DZIKIE ŻYCIE 02.07.2025

Kiedy rzeka przekracza granice – wnioski po jesiennej powodzi 2024

Rafał Rykowski
rafalRykowski
Jacek Engel, po powodzi w 2024

Nie da się skutecznie ograniczać strat powodziowych bez udziału tych, którzy na te straty są najbardziej narażeni. Dlatego Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki ruszyły w teren, do ludzi którzy jesienią musieli zmierzyć się z żywiołem. Strach przed powodzią i pamięć o niedawnych wydarzeniach są wciąż żywe wśród mieszkańców południowego-zachodu kraju. Raport z przeprowadzonego badania zawiera wiele zaskakujących wniosków.

We wrześniu 2024 r. nad Polską przechodził niż genueński. Wtedy wielka woda zalała południowo-zachodnią Polskę. Wystarczyło kilka dni intensywnego deszczu żeby pod wodą znalazło się 2260 km kwadratowych kraju. To tak jakby powódź pochłonęła cały Luksemburg. Zginęło 9 osób. Woda zniszczyła bądź uszkodziła tysiące budynków i kilkaset mostów. Wśród najbardziej poszkodowanych gmin znalazły się Stronie Śląskie i Lądek Zdrój. To właśnie ich mieszkańcy wypełnili ankiety Grennmind i KRR. Relacje z pierwszej ręki pozwalają lepiej zrozumieć, jaki był przebieg powodzi we wrześniu 2024 i ocenić, co zadziałało dobrze, a co trzeba poprawić. Wiele wskazuje na to, że części ofiar i strat dałoby się uniknąć strat, gdybyśmy byli lepiej przygotowani przeciwpowodziowo.

Nie tylko rzeka jest zagrożeniem

Zaskakująco, ponad 60 z 217 ankietowanych osób wskazało, że ich dom został zalany nie przez rzekę, ale z innych przyczyn. Źródłem zalania ponad ¼ posesji nie były rzeki Biała Lądecka czy Morawka, ale spływ powierzchniowy, wody gruntowe, niedrożne rowy czy cofka z kanalizacji. To oznacza, że żadne planowane suche zbiorniki, w tym Goszów i Bolesławów, nie zabezpieczyłyby ich przed powodzią. Przekonanie, że ochronę przeciwpowodziową da się rozwiązać pewną skończoną liczbą zbiorników daje złudne poczucie zrozumienia i kontroli nad sytuacją. Ograniczenie strat powodziowych wymaga jednak wielu zróżnicowanych, innych niż zbiorniki rozwiązań. Administracja rządowa powinna jak najszybciej przygotować katalog działań ograniczających przyczyny zagrożenia, redukujących straty dla powodzi z innych źródeł niż rzeki, z uwzględnieniem powodzi gruntowych, cofki z kanalizacji, zagrożenia od rowów melioracyjnych i odwadniających czy spływu powierzchniowego. Ponadto plany nie powinny skupiać się tylko na „Wielkiej Wodzie”. Zarówno w gminie Lądek-Zdrój, jak i Stronie Śląskie powodzie pojawiają się dość często. Większą część strat powodziowych powodują lokalne potoki i inne, wcześniej wymienione źródła. Dla takich powodzi kluczowe dla redukcji strat jest ograniczanie zabudowy i zabezpieczanie pojedynczych domów przed powodzią.

Brak wiedzy, brak ostrzeżenia, brak czasu

Ludzie nie mieli świadomości zagrożenia – to kolejny zaskakujący wniosek z płynący z podsumowania badań ankietowych Koalicji Ratujmy Rzeki i Fundacji Greenmind. Prawie 3/4 przedsiębiorców i ponad 1/3 mieszkańców nie wiedziało, że ich posesje znajdują się na terenach zagrożonych powodzią, a ci którzy byli świadomi zagrożenia, zawdzięczają to wcześniejszym doświadczeniom i intuicji. Oznacza to, że samorządy i regionalne zarządy gospodarki wodnej mają sporo do poprawienia w kwestii informowania społeczeństwa. Jak zauważa Małgorzata Siudak, ekspertka Koalicji Ratujmy Rzeki ds. powodzi: – Jeśli tylko 2 proc. ankietowanych wiedzę o zagrożeniu powodziowym uzyskało z map Wód Polskich, to oznacza, że system wymaga zmiany. Mieszkańcy i przedsiębiorcy potrzebują prostej informacji o zagrożeniu powodziowym, najlepiej dostępnej na stronie swojej gminy.

Jeszcze bardziej niepokojące są dane dotyczące ostrzeżeń – 47 proc. respondentów nie otrzymało żadnego sygnału! W efekcie 13 proc. nie zdążyło się ewakuować, a 35 proc. zrobiło to w ostatniej chwili, nie mając możliwości zabezpieczenia dobytku. Mieszkańcy boją się kolejnej powodzi i negatywnie oceniają kompetencje służb odpowiedzialnych za ochronę przeciwpowodziową – 85 proc. uważa, że obecny system w małym stopniu zabezpiecza ich miejscowość przed stratami powodziowymi. Roman Konieczny, autor licznych planów ochrony przeciwpowodziowej IMGW, inicjator badań ankietowych po powodzi 2024 r. nie ma wątpliwości: – Ochrona przed powodzią gmin Stronie i Lądek to w soczewce sytuacja w całym kraju. Plany kryzysowe są niejawne, mieszkańcy nie wiedzą kto i jak ich ostrzeże, ani którędy i dokąd się ewakuować. Jeśli w 48 gospodarstwach zostały zalane samochody, których ewakuacja jest przecież bardzo prosta, to znaczy, że mamy duży problem. Drogi i punkty ewakuacji należy opracować z mieszkańcami, którzy najlepiej znają lokalne uwarunkowania. A skutki awarii zbiorników bezwzględnie muszą być jawne.

Mieszkańcy chcą się przenieść – ale potrzebują wsparcia

Doświadczenie regularnych powodzi, zarówno tych wielkich jak i mniejszych sprawia, że znaczny odsetek poszkodowanych – 35 proc. mieszkańców i 20 proc. przedsiębiorców deklaruje chęć przeniesienia się w miejsce wolne od ryzyka powodziowego. – To mocny sygnał dla rządu, komentuje Jacek Engel, Prezes Fundacji Greenmind wspierającej mieszkańców po powodzi 2024 r. – Likwidacja zabudowy w zasięgu wód powodziowych nie tylko zredukuje bezpośrednie straty, ale pozwoli na odzyskiwanie przestrzeni dla rzek i jest nieinwazyjną alternatywą do forsowanej przez Wody Polskie koncepcji budowy suchych zbiorników.

Co dalej?

Raport zawiera szereg rekomendacji – zarówno dla administracji rządowej, jak i dla samorządów lokalnych. Wskazuje konieczność:

  • uproszczenia i upowszechnienia informacji o zagrożeniach powodziowych,
  • opracowania jawnych i skutecznych planów ewakuacyjnych,
  • wdrożenia systemów ostrzegania dopasowanych do lokalnych realiów,
  • wsparcia mieszkańców w zabezpieczaniu domów,
  • stworzenia warunków do dobrowolnych przesiedleń.

Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki mają nadzieję, że wyniki badań i głos mieszkańców pomogą w wypracowaniu realnego planu ograniczania zagrożenia powodziowego – z korzyścią dla ludzi i przyrody. Niestety od dekad przekonywano nas, że liczą się niemal wyłącznie rozwiązania techniczne. – Strategia przeciwpowodziowa państwa niewiele uwagi poświęca kwestii uszczelnienia terenu, czyli mówiąc bardziej potocznie – „zaklejenia” gruntu asfaltem, betonem, czy innymi elementami nieprzepuszczalnymi. Polscy decydenci nie cenią też sobie za wysoko retencji naturalnej, czyli zdolności krajobrazu do zatrzymywania i gromadzenia wody. Tymczasem milimetr wody zatrzymany lub opóźniony w spływie do rzeki da więcej, niż wiele zbiorników. Dlatego warto najpierw zająć się tym co daje nam przyroda. To oszczędność pieniędzy podatników, a dodatkowo remedium nie tylko na powodzie, ale też suszę, bo magazynujemy wodę. I znowu, w wielu przypadkach, w sposób skuteczniejszy niż w zbiornikach. – podsumowuje Roman Konieczny. 

Na razie, na zmianę strategii się nie zanosi. W maju rząd przegłosował nowelizację specustawy popowodziowej (uchwalonej, by pomóc powodzianom z 2024 roku). Nowela została uchwalona w ekspresowym tempie i bez konsultacji społecznych, a następnie trafiła do senatu przechodząc dalej. Zdaniem ekspertów, akt prawny pozwala na masową regulację rzek, wycinkę drzew i inwestycje hydrotechniczne bez podstawowych zabezpieczeń w kwestii ochrony środowiska i bez udziału społeczeństwa. Wszystko to pod pretekstem walki ze skutkami powodzi. Omawiany raport Fundacji Greenmind i Koalicji Ratujmy Rzeki pokazuje m.in., że to lekarstwo nie działa. Mamy rzetelną diagnozę, więc czas zmienić wreszcie receptę.

Pełen raport dostępny tutaj: greenmind.pl/wp-content/uploads/2025/06/powodz-wyniki-badan-ALL.pdf