DZIKIE ŻYCIE 31.10.2024

Miesięcznik Dzikie Życie poleca książkę Mo Wilde „Dzikość, która uzdrawia”

Mo-Wilde-Dzikosc-1200x800

Ukazała się książka Mo Wilde „Dzikość, która uzdrawia” opublikowana przez Wydawnictwo Ha!art. Patronat medialny nad wydaniem książki objął Miesięcznik Dzikie Życie.

Mo Wilde złożyła ciche, choć jednocześnie radykalne przyrzeczenie: przez cały rok żywić się wyłącznie tym, co daje nam dzika natura. W świecie oderwanym od swoich korzeni tego rodzaju pożywienie ma nie tylko walory kulinarne czy lecznicze, ale też społeczne i polityczne. Ostatecznie jest to wyraz miłości i poczucia jedności ze światem, który nas otacza.

Wykorzystując swoją specjalistyczną wiedzę z zakresu botaniki i mykologii, Mo poszukuje w dziczy pożywnego jedzenia, na które składają się setki gatunków roślin, grzybów i wodorostów, dostosowując eksplorowane miejsca do pory roku.  Przy okazji uczy się nie tylko przetrwania, ale także jak właściwie prosperować. Specyficzny typ odżywiania ciała i umysłu pogłębia jej połączenie z ziemią – połączenie, które co prawda większość z nas porzuciła, ale którego w głębi duszy wciąż pragnie. Ten głód oznacza coś więcej niż tylko łaknienie. Chodzi o akceptację i zrozumienie naszego miejsca w naturalnej sieci powiązań, która jest zarówno zdumiewająco złożona, jak i cudownie prosta.

Książka ta jest swego rodzaju dziennikiem szalonego eksperymentu. Inspirujące i ciągle aktualne spostrzeżenia autorki, oscylujące wokół badania głębokich relacji między człowiekiem a naturą, przypominają nam o niezwykle ważnej, choć zapomnianej lekcji z naszej przeszłości.

Będąc zarówno dociekliwą zbieraczką, jak i analityczną zielarką, od wielu lat interesuję się dziką żywnością. Zaintrygowana praktyczną, a nie tylko teoretyczną stroną zagadnienia, od dawna chciałam prześledzić historię zbieractwa i ewolucję naszej kuchni poprzez osobiste wypróbowanie prawdziwie sezonowej, dzikiej diety. Natura mnie fascynuje, ale też inspiruje. Miałam nadzieję, że lockdown związany z koronawirusem zachęci wszystkich do refleksji nad naszym niszczycielskim postępowaniem względem planety, ale konsumpcyjny brak umiaru związany z Black Friday, który obecnie przeistoczył się w tygodniowy szał promocyjnych zakupów, doprowadził mnie do frustracji [...]. Instynkt podpowiada mi, że lekarstwem na nasze zerwanie relacji z Ziemią jest całkowite zanurzenie się w naturze. Niestety nie mam pojęcia, czy to osiągalne, a co dopiero, czy sprawi, że się zmienimy, bądź choćby że ja się zmienię. Lecz jeśli to możliwe, decyduję się zostać królikiem doświadczalnym. W zeszłym roku spędziłam przy biurku zbyt wiele czasu, czując się zmęczoną i będąc w ciągłym napięciu. Postanowiłam zatem, że przestanę kupować jedzenie i od dzisiaj, od Czarnego Piątku, 27 listopada, będę zjadać tylko to, co mogę znaleźć tutaj, w środkowej Szkocji

– mówi Mo Wilde

Książkę można nabyć w Wydawnictwie HA!ART

Mo (Monica) Wilde naukowo zajmuje się zielarstwem. Jest zbieraczką i etnobotaniczką. Mieszka w West Lothian (Szkocja) w samodzielnie zbudowanym drewnianym siedlisku, gdzie prowadzi dziki ogród. Przez rok była na dzikiej diecie, czego efektem jest książka „Dzikość, która uzdrawia”. Magistra medycyny ziołowej, członkini Towarzystwa Linneusza, członkini Brytyjskiego Towarzystwa Mykologicznego oraz członkini Międzynarodowego Towarzystwa Boreliozy i Chorób z Nią Powiązanych (ILADS). Prowadzi kursy z zakresu zbieractwa i zielarstwa.

***

Fragment książki

Rozdział pierwszy

W przededniu

Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawać w życiu wyłącznie przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie życie nauczyć, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem.
Henry David Thoreau, Walden, czyli życie w lesie, przeł. H. Cieplińska

W ciszy szoruję buraki nad kuchennym zlewem. Gdyby ktoś mnie obserwował, mógłby powiedzieć, że robię to w sposób ponury, i przypuszczam, że coś jest na rzeczy, lecz ja powiedziałabym raczej, że działam z szacunkiem. Buraki nie są czymś, czemu zwykle poświęcam tak dużo uwagi. Właściwie, kiedy byłam dzieckiem, marynowany burak ze szkolnej kuchni stał się moim przekleństwem. Wpadłam w poważne kłopoty, gdy przeszmuglowałam niezjedzoną sztukę z jadalni, ukrywając ją w majtkach. Jasnoczerwony sok przebił się przez mój cienki, turkusowy letni mundurek, co wywołało wielką panikę i skończyło się wizytą u pielęgniarki szkolnej. Miałam wtedy zaledwie siedem lat. Pół wieku później, pogodziłam się z burakami. Zresztą nawet całkiem je lubię. Można  piec warzywo do momentu, gdy jego obrzeża staną się słodkie i łatwe do pogryzienia,, albo przerobić na dip z dodatkiem mięty i śmietany. Posunęłabym się nawet do stwierdzenia, że będzie mi brakować buraków. Nagle zaczęłam doceniać ich ogromne korzenie. Nawet dwie albo trzy małe bulwy potrafią posłużyć za posiłek.

Okładka książki Mo Wilde
Okładka książki Mo Wilde

Będzie mi ich brakować, ponieważ od jutra, przez cały rok, mam zamiar spożywać wyłącznie dziką żywność. Tak więc burak okaże się moją „ostatnią wieczerzą”.

Tego listopadowego, deszczowego poranka zdaję sobie sprawę, ileż to dzikich roślin będę musiała zebrać, aby dorównać jego wartości kalorycznej. . Jestem też świadoma ironii wynikającej z faktu, że choć nasi przodkowie często trafiali na dziko rosnące buraki, których była cała masa, to nie miały one wówczas napęczniałego korzenia. Taka bulwa była wynikiem modyfikacji wprowadzonej przez starożytnych Rzymian, którzy wysoko cenili to warzywo, służące im jako afrodyzjak. Podobno freski na ścianach Lupanaru (oficjalnego rzymskiego burdelu w Pompejach) przedstawiają całe mnóstwo buraków, umiejscowionych pomiędzy kopulującymi parami, co świadczy o ich popularności. Rzymianie więc jako pierwsi dokonywali hybrydyzacji tego warzywa, celem wytworzenia napęczniałego, jadalnego korzenia, którym się dziś cieszymy.

Podobnie jak nasi przodkowie z epoki kamienia, uwielbiam liście dzikich buraków. Gotowane na parze z odrobiną roztopionego masła... i tutaj pojawia się kolejny problem. Jak daleko mam zamiar pójść? Czy włączę do diety masło? Masło nie jest dzikie, ale ludzie hodują kozy i owce od co najmniej dwunastu tysięcy lat. Widzę teraz, że będę musiała ustalić podstawowe i jasne reguły.

Warunki

Definicja słowa „foraging”1 w słowniku Collinsa mówi o „zdobywaniu pożywienia poprzez polowanie, łowienie ryb lub zbieranie roślin”, do czego dodałabym jeszcze grzyby i wodorosty. Uczę ludzi, jak to robić, już od około piętnastu lat, a pytanie numer jeden, które zawsze mi zadają, brzmi: „Czy da się przeżyć rok wyłącznie na tym, co daje ziemia”?

Długo się nad tym zastanawiałam i uważam, że jest to możliwe, jeżeli spełnione będą cztery warunki:

  1. Nie jesteśmy w telewizji, więc w przeciwieństwie do poszukiwacza przygód Beara Gryllsa, nie będę porzucona w terenie, o którym nie mam pojęcia. Zamiast tego muszę zaznajomić się z daną okolicą, uwzględniając wszystkie pory roku. Wszystkie gatunki mają silne preferencje dotyczące tego, gdzie żyją – podobnie jak my – i dlatego wiedza na temat ich habitatu jest niezbędna do przetrwania.
  2. Muszę mieć możliwość poruszania się po różnych obszarach: po wybrzeżu, pośród żywopłotów, po lasach, i muszę też mieć prawo do zbierania każdego pożywienia, które znajdę, ponieważ wraz z porami roku zmienia się również miejsce występowania dzikiej żywności. Na szczęście w Szkocji obowiązuje prawo do wędrowania2.
  3. Chociaż skupiam się głównie na roślinach, wodorostach i grzybach, być może będę musiała jeść dzikie mięso i ryby, żeby nie głodować zimą. Do tej pory byłam w dziewięćdziesięciu procentach wegetarianką, ale muszę być przygotowana na jedzenie wszystkiego – w Szkocji banany raczej nie rosną.
  4. Eksperyment należy rozpocząć po równonocy wiosennej, by dać sobie wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do zimy (cóż, to już zawaliłam).

W przeciwieństwie do moich przodków, mam jednak trzy przewagi, które w szczególny sposób wiążą się z nowoczesnością:

  • Elektryczność: dehydrator, czyli suszarka do żywności, lodówka i zamrażarka – te umożliwiają przechowywanie żywności przez zimę.
  • Paliwo: piekarnik i samochód – bez tego ostatniego nie miałabym możliwości podróżowania do miejsc, gdzie można znaleźć pożywienie, a zawiezienie go do domu byłoby dla mnie trudnym wyzwaniem.
  • Schronienie: dobrze izolowany dom i dach nad głową – bez nich potrzebowałabym znacznie więcej kalorii, żeby utrzymać ciepłotę i nie zamarznąć zimą.

Reguły

  1. Będę jadła tylko dziką żywność. Obejmuje to rodzime lub zdziczałe naturalizowane gatunki. Na przykład rzeżucha włochata jest gatunkiem rodzimym, ale podagrycznik, dzika jabłoń i fuksja początkowo były uprawiane, natomiast rozprzestrzeniły się i teraz rosną także dziko.
  2. Będę zbierała tylko lokalne gatunki z habitatów, przez które będę podróżowała w ciągu roku – żadnych bananów! Zrezygnuję również z uprawy warzyw w tym roku.
  3. Żadnych pieniędzy. Nie mogę niczego kupować. Cała żywność musi być zebrana, upolowana, podarowana, pochodzić z handlu wymiennego lub z wymiany za moje kompetencje. Wszelkie podarowane jedzenie powinno być przygotowane przez osobę obdarowującą z dziko rosnących składników, nie może to być kupione czy też produkowane komercyjnie.
  4. Chociaż nasi przodkowie jedli jaja dzikich ptaków, jest to obecnie nielegalne i niezgodne z zasadami równowagi biologicznej. Zamierzam wiec zastąpić dzikie jaja jajkami z mojej własnej, ekologicznej hodowli kur z wolnego wybiegu. Zasada jednak jest taka: jem je tylko w tym samym okresie, w którym dzikie ptaki składają jaja.
  5. Kiedy na wiosnę urodzą się koźlęta, spróbuję handlu wymiennego z osobami prowadzącymi lokalne gospodarstwa. Taki sposób pozyskiwania mleka odzwierciedla naszą pasterską, koczowniczą przeszłość.

Idealnie byłoby, gdybym jadła żywność sezonową. Jednakże – szczególnie zimą – będę spożywać też jedzenie zebrane wcześniej i zamrożone, zasuszone lub zakonserwowane.

Wyjątki

Dziś wiem, że rozpoczęcie mojego roku z dziką żywnością zimą będzie trudnym wyzwaniem, bo ciężko jest zebrać coś nadającego się do spożycia. Niewiele planowałam i niewiele się przygotowywałam, ale jestem porywcza. Przy tak wielu codziennych doniesieniach mówiących o zagrożeniach dla świata przyrody, odczuwam pilną potrzebę, która nie może czekać kolejny rok.

  1. Ponieważ zima już nadeszła, musiałam kupić trochę orzechów laskowych z tradycyjnego brytyjskiego sadu jako uzupełnienie własnych, ponieważ we wrześniu, kiedy orzechy były gotowe do zbioru, nie wiedziałam jeszcze, jaką ścieżkę wybiorę. Następnego lata i jesieni sama zbiorę taką samą ilość, żeby pokazać, iż da się to zrobić w naturalnym środowisku. Daję sobie przydział dwudziestu orzechów na dzień do połowy kwietnia. Musiałam też kupić 3 kilogramy mąki orzechowej, ponieważ moja wcześniejsza za długo leżała na tylnym siedzeniu vana. Orzechy puściły pędy zanim zdążyłam przerobić je na mąkę. Obiecuję zebrać równorzędną ilość w następnym sezonie. Zachowam listę wszystkich zapasów, policzę z góry, ile bym na to wszystko wydała w przeciągu dwunastu miesięcy, i zestawię to z całym zebranym pożywieniem, a na koniec roku zrobię podsumowanie.
  2. Moim jedynym odstępstwem od reguły dotyczącej żywności lokalnej jest oliwa z oliwek. Spora część konserwowanego przeze mnie każdego roku jedzenia jest marynowana i konserwowana w oliwie. Na przykład pędy barszczu zwyczajnego i różne grzyby leśne lekko podgotowuję w roztworze z domowego octu i solanki, odsączam, a następnie wsadzam do szklanych słoików i zalewam oliwą z oliwek. Oprócz konserwowania żywności, neutralizuje ona mocny smak octu. Oliwy ze słoików będę używać do gotowania, ponieważ szkoda byłoby ją wyrzucić. Celtowie handlowali z innymi Europejczykami przez co najmniej 2500 lat i prawdopodobnie niektóre z etruskich dzbanków, które przebyły drogę od sumeryjskich garncarzy do starożytnych Celtów, zawierały oliwę z oliwek!
  3. Ponadto nie chcę marnować niczego, co zostało zebrane i pieczołowicie przeze mnie zakonserwowane w poprzednich latach. Weźmy na przykład dżem jagodowy, który zrobiłam z dzikich jagód z niewielkim dodatkiem cukru. Chociaż nie będę kupować ani używać cukru, to jeśli zrobiłam dżem, który może się zepsuć, nie pozwolę mu się zmarnować. Wszystko, co wytrzyma dłużej niż rok zapakowałam i schowałam na strychu.

 Przypisy:
1. Tłumaczone tutaj jako „zbieractwo”. W przeciwieństwo do języka angielskiego w języku polskim słowo to posiada bezkrwawy wymiar [przyp. tłum.].
2. Dokładnie „Right of way”, umożliwiające możliwość poruszania się po terenach prywatnych. Usankcjonowanie w Szkocji przez Land Reform Act z 2003 r. [przyp. tłum.].