesora Jastrzębowskiego, po 22 latach pracy w Instytucie. Dla Wojciecha Bogumiła zamknął się bodaj najlepszy okres w jego życiu. Jednak lata bycia wychowawcą młodzieży nie pozostały bez echa, a szczera miłość absolwentów Marymontu do swojego profesora zaowocowała kolejnym wyzwaniem, które Jastrzębowski z wrodzonym sobie entuzjazmem ochoczo podjął.
Raj Odzyskany czyli Zakład Praktyki Leśnej w Broku
Po odejściu z Marymontu Jastrzębowski nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Nie był też już najmłodszy, co stanowiło dodatkowy problem. Co prawda nie dla niego samego, bo lata przemierzania każdej piędzi Kongresówki na własnych nogach i w każdej pogodzie, zahartowały go na wszelkie niewygody. Jednak rynek pracy, także ten w XIX wieku, rządził się swoimi prawami. Bardziej niż utrata pracy doskwiera mu brak kontaktu z ulubionymi studentami, bo w Marymoncie Jastrzębowski zostawił sporą część swojej duszy. Ostatecznie udało mu się dostać pracę, której jednak szczerze nie znosił. Rola inspektora szkoły powiatowej na ulicy Rymarskiej w Warszawie dla byłego profesora jedynej w Królestwie Polskim wyższej szkoły rolniczej z całą pewnością nie była satysfakcjonująca. I kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy naszego bohatera, gdyby nie fakt, że losem starzejącego się profesora ponownie zainteresowali się jego dawni studenci. Po dwóch latach tułaczki Jastrzębowski dzięki propozycji jaką otrzymał od Antoniego Hollaka, byłego Marymontczyka, porzucił słabo płatną i nieadekwatną do wykształcenia pracę i… został leśnikiem. A dokładnie został powołany przez Komisję Rządową Przychodów i Skarbu Królestwa Polskiego na wniosek Dyrekcji Wydziału Dóbr i Lasów Rządowych na stanowisko komisarza leśnego w województwie łomżyńskim. Zadanie jakie postawiła przed nim Komisja nie należało do najłatwiejszych, ponieważ oczekiwano, że wykorzystując swoją wiedzę i doświadczenie zdobyte podczas zalesiania wydm Wawrzyszewa, jednego z folwarków przyznanych Instytutowi, dokona tego samego z ogromnymi połaciami wydm, jakie powstały po systematycznym wycinaniu lasów Czerwonego Boru i Puszczy Białej, po ich sekularyzacji. Jastrzębowski zabrał się do pracy i już po roku miał opracowaną koncepcję stworzenia zupełnie nowego ośrodka leśnego, który przez następnych kilka lat był jedną z najważniejszych tego typu placówek w tej części Europy. Ramy tego artykułu nie pozwalają na szczegółowe opisanie wszystkich założeń planu Jastrzębowskiego. Dość powiedzieć, że Feliksowo25, bo tak nazwał to miejsce, stało się jego drugim po Marymoncie miejscem na Ziemi. W ciągu roku powstał dom dla praktykantów, dom ekonomiczny mieszczący spiżarnie, dwie sale jadalne (będące jednocześnie salami wykładowymi) oraz budynek gospodarczy z dwiema stajniami i wozowniami. Zbudowano także oddzielne domy dla Jastrzębowskiego, jego pomocnika i geometry26. W Zakładzie Praktyki Leśnej, „przewodniczący”, jak zwykło się tu nazywać Jastrzębowskiego, znów mógł być sobą i realizować swój ziemiańsko-polański styl życia. No i znów miał kontakt z młodzieżą. Program nauczania w głównej mierze opierał się na zajęciach praktycznych.
W latach 1860-1861 z zakresu leśnictwa wykładano takie przedmioty jak: uprawa naturalna, uprawa sztuczna, ochrona lasu, użytkowanie lasu, miernictwo i łowiectwo. W miesiącach letnich praktykanci leśni wprawiali się w opisywaniu drzewostanów oraz ich urządzaniu, a całości procesu kształcenia dopełniały tak ukochane przez Jastrzębowskiego wycieczki naukowe w leśnictwach Brok, Udrzyn, Wyszków i Zambrów. Wyjątkowość Zakładu Praktyki Leśnej w Feliksowie koło Broku, polegała także na tym, że przyszłych oficjalistów leśnych uczono tu również rolnictwa, ogrodnictwa, rybactwa, pszczelnictwa, jedwabnictwa oraz wskazywano na nierozerwalny związek tych wszystkich dziedzin życia z leśnictwem. Było to bezpośrednią zasługą profesora Jastrzębowskiego, który urządził Feliksowo jako metaforę świata ziemiańskiego, będącego przeciwieństwem „raju utraconego” Miltona. Według Jastrzębowskiego rydlem, motyką i pługiem można odnaleźć sposób na odzyskanie tego, co ludzkość utraciła. Twierdził: „zasada główna i najpewniejsza kultury ziemiańskiej: pielęgnuj wiele istot, w wielu miejscowościach, w wielu czasach i wieloma sposobami, a możesz zawsze, niezawodnych i wielostronnych, choć skromnych spodziewać się korzyści”. „Raj odzyskany” Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego składał się z części zewnętrznej – dzikiej i wewnętrznej – uprawnej. Część dzika składała się żywopłotu, łańcucha gajów i krzewów. Część wewnętrzna uprawiana przez człowieka podzielona była na trzy strefy. W pierwszej Jastrzębowski umieścił kulturę roślin, na którą składały się różne gatunki drzew, roślin ogrodowych i rolniczych. Pola miały być otoczone drzewami. Część druga przeznaczona była na kulturę „żyjątek”, czyli istot żyjących i czujących. W ramach tej części mieściła także kultura pszczół oraz jedwabników i pijawek. Trzecią część zajmowała kultura zwierząt, czyli istot żyjących, czujących i pojętnych (ryby, zwierzęta czworonożne i ptaki). Ukoronowaniem „raju odzyskanego” Jastrzębowskiego była kultura ludzi, czyli istot żyjących, czujących, pojętnych i opatrznościowych. Przewidywał umieszczenie w niej pracowni, biblioteki, muzeum ziemiańskiego oraz domów przy których miały znajdować się podwórka i ogródki. W Feliksowie, któremu Jastrzębowski poświęcił 14 kolejnych lat swojego długiego życia, napisał też kilka broszur popularyzujących praktykę. Tu także przeżył kolejny cios w postaci utraty właściwie wszystkich swoich uczniów, którzy pomimo niechęci Jastrzębowskiego do militarnego rozstrzygania konfliktów, jak jeden mąż w 1863 r. poszli do powstania. Nielicznym udało się ujść z życiem, choć najczęściej pozostali okaleczeni przez resztę swoich dni27. Tak oto po raz drugi wojna wdarła się w życie Jastrzębowskiego, zmuszając go do porzucenia wszystkiego nad czym tak ciężko i z oddaniem pracował. Wydarzenia 1863 r. mocno dotknęły starego Profesora, ale absolutnie go nie złamały. Po upadku powstania styczniowego ponownie podjął trud zalesiania, jednak brak ludzi do pracy dawał się we znaki. Wpadł wtedy na niezwykły jak na tamte czasy pomysł, aby do tej ciężkiej pracy zwerbować osoby, które właśnie opuściły więzienie. Przyjeżdżali więc do Feliksowa z całymi rodzinami różnego typu awanturnicy, a Jastrzębowski cierpliwie i konsekwentnie kształtował ich na nowo w myśl swoje zasady, że „co się da poniżyć, to da się podwyższyć”. Stał się tym samym prekursorem resocjalizacji.
W 1874 r. w wieku 75 lat przechodzi na zasłużoną emeryturę i na zawsze rozstaje się z Feliksowem, opuszcza Puszczę Białą, w której szumią już zasadzone jego ręką drzewa.
Po powrocie do Warszawy, Jastrzębowski nie spoczywa na laurach. Tworzy na Czystem szkółkę drzew i krzewów rzadkich i ginących oraz zajmuje się zakładaniem zadrzewień wzdłuż torów Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Niestety, po jednej z takich wypraw, zapada na zapalenie płuc i choć wyleczony wraca do domu, to już nie odzyskuje w pełni sił. Umiera 30 grudnia 1882 r. w swoim domu na ulicy Kruczej, przeżywszy piękne 83 lata. Pochowany został na Powązkach, a jego uczniowie wystawili mu piękny nagrobek.
Wojciech Bogumił Jastrzębowski to postać absolutnie niezwykła. Wiele z jego myśli wyprzedzało epokę, w której przyszło mu żyć. Choć pisało o nim wiele osób, to nigdy nie był znany szerszemu ogółowi. A przecież także i dziś, gdy przyroda staje się tak zagrożona, gdy umierają lasy, wiele wskazań Zielonego Profesora nabiera nowego blasku. Jego zasady mogą także obecnie stanowić impuls i inspirację dla tych wszystkich, dla których troska o zachowanie lasów jest niezwykle ważna. Tak jak Humboldt zmienił nasze postrzegania świata jako całości, tak Wojciech Bogumił Jastrzębowski zaczepił w tysiącach serc umiłowanie natury i potrzebę jej ochrony.
Niech jako zakończenie posłużą zatem jego własne słowa: „Chwalicie się miłością ziemi rodzinnej, ale jakżeż możecie kochać należycie to, czego żaden z was nie zna? Poznaj tę piękną szatę, w którą Bóg nasz kraj przyodział, poznaj i to ptaszę, które ci przyśpiewuje, i ten las czarny, który cię swym szumem do snu kołysze, i te góry, które cię od palących lub mroźnych wiatrów wschodu osłaniają, i te głazy, o które się rozbiły marzenia kilku pokoleń a wtedy uwierzę ci, ze kochasz, bo nie kochać tych piękności nie możesz!”.
Szymon Jastrzębowski
Szymon Jastrzębowski – doktor habilitowany nauk rolniczych w dyscyplinie nauki leśne, profesor Instytutu Badawczego Leśnictwa. Leśnik, botanik, ekspert od biologii i ekologii nasion, wykładowca akademicki. Bada wpływ zmian klimatu na potencjał rozmnożeniowy roślin drzewiastych. Przewodnik po Kampinoskim Parku Narodowym i Parku Narodowym „Bory Tucholskie”. Jeden z założycieli stowarzyszenia Kampinoski Kolektyw Przewodnicki „ZaPuszczeni”.
Przypisy:
1. Grajnert J., Zorza, 1875.
2. Kahneman D., Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym, tłum. Piotr Szymczak, Media Rodzina, 2019.
3. Darwin K., O pochodzeniu człowieka, tłum. M. Ilecki, Biblioteka Analiz, 2009.
4. Poboże (Poborze) – kraina geograficzna na północnym Mazowszu, część Ziemi Zawkrzeńskiej. Tereny zamieszkiwane przez drobną, ale dumną szlachtę, w tym Jastrzębowskich.
5. Dzisiejsza słynna „Małachowianka”.
6. Powszechne w tamtym czasie były tzw. „jarzynowe stancje”. Uczniowie opłacali swój pobyt na stancji za pomocą płodów rolnych przesyłanych przez ich rodziny. Trudna sytuacja materialna Stanisława wynikająca ze złego stanu gospodarstwa w Gierwatach, sprawiła, że Wojtek musiał udzielać korepetycji i praktycznie sam się utrzymywać, co mocno wpłynęło na jego zdrowie; patrz: Wejner A. 2019. Azymut wspólna Europa, Wyd. Jagoda.
7. Porównaj: W.B. Jastrzębowski, Rośliny ciekawsze znalezione w Królestwie Polskim, „Pamiętnik Warszawski Umiejętności Czystych i Stosowanych” (T. IV. 1829, s. 191) i A. Waga, Linnea borealis, „Pamiętnik Warszawski Umiejętności Czystych i Stosowanych” (T. IV. 1829, s. 72).
8. Rękopis takiego dzieła spłonął w Feliksowie. prawdopodobnie w trakcie lub tuż po powstaniu styczniowym.
9. Z zielników Jastrzębowskiego korzystał m.in. J. Rostafiński pisząc swoją Florae Polonicae Prodromus (1872).
10. Niestety jak dotąd nie udało się ich potwierdzić w materiałach źródłowych.
11. Zegary słoneczne w XIX w. nadal odgrywały istotną rolę.
12. Niestety żaden z oryginalnych kompasów nie zachował się do naszych czasów, jednak kopię można oglądać w Muzeum w Jędrzejowie.
13. Według przekazów rodzinnych Jastrzębowski spotkał się z Humboldtem w Warszawie i przekazał mu swoją „Kartę klimatyczną”.
14. Jednym z jego towarzyszy był Paweł Wierzejski, taksydermista zbierający okazy do uniwersyteckiego Gabinetu Zoologicznego.
15. Mundur gwardzisty składał się z granatowej kurtki wołoszki z karmazynowymi dodatkami (kołnierzem, mankietami, wypustkami, obszyciami epoletów), granatowych spodni oraz granatowej wysokiej rogatywki z karmazynowymi wypustkami.
16. Preambuła „Traktatu o wiecznym przymierzu pomiędzy narodami cywilizowanymi”.
17. Samuel Linde, likwidator KUW, pozostawia Jastrzębowskiemu część jego uposażenia, zrzucając jego udział w powstaniu na „młodzieńczą głupotę”.
18. Historia pobytu Wojciecha Bogumiła w Zamieniu pod Warszawą została zbadana i opisana po raz pierwszy w książce „Z Warszawy do Europy. Dzieje czterech pokoleń Jastrzębowskich”; Wyd. Bookplan 2023, autorstwa prof. Elżbiety Jastrzębowskiej, praprawnuczki Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego.
19. Resztki tego parku zachowały się do dziś w Zamieniu i wciąż trwają działania zmierzające do jego ochrony przed zakusami deweloperów.
20. Michalec B., Instytut Agronomiczny na Marymoncie, w: Wojciech Bogumił Jastrzębowski. W 190. rocznicę Konstytucji dla Europy, red. Michalec B., Skoczek T., Warszawa 2021.
21. Brzozowski K., O Lenartowiczu. Z własnych wspomnień, 1893.
22. Wieniawski J., Z teki Marymontczyka, 1919.
23. Patrz: Maria Kann, Wierna puszcza, (1972) i J. Wieniawski, Z teki Marymontczyka, (1911).
24. Zobacz: Bieniarzówna J., Strzemski M., Rola Instytutu Agronomicznego w Marymoncie w postępie wiedzy rolniczej Królestwa Polskiego, Studia z dziejów gospodarstwa wiejskiego. Materiały z konferencji w Rogowie, 16 – 18 września 1964. Tom 8, PWN, Warszawa 1966.
25. Łac. felix – szczęśliwy.
26. Dymek B., Wojciech Bogumił Jastrzębowski i jego Zakład Praktyki Leśnej w Feliksowie koło Broku, Towarzystwo Przyjaciół Broku, Mazowiecki Ośrodek Badań Naukowych im. Stanisława Herbsta, Stacja Naukowa w Ostrołęce, Ostrołęka 1988.
27. Do jednych z najsłynniejszych absolwentów Feliksowa należał Ludomir Benedyktowicz, który był także malarzem. W wyniku odniesionych ran w powstańczej potyczce stracił część obu rąk i malował dzięki specjalnie skonstruowanym protezom.