Leśnik z powołania. O Bolesławie Zarzyckim
Obecnie, w czasach gdy zawód leśnika tak mocno został podporządkowany władzy ustawodawczej i wykonawczej, kiedy administracja leśna realizuje politycznie wyznaczone cele, przez które cierpią ostatnie naturalne drzewostany, warto przypomnieć postać Bolesława Zarzyckiego. Ten przedwojenny leśnik jest przykładem podejścia do wykonywanego zawodu, które nierozerwalnie było związane z określonym stosunkiem do lasu i przyrody, stanowiących dla niego wartość samą w sobie.
Bolesław Zarzycki zawód leśnika łączył z zawodem dziennikarza i literata. Swoją działalność pisarską rozpoczął stając w obronie uciśnionych przez carat Kirgizów, poznawszy ich kraj i tradycyjne życie. Rugowani przez rząd ze swej ziemi przy kolonizacji Syberii znaleźli gorliwego obrońcę w Cesarskim Towarzystwie do Spraw Wschodu, w którym Zarzycki wygłosił odczyt poddający ostrej krytyce politykę kolonizacyjną rządu. Za tę działalność przeniesiony został za karę do wschodniej Syberii, gdzie nad brzegami Jeniseju poznał życie rdzennych mieszkańców. Zetknął się z zesłańcami z 1863 r. oraz dotarł do najdzikszych zakątków Syberii i Mongolii. Po wybuchu rewolucji w 1917 r. zaciągnął się do V Dywizji Syberyjskiej Polskiej, a po jej pogromie przez bolszewików, do nowej polskiej formacji, tworzonej we Władywostoku i stamtąd drogą morską powrócił do kraju.
Zarzycki był stałym współpracownikiem przedwojennego czasopisma „Echa Leśne”. W 1929 r. objął funkcję nadleśniczego w Nadleśnictwie Małomierzyce z siedzibą w Chwałowicach koło Iłży, a od 1933 r. przeniesiony został na takie samo stanowisko w Ostrowi Mazowieckiej.
Las jako sanktuarium
Wrażliwość Zarzyckiego na los wyzyskiwanych ludzi łączyła się również z życzliwością wobec przyrody i jej tworów. Przejawiała się ona w codziennej służbie oraz wyrażana była na piśmie. Będąc leśnikiem nie traktował lasu jako zwykłego gospodarstwa leśnego, lecz nadawał mu magiczne znaczenia. W artykule pt. „Tajemny wpływ drzew na ducha ludzkiego” na łamach „Echa Leśnego” pisał: „Niema chyba na świecie człowieka, któryby nie patrzył z lubością na drzewa, rosnące wysoko, na krzewy przyziemne; nie reagował czuciem swej duszy na piękno zawarte w grupowem wspołżyciu drzew, nie odczuwał pewnego nastroju, wchodząc do lasu, podobnego uczuciu, jaki się wytwarza, gdy na przykład wchodzi do świątyni, o zmierzchu dnia. Stąd wypływa odwieczny kult człowieka w stosunku do drzew i roślin. Są to cechy swoiste upodobaniom natury ludzkiej, mające swe źródło w niewidzialnych niciach, które łączą ducha ludzkiego z tajemniczym, a może i magnetycznym, wpływem drzew i roślin na ludzi. Mówiąc tak, pomijamy zupełnie stronę efektu, czyli stronę estetyczną i dekoracyjną, a więc stronę czystego piękna, zawartego w życiu drzew. Mamy na myśli stronę inną, stronę ducha, który według istniejącej teorji indyjskiej, działalność swą rozciąga nietylko na ludzi i zwierzęta, lecz obejmuje także i królestwo roślin”. Osobliwie wybrzmiewają powyższe słowa, kiedy uświadamiamy sobie, że ich autor był urzędnikiem państwowym. Traktujący las jak sanktuarium i włączający do wspólnoty wszystkie organizmy żywe w imię zasady ahimsy. Odwołania Zarzyckiego do tradycji indyjskich nie wiązały się ze wzbronieniem przed każdą formą eksploatacji otaczającej go natury, albowiem z racji wykonywanej pracy odpowiadał zarówno za wycinkę lasów, jak i kontrolowanie liczebności zwierząt łownych. Niemniej owa ingerencja następowała z pozycji osoby, która z szacunkiem odnosiła się do środowiska naturalnego, co z kolei zapobiegało rabunkowej gospodarce leśnej i zapewniało umiar oraz zrównoważone podejście w korzystaniu z zasobów przyrodniczych.
Bolesław Zarzycki, 80 lat przed ukazaniem się popularnej książki Petera Wohllebena „Sekretne życie drzew”, w ten sposób pisał o systemie nerwowym roślin: „Pewien uczony włoski – profesor Bose – przez szereg doświadczeń doszedł do wniosku, że rośliny posiadają swoisty system nerwowy, że zdolne są do odczuwania wrażeń, tak, jak ludzie i zwierzęta. Odkrycia te mogą przyprowadzić do całkowitego przewrotu w filozofji i potwierdzić słuszność wspomnianej teorji indyjskiej. Jest to dowiedzione naprzykład, że drzewa i rośliny przejawiają, zależnie od pewnych warunków, większą lub mniejszą inteligencję, czasami nawet dużą. Stwierdzono również, że istnieją rośliny owadożerne. Znane są obyczaje rośliny pnącej, rosnących w dżunglach afrykańskich, która chwyta mackami ptaki i małpy, a czasem nawet i ludzi. Posługuje się przytem rozmaitemi fortelami, aby znęcić zdobycz w swoje kleszcze, a potem wysysa jej krew, przy pomocy macków, przypominających macki polipa. Oczywiście są tutaj potrzebne jeszcze długie i ścisłe badania, aby wyodrębnić legendę od rzeczywistości. Że coś jednak istnieje pomiędzy duchem ludzkim, a duchem drzew, świadczą pewne fakty. Dlaczego na ustrój nerwowy ludzki kojąco oddziaływa bliskie sąsiedztwo naprzykład brzozy płaczącej?”. Oryginalną tezą Bolesława Zarzyckiego było istnienie, jeszcze niezbadanych, ale intuicyjnie bliskich człowiekowi, związków pomiędzy duchowymi sferami życia ludzkiego i roślinnego. Jako przykład podawał niezwykłe przyciąganie do siebie przez drzewa samobójców: „Dlaczego samobójcy nie kładą kres swemu życiu w otwartem polu, a zawsze szukają pobliża pewnych drzew. Czy mamy tutaj do czynienia z magnetycznem oddziaływaniem drzew, czy działa inny wpływ tajemny? Są to zagadki, które z czasem rozwiąże rozum ludzki. Dzisiaj jednak można już stwierdzić istnienie jakiejś siły tajemnej, jakiegoś fluidu pomiędzy duchem ludzkim, a duchem drzew”.
Ochrona lasu i ochrona przyrody były dla Zarzyckiego przejawami patriotyzmu i zamiłowania do ziemi ojczystej. Organizowany od 1933 r. przez Związek Leśników Rzeczypospolitej Polskiej „Dzień Lasu” stał się, według niego, dniem rachunku sumienia ludzi w stosunku do lasu, momentem przeglądu jego życia oraz bilansem prac podejmowanych wobec lasu. O wspomnianym święcie pisał: „Idea wzniosła, przebogata i znamienna, wprowadzona w czyn, przejdzie ku potomności, jako żywa pamiątka miłości narodu naszego do lasu, jako wyraz wiecznej tęsknoty do niego, jako ukochanie piękna w nim zamarłego, jako tchnienia ukojenia, które las tylko dać może. Po przez długie wieki naród polski sercem swem, potęgą uczucia i czarem słowa tworzył hymny na cześć lasów, a ustami swych wieszczów, jak Mickiewicz, Żeromski, Wejssenhoff i wielu innych, zaklinał kochać zawsze ten las nasz, jakby on był cząstką jego życia, myślą jego myśli, sercem jego serca. I oto nastała chwila, gdy idea ta, zespolona z naszym czuciem, przeistacza się w czyn, a czyn ten będzie Wszechpolskiem Świętem Narodowem. […] Jedną tylko prośbę miałbym do mych Rodaków. Nie sadźcie, proszę, przeróżnych egzotów. Nie naśladujcie parków stolic zachodu. Sadźcie nasze prawieczne, kochane drzewa polskie: sosnę, jodłę, świerk, dąb, klon, jesion i inne”.
W obronie dzika
Bolesław Zarzycki, choć sam był myśliwym, krytycznie podchodził do kondycji współczesnego mu łowiectwa. Występował w szczególności w sprawie objęcia ochroną prawną dzika, podkreślając, że niezaprzeczalne korzyści przynosi lasom, ze względu na piękno lasu, gdzie ma swoją ostoję, a także będąc wiernym sprzymierzeńcem człowieka w walce ze szkodnikami. Uważał, że całkowity zakaz odstrzału powinien obejmować samice dzika. Postulował zatem chronić te zwierzęta, aby ułatwić realizowanie zadania i obowiązku wypielęgnowania przyszłych pokoleń lasu. Jako leśnik i człowiek oddany przyrodzie piętnował wszelkie formy kłusownictwa, a przede wszystkim okrutne ze swej istoty wnykarstwo. Pisał o tym procederze w następujący sposób: „Jest rzeczą niewątpliwą, że rozwielmożnione dawniej kłusownictwo ustąpiło dzisiaj miejsca bardziej szkodliwemu wnykarstwu. Kłusownik z woli Bożej stał się rzadkością. Dzisiejsi kłusownicy wychodzą nie z pobudek »ideowych«, że się tak wyrażę, a przeważnie z chęci zarobku. Wnykarstwo daje lepsze wyniki dochodowe, przy mniejszej skali ryzyka schwytania na gorącym uczynku. Stąd kłusownicy o duszyczkach marnych przerzucili się gremialnie na wnykarstwo. Wzorując się na starszych, zaprawiają się w tym niecnym procederze dzieci i podrostki. Tym się tłumaczy wszędzie tak wielka ilość wnykarzy w ostatnich czasach. Niedawno słyszałem z ust osoby wiarygodnej, że w pewnym miasteczku sklepikarze nie mogli nastarczyć drutu, tak wielkie było zapotrzebowanie na ten towar ze strony zawodowych wnykarzy. Znane są specjalne gatunki drutu – na zające, lisy i sarny. Myśliwi wiedzą o wypadkach ustrzelenia lisa z wnykiem na szyi, lub w połowie brzucha. Nie rzadko znajdują sarnę uduszoną drutem. A największy haracz molochowi wnykarskiemu płacą biedne szaraki. Tych nikt nie zliczy. Jaką z tym szkodnictwem prowadzi się walkę? Naogół bardzo słabą. Surowe niekiedy kary administracyjne są z reguły zaskarżane do sądów, te zaś ostatnie, rozmaicie zapatrują się na tego rodzaju przestępstwa; zazwyczaj łagodzą nałożony wymiar kary. To podrywa autorytet władzy administracyjnej i rozzuchwala wnykarzy. Że udowodnić wnykarzowi jego przestępstwo jest trudniej, służą przykłady z praktyki Rad Łowieckich i Towarzystw Myśliwskich, gdy za pojmanego wnykarza wypłacana jest nagroda większa, niż za – kłusownictwo z bronią w ręku. Jednak trzeba położyć kres temu nienormalnemu zjawisku. Naszym zdaniem, tylko bardzo surowe kary, nakładane li tylko w drodze administracyjnej (bez prawa apelacji) na wnykarzy, sprzedawców drutu i nabywców zwierzyny uduszonej zdołają położyć tamę temu złu. To jedynie odstraszyć może ludzi od zajmowania się tym haniebnym procederem. Sprawą tą winne zająć się wszystkie organizacje łowieckie, związki leśników i rolników, instytucje ochrony przyrody i inne pokrewne stowarzyszenia. Tylko współnym wysiłkiem da się pokonać tę plagę naszego wieku”.
Leśnicy przeciwko rabunkowej eksploatacji przyrody
W połowie lat 30. ubiegłego wieku przystąpiono do przygotowania, a następnie budowy kolei linowej na Kasprowy Wierch. Forsowana przez władze inwestycja wywołała żywą dyskusję społeczną. Protestowali przeciwko niej, od razu po ujawnieniu projektów w marcu 1934 r., działacze ochrony przyrody, w tym Państwowa Rada Ochrony Przyrody, a także 94 towarzystwa i instytucje naukowe oraz turystyczne. W odpowiedzi na rozpoczęcie budowy kolei i równoczesnego łamania ówczesnego prawa do dymisji podała się cała ówczesna Państwowa Rada Ochrony Przyrody wraz z przewodniczącym Komitetu Ochrony Przyrody w Krakowie, prof. Władysławem Szaferem. Środowisko leśników wsparło protesty, a na łamach czasopism branżowych ukazywały się artykuły popierające Państwową Radę Ochrony Przyrody i krytykujące inwestycję. Postawa Bolesława Zarzyckiego wobec świata przyrody nie była więc odosobnionym przypadkiem, a służba leśna, pomimo że występowała w imieniu państwa zachowywała autonomię i niezależność oraz zdolna była do kontestowania decyzji podejmowanych na szczeblu rządowym, dbania o dobro przyrody i wspierania inicjatyw godzących w środowisko naturalne. Minęło niemal 100 lat i nie można oprzeć się wrażeniu, że nie tylko w tej dziedzinie, cofamy się obniżając standardy, które powinny być kanonem w podejściu do ochrony przyrody.
Łukasz Smaga
Łukasz Smaga – autor monografii „Ochrona humanitarna zwierząt”, broszury „Rzecznik ochrony zwierząt” oraz innych publikacji z zakresu ochrony zwierząt i historii jarstwa w Polsce. Prowadzi bloga: ochronahumanitarnazwierzat.home.blog.