Odstrzał dzików w miastach – nieefektywny i często niezgodny z prawem. Rozmowa z adwokatką Karoliną Kuszlewicz
Obecność dzikich zwierząt w miastach to zjawisko dość częste. Przyczyną jest antropopresja – ludzie zawłaszczają coraz więcej terenów, które były siedliskami innych gatunków. Czy odstrzał, po który najczęściej sięgają włodarze, to zawsze legalny sposób działania? Czy istnieją inne, efektywniejsze metody pokojowej współegzystencji ludzi i zwierząt w miastach? Pytamy o to mecenaskę Karolinę Kuszlewicz, która współpracuje z Biurem Urbanistyki Wielogatunkowej, pracującym obecnie nad pionierskim programem dla miast.
Alan Weiss: Media donoszą o drastycznych scenach z wielu miast Polski, w których dochodzi do odstrzałów dzików. W Gdańsku polowano na boisku szkolnym w obecności przerażonych dzieci. W Katowicach mieszkańcy osiedla Brynów byli przestraszeni nocnym polowaniem przy samych budynkach. Czy to legalne?
Karolina Kuszlewicz: Formalnie to nie jest polowanie, ale w praktyce – tak. Obowiązują te same zasady, m.in. konieczność zachowania bezpiecznej odległości od ludzi i zabudowań. Abstrahując na chwilę od bardzo ważnego wymiar niehumanitarności takiego postępowania wobec dzików, trzeba stanowczo podkreślić, że strzelanie do dzików w miastach rodzi ogromne ryzyko szeregu naruszeń prawa, w tym przestępstw związanych np. z uśmiercaniem zwierząt w obecności dzieci.
Jednocześnie prawne otoczenie dotyczące prowadzonych w wielu miastach w Polsce odstrzałów dzików dla większości osób pozostaje niejasne. I wcale się nie dziwię, ponieważ, jeśli wziąć pod uwagę łatwość a wręcz blankietowość decyzji o odstrzałach dzików, można by zakładać, że miasta po prostu dowolnie mogą taki odstrzał sobie zarządzić, a to – uwaga – całkowita nieprawda.
Fakt jest taki, że dziki w wielu miastach są. Należy powiedzieć to wprost: miasto ze swej istoty jest przestrzenią wielogatunkową. Ten fakt trzeba zaakceptować i uczyć się możliwie pokojowej, co nie znaczy, że sielskiej i pozbawionej problemów, współegzystencji. Dzisiejsze podejście wielu włodarzy miast przeraża doraźnością, krótkowzrocznością i łatwością odbierania życia zwierzętom.
Czy ktoś przeprowadził badania opinii publicznej w tej sprawie?
Tak. Jak zauważa w niedawnym artykule prof. Dorota Rancew-Sikora wraz z zespołem, badania prowadzone w kilku polskich miastach – Krakowie, Poznaniu, Gdańsku – pokazują, że ludzie chcą czuć się bezpiecznie i chcą, by miasta podejmowały jakieś środki zaradcze w związku z obecnością dzików, ale jednocześnie większość mieszkańców/ek opowiada się za metodami nieśmiercionośnymi. Innymi słowy ludzie chcą, by miasta jakoś zajmowały się faktem obecności dzików, ale nie poprzez ich zabijanie. Można powiedzieć, że ta intencja jest słuszną intuicją prawną. Prawo bowiem, wbrew temu, co można wyczytać z praktyk niektórych włodarzy automatycznie sięgających po zabijanie zwierząt, nie pozwala na dowolne, lekkomyślne podejmowanie decyzji o odbieraniu dzikom życia.
To jaka jest podstawa prawna, jeśli chodzi o odstrzał dzików lub innych dzikich zwierząt w miastach?
Są w zasadzie tylko dwie podstawy prawne, w oparciu o które decyzje o zabijaniu dzików mogą być podejmowane, tj. art. 33 ust. 1 i 2 ustawy o ochronie zwierząt i art. 45 ust. 3 Prawa łowieckiego. Pierwsze z tych przepisów brzmią następująco: „w przypadku gdy zwierzęta stanowią nadzwyczajne zagrożenie dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka, w tym gospodarki łowieckiej, dopuszcza się podjęcie działań mających na celu ograniczenie populacji tych zwierząt. Sejmik województwa, po zasięgnięciu opinii regionalnej rady ochrony przyrody, organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, oraz Polskiego Związku Łowieckiego, określi, w drodze uchwały, miejsce, warunki, czas i sposoby ograniczenia populacji zwierząt, o których mowa w ust. 1”. W art. 45 ust. 3 Prawa łowieckiego zaś mowa o tym, że „w przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę, starosta, w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, może wydać decyzję o odłowie, odłowie wraz z uśmierceniem lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny”. Obie regulacje określają przesłanki, kiedy można zastosować najbardziej radykalne, najdalej idące metody w postaci pozbawienia czującej istoty, znajdującej się pod prawną ochroną humanitarną, jej życia.
Czyli, jeśli dobrze rozumiem, sama obecność dzików w mieście nie jest wystarczającym powodem dla odstrzału?
Tak jest. Przepisy mówią o tym, że odstrzał jest możliwy, przy czym wciąż nieobowiązkowy, gdy zachodzi określone zagrożenie ze strony dzików i uwaga – nie chodzi o jakiekolwiek zagrożenie – ale o zagrożenie „szczególne” lub „nadzwyczajne”. Pamiętajmy, że w Polsce mamy zasadę racjonalnego ustawodawcy, która stanowi wytyczne dla każdego podmiotu interpretującego i stosującego prawo. Z zasady tej wynika nakaz poważnego traktowania każdego słowa zawartego w ustawie i jego właściwego rozumienia w określonych uwarunkowaniach. Gdyby ustawodawca chciał stwierdzić, że do dzików można strzelać dowolnie a przesłanką do tego jest sam fakt ich obecności w mieście, sformułowałby przepisy inaczej. Ustawodawca jednak posłużył się zupełnie odmienną konstrukcją, w której mówi nie tylko o zagrożeniu, lecz o jego kwalifikowanej postaci - zagrożenia szczególnego lub nadzwyczajnego. Aby zatem wydać decyzję zarządzającą odstrzał dzików, organ najpierw każdorazowo musi ustalić spełnienie tych przesłanek.
Pytanie, które samo się ciśnie, czy włodarze miasta ustalają spełnienie przesłanek?
Z prowadzonej przeze mnie wstępnej kwerendy wynika, że decyzje odstrzałowe zazwyczaj nie zawierają żadnego przekonującego, racjonalnego uzasadnienia i w zasadzie abstrahują od wykazania zaistnienia wskazanych wyżej przesłanek ustawowych. W przeciągu najbliższych miesięcy zamierzam poddać stosownemu badaniu wszystkie wydane w Polsce w ostatnich latach decyzje w tym zakresie, ale już teraz na podstawie swojego doświadczenia mogę stwierdzić, że prawo wobec dzików jest bardzo poważnie nadużywane.
Chcę również rozwinąć wątek o tym, że dziki na gruncie ustawy o ochronie zwierząt podlegają ochronie humanitarnej. W myśl przepisów tej ustawy każde zwierzę kręgowe jest zdolne do odczuwania, a obowiązkiem wszystkich ludzi oraz instytucji jest uwzględnienie potrzeb zwierząt odczuwających w swoich decyzjach. Dotyczy to każdego zachowania i wszystkich szczebli administracji. Powrócę zatem do słusznej intuicji wielu osób mieszkających w miastach, które z jednej strony oczekują jakiejś reakcji ze strony miasta w związku z obecnością dzików, a z drugiej wcale nie chcą strzelania do nich. O strzelaniu robi się głośno nie dlatego, że większość mieszkańców tego chce, ale że jest grupa, która z automatu uznając dziki za swoistych wrogów, wywiera presję na włodarzach. Ci jednak powinni kierować się prawem, nie presją. Jeśli zatem każdy dzik podlega ochronie humanitarnej i istnieje prawny obowiązek uwzględnienia potrzeb tego zwierzęcia, to jasnym staje się, że pierwszorzędną metodą postępowania wobec dzików nie może być ich zabijanie, ponieważ jest to rażąco sprzeczne z aksjologicznymi podstawami prawa ochrony zwierząt oraz przepisami określającymi, że zabicie może odbyć się tylko w sytuacjach nadzwyczajnego, a zatem nie przeciętnego, zagrożenia. Właśnie dlatego ustawa przewiduje, że zabijanie zwierząt jest co do zasady niedozwolone, zaś sytuacje, w których to dopuszcza, wprost nazywa „wyjątkami”. Wyjątki zaś należy interpretować wąsko, nie rozszerzająco.
Co zatem z tego wynika?
Jeśli przeczytamy prawo w sposób poprawny i kompletny, bez uprzedzeń i automatyzmów, to musimy z niego wyprowadzić następujące wnioski: odstrzał dzików, jako że polega na odbieraniu tym zwierzętom życia, stanowi wyjątek od zakazu zabijania zwierząt. Dozwolony jest zatem wyłącznie w ściśle określonych przypadkach nadzwyczajnego lub szczególnego zagrożenia ze strony tych zwierząt, które w większości sytuacji w ogóle nie występuje. Oznacza to, że organy takie jak starosta czy sejmik województwa nie mogą zarządzić odstrzału dzików, jeśli nie wykażą zaistnienia tych nadzwyczajnych okoliczności. Innymi słowy: wydawanie decyzji odstrzałowych w stosunku do dzików jest wyjątkiem, zaś w Polsce błędnie przyjęto, że można z tego zrobić automatyczne narzędzie reagowania na obecność dzików.
Odstrzał dzików w miastach ma zapewne wpływ nie tylko na same dziki, ale również na inne wolnobytujące gatunki, o ludziach nie wspominając.
Zdecydowanie. Trzeba też podkreślić, że strzelanie do dzików w miastach powoduje straszenie zwierząt innych gatunków, w związku z tym bardzo często łamie zakazy związane z ochroną gatunkową wynikającą z ustawy o ochronie przyrody. Ponadto zagraża samym mieszkańcom, bo używanie broni palnej na terenach zurbanizowanych prędzej czy później skończy się ludzką tragedią. Patrząc na skalę tzw. wypadków powodowanych przez myśliwych jasne jest, że jest ona wyraźnie większa niż liczba ataków dzików na ludzi.
Czy to jednak oznacza, że miasta mają pozostać całkowicie bierne wobec obecności dzików?
Nie, ponieważ na podstawie przepisów o samorządzie gminnym do zadań tego samorządu należy także ochrona przyrody i zapewnienie bezpieczeństwa publicznego. W związku z tym miasta powinny poszukiwać takich metod, które będą z jednej strony dawały mieszkańcom ludzkim poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej traktowały dziki jako czujące istoty, które co najwyżej należy zniechęcać do bliskiej obecności przy ludzkich siedzibach, nie zaś do nich strzelać. Wcześniej wiele miast sięgało po wywożenie dzików, czyli ich odłów i relokację, ale w związku z przepisami unijnymi dotyczącymi walki z ASF teraz jest to niemożliwe. Miasta więc błędnie uznały, że pozostaje jedynie zabijanie. Ale zabijanie według obowiązującego prawa nie może być normą.
Skoro nie można odławiać i wywozić do lasu, to są jeszcze jakieś alternatywy dla odstrzału?
Oczywiście. A ze wszystkich przywołanych przeze mnie przepisów można wręcz wyprowadzić nakaz poszukiwania przez gminy nieśmiercionośnych metod współegzystencji z dzikami a także wszystkimi innymi zwierzętami żyjącymi bądź przybywającymi okresowo do miast. Takich metod jest sporo: od doraźnych jak zmiany w polityce gospodarowania odpadami, mówiąc prosto – pilnowanie przez miasto, by nocami nie zalegały śmieci przed domami, przez wymianę koszy ulicznych na niewywracalne (i w ogóle edukację mieszkańców, aby wiedzieli jak zachować się na widok dzika), metody związane z kształtowaniem zieleni miejskiej tak, by ograniczać prawdopobieństwo buchtowania dzików, aż po długofalowe metody projektowania krajobrazu, np. poprzez przebudowę drzewostanu miejskiego czy odpowiednią gospodarkę wodną, tak by krajobraz miejski był dla dzików w odpowiednich, kluczowych strefach mniej atrakcyjny.
Jesteś członkinią zespołu w ramach Biura Urbanistyki Wielogatunkowej, którego celem jest wypracowanie sposobów pokojowej współegzystencji ludzi i dzikich zwierząt w miastach. Opowiedz więcej o Waszych działaniach.
W zespole, w którym jestem, pracujemy nad pionierskim projektem związanym z metodami nieśmiercionośnymi. Te metody naprawdę istnieją, tylko trzeba chcieć po nie sięgać, tj. wysilić się ku humanitaryzmowi. Metody te należy wdrażać i na bieżąco poddawać badaniom ich skuteczność. Wiemy już, że pojedyncze metody to zwykle za mało, konieczne są ich odpowiednie dla danego terenu, uwzględniające jego właściwości, kombinacje. To już jednak w naszym zespole domena urbanistów, biolożki i architektek krajobrazu. Pewnym jest jednak to, że metoda ścigania dzików w miastach i ich zabijania jest nie tylko prymitywna, ale częstokroć stanowi też nadużycie prawa.
Karolina Kuszlewicz – adwokatka, założycielka „Kancelarii nad Wisłą”, specjalizującej się w ochronie zwierząt i przyrody. Posiada kilkunastoletnie doświadczenie w występowaniu jako0 pełnomocniczka przed sądami, organami ścigania i organami administracji publicznej. Autorka prawniczych publikacji poświęconych ochronie zwierząt i przyrody, wykładowczyni i edukatorka, przewodnicząca ds. zwierząt w Polskim Towarzystwie Etycznym.