Wesołych Świąt!
Jest to opowieść o świętach Bożego Narodzenia, o tym jakie są i jak je widzę. Opowieść o zwyczaju, który sięga daleko wstecz, pełen jest odniesień do przyrody, dziś pozostały już po tym tylko ślady, ślady, których być może nie potrafimy już odczytać…
23 grudnia napadało dużo śniegu. Chodzę ulicami wielkiego miasta rozdeptując jego puszystą biel. Miasto przed świętami wygląda dziwnie: sznury kolorowych lampek, brodaci Mikołaje (choć Mikołaja jest przecież 6 grudnia), neony, choinki i tłumy ludzi. Wszyscy wybierają świąteczne podarunki. Sądząc po ilości rzeczy, które kupują, masę ludzi zostanie obdarowanych. W dodatku ci wszyscy ludzie wyglądają radośnie. To niesamowite! Jakże inaczej oddycha miasto dzisiaj. Wszystko przenika wyraźna atmosfera wyczekiwania i radości. No i ci ludzie, czy naprawdę są tymi samymi, którzy snuli się tymi ulicami jeszcze kilka dni wcześniej?
Życie w wielkim mieście jest bardzo smutne. Ono jest jak wielki ściek, do którego w końcu spływają wszystkie nieszczęścia i patologie cywilizacji. Znam twarze ludzi, którzy tu mieszkają i nauczyłam się w nich czytać. Każdego dnia na tych ulicach przechodziłam obok tysięcy masek. Widziałam jak ci, którzy odeszli od prostego, czytelnego w swoich związkach i uwarunkowaniach życia, zwabieni syrenią pieśnią cywilizacji, ubrali na siebie maski zadowolenia, beztroski i zabawy. I wiedziałam, że wewnątrz pełni są samotności, straszliwie uwikłani w tym nieprzyjaznym świecie, który sami stworzyli. Widziałam, jak kurczowo trzymali się tych masek, aż wreszcie uwierzyli w swoją pozę i zaczęli głośno krzyczeć pochwałę tego, co ich zniewoliło. Wiedziałam też, że ci, którzy najgłośniej krzyczą są najbardziej nieszczęśliwi, bo odcięli się nawet od własnego cierpienia. Kiedy wyjdzie ono na jaw, pobiegną do psychoanalityka, by przywrócił im spokój. Sądzą, że jest to leczenie, ale nie chcą dotknąć przyczyny rozpaczy i przyjąć prawdziwego uzdrowienia. Myślę, że właśnie tak jest z mieszkańcami wielkich miast.
I tak stoję osłupiała na ulicy mojego miasta. Wkoło widzę żywych, prawdziwie radosnych ludzi. Tłum faluje i przetacza się ulicami. Czy to Święta mają w sobie tyle magii? Jeśli tak, to Święta są wielką rzeczą. W powietrzu unosi się coraz mocniejszy zapach choinek, palonych świec i ciasteczek. Do tego jeszcze zaczyna znowu padać śnieg…
Dziś jest Wigilia. Cały dom wre przygotowaniami do Święta. Zamykam oczy, pachnie choinka. Czy to las przyszedł do mnie do domu? Wszyscy mają masę pracy. Musi być uroczyście. Po co wszyscy tak się starają? Czy dziś wieczorem zdarzy się coś szczególnego?
Tradycja wieczerzy wigilijnej jest bardzo stara. Zielone gałęzie, siano, potrawy z darów wody i ziemi, wolne nakrycie dla zbłąkanego przybysza, pewnie wszystko to znali już nasi słowiańscy przodkowie. W długie, zimowe wieczory odbywały się u nich święta o charakterze rodzinnym. Święta na cześć narodzin boga-Słońca, jest to bowiem czas przesilenia zimowego. Czas narodzin słońca, które przynosiło ziemi hojne dary. Sprawowany wówczas rytuał miał podtrzymać równowagę zielonego świata i spowodować odrodzenie się całego życia. Dziś w bardzo podobny sposób obchodzimy to święto na cześć Chrystusa, rodzącego się Zbawcy, którego symbolem jest właśnie wschodzące, odradzające się słońce.
Odrodzenie, narodziny życia, pokój, rytuał. Czy coś takiego zdarzy się dzisiaj wieczorem? Chciałabym ubrać choinkę uważnie i z wielką troską, tak by wypełnić tę czynność sensem, żeby dobrze zacząć ten wieczór. Jak bardzo różnią się nasze współczesne choinkowe zabawki, z fabryki, błyszczące i kolorowe, od tych, które wykonywały kiedyś w zimowe wieczory, jeszcze nie tak dawno wiejskie kobiety. Nie jest łatwo przejść z życia służącego oddzieleniu, z budowania barier, do życia rytuału. Nam się chyba dzisiaj nie udało. Siedzieliśmy w gronie rodzinnym. Bez przerwy grał telewizor. No i chyba nikt się nie zastanowił nad znaczeniem dzisiejszego dnia. Nie zostawiliśmy miejsca ciszy i spontaniczności. To, co widziałam dziś wieczorem w moim domu było tylko pustym wypełnianiem tradycji, wypełnianiem z obowiązku. Nie zostawiliśmy miejsca na rytuał. Dlaczego? czy dlatego, że rytuał ma moc transformacji, przemieniania nas i to przemieniania bez żadnej pracy ani wysiłku z naszej strony? Może boimy się, że mógłby on zdjąć nasze maski, boimy się tego co jest pod nimi. Naszej prawdziwej natury, silnych uczuć i emocji, lęków i rozpaczy. Może dlatego, że nie ufamy już sobie i za dużo jest w nas tego lęku i rozpaczy. Mam nadzieję, że gdzieś jeszcze są święta, które są prawdziwym rytuałem, prawdziwym świętem. To ważne, bo w takich tradycjach jak Święta Bożego Narodzenia są jeszcze wciąż ślady dawnych kultur żyjących w harmonii z przyrodą. Musimy bardzo strzec tych ostatnich resztek rytuałów, bo może kiedyś zdecydujemy się pójść drogą, którą wyznaczają zawarte w nich ślady, z powrotem ku utraconym związkom ze sobą i ze światem, by na nowo stać się cząstką „Cudu”.
Była noc wigilijna. Pełna śniegu i gwiazd. Zwierzęta przemówiły. To tajemnica pomiędzy nimi i mną. Ale ich słowa napełniły mnie cierpieniem a potem przyszło zrozumienie. Noc wigilijna jest czasem podejmowania decyzji i składania przysiąg. Ja także składałam przysięgi. Wiatr je słyszał, góry, zwierzęta słyszały. Słów tych nie ogłoszę przed ludźmi, później będzie czas na działanie i wtedy wiele rzeczy wyjdzie na jaw. Zastanawiam się, dlaczego tak niewiele osób słucha zwierząt. Przecież one znają masę cudownych opowieści i rozdają je tym, którzy potrafią słuchać nie tylko uszami ale i sercem. Ci, którzy słuchają ich słów w noc wigilijną muszą jednak być ostrożni zanim podejmą decyzje. Bo taka jest natura składanych w tę noc przysiąg, że są one po dwakroć święte i muszą być wypełnione, zawsze!
Nowy dzień wypełnia przestrzeń światłem wschodzącego słońca. Ludzie odwiedzają się i spotykają. W naszym katolickim kraju ludzie świętują przyjście Chrystusa. Ale czy naprawdę? No bo co sobie myślą o wielkim Królu, który urodził się w stajni, który za towarzyszy wybrał sobie zwierzęta, któremu hołd jako pierwsi złożyli ubodzy pasterze? Co sobie myślą o tym, który tak bardzo się uniżył, a potem powiedział: – Kto z was chce być pierwszym niech będzie ostatnim i sługą wszystkich… co oznaczają te słowa dla naszej cywilizacji, ogarniętej manią panowania ludzi nad przyrodą, jednych ludzi nad drugimi?
Są więc Święta, czas radości, zabawy, wspólnych spotkań, czas rodzin. Po śniegu drepczą zdziwione, czarne ptaszydła. W dalekich, śnieżnych lasach wilki wyją ze szczęścia. Znają one czas przychodzenia i odchodzenia słońca; czas łowów, czas głodu, czas wychowywania szczeniąt i inne jeszcze czasy. W wielkich miastach ludzie świętują własne święta i nie myślą o wilkach.
***
Już po świętach. Chodzę ulicami miasta, wkoło smutni, zmęczeni ludzie. Na twarzach chwilowe uśmiechy-maski, lecz nie widzę radości. Korytarzami ulic spływa śnieg w kolorze błota. Szare, puste dni. Były święta, ale czy coś się zmieniło?
Magda Budziszewska