Gospodarka leśna to nie ochrona przyrody. Rozmowa z Michałem Żmihorskim
„Musimy zerwać z panującym mitem, że gospodarka leśna jest formą ochrony przyrody. Nie jest” – mówi prof. Michał Żmihorski z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk i wyjaśnia, jakie działania w lasach szkodzą przyrodzie.
Katarzyna Wiekiera: Europejska Agencja Środowiska wśród zagrożeń dla ochrony siedlisk wskazuje wprost gospodarkę leśną. Chodzi o jej negatywny wpływ na obszary Natura 2000, które zostały powołane, by chronić cenne gatunki roślin i zwierząt. W jaki właściwie sposób gospodarka leśna zagraża przyrodzie?
Michał Żmihorski: Wpływ gospodarki leśnej jest złożony, to nie jest jeden czy dwa czynniki, ale cały kompleks oddziaływań na ekosystem. Najłatwiej będzie mi wymieniać te czynniki porównując dwa obszary: las naturalny typu rezerwat i typowy las gospodarczy. To pomoże nam zrozumieć, jakie konsekwencje dla ekosystemu ma gospodarka leśna.
Dobrze, co w takim razie by się stało, gdybyśmy chcieli wprowadzić gospodarkę leśną na obszary takie jak rezerwat ścisły w Białowieskim Parku Narodowym?
Przede wszystkim musielibyśmy przygotować las. To przygotowanie do prowadzenia gospodarki polega na budowie dróg i osuszaniu terenu. Jeśli mamy zabagniony las, do którego nie możemy dojechać, to nie możemy go gospodarczo użytkować. Musimy więc zbudować drogi, którymi potem będziemy wywozić drewno. Musimy także osuszyć ten las, bo w wielu miejscach wilgotność naturalnych siedlisk jest zbyt duża, by w nich gospodarować.
Jakie konsekwencje dla przyrody ma budowa leśnych dróg?
Drogi to cały szereg negatywnych oddziaływań: wprowadzają ruch samochodowy do lasu, co powoduje rozjeżdżanie gatunków, na przykład płazów i kolizje ze zwierzętami, którymi często są ssaki. Poza tym pojawia się hałas, zanieczyszczenie światłem czy spaliny i smary, które zostają w lesie. Wrażliwe na antropopresję gatunki unikają sąsiedztwa dróg, niektóre małe zwierzęta boją się przekraczać drogi, więc pojawia się fragmentacja środowiska.
A osuszanie?
Osuszanie to część gospodarki leśnej, która towarzyszy jej od samych początków. To była dobrze zorganizowana, wykonywana przez dziesięciolecia praca odprowadzania wody z lasów systemem rowów melioracyjnych. W efekcie tysiące śródleśnych mokradeł zostały zlikwidowane, by te grunty dawały więcej drewna. Dziś płacimy za to ogromną cenę w postaci postępującej suszy, zagrożenia pożarowego, obumierania drzew czy zanikania bioróżnorodności. Wiele organizmów żywych jest związanych z wysoką wilgotnością siedlisk i na jakimś etapie swojego rozwoju potrzebują wody, jak na przykład owady, płazy czy niektóre ptaki. Jeśli teren osuszymy, wiele tych gatunków znika.
Czy podejście Lasów Państwowych w kwestii wody zmieniło się w ostatnich latach?
Zmieniło się na plus, ale niewystarczająco. Dziś są realizowane programy odbudowy retencji wodnej w lasach, ale nie są one duże w porównaniu do skali zniszczeń, bywa też, że realizowane działania nie są poprawne merytorycznie, bo retencja wody nie polega na kopaniu zbiorników pożarowych. Jeżeli nawet w Puszczy Białowieskiej rowy melioracyjne nadal pracują, nawet w rezerwatach, to znaczy że jest jeszcze dużo do poprawy. Potrzebne jest pilnie i na masową skalę wdrożenie działań związanych z retencją, jednak na dziś nie dostrzegam takiej determinacji. W lasach mamy dramatyczny deficyt wody, który się pogłębia.
Hydrolodzy mówią, że w przypadku lasów górskich konieczne jest zaniechanie w ogóle gospodarki leśnej.
W górach szlaki zrywkowe (czyli drogi techniczne, którymi wyciąga się wycięte drzewa) i drogi do transportu drewna osiągają wyjątkowo wysokie zagęszczenia. Tymi szlakami i drogami, po każdym większym deszczu, woda gwałtownie szoruje w dół zamulając górskie potoki i zalewając wioski. Mamy więc co najmniej cztery szkody za jednym zamachem: gospodarkę leśną w górach, do której trzeba dopłacać (a zatem straty finansowe), ograniczenie retencyjnej funkcji górskich lasów (czyli zagrożenie suszą), zamulanie potoków (to niebezpieczne dla niektórych wodnych organizmów) i powodzie poniżej. Trudno mi zrozumieć, że nadal takie działania są kontynuowane.
Co zrobić, by woda wróciła do lasów?
W pierwszej kolejności zlikwidować odpływ! Nie trzeba lasów sztucznie nawadniać, wystarczy zatrzymać odwadnianie. Przede wszystkim pilnie więc trzeba zamknąć, a w wielu miejscach trwale zlikwidować, rowy melioracyjne. Przy okazji warto pomyśleć o naturalizacji rzek, na przykład meandryzacji wcześniej wyprostowanych koryt rzecznych. Druga rzecz, to przestać prześladować bobry. Bobry nas ratują przed pustynnieniem i zamieraniem całych ekosystemów. To wymaga jednak zaktualizowania wiedzy ekologicznej i zmiany podejścia do zarządzania ekosystemami w oparciu o procesy naturalne.
Powiedzmy, że mamy osuszony las i możemy do niego dojechać. Zaczyna się wycinka.
Wycinanie to chyba najbardziej oczywiste działanie gospodarki leśnej. Warto zwrócić uwagę, że wycinki odbywają się często wiosną i latem, czyli wtedy, gdy zwierzęta w naszej strefie geograficznej odbywają rozród: wiele gatunków ptaków odbywa lęgi budując gniazda w koronach drzew, inne ptaki, a także nietoperze, pilchy, myszy, niektóre ssaki drapieżne korzystają z dziupli drzew, wiele gatunków buduje gniazda na ziemi w lesie. Kiedy rozpoczyna się wycinka, wchodzą pilarze i ciężki sprzęt, by wycinać drzewa, te gniazda są niszczone, a młode zabijane. Przy wycince oczywiście drzewa fizycznie znikają z lasu, łącznie z tym co na tych drzewach się znajdowało. Ale wycinki mają też efekt odpychający i w promieniu kilkuset metrów, w wyniku hałasu i obecności ludzi, gatunki wrażliwe znikają, przenosząc się w inne rejony lasu, te które są bardzo płochliwe, mogą nawet porzucić swoje gniazda jeśli obok trwa wyrąb drzew. Funkcja lasu, tego wycinanego i tego w sąsiedztwie, pod względem przyrodniczym ubożeje.
Osobnym problemem jest kwestia wieku rębnego, czyli wieku drzew, które są wycinane. Problem polega na tym, że drzewa są wycinane w jednej trzeciej lub jednej drugiej swojej potencjalnej długości życia. Dąb może żyć 400 lat i dłużej, a wycinany jest, gdy osiągnie 160, sosna może przekroczyć 300, ale zostanie wycięta po 120. W lasach brakuje więc faz terminalnych, drzew w zaawansowanym wieku. To jest zabójcze dla zwierząt i grzybów związanych z takimi drzewami, a takich gatunków jest wiele.
Po wycięciu drzew powstaje teren otwarty – co to oznacza dla lasu?
Po wycince drzew pozostaje jeszcze sporo gałęzi i pniaków, które mogą dawać schronienie leśnym gatunkom, ale one niestety też znikają. Większe gałęzie są sprzedawane na opał, a pozostałe na ogół mielone ciężkimi maszynami typu mulczer, żeby nie przeszkadzały przy sadzeniu drzew. Czasem są, a czasem nie są usuwane pniaki. Ciekawe, że kiedyś rozważano ich usuwanie za pomocą dynamitu, na szczęście, przynajmniej u nas, na większą skalę to nie było stosowane. Biomasa drzewna znika więc ze zrębu i powstaje ogromny teren otwarty w lesie. To powoduje szereg konsekwencji ekologicznych. Gatunki leśne nie mają czego szukać w tym miejscu, nawet niechętnie się zbliżają do miejsca wycinki. Niektóre ptaki i ssaki omijają teren wycinki szerokim łukiem; na przykład niektóre sikory boją się przelecieć przez ten otwarty teren, z jednego końca zrębu na drugi. Taka zmiana struktury środowiska zmienia sposób użytkowania przestrzeni przez wiele zwierząt.
Kolejnym działaniem leśników, po zrębie, jest orka.
Orka niszczy przede wszystkim życie organizmów glebowych. Jest to często orka z odwracaniem skiby, a więc rośliny, które tam rosną – na ogół giną. Orka likwidująca roślinność dna lasów odsłania warstwę gleby mineralnej, co ma wpływ na niektóre bezkręgowce epigeiczne, żyjące na powierzchni gleby. One takich miejsc otwartych unikają, bo latem są nasłonecznione, temperatura gleby przekracza 50 stopni, trudno w tych warunkach przeżyć.
Po wycince, kolejnym, bardzo oczywistym działaniem leśników są nasadzenia. Jak one wpływają na ekosystem lasu?
Nasadzenia najczęściej odbywają się tak, że w skiby po orce, co 50-70 cm sadzone są młode drzewka przywiezione ze szkółki, które, co wydaje się niekorzystne z perspektywy zachowania bioróżnorodności, mają często genotypy bardzo ściśle selekcjonowane pod względem cech użytkowych. To są drzewa, które mają dać prosty pień, dużą biomasę w pniu i niedużą w gałęziach, mają się także oczyszczać z gałęzi, mają nie być rozwidlone, itd. Las powstały z takich sadzonek jest strukturalnie homogeniczny, co może powodować zmniejszenie dostępności nisz ekologicznych. Może mieć to wpływ na przykład na duże ptaki drapieżne, które chętnie budują gniazda w rozwidleniach pni lub na grubych konarach.
Po drugie, gospodarka leśna zmienia skład gatunkowy. Leśnicy lubią sadzić sosny, świerki i dęby, ale nie sadzą grabów, osik i lip, które często występują w lasach naturalnych i są wyjątkowo ważne z punktu widzenia miejsc gniazdowych ptaków, nietoperzy, gryzoni. Skład gatunkowy drzew jest więc bardzo ważny, może zwiększać lub zmniejszać bioróżnorodność.
Po nasadzeniach często następuje grodzenie, jaki jest wpływ tego działania?
Grodzenie posadzonej plantacji, w celu ochrony młodych drzew przed sarnami i jeleniami, to najczęściej ocynkowana siatka wysoka na 2,2 m. Ona powoduje, że teren jest wyłączony z perspektywy dużych ssaków, bo nie mogą tam wejść, las staje się więc dla nich mniejszy. Ciekawe, czy nie rosną przez to szkody w okolicznych uprawach rolnych. Grodzenia siatką są zabójcze dla wielu gatunków zwierząt. Są badania telemetryczne, które pokazują, że kuraki leśne masowo się o siatki rozbijają, sowy również, bo siatki są słabo widoczne. Więc, jeśli ktoś w Polsce zastanawiałby się, dlaczego mamy tak mało głuszców i cietrzewi, to jako jeden z ważniejszych wskazałbym problem grodzeń.
Jest jeszcze kwestia utrzymywania uprawy.
Tak, by zasadzone drzewa szybko rosły konieczne jest eliminowanie naturalnej roślinności pojawiającej się między drzewkami. Robi się to mechanicznie lub chemicznie, kosą spalinową albo przez lanie roundupu czy innych herbicydów, po to, by zdusić trawy, maliny czy paprocie, które tam się pojawiają. To też spory środowiskowy koszt. Dla niektórych organizmów, np. płazów, glifosat jest zabójczy i powinniśmy to brać pod uwagę. Różne insektycydy zabijające zwierzęta i grzyby, które mogą zagrozić uprawie drzew, stosowane są też później, bo tak zwane szkodniki mogą pojawić się gdy las zaczyna dojrzewać. Insektycydy rozpylane są z ziemi lub samolotu i nie są obojętne środowiskowo. W wyniku ich stosowania ginie nie tylko tzw. szkodnik, ale giną inne owady, co może wpływać na owadożerne zwierzęta, np. ptaki. Młode ptaki karmione owadami zabitymi przez insektycyd mogą się zatruć, mogą też cierpieć na brak pokarmu, bo znika ich źródło pożywienia. Dziś w Polsce dziesiątki tysięcy hektarów lasów są co roku traktowane chemicznymi środkami ochrony roślin, niektóre z nich są zakazane przez różne standardy środowiskowe, ale Polska dostaje zezwolenia na ich stosowanie.
Kolejne zabiegi to tzw. cięcia pielęgnacyjne.
Czyszczenia, trzebieże lub cięcia sanitarne, których celem jest przerzedzenie drzewostanu wiążą się z obecnością człowieka, maszyn, hałasem i zanieczyszczeniami. Drzewka są początkowo sadzone bardzo gęsto, a do wieku rębności dożywa 5%. Natomiast 95% jest usuwanych wcześniej, w ramach selekcji, to drzewa zbyt rozgałęzione, pokrzywione, rosnące nietypowo, opanowane przez patogeny. W ten sposób homogenizujemy więc dodatkowo las przez usuwanie nietypowych osobników, co być może ma uzasadnienie z perspektywy produkcji surowca, ale negatywnie wpływa na wiele gatunków np. związanych z martwym drewnem, takich jak dzięcioły czy chrząszcze.
W efekcie nasadzeń w Polsce dominują dziś jednowiekowe monokultury, w większości sosnowe. Czy taka struktura lasu potrzebuje zmian, na przykład przebudowy drzewostanu?
To zależy czego oczekujemy od lasu. Trzeba jasno powiedzieć, że taki homogeniczny pod względem genotypu, wieku, stanu gatunkowego i struktury las jest niekorzystny dla bioróżnorodności, ale ułatwia produkcję drewna. W określonych lokalizacjach, tak jak mamy żyto, ziemniaki, możemy mieć sosnę i świerka, bo drewna potrzebujemy, ale musimy zdawać sobie sprawę, że monokultura kukurydzy czy sosny nie wspomaga bioróżnorodności, tylko ją zubaża. Musimy zerwać z mitem mówiącym, że gospodarka leśna jest formą ochrony przyrody, bo nie jest. To jest forma ograniczania i zagrożenia przyrody, a nie jej ochrony. Aczkolwiek te plantacje są potrzebne, bo wszyscy z drewna korzystamy, chcemy mieć meble, papier i inne produkty powstałe w wyniku gospodarki leśnej. Należy jednak pamiętać, że one powstają kosztem środowiska leśnego. Jeżeli mówimy o przebudowie, to być może nie wszędzie ona jest konieczna, może potrzebujemy te monokultury zostawić, by w innych miejscach móc z gospodarki całkowicie zrezygnować.
Proces, który Pan przedstawia pokazuje, że działania prowadzone w lasach mają charakter rolny, a biorąc pod uwagę, że lasy gospodarcze w Polsce dominują, możemy sobie wyobrazić, dokąd zmierzamy, jeśli dalej będziemy lasy zamieniać w plantacje. 17 czerwca zostało przyjęte prawo o odbudowie przyrody, za którym stoi idea, że nie wystarczy ochrona miejsc cennych przyrodniczo, rzeki czy lasy są tak zniszczone, że muszą zostać odbudowane. Jak odbudowywać zniszczone lasy?
Kluczowe jest pożegnanie się z mitem, że możemy sobie te lasy zasadzić. To musi wybrzmieć – sadzenie lasu jest złe, często gorsze niż wycinka. Wycinka eliminuje warstwę drzew na jakimś obszarze, ale to miejsce jest w stanie się samo zregenerować w sposób naturalny. Wtedy wejdą tam gatunki i osobniki, których genotypy wygrają konkurencję, będą szybsze, bardziej efektywne, przetrwają presję kopytnych i będą tam rosnąć. Las powstały w wyniku takiej naturalnej regeneracji jest na ogół trwalszy, bardziej bioróżnorodny, lepiej dopasowany do siedliska, warunków klimatycznych, ma większą trwałość, jest bardziej zróżnicowany przestrzennie i gatunkowo. Najgorszym z perspektywy ochrony przyrody scenariuszem jest scenariusz, jak to Pani ujęła, o charakterze rolnym: mulczowanie, oranie, lanie roundapu, sadzenie, grodzenie i pielęgnowanie. Jeśli mówimy o restytucji ekosystemów leśnych, musimy zapomnieć o całkowicie ręcznym sterowaniu tym procesem. Przede wszystkim nie wiemy, gdzie i jakie gatunki mamy sadzić, jakie genotypy. Obserwacje z Puszczy Białowieskiej nas wciąż zaskakują, pokazują, że nasze przewidywania odnośnie przyszłych zmian w lesie są słabe. Przy obecnym rozregulowaniu klimatu nie da się wyliczyć, że w danym miejscu powinno być tyle procent klonu, tyle procent lipy, a tyle świerka. Rozsądniej jest zostawić teren w spokoju i zobaczyć w jaki naturalny sposób miejsce zostanie skolonizowane przez drzewa. Moja rekomendacja jest taka, by umożliwić odbudowę lasów procesom naturalnym, a ograniczać naszą ingerencję. Działania z zakresu sadzenia plantacji i produkcji drewna są mało użyteczne w realizacji zadania, przed którym stoimy.
Zmiana, o której Pan mówi nie jest jedynie zamianą jednych działań na inne, ale zmianą mentalną, która wymaga zupełnie innego podejścia.
Mamy prezydenta, który sadzi lasy, mamy wizerunek leśnika, dzięki któremu w ogóle mamy lasy – to duży bagaż mentalny. Nawet w odniesieniu do Puszczy Białowieskiej, która istnieje 12 tysięcy lat, również słyszymy głosy, o tym, że została posadzona lub że trzeba jej pomóc sadzeniem drzew. Potrzebujemy w tym temacie dużo edukacji, uświadomienia czym jest las, i że on był przed nami.
Mamy przyrodnicze powody, dla których powinniśmy bardziej chronić nasze lasy. Mamy też powody prawne, choćby wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2023 r., który stwierdził, że polska gospodarka leśna narusza dyrektywy siedliskową i ptasią, więc czy Ustawa o lasach czy Ustawa o ochronie przyrody będą musiały się zmienić. Jak o tych zmianach Pana zdaniem powinien myśleć ustawodawca, by zapewnić ochronę przyrody?
Musimy jasno sobie powiedzieć, że gospodarka leśna nie jest formą ochrony przyrody, że nie da się chronić dzięcioła jednocześnie wycinając drzewo, w którym ten dzięcioł ma dziuplę. Z mojej perspektywy to oczywiste, ale pokutuje mit, utrwalany przez różne lobby, że da się to pogodzić, że ta wycinka wcale temu dzięciołowi nie zaszkodzi. I jeśli to zrozumiemy, to kolejne kroki będą łatwiejsze. Naturalną konsekwencją dostrzeżenia sprzeczności celów gospodarki leśnej i ochrony przyrody jest rozdzielenie funkcji produkcyjnych i ochronnych. Nie da się w tym samym miejscu realizować tych dwóch funkcji, to zawsze będzie generować konflikty i straty po obu stronach barykady. Chroniąc przyrodę będziemy dusić interes gospodarczy i odwrotnie, realizując gospodarkę leśną będziemy eliminować gatunki i siedliska. Musimy to mniej lub bardziej rozdzielić i powiedzieć, że tu są lasy gospodarcze, nasadzone, bez cennych gatunków, użytkujemy je, nawet intensywnie, by mieć drewno, a tutaj mamy lasy ważne dla zachowania bioróżnorodności i musimy ograniczać bądź wyeliminować gospodarkę leśną. Pewnie możliwie są formy przejściowe, gdzie gospodarka jest bardziej przyjazna przyrodniczo albo będzie uwzględniała cele społeczne.
Puszcza Białowieska jest przykładem gdzie do tego konfliktu między funkcją przyrodniczą a gospodarczą doszło, by wspomnieć rzeź z 2017 r., ale takich miejsc, gdzie opór społeczny wobec gospodarczego podejścia do lasów w Polsce jest nie kilkadziesiąt a kilkaset.
W przypadku Puszczy Białowieskiej gospodarka leśna w ogóle nie jest potrzebna. Ten las doskonale radzi sobie sam. Dynamika Puszczy to empiryczny dowód, na to, że gospodarka nie jest potrzebna, by bioróżnorodność leśna była na wybitnie wysokim poziomie. I odwrotnie, w Puszczy widzimy, że tam gdzie gospodarki było dużo, gatunków typowych dla ekosystemów leśnych jest najmniej.
Wracając na koniec do idealnego, naturalnego leśnego ekosystemu, jakie są jego największe korzyści?
Ciągłość niezaburzonego przez człowieka środowiska leśnego kształtuje wyjątkowy pod względem struktury, funkcji i bioróżnorodności ekosystem. Las naturalny to las wielogatunkowy, wielowarstwowy, to właściwie las bez wieku, bo rosną tam obok siebie drzewa, młode i stare, w naturalny sposób obumierają i się odradzają, regulowany jest naturalnymi procesami, aktywnie dostosowuje się do zmian środowiska i klimatu. Z perspektywy ludzi las naturalny łagodzi zmiany klimatu, chroni rzadkie gatunki, zapewnia nam dostępność wody; jest to również bezcenne laboratorium, w którym możemy obserwować dynamikę naturalnych systemów.
Dziękuję za rozmowę.
Michał Żmihorski – Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Interesuje się ekologią ekosystemów lądowych, naukową ochroną przyrody i statystyczną analizą danych biologicznych. Zajmuje się m.in. ekologicznymi skutkami naturalnych (np. wiatrołomy) i antropogenicznych (wyręby) zaburzeń w lasach, a także wpływem kotów na rodzimą faunę, kolizjami ptaków z szybami, kolizjami dużych zwierząt z pojazdami, relacjami między socjoekonomią a bioróżnorodnością.
Rozmowa była opublikowana w aktualnościach serwisu dzikiezycie.pl 16 lipca 2024 r.