DZIKIE ŻYCIE

Wieża Babel

Jan Marcin Węsławski

Widziane z morza

Współczesny obraz ewolucji świata ożywionego sporządzony w ostatnich 20 latach przez biologów molekularnych nie przypomina w niczym klasycznego „drzewa życia”, na którego najwyższej gałęzi siedzi dumnie człowiek obok małp człekokształtnych. To raczej bezkierunkowy kłąb ciernistych gałęzi, gdzie malutkim odgałęzieniem leżącym gdzieś na peryferiach są wszystkie zwierzęta kręgowe. To nie tylko bolesna degradacja pozycji Człowieka (i naszych współplemieńców wyposażonych w strunę grzbietową), ale też obraz bezkierunkowego, bezcelowego i bezdusznego procesu.

Ta analogia przychodzi mi do głowy, kiedy obserwuję od kilku dekad ewolucję relacji człowiek-przyroda. W latach 60. nastąpiło powolne obudzenie się powszechnego przekonania o konieczności ochrony środowiska (wybrane gatunki chroniono od dawna) i, stopniowo od grup entuzjastów i specjalistów, przekonanie to przeszło do prawodawstwa, administracji i życia społecznego. Tyle, że dziś relacjami człowiek-przyroda zajmują się dziesiątki specjalistów, od urbanistów, prawników i ekonomistów po fizyków atmosfery i bogatą galerię przedstawicieli nauk biologicznych.

Tak według biologów molekularnych wygląda mapa różnorodności życia na Ziemi. Nie ma tu hierarchii ani uznania, że jakieś stworzenie jest lepsze od innych. Trudno więc rozmawiać z przedstawicielami innych dziedzin zajmujących się ochroną Życia na planecie. Źródło: Uniwersytet w Genewie
Tak według biologów molekularnych wygląda mapa różnorodności życia na Ziemi. Nie ma tu hierarchii ani uznania, że jakieś stworzenie jest lepsze od innych. Trudno więc rozmawiać z przedstawicielami innych dziedzin zajmujących się ochroną Życia na planecie. Źródło: Uniwersytet w Genewie

Wśród samych biologów zupełnie inaczej widzą Przyrodę ludzie zajmujący się dużymi ssakami, mikrogrzybami czy nicieniami glebowymi. Kiedy rozpoczynają się dyskusje o tym, że mamy przede wszystkim skoncentrować się na ochronie procesów ekosystemowych – a z punktu widzenia człowieka najważniejszym z nich jest obieg węgla (od produkcji pierwotnej, czyli produkcji żywności do wiązania węgla z atmosfery, czyli regulacji klimatu) okazuje się, że najważniejsze są mikroorganizmy, a reszta świata zupełnie się w tym procesie nie liczy. Na drugim biegunie są ci, którzy chcą chronić charyzmatyczne gatunki i nie interesuje ich to, co dzieje się z niewidzialnym „drobiazgiem”. Fachowcy od bioróżnorodności tłumaczą, że cała rozmaitość życia kryje się w glebowych nicieniach i pasożytach, których jest więcej niż gatunków żywicieli itd.

Na domiar złego wtrąciły się do dyskusji „o przyrodzie” nauki społeczne, które mówią, że naprawdę ważne jest to, co ludzie sądzą o Przyrodzie, a nie to, jaka ona jest. Dla psychologa Przyroda jest potrzebna dla ukojenia duszy, dla ekonomisty do wyliczenia dóbr i usług ekosystemu. Mamy w debacie o Przyrodzie Wieżę Babel albo ewolucyjny krzak – pomieszanie języków i brak określonego kierunku. W sumie to chyba dobrze, z tego różnorodnego chaosu tworzy się pozytywne działanie i żadna ze stron debaty nie obejmuje przewodnictwa, ani jej nie monopolizuje. Jedyne o co trzeba dbać to wzajemny szacunek i uznanie racji innego specjalisty. Każdy niesie cząstkę prawdy i nie wiadomo, czyja jest najważniejsza.

Prof. Jan Marcin Węsławski