DZIKIE ŻYCIE

Rozmowa z profesorem Romanem Andrzejewskim o Puszczy

Miesięcznik Dzikie Życie

Panie Profesorze, będąc wiceministrem ochrony środowiska i Głównym Konserwatorem Przyrody w rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego, rozpoczął Pan działania nad objęciem statusem parku narodowego całego obszaru polskiej części Puszczy Białowieskiej. Czy nadal uważa Pan, że cała Puszcza powinna być parkiem narodowym?

Prof. Roman Andrzejewski: Parki narodowe służą do ochrony całości stosunków przyrodniczych na odpowiednich obszarach. Jeśli na przykład mówimy o ochronie zasobów genowych, to odnosi się to do całych populacji w ramach zasięgu krzyżowania się osobników. Sztuczna granica, przebiegająca wewnątrz kompleksu leśnego (nawet ogrodzona zasiekami „przeciw szpiegom”, jak to ma miejsce między polską i białoruską częścią Puszczy Białowieskiej), nie jest barierą dla przemieszczania się pyłków, zarodników, nasion i zwierząt poruszających się nie tylko przy pomocy skrzydeł, ale i nóg, o ile te zwierzęta są mniejsze niż „dziury w płocie”.

W parkach narodowych chronimy także wzajemne oddziaływania między różnymi typami lasu, lasami i łąkami, zbiornikami wodnymi itd. Działalność człowieka dotyczy zawsze całych jednostek ekologicznych, nawet wtedy, gdy odnosi się tylko do części takiej jednostki. To jest ważne prawo ekologiczne: jeśli niszczysz przyrodę tu, to niszczysz automatycznie także i przyrodę obok.

Prawdą jest, że w Polsce (nie tylko w Białowieży) wiele parków narodowych ma granice sztucznie dzielące systemy ekologiczne. Niestety, powoływanie parków narodowych zawsze następowało w walce z obrońcami interesów, jakoby też publicznych, choć sprzecznych z ochroną przyrody! Mamy jednak i bardzo dobre przykłady perspektywicznych działań ochronnych, jakim jest Kampinoski Park Narodowy, który objął swymi granicami prawie całą jednostkę fizjograficzną dawnej puszczy, bez względu na to, czy były to tereny dobrze zachowanej przyrody, czy zniszczone lub zagospodarowane (rozpoczęto ich renaturalizację).

Świadek tragedii Puszczy, pień z Puszczy Białowieskiej. Warszawa, 1994 rok. Fot. Janusz Korbel
Świadek tragedii Puszczy, pień z Puszczy Białowieskiej. Warszawa, 1994 rok. Fot. Janusz Korbel

Po latach kolejnych, niezbyt skutecznych prób powiększenia chronionego obszaru Puszczy Białowieskiej, ostatnie plany były tak minimalistyczne, że szczególnie jaskrawo kontrastowały z rangą Puszczy. W poprzednim numerze „Dzikiego Życia” (nr 4-5/1994) pisaliśmy o pomyśle zachowania tylko najcenniejszej części Puszczy (z małymi korektami powiększającymi obecny park narodowy stanowiący zaledwie 10% polskiej części Puszczy) i objęcia reszty obszaru Puszczy ochroną w postaci parku krajobrazowego. Wiemy, że Pan również nie należy do zwolenników tak minimalistycznego rozwiązanie. Prosimy o komentarz.

Status parku krajobrazowego odnosi się do ochrony terenów cennych przyrodniczo, ale znajdujących się głównie w posiadaniu prywatnym. Park krajobrazowy powołuje wojewoda i zarządza nim poprzez dyrektora parku. Możliwości wojewody w stosunku do obszarów lasów państwowych są bardzo małe. Zarządza nimi specjalna administracja, o własnej, zcentralizowanej hierarchii – administracja leśna, niezależna od wojewodów. W lasach nastawionych na produkcję drewna, ten właśnie cel gospodarczy uważany jest (przez administrację leśną) za najważniejszy, choć jest zwykle sprzeczny z celami ochrony przyrody. Na tym tle, jak wskazuje praktyka, w wielu parkach krajobrazowych między dyrektorami parków a nadleśniczymi zarządzającymi lasami, dochodzi do konfliktów, stosunki między nimi są złe lub żadne. Nie można więc w praktyce realizować zasad funkcjonowania parku krajobrazowego właśnie na obszarach będących własnością państwa. Jest to w dużej mierze fikcja. Tak właśnie będzie w Puszczy Białowieskiej, gdzie lasy są głównie państwowe, jeśli powołany tam zostanie park krajobrazowy. Cała puszcza powinna być parkiem narodowym, a w jego skład powinny wejść i pewne obrzeżne tereny prywatne, także nieleśne, na przykład łąki w ujścia Narewki do Narwi. Biebrzański Park Narodowy wskazuje, że włączenie terenów prywatnych do parku narodowego może być korzystne dla ich właścicieli.

No i jeszcze jeden ważny argument. Po stronie białoruskiej mamy Białoruski Białowieski Park na obszarze całej puszczy, o wysokim statusie ochronnym (od drugiej wojny światowej nie prowadzono tam wyrębów!). Porównanie ochrony przyrody na obu częściach Puszczy wypada dla nas bardzo niekorzystnie, aż wstyd bierze, gdy się to zobaczy. Te różnice powinniśmy starać się likwidować, choć nasze lasy długo jeszcze będą młodsze. Nasz duży Białowieski Park Narodowy – gdy zostanie utworzony – będzie więc miał sztuczną granicę (oby jak najszybciej rozgrodzoną) z dużym parkiem po stronie białoruskiej.

A sprzeciw Lasów Państwowych na tak wielki park narodowy?

Świadczy tylko o tym, że Lasy Państwowe chcą być „państwem w państwie” – polskim.

Prof. Roman Andrzejewski. Fot. Henryk Skrzypek
Prof. Roman Andrzejewski. Fot. Henryk Skrzypek

Kolejne argumenty przeciw to (krótkofalowe) względy ekonomiczne, utrata tzw. zasobów drewna, konieczność przebudowy drzewostanów…

Utrzymanie administracji kosztuje zarówno w lesie państwowym, gospodarczym, jak i lesie także państwowym, lecz wchodzących w skład parku narodowego. Poza tym, w naszej części Puszczy Białowieskiej sadzone były monokultury świerkowe. W stosunku do nich konieczna jest przebudowa lasu. Będzie ona przynosiła drewno, z którego dochód wpłynie do kasy parków narodowych, też utrzymywanych z kasy państwowej. Jedynie cele przebudowy lasu będą inne: nie drewno, a ekosystem – względnie naturalny. No i oczywiście, nie będzie się przebudowywać drzewostanów pochodzących z naturalnego odnowienia, jakie wyrosły na terenach lasów wyciętych po pierwszej wojnie światowej – dla przyrodników te lasy są bardzo cenne, a dla produkcji drewna mało wartościowe. Poza tym drewna „na pniu”, dobrego do wycięcia w najbliższych latach, pozostało już w Puszczy niewiele, więc i o tych stratach trudno mówić.

Jest jeszcze dochód (częściowo uzyskiwany w tak zwanej „szarej strefie” gospodarki) z eksploatacji zwierzyny – tu się coś urwie.

Ciągle zapominamy, że państwowe lasy i państwowe parki narodowe to ta sama państwowa kasa. Jeśli nie chcemy zniszczyć przyrody naszego kraju, musimy ją chronić, a nakłady i zyski z terenów cennych przyrodniczo mogą dać lepszy bilans przy racjonalnej ochronie, niż przy intensywnej eksploatacji. To na tym właśnie polega ekorozwój, przyjęty przecież cel polityki rozwoju Polski.

Dziękujemy za rozmowę.

Sierpień 1994 rok.

Roman Andrzejewski (1930-2015) – profesor nauk biologicznych, w latach 1989-1992 wiceminister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa. Na łamach „Dzikiego Życia” opublikowaliśmy z nim trzy rozmowy.

1994_11_listopad_nr_6 Listopad 1994 (6/6 1994) Nakład wyczerpany