Morski myśliwy i jego świat
Widziane z morza
W okolicy świąt telewizja pokazała holenderski film dokumentalny z 2012 r. przedstawiający grupę myśliwych z Zachodniej Grenlandii na tradycyjnej kilkudniowej wyprawie łowieckiej z psimi zaprzęgami na morskim lodzie. Pięciu starszych – starych ludzi i jeden 12-letni chłopak. Kamera pokazuje ich podkradanie się do fok, to, jak nie każdy strzał jest celny, jak nie każda trafiona foka daje się odzyskać spod lodu. Widać jak upolowaną zwierzynę dzielą, wykorzystują praktycznie wszystkie jej części, jak wielką praktyczną wiedzę ma starsze pokolenie. Niestety w scenach rozmów z myśliwymi na dość oczywiste tematy, „jak się teraz żyje, jak było kiedyś” zaczyna się narracja myśliwska, aż wołająca o komentarz, którego twórcy filmu, pewnie z szacunku dla starszych ludzi z tradycyjnej rdzennej kultury, nie dodali.
Myśliwi z zapałem i żalem opowiadają, że ich życie zniszczyła Brigitte Bardot, Greenpeace i Unia Europejska wprowadzając zakaz handlu produktami z fok i ograniczając polowania. W tym samym zdaniu przekonują, że ci źli to byli Kanadyjczycy i Norwegowie, polujący ze statków łowczych na lodzie morskim na młode foki, a oni, grenlandzcy myśliwi polują tylko dla siebie, a nie dla zysku, i wszystko czego chcą, to żyć tak jak dawniej. Prawda jest taka, że zakazane zostały polowania przemysłowe, a rdzennym społecznościom wolno polować bez ograniczeń na foki i na limitowaną liczbę wielorybów. Produkty tradycyjne opatrzone są certyfikatem i dopuszczone są do handlu w Unii Europejskiej i na świecie. W czasie trwania filmu, myśliwi narzekający, że nic im nie wolno, zabijają i dzielą na mięso i skóry trzy duże foki, rozprawiają w ubraniach z foczych skór, zajadając się świeżym tłuszczem i podrobami z upolowanej zwierzyny. Wszystko to legalnie i nikt im tego nie zabrania. Zakazy unijne w żadnym stopniu nie utrudniają im tradycyjnego życia – dopóty, dopóki nie chcą zamienić się w sprawnych handlarzy masowym towarem. Natomiast narracja o krzywdzie wyrządzonej przez Brigitte Bardot zapadła im głęboko w głowy i bezmyślnie ją powtarzają. Chórem narzekają na ograniczony limit polowań na narwale – co komentuje narrator w filmie – „a w tym roku widzieli ich w swoim fiordzie aż czterdzieści, i to oni są ekspertami w zrównoważonym pozyskiwaniu zwierzyny”. Fakt jest taki, że narwale są wrażliwe na wytępienie, bo powoli rosną, a ich racjonalna ochrona obejmuje wielkie obszary Arktyki i nie ma znaczenia, że dziś widziano ich 40, bo to nie kapusta, która rośnie na grzędzie w tym fiordzie, tylko nieliczny, wielki wędrowny ssak.
Podobne zamknięcie się w swojej własnej legendzie i kult „tradycji” widać w Północnej Skandynawii, gdzie Saami – Lapończycy żądają od administracji norweskiej, szwedzkiej i fińskiej wytępienia wszystkich dużych drapieżników, bo oni chcą hodować „tradycyjnie” renifery – tyle, że wielokrotnie więcej niż kiedykolwiek ich tam było.
Wygląda na to, że mentalność myśliwego skonfrontowana z mediami – opinią publiczną działa tak samo, niezależnie od szerokości geograficznej, kultury czy zamożności. Powtarzanie bezsensownych bajek, użalanie się nad tym, że wszyscy są przeciwko nim, a tak naprawdę Przyroda bez nich zginie.
Prof. Jan Marcin Węsławski