DZIKIE ŻYCIE

Park w Nisku

Marta Lelek

Nisko to niewielkie miasteczko pod Stalową Wolą. Kiedyś miasteczko to, jak zresztą wiele podobnych, miało swój pałac. Przy pałacu był park. Wiele lat temu posadzono w nim drzewa i krzewy, w tym również kilka egzotycznych gatunków jak na porządny park przystało. Były klomby, sadzawki, strzyżone trawniki – wszystko według klasycznych, angielskich wzorów. Po wojnie pałac został przebudowany na szpital a przy tym ogołocony ze wszystkiego co stanowić mogło wartość historyczną, artystyczną czy też choćby estetyczną. Dziś budynek ten nie wygląda na to, że kiedyś był pałacem. Ale pozostał park.

50 lat komunistycznych zaniedbań, które dotknęły niemal wszystkich dziedzin życia, paradoksalnie uratowało wiele miejsc przyrodniczo cennych. Miejsca takie, w sytuacji zdyscyplinowanego ekonomicznie państwa zostałyby nieuchronnie zagospodarowane, a to w odniesieniu do dzikiej przyrody oznacza zniszczenie. Park oczywiście z racji swojej funkcji nigdy dziki nie był. Ale miejsce, w którym powstał park, jak każde miejsce w ogóle, kiedyś dzikie było. Drzemie w nim pierwotna inteligencja, niewyobrażalna siła dążąca stale do harmonii współzależności, która jeśli jej tylko na to pozwolić gotowa jest wybuchnąć różnorodnością życia. W ciągu 50 lat minimalnego ingerowania człowieka w park w Nisku ujawniła się owa inteligencja miejsca. Pnie dużych drzew przybrały na obwodach, wiele z nich osiągnęło fazę rozpadu, usychają im gałęzie, odpadają, powstają dziuple, w dziuplach pojawiają się mieszkańcy, umierające konary opanowują różnorodne grzyby i porosty, pod zwalonymi pniami znajdują mieszkanie owady i płazy – to tylko ulotne wrażenia z krótkiego pobytu w parku. Nikt nie zrobił dokładnej inwentaryzacji istniejącej obecnie w parku fauny i flory. A park zachwyca. Zdarza się, że spod stóp ucieka nagle zając, a krzywe, krzyżujące się czy splatające ze sobą samowysiane drzewa zmuszają do pochylenia głowy. Przez gęste krzewy prowadzą wąskie przejścia jak tunele.

Nastały jednak czasy naprawiania błędów. Rada miejska miasta Nisko postanowiła zrobić w parku porządek. Zlecono wykonanie projektu rewaloryzacji tj. powrotu do stanu sprzed kilkudziesięciu laty. Realizacja wykonanego już opracowania się zaczęła. Wycięto kilkadziesiąt drzew, a kolejne dwieście zostało naznaczonych farbą do wycięcia. Wyczyszczono park ze sporej ilości krzewów i zarośli, w których chowają się zboczeńcy i pijacy. Janusz Sikora, lider klubu ekologicznego w Nisku twierdzi co prawda, że w zaroślach chowają się zakochani a pijacy śpią na ławkach, no cóż, pozostaje jednak do rozstrzygnięcia kwestia zboczeńców… Ale żarty na bok. Podczas prac zrębowych padło drzewo z dziuplą pełną małych sówek. To przepełniło dzban goryczy. Młodzi ludzie z Klubu Ekologicznego, dla których park jest wspaniałym fragmentem ich otoczenia obfitującym w bogactwo życia, romantycznym ogrodem pełnym czarownych zakątków, ostro zaprotestowali przeciwko tak pojętemu porządkowaniu parku. Wystąpili o natychmiastowe przerwanie prac i zaniechanie realizacji projektu. Zaproponowali ideę „parku ekologicznego”, formę ochrony przyrody jaką można realizować na małych obszarach, rozpowszechnioną w wielu krajach, która pozwala rozszerzyć funkcję parków miejskich o edukację ekologiczną – konieczność naszych czasów a nie, jak to wrogowie ekologii zwykli sugerować modę, która przeminie. – Dlaczego nie zajmiecie się np. podmiejskim, zaśmieconym lasem, tylko akurat parkiem? – na spotkaniu z mieszkańcami miasta i radnymi, poświęconemu idei parku ekologicznego pada pytanie, które zawsze pada w takich okolicznościach. Wówczas podniósł się z miejsca młody chłopak, który przyjechał z którejś z pobliskich wsi i powiedział: – Ja mieszkam pod lasem. Ale co to za las! Rachityczne sosenki posadzone w rządkach. Żadnego poszycia, żadnego runa. Dlatego często przyjeżdżam tu do Niska i chodzę po parku. Tutaj są duże drzewa, mnóstwo roślin, ptaków, tu czuje się tętniące życie. Idea świadomego pozostawienia przyrody samej sobie, zaufania jej mądrości rodzi się spontanicznie i niezależnie od siebie w różnych częściach świata. Wynika z tęsknoty za pełnym uczestniczeniem w procesie życia i może z obawy bycia odrzuconym z tego procesu. Pomysł pozostawienia parku w rękach przyrody pojawił się w Nisku przecież całkowicie intuicyjnie, bez znajomości podobnych rozwiązań na świecie. Obcowanie z przyrodą w jej jak najbardziej naturalnych przejawach jest jedną z podstawowych potrzeb współczesnego człowieka, a w obliczu codziennej eksterminacji gatunków koncepcja parku ekologicznego wydaje się być odpowiedzią na wyzwanie dzisiejszych czasów w przeciwieństwie do kultywowania wartości historycznych, czy ograniczenia funkcji do rekreacyjnej. Czy radni miasta Nisko odważą się oddać park młodym zapaleńcom, rzecznikom idei parku ekologicznego? Ktoś w tym kraju musi być pierwszy. A może jest to też szansa na coś więcej niż tylko „zarządzanie przyrodą”, na autentyczny udział mieszkańców Niska w budowaniu świadomości ekologicznej? Któż może zrobić to lepiej od tych, którzy sami, z własnej woli a nie obowiązku zajęli się losem drzew w swoim mieście?

Marta Lelek

Kwiecień 1995 (4/11 1995) Nakład wyczerpany