Prof. Nowak o spotkaniach z wilkami: „nie są świadome, że je widzimy”

Od wielu lat bada ekologię oraz zachowania wilków, i równie wnikliwie doniesienia o „wilczych atakach”. Pozwala to na weryfikowanie często błędnej oceny intencji wilków, podczas tzw. bliskich spotkań z człowiekiem. Co oznacza, że wilk szczerzy zęby? To wcale nie jest sygnał do ataku.
Informacje, często podane w dramatycznym sosie, o spotkaniach wilka z człowiekiem budzą przerażenie czytelników i szybko rozchodzą się w sieci. Dr hab. Sabina Nowak, profesorka Uniwersytetu Warszawskiego, badaczka dużych drapieżników, wiceprzewodnicząca Państwowej Rady Ochrony Przyrody i członkini Large Carnivore Initiative for Europe IUCN od lat sprawdza, w jakim stopniu te doniesienia mają oparcie w rzeczywistości. Dociera do bezpośrednich świadków i wykorzystuje wiedzę o zachowaniach wilków, żeby lepiej zrozumieć przebieg zdarzeń. O wnioskach opowiedziała miesięcznikowi „Dzikie Życie”.
Katarzyna Wiekiera: Pani Profesor, od kilku miesięcy media pełne są sensacyjnych artykułów dotyczących wilka, mowa nawet o atakach na ludzi – proszę przyjrzymy się bliżej kilku doniesieniom. Ma Pani wiedzę dotyczącą zachowań dużych drapieżników i potrafi rozpoznać dezinformację. W marcu popularnością cieszyła się relacja z gminy Komańcza o ataku wilka na pracownika leśnego. „Pracownik leśny spacerował, spostrzegł leżące zwierzęta, kiedy zauważył, że podszedł do wilków, chciał je ominąć, ale było to niemożliwe, został otoczony przez cztery wilki, następnie te odsunęły się poza jednym” – tak się zaczyna. Czy do wilków można podejść tak blisko, by je zaskoczyć?
Prof. Sabina Nowak: Znam treść notatki służbowej spisanej tego samego dnia przez urzędnika Urzędu Gminy Komańcza na podstawie relacji uczestnika zdarzenia i jej treść różni się znacząco od informacji medialnych. Wszystko wskazuje na to, że media bardzo nierzetelnie zrelacjonowały zdarzenie, zmieniając istotne fakty. Według notatki było tak: pod koniec lutego około 14:30 robotnik leśny wracał pieszo po pracy do wsi Smolnik i zauważył leżące na skraju lasu zwierzęta. Z oddali wydawało mu się, że to sarny, więc szedł dalej. W pewnym momencie, gdy jedno ze zwierząt wstało, zorientował się, że to wilk. Postanowił spłoszyć go głosem (brak informacji, jakie wydawał dźwięki). W reakcji na to podniosło się pięć kolejnych wilków, ten pierwszy zaczął podchodzić bliżej ze zjeżoną sierścią, a pozostałe spłoszone dźwiękami wydawanymi przez człowieka, schroniły się w lesie. Zatem uczestnik zdarzenia wcale nie został otoczony przez kilka wilków, które nie chciały ustąpić mu drogi, jak to sensacyjnie relacjonowały media, lecz zbliżył się do niego tylko jeden osobnik.
Obserwacje wilków przechodzących lub żerujących na zdobyczach (sarnach, jeleniach czy dzikach) na terenach otwartych są częste, jednak w większości przypadków wilki nie są świadome, że my je widzimy. Wynika to z faktu, że wilki, podobnie jak ogromna większość ssaków, postrzegają świat innymi zmysłami niż ludzie. Podczas gdy my posługujemy się głównie wzrokiem, wilkom informacji o otoczeniu dostarcza głównie niezwykle czuły węch i słuch. Drapieżniki te widzą za dnia znacznie gorzej niż my. Jeśli się nie ruszamy, a nasz zapach nie dociera do wilczego nosa, bo wiatr wieje w innym kierunku, są nas w stanie zidentyfikować dopiero z odległości około 30-40 metrów. Na większy dystans widzą zaledwie zamazaną plamę.
Załóżmy, że między człowiekiem a wilkiem jest odległość 30-40 metrów, nasz zapach dociera tam, gdzie trzeba, i wilk może nas zidentyfikować, jak może przebiegać spotkanie?
W przeważającej liczbie przypadków-gdy mamy do czynienia z dzikim wilkiem - ucieknie. To nie będzie reakcja natychmiastowa, jak każde zwierzę musi przeanalizować sytuację, ocenić ryzyko, po czym wycofa się. Reakcja wilka zależy od jego doświadczeń z ludźmi i jego wieku. Jak wskazują badania na wilkach z obrożami telemetrycznymi, młodociane osobniki uciekają mniej chyżo, bo z racji wieku są bardziej ciekawskie. Wilki dorosłe, które mają większe doświadczenie życiowe, są rodzicami, opiekują się potomstwem, są bardziej przezorne, wykazują szybsze reakcje ucieczkowe i na większy dystans.
Dlaczego wilk szczerzy kły
Wracając do historii z gminy Komańcza, jeden z wilków szykował się do ataku strosząc sierść, ale mężczyzna zdążył uciec na drzewo. Czy to brzmi wiarygodnie?
Mało wiarygodnie. Po pierwsze, trudno sobie wyobrazić, by wilk zamierzający zaatakować stojącego blisko człowieka, mógł mieć problem z jego dogonieniem. Wdrapanie się na drzewo wymaga czasu, a wilki są w stanie doskoczyć nawet na wysokość dwóch metrów. Jest to przecież drapieżnik wyspecjalizowany w polowaniu na zwierzęta szybsze i większe od siebie, i jednocześnie bardziej zwinne od ludzi. Zatem jeśli wilk faktycznie miałby zamiar ataku w opisanych okolicznościach, człowiek nie miałby szans na ucieczkę. Jeśli ten mężczyzna mówi prawdę i natknął się na wilki, a jeden z nich zamiast uciec, zamierzał zaatakować, to mamy tu do czynienia z błędną interpretacją zachowania wilka, a nie z faktycznym zamiarem ataku. W mojej ocenie ten, który pozostał, najprawdopodobniej chciał sprawdzić z czym ma do czynienia.
„Nastroszył sierść i wyszczerzył zęby szykując się do ataku” – donosiły media.
Wilki identyfikują pojawiającego się intruza, w tym wypadku człowieka, przede wszystkim węchem, co wymaga wciągnięcia zapachu przybysza do nozdrzy oraz do tzw. organu Jacobsona – bardzo czułego narządu analizy intensywnych zapachów, który znajduje się u psowatych w komorze nosowej, ale jego wlot zlokalizowany jest na podniebieniu, tuż za górnymi siekaczami. Kiedy wilk, ale też pies, wciąga zapach dochodzący z oddali, unosi głowę, podciąga wargi i odsłania górne zęby, żeby wciągane powietrze przedostało się w odpowiednie miejsce. Jeśli zapach jest silny i niepokojący, charakterystycznie szczęka zębami, podobnie jak my, gdy jest nam zimno. Właściciele psów znają te zachowania, częste podczas spacerów z pupilami. Zjeżenie sierści było wyrazem strachu, jaki odczuwał wilk w sytuacji niespodziewanego spotkania z człowiekiem, który prawdopodobnie wydzielał ostry zapach. Zatem jeśli cokolwiek się tam wydarzyło, to właśnie to – intensywne wywąchiwanie człowieka przez zaniepokojonego wilka.
Tymczasem, wyobraźnia autora relacji spowodowała, że zinterpretował sytuację jako bezpośrednie zagrożenie dla siebie i zareagował strachem i gwałtowną ucieczką. Nie można się mu dziwić, regularnie jesteśmy bombardowani przez media niezweryfikowanymi doniesieniami o atakach drapieżników na ludzi. Na stronach internetowych gmin pojawiają się alarmistyczne informacje o obserwacjach wilków w niedużej odległości od zabudowań, czy na polach i ostrzeżenia nieadekwatne do skali zagrożenia. Niektórzy myśliwi celowo podsycają budzący się w ludziach strach, opowiadając z pozycji ekspertów; o bezpośrednim zagrożeniu dla ludzi, szczególnie dzieci i osób starszych.
A czy grupa rodzinna wilków mogła się rozdzielić? W relacji z Komańczy część wilków odchodzi a przy człowieku zostaje tylko jeden.
Z relacji nie wynika jaki był skład tej grupy, czy były to wyłącznie młodociane wilki z tego ubiegłego roku, a pozostał ten najbardziej ciekawski i najmniej przezorny, czy też para rodzicielska z młodymi, a pozostał dorosły osobnik, by sprawdzić jakie jest zagrożenie dla reszty. Poza naukowcami badającymi wilki, niewiele osób byłoby w stanie to ocenić. Wilki z jednej grupy rodzinnej późną zimą wyglądają bardzo podobnie, szczenięta są już sporej wielkości i na dodatek mają grubą zimową sierść. Autor tej relacji nie jest wstanie nic więcej powiedzieć niż to, że spotkał sześć wilków, z których pięć uciekło a jeden nie. W informacjach medialnych pojawiają się różne liczby wilków, cztery albo sześć, co wskazuje, że część dziennikarzy nie dotarła nawet do informacji źródłowej, zatem mamy do czynienia z ewidentnym nierzetelnym przekazem medialnym.
Zadziałała wyobraźnia
Historia z Komańczy kończy się wezwaniem pomocy telefonem, już z drzewa. Gdy kolega mężczyzny przyjechał na ciągniku, wilk uciekł. Dlaczego wilk uciekł przed drugim mężczyzną?
Nie sądzę, by była to prawda, że wilk tkwił pod drzewem do momentu przybycia pomocy. Przestraszonemu człowiekowi mogło się wprawdzie wydawać w stopniowo zapadającym zmroku, że wilk czyha gdzieś w pobliżu i dlatego bał się zejść z drzewa, ale jest to skrajnie nieprawdopodobne. Moim zdaniem wilki, które widział robotnik leśny były dziesięciomiesięcznymi szczeniętami, jeden z nich, ten najbardziej ciekawski podszedł bliżej, a potem, gdy człowiek wdrapał się na drzewo, dołączył do reszty. Tu raczej zadziałała wyobraźnia uczestnika zdarzenia, strach nie pozwalał mu zejść z drzewa i skłonił do wykonania telefonu do kolegi z prośbą o pomoc.
RDOŚ potwierdził, że w okolicy występują wilki.
I to jest prawda, w Bieszczadach wilki żyją od dziesięcioleci. Przetrwały tam nawet w okresie bezwzględnego zwalczania tego gatunku od połowy lat 50. do połowy 70. XX wieku. Opisywane zdarzenie miało miejsce w lutym, kiedy podrośnięte szczenięta często są zostawiane przy upolowanej przez dorosłe zdobyczy, a para rodzicielska udaje się na kolejne polowanie. Młode czekając na powrót rodziców poznają okolicę, wychodzą na drogi, obserwują pracujących robotników leśnych, czy rolników - gromadzą w ten sposób doświadczenia na resztę życia, jeśli oczywiście dożyją do dorosłości. Takie zachowania powodują, że właśnie wśród najmłodszych wilków śmiertelność jest największa, giną na drogach, wpadają we wnyki, są ofiarami nielegalnych odstrzałów. To one też najczęściej pokazują się ludziom.
„W Gminie Komańcza odnotowano 12 podobnych incydentów” kończy się tekst. Czy ma Pani wiedzę o 12 atakach wilków na ludzi? Ile naprawdę ich jest?
Inspektor ds. Obronnych, zarządzania kryzysowego i ochrony ludności gminy Komańcza od dwóch lat rejestruje informacje o interakcjach wilków i niedźwiedzi z ludźmi. W kwietniu br. Gmina Komancza wystąpiła o zgodę na odstrzał interwencyjny wilków i otrzymała ją na zabicie trzech osobników. Jednak we wniosku gminy nie ma mowy o 12 podobnych incydentach, czyli o „zamiarach ataków na ludzi”, lecz o tym jednym. Ponadto wymieniono obserwacje wilków w pobliżu zabudowy oraz ataki na zwierzęta gospodarskie oraz psy, co nie stanowi zagrożenia dla ludzi. Zatem ktoś udzielił nieprawdziwej informacji.
Jedyne faktyczne ataki na ludzi, które miały miejsce w Polsce, dotyczą dwóch wilków w dwóch odległych miejscach kraju, mocno oswojonych i uzależnionych pokarmowo od ludzi, które pokąsały po nogach pięć osób w 2018 r. Oba zostały natychmiast odstrzelone. W obu przypadkach współwinni są ludzie, którzy obserwując przez kilka miesięcy nieprawidłowe zachowania podrastających wilków, nie alarmowali zawczasu regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, lecz nadal je dokarmiali i ignorowali niepokojące objawy habituacji u tych osobników.
Od 20 lat skrupulatnie analizujemy medialne doniesienia o „wilczych atakach”. To ulubiony temat mediów. Jeśli w tytule artykułu użyje się słowa „wilk", w jakiejkolwiek odmianie i do tego dołoży się słowo „atak” wiadomo, że klikalność będzie wysoka, co przekłada się na dochody z reklam. To jest przepis na sukces także finansowy i portale używają go bezwzględnie, choć doskonale zdają sobie sprawę, że kreują w ten sposób fatalny, nieprawdziwy wizerunek wilka w społeczeństwie. Im więcej tego typu nierzetelnych relacji, tym gorzej dla drapieżników, bo ludzie zaczynają się coraz bardziej bać wilków i reagują paniką i nienawiścią na ich obecność w pobliżu.
Myśliwym zależy na informacjach o atakach
Od niedawna relacje ze spotkań z wilkiem trafiają do serwisu, prowadzonego przez myśliwych, który zlicza każdą relację powodując efekt przeskalowanego zagrożenia.
Ten serwis traktuje jako prawdziwą każdą niezweryfikowaną relację, zarówno te wygenerowane przez sztuczną inteligencję, jak i te nierzetelne, będące wynikiem nadmiernej wyobraźni lub strachu osoby, która opowiada o zdarzeniu. My zawsze, gdy to możliwe, staramy się przeprowadzić rozmowę z osobami, którzy relacjonują swoje spotkania z wilkami lub którym wydaje się, że spotkali wilka. Jeśli nie ma takiej możliwości, docieramy do urzędników gminnych lub regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, którzy rozmawiali z osobami zgłaszającymi takie przypadki, lub do notatek z takich rozmów. Pomaga nam to ocenić wiarygodność relacji, okoliczności zdarzenia, ale też prawdomówność danej osoby.
Taka szczegółowa ocena sytuacji wymaga jednak czasu. W przypadku wilków media śpieszą się, by zdążyć z wypuszczeniem sensacyjnej informacji przed konkurencją, co uniemożliwia naukowcom i urzędnikom z regionalnych dyrekcji ochrony środowiska zbadać, co się stało. Prawda w takich sytuacjach nie ma znaczenia, liczy się news i jego zasięg. Następujące po jakimś czasie dementi dociera już tylko do garstki bardziej dociekliwych odbiorców.
Medialna nagonka na wilki powoduje, że ofiarą staje się cały gatunek.
Tak, cała populacja jest zagrożona, bo w wyniku zalewu nierzetelnych informacji rośnie akceptacja dla zmiany statusu prawnego wilków i powrotu tego drapieżnika na listę gatunków łownych. W związku z tym niektórym myśliwym bardzo zależy, by w mediach jak najczęściej pojawiały się takie sensacyjne doniesienia o atakach wilków na ludzi. Przez medialną nagonkę zwiększa się także akceptacja działań nielegalnych, takich jak zabijane wilków z broni palnej. Jest to widoczne nawet wśród przedstawicieli organów ścigania czy sędziów. Śledztwa w sprawach o kłusownictwo są najczęściej umarzane przez prokuratury, a tam, gdzie sprawcy są znani i dochodzi do rozprawy, nawet sędziowie wydają się podzielać pogląd, że wilk to gatunek nie zasługujący na ochronę.
Wskazuje na to chociażby przypadek zastrzelonego w zeszłym roku w Borach Tucholskich wilka Lego, który nosił obrożę telemetryczną założoną przez zespół naukowców z Uniwersytetu Gdańskiego. Sędzia Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim już na pierwszej rozprawie usiłował zamknąć sprawę na korzyść myśliwego, który go zastrzelił i pomimo starań nie dopuścił naukowców z UG oraz ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, do udziału w rozprawie na prawach stron - to sytuacja niedopuszczalna.
Skazanie zaledwie ośmiu osób za zabicie wilków od 1998 r, kiedy wilk jest ściśle chroniony, przy ponad stu wilkach ginących rocznie od kul, sprzyja poczuciu całkowitej bezkarności wśród sprawców takich przestępstw.
Historię z Komańczy nagłośnił Instytut Analiz Środowiskowych, czyli think tank myśliwych. W kwietniu głośna była sprawa z Podlasia, w której wedle relacji mediów mężczyzna podczas spaceru z psem, spotkał dwa wilki i został zaatakowany przez jednego z nich. Czy to prawdopodobne, by wilk nie zaatakował psa? Jak wyglądają relacje między psami a wilkami?
W zdarzeniu z Podlasia, gdzie obecny był pies, to on powinien zostać zaatakowany w pierwszej kolejności, nie człowiek. Psy są bezpośrednimi potomkami wilków i gdy biegają luzem w obrębie wilczych terytoriów, znakując teren moczem i odchodami, postrzegane są przez wilki jako intruzi i zagrożenie dla wilczych szczeniąt i zasobów pokarmowych. Dlatego podczas spotkań wilków z wałęsającymi się, lub biegającymi luzem psami, może dochodzić do agresywnych interakcji, pogryzienia a nawet śmierci psów. Psy, które regularnie wychodzą poza posesję i bez nadzoru człowieka penetrują środowisko, mogą sprowokować wilki do wizyty w gospodarstwie i do ataku, stwarzając też zagrożenie dla trzymanego tam inwentarza.
Wilki i psy
„Po psie został sam łańcuch” to kolejny przykład informacji, która krąży po Internecie. Sumując je można by dojść do wniosku, że zginęło tysiące psów, a źródłem może być właśnie historia z Kaszub…
Faktycznie wilki w niektórych sytuacjach zabijają psy, ale jest to około 30 zwierząt rocznie, co przy ośmiu milionach psów w Polsce, kilkuset tysiącach psów wałęsających się w środowisku bez nadzoru właścicieli, i kilku tysiącach psów zabijanych przez pojazdy na drogach, nie jest liczbą wskazującą, że wilki stanowią istotne zagrożenie dla psów. Giną przede wszystkim psy, które pomimo obowiązujących w Polsce dość restrykcyjnych przepisów, nakładających na właścicieli obowiązek ścisłego nadzoru nad swoimi psami, są wypuszczane poza gospodarstwo celowo, lub wychodzą same przez nieszczelne ogrodzenia, ewentualnie są wiązane na łańcuchach na nieogrodzonych podwórkach. Właściciele ci, pomimo wiedzy o obecności wilków w sąsiedztwie, nie dbają o bezpieczeństwo swoich psów i ich dobrostan i dopiero, gdy zwierzę ginie, wszczynają alarm lub informują media.
W lutym br., na Kaszubach przechodzące polną drogą wilki zostały oszczekane przez uwiązanego na łańcuchu psa na posesji. Wilki, ewidentnie sprowokowane tym zachowaniem, weszły przez szeroko otwartą bramę na podwórko i zabiły nie mogącego uciekać psa. Jednak ataki na psy nie powinny być interpretowane jako wstęp do ataków na ludzi. Agresywne interakcje pomiędzy psami a wilkami wynikają głównie z tego, że dla wilków zachowanie psa jest prowokacyjnym naruszeniem ich terytorium i ważnych zasobów.
W historii z Podlasia nieprawdopodobne jest to, że wilki nie zaatakowały psa, co jeszcze budzi wątpliwości?
Tak, to jest bardzo mało prawdopodobne, by pies nie został jako pierwszy zaatakowany przez wilki. Rozmawiałam blisko godzinę z człowiekiem, którego historię bez wcześniejszej weryfikacji podały media. Dowiedziałam się, że jego pies – niewielki kundelek nie został nawet draśnięty. Zadałam mu szereg pytań, które pozwoliły mi ocenić, czy potrafi rozpoznać wilka i odróżnić go od psa. Jest to ważne, gdyż w Polsce co roku dochodzi do około 20 tysięcy ataków psów na ludzi, z czego w 5 tysiącach przypadków pogryzieni ludzie zgłaszają się do szpitali na szczepienia przeciwko wściekliźnie, co wskazuje, że nie znają właściciela psa, lub nie mają pewności czy pies był szczepiony. W blisko 4 tysiącach przypadków, pogryzienia są poważne. Zastanowiło mnie to, że poszkodowany zgłosił się do lekarza dopiero na trzeci dzień po zdarzeniu, a do szpitala na czwarty, a przecież w społeczeństwie rozpowszechnione jest przekonanie, że pogryzienie przez wilka grozi zarażeniem się wścieklizną.
Na podstawie uzyskanych odpowiedzi upewniłam się, że jeśli poszkodowany został faktycznie zaatakowany przez jakieś psowate, to nie były to wilki. Mimo to relacjonował z uporem, że po odparciu ataku jednego wilka, pogryzł go drugi wilk.
To, że na Podlasiu nie doszło do spotkania z wilkiem, potwierdził także Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska.
Niestety wersję z wilkami uwiarygodnił w mediach powiatowy lekarz weterynarii, który nie miał dostatecznej wiedzy o tym zdarzeniu, nie rozmawiał z poszkodowanym, nie widział ran. Byłam zaskoczona łatwością z jaką opinię o zdarzeniu wyraził ten urzędnik. Ja bym nie śmiała udzielać komentarzy w mediach, bez wcześniejszego zapoznania się z faktami i skonfrontowania ich z moją dotychczasową wiedzą, wynikająca z blisko 30 lat badań nad wilkami.
W tym przypadku pogryzienie przez wilka wykluczał także wygląd ran, które widziałam na dostarczonych mi zdjęciach. To były dwie rany wysoko na udzie, z czego jedna bardzo głęboka i mocno krwawiąca. Ich kształt, układ, ale też odległość nie wskazywała na ugryzienie przez zwierzę, które ma cztery duże kły i dwanaście siekaczy z przodu pyska. Na ciele nie było żadnych śladów po tych zębach, które musiałyby się odbić przy uchwycie na tyle silnym, by powstały tak głębokie rany, nawet przez spodnie. Rozległy bezkształtny siniec, który pojawił się w okolicy ran później, wskazywał raczej na upadek na coś ostrego i cienkiego, np. na wystające z ziemi zdrewniałe pędy lub leżące gałęzie.
W ogóle nie doszło do pogryzienia?
Moim zdaniem nie, ponieważ wygląd ran i sińca na to nie wskazywał.
Schematy ze źródłem w Rosji
Szkoda, że nikt nie zdementował podanych informacji. Ani to nie był wilk, ani nawet pogryzienie. W tym samym artykule przeczytałam, że sołtyska widziała grupę rodziną wilków (padło słowa wataha) liczącą 44 osobniki, czy to możliwe?
Tę informację podała pani Sołtys powołując się nie na osobiste doświadczenie, ale na relację znajomego z sąsiedniej wsi. To pokazuje tylko jak działa plotka.
Nie wierzy Pani, że ktoś szybko policzył grupę wilków liczącą dokładnie 44 osobniki?
Źródło zaskakująco dużej liczby wilków w grupie można znaleźć w rosyjskich serwisach, gdzie ta fake’owa informacja pojawiła się po raz pierwszy kilka lat temu. Od tej pory krąży w przestrzeni publicznej i świadomości ludzi tak, jak krążą nawet najmniej prawdopodobne plotki.
Czy widać jakieś typowe schematy w treści fake newsów?
Analizując przez wiele lat przypadki wilczej dezinformacji zauważyłam, że pojawiają się serie newsów o zaskakująco podobnym schemacie. Jakiś czas temu częste były doniesienia o atakach wilków na ludzi, którzy zajęci byli prowadzeniem jakiś prac. np. na cmentarzu, w ogródku, przy naprawie uli lub podczas schodzenia po drabinie z ambony. Wilk w tych relacjach zawsze atakował człowieka od tyłu i tylko plecak lub narzędzie typu motyka trzymane w dłoni ochroniło ofiarę ataku przed zranieniem. W tych relacjach nigdy nie było ran, bo człowiek zawsze dawał sobie radę - ten schemat pojawiał się w relacjach z całej Europy. W Large Carnivore Initiative for Europe, międzynarodowej grupie naukowców i ekspertów zajmujących się dużymi drapieżnikami w Europie, której jestem członkiem, porównujemy pojawiające się w mediach sensacyjne informacje o atakach wilków na ludzi, stąd widzimy te podobieństwa. Wszystko wskazuje na to, że twórcy takich informacji z różnych krajów, dzielą się pomysłami na fake newsy, a scenariusz zdarzenia jest adaptowany do lokalnych okoliczności. Niemiecka wersja ataku wilka od tyłu na człowieka czyszczącego grób rodzinny i broniącego się motyką, miała wkrótce wersję polską z człowiekiem remontującym ule w ogrodzie i broniącym się deską. Interesujące jest to, że w obu najnowszych przypadkach, czyli w Bieszczadach i na Podlasiu mamy relacje idących ludzi, którzy napotykają leżące wilki, reagujące na przybysza agresją.
Dr hab. Sabina Pierużek-Nowak, prof. UW – ukończyła biologię na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Stopień doktora nauk biologicznych uzyskała w Instytucie Ochrony Przyrody PAN w Krakowie za pracę poświęconą ekologii i problemom ochrony wilka w Beskidzie Śląskim i Beskidzie Żywieckim. Stopień doktora habilitowanego nauk biologicznych uzyskała na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska UŚ za badania poświęcone dynamice i uwarunkowaniom środowiskowym procesu rekolonizacji lasów zachodniej Polski przez wilki. Jej zainteresowania naukowe skupiają się przede wszystkim na ekologii, behawiorze i genetyce wilka, problemach ochrony dużych drapieżników, a także wpływie infrastruktury drogowej na łączność siedlisk przyrodniczych. Pracuje na stanowisku profesora uczelni w Instytucie Ekologii na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. W latach dziewięćdziesiątych koordynowała ogólnopolską kampanię na rzecz ochrony wilka i rysia, a także kampanię na rzecz objęcia całej polskiej części Puszczy Białowieskiej ochroną w formie parku narodowego. Między innymi dzięki tym działaniom objęto ochroną gatunkową wilka i rysia, a Białowieski Park Narodowy powiększono o 100%. W 1996 roku zainicjowała powstanie Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, któremu od początku prezesuje. Jest wiceprzewodniczącą Państwowej Rady Ochrony Przyrody, a także członkinią Large Carnivore Initiative for Europe IUCN, rad naukowych Drawieńskiego i Karkonoskiego Parku Narodowego oraz Regionalnej Rady Ochrony Przyrody w Katowicach. Jest także członkinią międzynarodowego stowarzyszenia innowatorów społecznych Ashoka. Jest autorką kilkudziesięciu artykułów naukowych, kilku książek, a także wielu wydawnictw popularnonaukowych o ssakach drapieżnych. Za działalność na rzecz ochrony przyrody została wyróżniona m. in. nagrodą miesięcznika National Geographic-Polska – Traveler 2009 (2010) oraz nagrodą specjalną Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach (2011). Zobacz ważniejsze publikacje Opis osoby w bazie Nauka Polska i publikacje indeksowane w bazie Scopus.