Miliardy w błoto? Jak sensownie wspierać wodór

127 miliardów euro – tyle w Unii Europejskiej przeznaczono na wsparcie projektów wodorowych. Szeroki strumień unijnych środków dotarł również do Polski. Niestety plany dotyczące rozwoju gospodarki opartej na wodorze są oderwane od rzeczywistości, a projekty finansowane z publicznych środków mogą przyczynić się do umocnienia pozycji paliw kopalnych. Czy wodór może wspierać dekarbonizację? – Tak. Pod warunkiem, że firmy paliwowe przestaną tworzyć zasady energetycznej transformacji – mówi Diana Maciąga, ekspertka ds. polityk klimatycznych Polskiej Zielonej Sieci.
Według danych BloombergNEF z 30 kwietnia 2024 r., na wsparcie projektów wodorowych w krajach UE przeznaczono 127 miliardów euro. Większość tych funduszy nie jest jednak skierowana wyłącznie na wodór odnawialny, ale obejmuje projekty oparte na wodorze z paliw kopalnych, stosowanie go w sektorach, gdzie nie jest niezbędny, a nawet wsparcie infrastruktury paliw kopalnych. W rzeczywistości, między 2021 a 2027 r., bezpośrednio na wodór trafi tylko 18,8 miliarda euro.
– Widzimy poważne zagrożenie, że fundusze unijne, które miały z założenia wspierać dekarbonizację dzięki zielonemu wodorowi, w rzeczywistości służą niepotrzebnemu generowaniu popytu na ten surowiec i przyczyniają się do utrwalenia unijnego uzależnienia od paliw kopalnych – mówi Johanna Kuld, ekspertka z CEE Bankwatch Network i autorka raportu „Wyjść poza medialny szum. Publiczne finansowanie wodoru w Europie Środkowo-Wschodniej” podsumowującego strategie wodorowe Polski, Rumunii i Węgier.
Nie każdy wodór jest „eko”
Rozróżnienie pomiędzy wodorem odnawialnym a tym pochodzącym z paliw kopalnych jest kluczowe dla zrozumienia sensowności wydawania unijnych środków na transformację. Choć wodór sam w sobie nie jest emisyjny, o tym, czy rzeczywiście jest „eko”, decyduje metoda jego produkcji. Jedną z nich jest elektroliza, czyli rozbicie cząsteczki wody na wodór i tlen pod wpływem prądu. Emisyjność tej metody zależy więc od sposobu produkcji energii elektrycznej. Jeśli wykorzystamy do tego celu wyłącznie energię odnawialną, taki wodór jest klasyfikowany jako zielony lub odnawialny.
Zdecydowana większość, bo 99,7% wodoru nie jest produkowana w sposób odnawialny, a bezpośrednio z paliw kopalnych, głównie z gazu (to tzw. szary wodór). W 2022 r globalna produkcja “kopalnego” wodoru wyemitowała więcej dwutlenku węgla niż… cała gospodarka Niemiec.
Pozyskiwanie wodoru z elektrolizy jest kilkukrotnie droższe niż wodoru „kopalnego”, mało wydajne i energochłonne, podczas gdy ilość energii ze źródeł odnawialnych jest i będzie ograniczona. W rzeczywistości zielony wodór będzie dostępny w bardzo małej ilości, niewystarczającej do wszystkich potencjalnych zastosowań. Na tym tle warto spojrzeć na polski przemysł wodorowy i przyjrzeć sie jak u nas wygląda dotowanie wodoru.
Wodorowa lista życzeń
Komercyjna produkcja polskiego zielonego wodoru ma ruszyć z początkiem 2025 r., w symbolicznej ilości jednej tony dziennie. "Wodorowce” nie tylko są droższe i mniej efektywne od elektryków ale wciąż jeżdżą na paliwo produkowane z gazu. Na „mobilność wodorową” w Polsce przeznaczono już dziesiątki milionów euro. Największe wsparcie - co najmniej 77 milionów - otrzymała jedna firma. Koncern gazowo-naftowy Orlen, który produkuje tylko wysokoemisyjny wodór a teraz buduje stacje tankowania pojazdów wodorowych.
Polskie firmy do tej pory skupiały się nie na inwestycjach w produkcję zielonego wodoru, lecz na poszukiwaniu nowych, często zbędnych sposobów jego wykorzystania. Taki kierunek wynika z zapisów krajowej strategii przyjętej w 2022 roku, która zamiast skupić się na dekarbonizacji za pomocą wodoru, miała na celu budowę tzw. gospodarki wodorowej. Znalazły się w niej praktycznie wszystkie potencjalne zastosowania wodoru – racjonalne i absurdalne, istniejące i planowane, pozostające w sferze teorii lub czystej fantazji.
W krajowej strategii uwzględniono m.in. nieistniejące elektrownie i ciepłownie na wodór, napędzane wodorem samochody osobowe, statki i kolej, a nawet dostawcze drony. Na liście życzeń znalazł się również przemysł, niestety nie na czołowym miejscu. Wyższy priorytet przyznano wspomnianym już wodorowym autobusom z całą infrastrukturą tankowania, mimo że ich elektryczne odpowiedniki są zarówno tańsze, jak i znacznie bardziej efektywne. Do tego dochodzi budowa międzynarodowych „wodorociągów” i innej infrastruktury, w tym gazociągów i elektrowni „gotowych na wodór”. To ostatnie tylko brzmi dobrze – w praktyce sprowadza się do dalszego wykorzystania gazu kopalnego z domieszką kilku procent wodoru.
Samej produkcji zielonego wodoru poświęcono zaskakująco mało miejsca, a przyjęte cele są nieambitne i niekonkretne. W 2030 r. miałaby ona sięgnąć 194 tys. ton, jednak nie byłby to wyłącznie wodór zielony, lecz także „niskoemisyjny”, do którego zaliczono ten produkowany z odpadów, biomasy, energetyki jądrowej, a nawet gazu kopalnego czy zgazowania węgla, pod warunkiem stosowania kontrowersyjnej technologii wychwytu dwutlenku węgla (CCS). Emisje z produkcji tzw. niebieskiego wodoru — z gazu z wykorzystaniem CCS — są nawet o 20% większe niż ze spalania paliw kopalnych, ale sektor gazowy nazywa go “niskoemisyjnym”. W dodatku te 194 tys. ton miałyby pokryć jedynie nowy popyt generowany przez realizację strategii (800-1000 autobusów wodorowych do 2030 r.). O zastąpieniu nim obecnie zużywanego szarego wodoru w ogóle nie wspomniano. I tu pojawia się poważny problem.
Zderzenie z rzeczywistością
Polska jest trzecim co do wielkości producentem wodoru w Unii Europejskiej i piątym na świecie. Rocznie wytwarza niemal milion ton wodoru, pozyskiwanego wyłącznie z paliw kopalnych, głównie gazu ziemnego oraz procesów rafinacji ropy naftowej.
Nowe przepisy unijne wymagają, by do 2030 r. 42% wodoru i jego pochodnych (RFNBO) wykorzystywanych w przemyśle pochodziło z odnawialnych źródeł. To oznacza, że aby spełnić unijne cele, Polska będzie potrzebować około 270 tys. ton zielonego wodoru, podczas gdy maksymalny potencjał produkcji szacuje się na około 160 tys. Import wodoru, o ile w ogóle będzie możliwy, będzie kosztowny i stworzy kolejny rodzaj uzależnień i wyzwań. Technologie transportu wodoru na dalekie odległości istnieją głównie na papierze, a nie wiadomo też, skąd miałby on być sprowadzany. Sytuację komplikuje fakt, że z niedoborem odnawialnego wodoru zmaga się cała Unia, której produkcja w 2023 r. wynosiła symboliczne 0,03 mln ton.
Błędne i polityczne postrzeganie wodoru jako „paliwa przyszłości” i zastępnika gazu kopalnego doprowadziło do przyjęcia optymistycznego założenia, że w 2030 r. UE będzie produkować 10 mln ton zielonego wodoru, choć wymagałoby to więcej prądu niż cała unijna produkcja z energetyki wiatrowej. Aby zaspokoić popyt nowej „gospodarki wodorowej”, należałoby dodatkowo sprowadzić drugie tyle. Plany importu wodoru z Ukrainy już legły w gruzach, a bazowanie na produkcji w krajach Afryki Północnej, uzależnionych dziś od paliw kopalnych, jest co najmniej ryzykowne. Europejski Trybunał Obrachunkowy wezwał Komisję Europejską, by „skonfrontować unijne cele z rzeczywistością”, gdyż są one nierealistyczne i przeszacowane, a przyjęto je bez rzetelnych analiz. Zielonego wodoru będzie za mało, co skazywałoby nas na wodór z paliw kopalnych. Jak i dlaczego można było aż tak się pomylić?
Winny: sektor gazowy
Nie jest przypadkiem, że podczas największej europejskiej konferencji sektora gazowego jedną trzecią czasu poświęca się wodorowi a koncerny gazowe wiodą prym w organizacjach i ciałach doradczych wspierających budowę “gospodarki wodorowej”. Silne wpływy gazowego lobby w UE utrudniają transformację w kierunku zielonego wodoru. Wśród czołowych graczy jest polski GAZ-SYSTEM, który buduje i zarządza całą polską infrastrukturą gazociągów i terminali gazowych. Był beneficjentem miliardowych dotacji, w tym na gazociągi "gotowe na wodór" i już przygotowuje się do nowej roli: budowy międzynarodowego wodorociągu i pokrycia Polski siecią rur do dystrybucji wodoru. Nie udowodnił tylko, że będzie nimi co przesyłać i czy ten wodór aby na pewno będzie zielony.
W połowie 2024 r. uruchomiono program „Wodoryzacja Gospodarki” z budżetem 1,1 mld zł pochodzącym z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Na papierze wszystko wygląda obiecująco – w opisie programu mowa jest o „badawczo–rozwojowym charakterze” i wdrażaniu technologii „na rzecz […] niskoemisyjnej lub bezemisyjnej gospodarki”. W rzeczywistości jednak środki przeznaczono wyłącznie na finansowanie pojazdów, linii produkcyjnych etc.
Wielkim beneficjentem unijnych dotacji jest również Orlen, który otrzymał około 80 milionów euro na wodór - budowę stacji tankowania w różnych częściach Polski oraz transport i jego produkcję, między innymi w Rafinerii Gdańskiej. Produkcja zielonego paliwa jeszcze nie ruszyła.
Producenci gazu dążą do maksymalnego zwiększenia popytu na wodór a zarazem forsują narrację, według której tzw. „niebieski wodór” (produkowany z gazu ziemnego z wychwytem CO₂) może służyć dekarbonizacji równie dobrze jak zielony. Tymczasem eksperci wskazują, że to jedynie wyszukany sposób na przedłużenie zależności od paliw kopalnych. Lobbing branży gazowej wpływa na kształt regulacji oraz programów wsparcia, faworyzując technologie wodorowe oparte na gazie zamiast tych całkowicie bezemisyjnych. Mimo to wiele firm energetycznych przedstawia wodór wyłącznie w superlatywach, kreując go na „zielone paliwo przyszłości” – często w ramach strategii greenwashingu.
Wodór tylko tam, gdzie trzeba
Deklaracjom związanym z rozwojem technologii wodorowych brakuje nieraz rzeczywistych działań na rzecz dekarbonizacji. Katarzyna Wiekiera, kampanierka klimatyczna Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, organizacji, która działa na rzecz powstrzymania nowych inwestycji w paliwa kopalne w Polsce zwraca uwagę, że elektrownie „gotowe na wodór” to tylko sprytny sposób na „zazielenienie” swojego wizerunku i jak najdłuższe sprzedawanie energii z drogich paliw kopalnych. – Dodanie domieszki odnawialnego wodoru do gazu ziemnego to marnowanie cennego paliwa i zero korzyści dla klimatu. Zamiast wydawać pieniądze na greenwashing sektora paliw kopalnych środki publiczne powinny być kierowane na sprawdzone rozwiązania, które realnie przyczyniają się do cięcia emisji i przynoszą korzyść odbiorcom. Te rozwiązania to termomodernizacja budynków, elektryfikacja, rozwój OZE czy wymiana źródeł ciepła na pompy – mówi Wiekiera.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dążą do stworzenia ram prawnych i finansowych warunków dla korzystania z wodoru. Wpisuje się w to m.in. Polska Strategia Wodorowa do 2030 roku, której aktualizacja jest spodziewana w tym roku. Oczywiste jest, że działania te mają stanowić odpowiedź na potrzeby podmiotów planujących lub już korzystających z technologii wodorowych. O szansach i zagrożeniach związanych z wodorem informują organizacje pozarządowe m.in. Polska Zielona Sieć, która podzieliła się sugestiami na temat efektywnego i odpowiedzialnego wykorzystanie potencjału wodoru w transformacji energetycznej.
Problemem nie jest sam wodór, lecz sposób, w jaki wydawane są środki na jego rozwój. Choć zielony wodór ma potencjał do odegrania ważnej roli w dekarbonizacji, wiele inwestycji kierowanych jest w brudne technologie, takie jak wodór szary czy niebieski, które nadal opierają się na paliwach kopalnych. Wodór nie zastąpi gazu kopalnego w energetyce i nie jest „paliwem przyszłości”. Może jednak odegrać istotną rolę w ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych w zastosowaniach, których nie da się np. zelektryfikować: w wielu procesach przemysłowych, m.in. przy produkcji stali, nawozów czy tworzyw sztucznych, a także w transporcie morskim i lotniczym. Jego potencjał zależy jednak od dostępności taniej i zrównoważonej energii odnawialnej. Bez tych elementów zielony wodór może stać się jedynie kosztowną obietnicą, niewystarczającą do realizacji ambitnych celów klimatycznych.