Jak Skukam pomagał ludziom
Czechosłowacki wilczak Skukam jest psem, który nauczył mnie o wiele więcej niż większość ludzi, jakich spotkałem w swoim życiu. I wielu ludziom pomagał.
Jego „cudowne” zdolności uzdrawiania objawiły się zaraz po tym, jak pojawił się w naszej rodzinie. Na jego przyjście nikt nie czekał, wiedziałem o tym tylko ja. Od samego początku, nie wiedzieć w jaki sposób, małe szczeniątko bardzo szybko zdobyło serca wszystkich. A tego, że Skukam stopniowo rósł, rósł i się powiększał, nikt ze stałych mieszkańców domu specjalnie nie zauważał. Aż do czasu, gdy widać było, że mieszka z nami duży pies.
Córki dorastały, Skukam regularnie zaglądał do ich pokoju. Szczeniak Skukamczek chciał się bawić, córki chciały się bawić, ostatecznie kończyło się to wzajemnym oblizywaniem. Nie podobało mi się to, bóg wie jakie choroby mogły złapać córki, ale po kilku tygodniach dostrzegłem ciekawą rzecz. Córkom w okresie dojrzewania dokuczał trądzik, jednak po przybyciu Skukama, co prawda pomału, ale całkowicie zanikł. Kiedy zobaczyłem, że Skukam był w stanie zaleczyć duże zranienie od dzika, kiedy zaleczył mi różnie zadrapania, nie dziwiłem się zdolnościom leczenia chorób skóry. Później przeczytałem, że wydzieliną kleszczy leczy się pewien rodzaj raka, wydzieliną pijawek hemoroidy, nie dziwiło więc, że mój Skukam leczy trądzik w okresie dojrzewania.
Nie tylko to. Skukam zdolny był zidentyfikować miejsce chorobowe na ciele jeszcze przed wyraźnymi oznakami schorzenia. Myślę, że jest to spowodowane zdolnościami odróżnienia niewielkich różnic w ciepłocie, które umykają uwadze ludzi. I tak Skukam znalazł u znajomego zapalenie łokcia, uszkodzoną tkankę chrzęstną oraz rozpoczynający się reumatyzm stawów. Mnie dosyć często oblizywał czoło, ale nie wiem, co to mogło oznaczać.
Niesamowite są jego zdolności orientacyjne, połączone ze zdolnościami rozumienia ludzkiej mowy. Skukam nigdy nie kończył żadnego szkolenia kynologicznego. Kiedyś, gdy jedyny raz przyszliśmy na plac treserski, widzieliśmy, jak psy szarpały za rękaw statystę, który uderzał je jakimś patykiem, ale ani mnie, ani Skukamowi się to nie podobało – dlatego zostaliśmy samoukami. Ja uczyłem się porozumiewać z nim, a on uczył się rozumieć mnie. Czytałem mu książki, w pracy czytałem mu różne informacje albo opinie urzędników, rozmawiałem z nim chodząc po lesie – niektórzy ludzie, widząc to, myśleli pewnie, że jestem wariatem.
Nagrodą dla mnie było to, że gdy szliśmy po jakiejś leśnej ścieżce i trzeba było skręcić w prawo, to, gdy powiedziałem „w prawo”, Skukam szedł w prawo. Kiedy mówiłem mu „zatrzymaj się” – zatrzymywał się. Skukam „rozumie” normalną ludzką mowę, kynologiczne wytyczne są mu obce, i rozgląda się, kiedy ktoś mu mówi „zostań”, ja mówię mu bowiem „poczekaj”.
Pierwszy raz Skukam zaskoczył nas, gdy spaliśmy gdzieś na Czergowie. Około piętnastu osób, swobodnie rozłożonych w lesie, oczywiście bez namiotów. Wieczorem zrobił się problem, dlatego że był nów i trochę zachmurzone niebo. Po ustaleniu, co będziemy robić nazajutrz, rozeszliśmy się w kierunku śpiworów. Ja spałem na grzbiecie wyniesienia, więc nie miałem problemów orientacyjnych. Chyba z godzinę stał nade mną kolega Janusz z Polski i mówił, że nie może znaleźć swojego legowiska. I był problem, gdyż ani ja, ani on nie mieliśmy żadnego źródła światła, a Janusz rozłożył się dosyć daleko w gęstym lesie. Dla zgrywy powiedziałem Skukamowi: „Wiesz co, Skukam, wujek Janusz nie może znaleźć swojego śpiwora, chodź i pokaż mu gdzie śpi”.
Skukam bez ochoty podniósł się, pozwoliłem mu swobodnie iść i Janusz, prowadzony w ciemnym lesie jak ślepiec, dostał się bezpiecznie do miejsca, gdzie miał spać. Nikt mi do dziś nie wierzy, że tego numeru od lat lub przynajmniej od miesięcy nie trenowaliśmy.
Również z Januszem, jakieś pół roku wcześniej niż tamta historia, zdarzyło nam się coś podobnego. W nocy nie potrafił znaleźć w nieznanym terenie w polskich górach miejsca, gdzie rano zostawili rzeczy. A Skukam bezbłędnie zaprowadził, w zupełnej ciemności, grupę bezradnych dwudziestu ludzi, bezpiecznie na miejsce noclegu. Nie po śladach, bo wracaliśmy z zupełnie innej strony. Skukam jest psem z kompasem w głowie. Mam takie przeczucie, że mój przyjaciel stara się zapamiętać nie tylko miejsce, gdzie śpimy, ale głównie miejsce, gdzie leżą jego granulki i serdelki, które ma na kolację.
Wykorzystywanie Skukama na nocne poszukiwania śpiwora mojej żony stało się później moim ulubionym numerem podczas różnych wspólnych wypraw w lesie. Z drugiej strony Skukam nie jest doskonały, co można było zauważyć w czasie wycieczki wielkanocnej w Lewockie Góry, gdzie podczas wspólnego obiadu ukradł wspaniale pachnące cztery kiełbasy, gdzieś je zagrzebał, ale w ciągu najbliższych trzech dni nie wiedział, jak je odnaleźć. Albo przynajmniej tak udawał.
Oprócz tego, Skukam był zawsze stróżem małych dzieci. Mogły mu robić wszystko, ciągnąć za uszy, wpychać swoje głowy między jego wielkie zęby albo się na nim położyć. Był ich najbardziej ulubionym współtowarzyszem, lepszym niż jakakolwiek zabawka. Był taką zabawką z wychowawczym przekazem, dlatego, że jeśli skakania było za wiele, to potrafił zrobić porządek wśród gromady dzieci. Nie zapomnę jednej wystawy w Bańskiej Bystrzycy, gdzie byłem z jakimś eksponatem, Skukam leżał znudzony pod stołem, a zwiedzający goście zmieniali się jak na ruchomej taśmie. W jednej chwili weszło kilka klas uczniów szkół średnich, którym ze śmiertelną powagą jakaś nauczycielka wyjaśniała, do czego służy dany eksponat. Gdy dzieci zauważyły Skukama, było już po zwiedzaniu. Głaskaniu i fotografowaniu nie było końca. Żywe, charyzmatyczne stworzenie jest zawsze czymś bardziej interesującym niż żelazna, martwa, choć może i doskonała technika. I tak dostałem na mieście godzinny wykład, jaka jest różnica między robotem a Skukamem.
I to jest pewnie największe poselstwo przyniesione przez Skukama dla mnie i innych ludzi. Piękno i doskonałość, które prezentuje każdy żywy organizm, jest poza tzw. produkcyjnością.
Dziękuję Skukamowi za tę wiedzę.
Juraj Lukáč
Tłumaczenie: Anna Patejuk
Tekst pochodzi z internetowego bloga, który autor prowadzi pod adresem jurajlukac.blog.sme.sk na zaproszenie słowackiego dziennika „SME”. Przedruk za zgodą redakcji „SME”.