DZIKIE ŻYCIE

Szafran spiski. Pyłek o wielkiej mocy

Łukasz Misiuna

Dzikie związki

Prolog

Ten tekst miał wyglądać inaczej. Zwykle gdy siadam pisać, wcześniej wiem co to będzie. Tym razem stało się inaczej za sprawą właśnie szafranu spiskiego. Idąc literaturowym tropem tej rośliny, co chwilę natrafiałem na coraz bardziej zaskakujące informacje i wątki. Szafranowe śledztwo zawiodło mnie do Jaskini Obłazowej z pierwszymi śladami człowieka na dzisiejszym Podhalu sprzed 25000 lat, do Wołosów i ich kultury pasterskiej, podziemnych jezior tatrzańskich, które według Górali łączą się z Bałtykiem, do pierwszych doniesień rzymskich o Tatrach, do antropologicznych badań ornamentyki góralskiej i porównań do tej dzisiejszej, do młodopolskich zachwytów elity krakowskiej nad rzekomą rdzennością polskości tutaj odnalezionej i zmitologizowanej, aż po kulturę zbójnicką, po dzisiejszą kulturę zarabiania na tym co tutaj rzeczywiście wyjątkowe i unikalne, ale przerabiane i przenicowane tak, że już nie bardzo wiadomo co jest pierwotne a co wtórne. Idąc tropem szafranowym, bo o nim poszukiwałem wszelkich ciekawych informacji, prawie nic o nim nie znalazłem. Poza powszechnie dostępnymi informacjami o ekologii tego gatunku i jego medyczno-kulinarnym zastosowaniu sięgającym 3000 lat wstecz do Bliskiego Wschodu. Dokąd trafiłem i co zobaczyłem? To, co każdy uważny może sam zobaczyć. Tyle, że udało mi się wyjść poza moje intuicje i interpretacje i uzyskać dla nich podparcie w odkryciach historyków, antropologów, botaników. O tym będzie dalej. Krok po kroku.

Szafrany spiskie na Hali Gąsienicowej w kwietniu 2025 r. Fot. Łukasz Misiuna
Szafrany spiskie na Hali Gąsienicowej w kwietniu 2025 r. Fot. Łukasz Misiuna

Osobisty punkt wyjścia

Na Tatry patrzę kilka razy w tygodniu. Z pewnego oddalenia. Z pewnego rozżalenia. Z półdystansu. Z rezerwatu przyrody „Bór na czerwonem” tuż obok Nowego Targu. Tu są moje ścieżki podhalańsko-orawskie. Wzdłuż Białego Dunajca i w poprzek „Boru na czerwonem”. Z Tatrami też mam w poprzek. Wymagająca i surowa przyroda Tatr i Podtatrza wydała wyjątkową, bogatą, charakterystyczną kulturę Podhala. Dużo tu jest motywów roślinnych i zwierzęcych wplecionych w góralską obrzędowość i tożsamość. Dużo tu jest o śmierci. Bo też takie to są góry. Śmiertelne. Jednocześnie pełne życia. Tyle, że życia bardzo wymagającego. Wymagającego znajomości realiów, przyrody, klimatu, pogody. Z jednej strony przyroda tętni swoimi rytmami. Dość bezwzględnymi. Z drugiej, jest tu arytmia biorąca się właśnie z tej bezwzględności, nawet swoistego okrucieństwa świata wysokich gór. Nieco jak w książce „Kryminalne Zakopane. Najgłośniejsze zbrodnie Podhala” Beaty Sabały-Zielińskiej, gdzie szczegółowo udokumentowane są okropieństwa do jakich dochodziło między ludźmi na Podhalu. I nie raz starano się te zbrodnie tłumaczyć uwarunkowaniami przyrodniczo-pogodowymi, co nigdy się jednak nie udało.

Tutejsza przyroda jest bardzo elitarna. Te góry nie są dla każdego. Właściwie dla niewielu. I póki tak było, góralszczyzna i Podhale z Tatrami miały swój mit, czar i swoje kuszenie. Jednak nie każdy mógł się tu poczuć dobrze i bezpiecznie. Właściwie niewielu. Zdaje się, że dopiero bohema krakowska XIX wieku wdarła się tu i wniosła to, czego tu nie powinno być. Potem XX-lecie międzywojenne. Tatry padły ze wszystkimi swoimi szczytami, a dziś można tu się pojawić choćby w plastikowych klapkach na nogach. Jak w książce Aleksandra Gurgula „Podhale. Wszystko na sprzedaż”. Górale postanowili „zmonetyzować” Tatry i udostępnić je – udostępnić pozornie – prawie każdemu kogo na to stać. Finansowo. Nie emocjonalnie, fizycznie czy intelektualnie.

No więc w swojej nieukrywanej słabości wobec Tatr, włóczę się nad Białym Dunajcem pod tym Nowym Targiem, co chce udowodnić, że jest stolicą Podhala i zerkam na Tatry. Ale za plecami mam Gorce, które zdecydowanie bardziej odpowiadają mojemu temperamentowi.

Ostatnio dałem się zabrać w Tatry na 20 km wyprawę, z której uczyniłem zdarzenie inicjacyjne. I postaram się trochę o tym opowiedzieć przy pomocy spotkania z szafranem spiskim, ale też z osobami, których tu nie wymienię, które jednak towarzyszyły mi w tej inicjacji. Nic o tym nie wiedząc.

Szafran spiski, czyli krokus

Szafran spiski Crocus scepusiensis zaczyna kwitnąć w marcu i kwietniu, czasem nawet w lutym. Rośnie zwykle w dolinach i na halach Tatr, ale też w Gorcach, Beskidach Żywieckim, Małym i Wyspowym oraz w okolicy Bochni i nawet w Kotlinie Sandomierskiej. Większość z nas zna widoki z tatrzańskich polan, gdzie często jeszcze w śniegu rozkwitają wielkie połacie tych różowo-fioletowych, delikatnych roślin. To wielka atrakcja turystyczna, bo rzeczywiście wygląda to malowniczo i urzekająco. Ważną cechą gatunku są intensywnie żółte znamiona słupka. Jest to gatunek charakterystyczny dla koszonych lub wypasanych łąk, w tym dla chronionych górskich łąk konietlicowych i mietlicowych użytkowanych ekstensywnie. Ta ekstensywność to między innymi wypas owiec. Owce nawożą glebę, spulchniają ją oraz zgryzając, koszą łąki. Łąki, na których masowo zakwitają szafrany służą lub służyły jako polany wypasowe. Te polany wypasowe to dziedzictwo wołoskiej tradycji wypasu owiec, która na Podhalu sięga VIII wieku naszej ery. To właśnie w związku z zanikiem pasterstwa (brakiem odpowiedniego nawozu i sukcesją wtórną) szafran spiski jest obecnie pod częściową ochroną gatunkową.

Szafran ma delikatne płatki, które pod wpływem zimna zamykają się. Jednak na tyle wytrzymałe, że dobrze znoszą nawracające opady śniegu. Szafrany zakwitają mniej więcej wtedy, gdy pojawiają się zapylacze, stanowiąc dla nich pierwszą po zimie bazę pokarmową. Jednocześnie dzięki tej robocie szafrany mają możliwość zawiązania nasion.

Pod koniec sierpnia po szafranach nie zostaje na powierzchni ziemi ślad. Natomiast z miejsca, w którym rosły, wyrasta z ziemi szypułka zakończona trójkomorową torebką. W niej znajdują się nasiona. Jeśli wypasane są tam owce, rozcierają one swoimi racicami taką torebkę co pomaga nasionom w dostaniu się do gleby. Kiedy owiec nie ma, nasiona rozsiewane są przez… mrówki. Nasiona szafranu są bogate w cukry, białka, tłuszcze i witaminy. Posiadają one wyrostki – elajosomy, zwane ciałkami mrówczymi, które przywabiają mrówki, a te przenoszą nasiona w stronę mrowiska, jako pokarm. W ten sposób odbywa się rozsiewanie nasion a zjawisko to nosi nazwę myrmekochorii.

Szafran w kulturze i medycynie

W mitologii greckiej Krokos (Crocus) był ludzkim młodzieńcem, który nieszczęśliwie zakochał się w nimfie Smilaks. Smilaks nieco zwodziła młodzieńca. Niezdecydowanie pary co do natury ich relacji rozzłościło bogów i zamienili Krokosa w szafran (krokus), a Smilaks – według różnych źródeł, w cis lub kolcorośl. Nimfy były pełnymi zmysłowości dziewczynami, które symbolizowały piękno i żywotność Natury.

Nazwa „krokus” pochodzi od greckiego słowa kroke, czyli „nić”, którym nazywano znamiona szafranu uprawnego. Były one używane na Bliskim Wschodzie już 3000 lat temu jako przyprawa, barwnik i w lecznictwie. Znamiona ścinano ręcznie z kawałkiem szyjki. W tym celu zbierano całe kwiaty i suszono je na rozgrzanych kamieniach. Zawierają żółty barwnik krocynę. Robiono z niego żółtą farbę „safrę” – stąd nazwa szafran. Aby otrzymać 1 kg suchego „szafranu” potrzeba 70-80 tys. kwiatów. Jest to najdroższa przyprawa na świecie. Barwnik ten wykorzystywano do barwienia ubrań i dań – przeważnie ciast i zup. Wysuszone znamię słupka jest korzenną, nieco gorzką przyprawą – szafranem. W medycynie ludowej wykorzystuje się go jako środek uspokajający, rozkurczowy i dodatek do środków mających pobudzać apetyt.

Na Podhalu szafran nazywany jest kieluchy, tulipanki, fijalki. Szafran (krokus) jest symbolem trzeźwości.

Podhalańska sztuka przetrwania. Epilog

Zaskoczyło mnie jak niewiele w kulturze podhalańskiej jest odniesień do szafranu. Oczywiście nie znam wielu tutejszych opowieści, mitów, rytuałów. To, co odnalazłem to bardzo nieliczne i ogólnikowe wzmianki. W swojej świetnej pracy „Rośliny w kulturze ludowej Skalnego Podhala” Ewa Mackoś-Iwaszko przebadała niezliczone wytwory kultury ludowej Podhala (od ubrań, przez wytwory z drewna po kowalstwo i medycynę ludową), odnalazła ślady 28 rodzajów roślin w tym możliwych do zidentyfikowania 17 gatunków. Nie odnalazła wśród nich szafranu. On pojawia się dopiero współcześnie i to zdaje się nieczęsto. Co ciekawe, autorka dokonała porównania dawnych strojów góralskich i tych dzisiejszych. Okazuje się, że tradycyjnie stroje góralskie były proste, mało barwne i z niewielką różnorodnością ornamentyki. Dalece to odbiega od dzisiejszych, bogatych, barwnych i imponujących strojów. W motywach roślinnych zdobień ubrań, domów, przedmiotów użytku codziennego dominują wizerunki roślin albo nieistniejących w rzeczywistości, albo obcych, albo nierozpoznawalnych. Pojawiają się tu na przykład rośliny wykazujące cechy gatunków… azjatyckich, w tym japońskich. Często są to wizerunki będące kompilacjami kilku gatunków. Autorka przynajmniej trzy razy jednoznacznie informuje też, że Górale w zasadzie nie rozpoznają gatunków roślin, nie przywiązują do tego wagi często wrzucając do jednego worka wiele podobnych gatunków pod jedną, ludową nazwą, co uniemożliwia poprawne i pewne zrozumienie o co chodzi i gdzie szukać dalej. Równie smutne jest to, ale też pozwalające lepiej zrozumieć pragmatyzm tego podejścia do przyrody w warunkach walki o przeżycie, że Górale za drzewa uznają jedynie te gatunki, które są dla nich użyteczne. Na przykład w klimacie Tatr drzewa owocowe nie są dla Górali drzewami. Drzewo to taka roślina, z której da się coś wykonać albo da się je sprzedać i kupić potem coś innego, niezbędnego do przeżycia.

Skąd wspomniana wyżej egzotyka gatunkowa w sztuce zdobniczej Podhala? Według autorki bierze się to stąd, że Tatry i Podhale były kolonizowane przez ludy wschodu i południa, Wołosów, Hucułów, Węgrów, Słowaków a nawet – później – Saksończyków. Proces ten rozpoczął się około VIII wieku i był rozpoczęty oraz kontynuowany przez ludy, które miały kontakty z daleko bardziej położnymi na wschód od Europy ludami i kulturami oraz znajdowały się pod ich wpływem, adaptując do swoich systemów i kodów kulturowych tamtejsze, dalekowschodnie elementy. One przetrwały na Podhalu i tu zostały zasymilowane, ale czas jaki minął i procesy jakie w tym czasie zaszły, zatarły pamięć o tym co pierwotne i skąd ono przyszło.

Impulsem do kolejnej przemiany i radykalnego wzbogacenia estetyki góralskiej było gwałtowne zainteresowanie kulturą i przyrodą Podhala mające początek w XVIII wieku z apogeum w końcu wieku XIX i początku XX. Artystyczne i intelektualne kręgi krakowskie, ale nie tylko, „odkryły” Podhale i Górali. I zauroczyły się tutejszym pięknem, surowością, gwałtownością i żywotnością. Bardzo ważną rolę odegrał w tym ruchu Stanisław Witkiewicz, ale byli i inni, znani i ważni artyści oraz intelektualiści. Powstały wtedy koncepcje odnowy polskości na bazie kultury góralskiej jako rdzennie i pierwotnie polskiej. Uznano, że stąd właśnie wywodzi się słowiańszczyzna, polskość i stąd należy czerpać inspiracje do odbudowy Państwa i tożsamości narodowej. Witkiewicz rozpoczął proces „wzbogacania” ornamentyki i estetyki podhalańskiej wprowadzając doń nowe elementy. Często zmieniając znacząco to, co rzeczywiście było pierwotne. Górale żywo na te nowe prądy zareagowali. Podchwycili je widząc i rozumiejąc, że to kim są i co mają, nie dość, że nagle okazało się atrakcyjne dla innych, to jeszcze tę atrakcyjność można „podrasować”. Bo to się zaczęło opłacać. Wielkomiejskie poczucie fin de siècle, końca wieku, braku nadziei, natrafiło na Podhalu na obietnicę zdrowia, życia, energii i odnowy. Ten zachwyt przydał się Góralom do szybkiej odmiany swojego trudnego, surowego i biednego losu w cieniu fascynujących, ale wymagających Tatr. Można powiedzieć, że oba środowiska były sobie niezbędne do przeżycia w ekstremalnych warunkach. W jednym przypadku w warunkach braku nadziei na własne Państwo, parowiekowej frustracji, zmęczenia, zniechęcenia i degrengolady towarzysko-artystyczno-intelektualnej. W drugim przypadku w warunkach skrajnie trudnych do życia gór bez większej nadziei, że może być inaczej. Elity i Górale zachowały się jak szafran i mrówki. Z tą różnicą, że ani szafran, ani mrówki nic nie utraciły na korzystaniu z siebie. Nic nie uległo zmianie, bo wszystko jest takie jak ma być. Wystarczająco dobre i wystarczająco piękne. W przypadku kultury Podhala doszło do znaczącego zubożenia jego pierwotnej formy i funkcji. Paradoksalnie ubóstwo przyszło ze wzbogaceniem o nowe, ale zewnętrzne i jednak pochodzące z innej rzeczywistości i innej puli potrzeb, elementy.

Przekonanie o rdzennej słowiańszczyźnie na Podhalu należy uznać za mit. Jeden z wielu, który zdaje się być sposobem adaptacji do skrajnie trudnych warunków Tatr i ich przyrody. W tym kontekście, adaptowania się w celu przetrwania, nie można zapomnieć o zjawisku Goralenvolk i góralskiej nadziei na podmiotowość prawną, tożsamościową i polityczną w okresie II wojny światowej. Próba adaptowania się przybrała wtedy formę współpracy części społeczności Podhala z hitlerowskimi Niemcami.

Opisana krótko przeze mnie egzotyka podhalańskiej estetyki przypomina mi egzotykę tybetańskiej duchowości. W Tybecie, w warunkach skrajnie nieprzyjaznej przyrody Dachu Świata, rozwinęły się wyjątkowe, bogate wizualnie praktyki religijne i duchowe. Podobieństwo to wydaje mi się polegać na tym, że gdy wokół jest pustka to trzeba ją czymś wypełnić. Tybetańczycy wypełnili ją kontemplacją i fantastycznymi formami medytacyjnymi, wizualizacjami niezliczonych form i praktyk medytacyjnych. Górale zrobili coś podobnego. W surowości klimatu i krajobrazu, uczynili z codziennych przedmiotów arcydzieła. Kolorowe, imponujące, wymagające kunsztu. Tyle że Tybetańczycy postawili na otwartość na odmienność, która ma źródło w głębokim zaufaniu do Przyrody, życia i śmierci. Górale w swojej źródłowej wielokulturowości postawili na mitologię rdzenności, wyjątkowości, hermetyczności, ksenofobii i rytualnej, katolickiej religijności. Traktując zarówno przyjezdnych, jak i przyrodę, jako przedmiot potrzebny do przetrwania. Nie jako część i warunek ich przetrwania.

Szafran spiski poradził sobie z tym inaczej. „Włączając” ewolucyjnie do swoich praktyk survivalowych zarówno mrówki, trzmiele, owce, jak i człowieka. Nic nie tracąc ze swojego uroku i nie tracąc swoich mocy. Dlatego pozostaję z jednej strony ze zdziwieniem, że tak mało jest obecny w kulturze Podhala. Z drugiej strony rozumiem, że włączenie go do niej musiałoby nieść konsekwencje w postaci uznania tego, że zależy się od innych i nie ma w tym nic złego ani niewłaściwego. O ile pamięta się o źródłach, rozumie je i dba o nie.

Tak czy inaczej mam duży respekt dla strategii przetrwania zarówno szafranu, jak i Górali.

Łukasz Misiuna