DZIKIE ŻYCIE

Co wydarzyło się na Łyścu?

Łukasz Misiuna

Mam wrażenie, że w sprawie Świętokrzyskiego Parku Narodowego (ŚPN) i rządowych planów zmniejszenia go o szczególny ponad hektarowy fragment na szczycie Łyśca, powiedziałem już wszystko. Okazuje się, że nie. Irracjonalne działania Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz dyrekcji ŚPN, przede wszystkim działania bezprawne, wciąż stawiają mnie w sytuacji, w której czuję, że nie mogę milczeć.

Nieład

Sprawą fatalnego projektu rozporządzenia dotyczącego zmiany granic ŚPN zajmuję się już ponad dwa lata. Napisałem w tym czasie kilkanaście tekstów, udzieliłem kilku wywiadów, odbyłem dziesiątki spotkań, tysiące rozmów, zorganizowałem zespół naukowców, który zbadał planowany do wycięcia z granic ŚPN teren, zebrałem na te działania środki, napisałem i dostałem grant, dzięki któremu mogę ze swoim zespołem nad sprawą nadal pracować. Byłem w Sejmie, gdzie na konferencji prasowej starałem się wyjaśnić o co chodzi. Udało się na sprawę zwrócić uwagę posłów i posłanek, którzy złożyli w tej sprawie kilka interpelacji. Dołączyły też niektóre organizacje pozarządowe. Sprawę jako Stowarzyszenie MOST zgłosiliśmy do Najwyższej Izby Kontroli, a ostatnio do Komisji Europejskiej. Powstały petycje, które podpisało kilkanaście tysięcy osób oraz list otwarty podpisany przez wielu polityków, działaczy i naukowców. Swoją negatywną opinią o projekcie rozporządzenia opublikowała Polska Akademia Nauk. Pracuję z zespołem nad publikacjami naukowymi dokumentującymi wartości przyrodnicze Łyśca.

Te wszystkie wysiłki są niestety jak walenie głową w mur. W mur arogancji, ignorancji, braku szacunku i przemocy instytucjonalnej stosowanej przez obecny rząd wobec obywateli, własności Skarbu Państwa, bezcennej spuścizny kulturowej i przyrodniczej, która jest dobrem wszystkich Polaków. A nie grupy przypadkowych osób, które dziś objęły kluczowe stanowiska w państwie, ale przecież nie objęły ich na zawsze.


Fragment terenu będący w rękach Oblatów. Fot. Łukasz Misiuna
Fragment terenu będący w rękach Oblatów. Fot. Łukasz Misiuna

Jestem przekonany, że dla wielu obserwatorów, a nawet specjalistów i polityków, cała ta sprawa jest jakimś lokalnym epizodem niewartym emocji i zaangażowania. To jednak złudzenie. Tak jak sprawa Turnickiego Parku Narodowego, bicia kobiet metalowymi pałkami na ulicach Warszawy, niepublikowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego oraz wiele innych, które dawniej nie mieściły się w głowie, tak i sprawa ŚPN dotyczy porządku prawnego i ładu w Polsce.

Ład prawny w opisywanej sprawie chroniony był przez wszystkie polskie rządy, mimo trwających dziesiątki lat starań zakonników o przejęcie na własność tego pobenedyktyńskiego, sięgającego XII wieku klasztoru. Przypomnijmy, że klasztor od XIX wieku był własnością Królestwa Polskiego, a potem II Rzeczypospolitej. Watykan, na prośbę biskupa sandomierskiego, sprzedał go Królestwu Polskiemu. Od tamtego czasu, nieprzerwanie do kwietnia 2019 r. kolejne pielgrzymki Oblatów do kolejnych ministrów kończyły się odmowami. Zdarzenia z 2019 r. są początkiem nieładu prawnego i demontażu polskiego systemu ochrony przyrody, na który pracowali prawdziwi patrioci od początku XX wieku.

Jednym z pierwszych, który publicznie składał Oblatom obietnice był minister Jan Szyszko. Prace legislacyjne nad rozporządzeniem rozpoczął minister Henryk Kowalczyk. Sprawa w pełni ujrzała światło dzienne gdy obecny dyrektor ŚPN Jan Reklewski, w wypowiedzi dla kieleckiej „Gazety Wyborczej”, z całkowitym przekonaniem mówił że ponad 5-hektarowy fragment na Łyścu utracił swoje wartości przyrodnicze i jest niepotrzebny ŚPN. Kiedy przeczytałem te słowa, zdumiałem się i zaniepokoiłem. Co takiego musiało się stać, że akurat 5 ha na Łyścu utraciło wartości przyrodnicze i musi zostać usunięte z granic parku narodowego? Jakie nieznane procesy przyrodnicze zadziałały tylko na tych 5 hektarach, na których leży klasztor? Niepokój szybko zamienił się w gniew i niezgodę, bo okazało się, że chodzi o zwykłą, administracyjną manipulację dotyczącą ogromnego skarbu, który tylko dla siebie zechcieli Oblaci.

Warto przywołać pewną historię, którą właściwie trzeba traktować jako anegdotę, choć wiąże się z oficjalną wypowiedzią ministra Henryka Kowalczyka. Gdy w jednym z dziesiątek pism zapytałem ministra, kto odpowiada za domniemaną utratę wartości na Łyścu, odpisał, że Austriacy – zaborcy. Przypominam, że pierwsze plany objęcia ochroną Łyśca pochodzą z 1908 r., w 1924 r. powołano tu rezerwat przyrody, w 1939 r. Niemcy zbombardowali Łysiec, natomiast w 1950 r. powołano tu park narodowy. Jeśli wiecie, jak dyskutować z tak niemądrą argumentacją ministra, dajcie znać.

Zgodnie z ustawą o ochronie przyrody fragment parku narodowego może zostać wyłączony z jego granic tylko gdy zajdą jednocześnie trzy przesłanki: teren bezpowrotnie utraci swoje wartości przyrodnicze i kulturowe. Z moim zespołem sprawdziliśmy to, wykonując niezależne badania sfinansowane z wpłat niemal setki nieznanych mi osób, które uznały, że chcą, żebyśmy takie badania wykonali w ich imieniu. Badania wykazały jednoznacznie, że teren przeznaczony do wycięcia z granic ŚPN wykazuje wysokie, ponadprzeciętne wartości kulturowe i przyrodnicze. Być może utracimy je nawet bezpowrotnie! Szczegółowy raport z badań można znaleźć na stronie www.mostedu.pl. Kolejnym ministrem środowiska po Kowalczyku został Michał Woś, młody prawnik z partii Zbigniewa Ziobry. Ogłosił konsultacje społeczne fatalnego projektu rozporządzenia, łamiąc przy tym prawo. Nie dość, że zaprosił do konsultacji tylko kilka organizacji, to jeszcze przeprowadził je, nie respektując ustawowych terminów. Na spotkanie konsultacyjne, które zorganizował, nie przyszedł i dał tylko dwa dni na odniesienie się do procedowanego przez siebie dokumentu. Następnie, w ostatnim dniu swojego urzędowania, ogłosił nowy projekt rozporządzenia, w którym… poinformował, że z Łyśca chce wyciąć „tylko” 1,3 ha, ale chce też w granice ŚPN włączyć ponad 62 ha enklawy leśnej oddalonej o parę kilometrów od zwartego obszaru ŚPN. Ministerstwo przyjęło narrację, korzystając z tej sytuacji, że ŚPN jest powiększany, a nie zmniejszany. Szokujący sposób rozumowania i traktowania obywateli jak głupców, że wciąż nie wiem jak to skomentować. Brzmi to trochę tak jakby powiedział, że z Tatrzańskiego Parku Narodowego wytnie Rysy, ale przyłączy Gubałówkę. Podczas tych pseudokonsultacji musiałem reprezentować inną niż własna organizację (Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, której jestem członkiem). Co więcej, na spotkaniu byłem… tylko ja i trzech urzędników. Poinformowałem ich, że to co się odbywa, to nie są żadne konsultacje społeczne w rozumieniu polskiego prawa i nie należy ich tak traktować oraz zaapelowałem, aby w związku z tym zamknąć sprawę, która jest procedowana z naruszeniem prawa. Bez rezultatu. Obecnie w Ministerstwie Klimatu i Środowiska Michała Kurtyki sprawę brawurowo prowadzi ministra Małgorzata Golińska, która w jednym ze swoich pism poinformowała, że sprawa wartości przyrodniczych i kulturowych jest sprawą subiektywną i, że o wartościach Łyśca zdecydują w ministerstwie.

Niezgoda

W kwietniu 2021 r. ministra Golińska wykonała kolejny ruch, który ma doprowadzić do usunięcia fragmentu Łyśca z granic ŚPN. Skierowała projekt bezprawnego rozporządzenia do konsultacji w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. W Komisji zasiada wielu polityków opozycyjnych, m.in. prezydent Sopotu Jacek Karnowski i prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Komisja jednogłośnie i bez uwag przyjęła projekt rozporządzenia, co właściwie przesądza sprawę i teraz jedynie jakiś kataklizm albo cud może powstrzymać całą tę odrażającą procedurę. Wystąpiłem do Komisji z wnioskiem o udostępnienie mi nagrań z posiedzenia, jednak Komisja odmówiła mi, argumentując: „Nie mamy wyrażanej zgody przez uczestników spotkań na upowszechnianie ich wizerunku i wypowiedzi”. Rzecz w tym, że to kwestia dostępu do informacji publicznej. Sprawę jako Stowarzyszenie MOST kierujemy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

Z naszym zespołem zdecydowaliśmy też, że skierujemy skargę do Komisji Europejskiej na działania ministerstwa, ale też dyrekcji ŚPN. Ten fragment leży nie tylko na terenie parku narodowego, lecz również w granicach obszaru Natura 2000, unijnego systemu ochrony przyrody. Z publicznych wypowiedzi superiora zakonu na Łyścu Mariana Puchały wiadomo, że chce przejąć całość klasztoru z obecnym Muzeum Przyrodniczym ŚPN – muzeum ma być zamienione w dom pielgrzyma, czyli po prostu hotel. Puchała już dziś zarządza ponad 5-hektarowym dziedzictwem kulturowym i przyrodniczym, jak własnym lunaparkiem. Organizuje się tu zloty 1000 motocykli, konkursy na najgłośniejszy „wydech” tuningowanego auta, planuje pielgrzymki na 120 000 osób, które w ciągu 2 dni mają się bezpiecznie pomieścić na owych 5 ha. Ale też niszczy się przedmioty ochrony ŚPN i Natury 2000, wprowadza inwazyjną nawłoć, kosi roślinność jak trawniki w mieście, dokonuje ingerencji w zabytki.

Szczególnym pomysłem dyrektora ŚPN Jana Reklewskiego jest koncepcja budowy wieży widokowej na Łysicy, która jest częścią Korony Gór Polski. Dyrektor chce na Łysicy wyciąć jodły i zbudować wieżę, bo jak przekazał w kieleckiej „Gazecie Wyborczej”, drzewa przesłaniają widok, co niektórych turystów rozczarowuje. Częścią planu zmniejszenia „rozczarowania” turystów jest też projekt budowy kaskad i wodotrysków na strumieniu przy wejściu na teren ŚPN od strony Świętej Katarzyny wraz z wybrukowaniem powierzchni dotąd biologicznie czynnej, budową obiektów małej architektury. Inny pomysł Reklewskiego to budowa farmy fotowoltaicznej w otulinie ŚPN na terenie… zabytku archeologicznego, kopalni z czasów rzymskich. Tu Reklewski posłużył się znaną już argumentacją, że teren jest bezwartościowy. A to nie wszystkie przykłady ignorancji i arogancji dyrektora ŚPN, trzech ostatnich ministrów środowiska i Sekretarz Stanu w ministerstwie Małgorzaty Golińskiej.

Anomia

Powyżej opisany przeze mnie cały proces destrukcyjnych decyzji podejmowanych przez osoby i instytucje odpowiedzialne za prawo ochrony przyrody i najcenniejsze wartości przyrody i kultury w Polsce, to proces rozpadu, anomii społecznej. Dewaluowane są utrwalone i niepodważane dotąd najwyższe wartości, ład prawny budowany przez ponad 100 lat, więzi i relacje społeczne. Cała ta procedura prowadzi do rozpadu zaufania do dotychczasowych norm i zasad, za które odpowiedzialny jest aparat państwa, utrzymywany przez i dla obywateli. Rozpad ten skutkuje poczuciem niepewności, brakiem zaufania do instytucji, grup, Kościoła Katolickiego, poczucia bezcelowości podejmowanych działań w zderzeniu z cyniczną i zakłamaną machiną instytucjonalną, która używana jest instrumentalnie do osiągania celów korzystnych dla wąskiej grupy. Również w tym znaczeniu sprawa ŚPN nie jest sprawą lokalną, ale ogólnonarodową.

Łukasz Misiuna