DZIKIE ŻYCIE

Listy z obozu

Przytaczamy poniżej fragmenty listów jakie po obozie nadesłali nam jego uczestnicy.

Moje wrażenia po obozie to przede wszystkim nabranie przekonania, że cała Puszcza Białowieska powinna stać się szybko parkiem narodowym. Widok lasów hodowlanych, a także pozostałości po zrębach zupełnych w miejscach, gdzie wcześniej rósł las naturalny nasuwają niepokojącą wizję przyszłości. Obecny obszar Puszczy objęty parkiem narodowym to przecież zaledwie skrawek… Przeraża mnie myśl, że być może kiedyś hasło Puszcza Białowieska będzie pozbawione ładunku emocjonalnego, który rodzi się z przeświadczenia, że jest ona dzika, naturalna, niezgłębiona, żywa. Jeśli Puszcza ma stanowić wartość narodową, a nawet ponadnarodową to nie można jej przekształcać i w całości powinna stać się parkiem narodowym.

Złowieszczo dla mnie brzmiały słowa leśników, w których rękach jest przecież znaczna część Puszczy. Ich filozofia ekonomicznego spojrzenia na zasoby naturalne źle wróży resztkom Puszczy Białowieskiej. Przecież jak bardzo materialistyczne jest spojrzenie wielu leśników ilustruje ścieżka dydaktyczna „Żebra żubra”, gdzie wylicza się korzyści płynące z poszczególnych drzew – ale korzyści płytkie i jednostronne – np. dąb to doskonała deska, zamiast: tlen, zachowanie wilgotności, pokarm i schronienie dla innych mieszkańców lasu, element równowagi etc.

Jestem przekonany, że cała Puszcza powinna mieć opiekuna bardziej wrażliwego, którego wyobraźnia pozwala dostrzec inne wartości niż surowiec do produkcji desek.

Przytaczam dwa cytaty, które leśnicy zaserwowali nam z rzutnika podczas całego spotkania:

„Jest to stary błąd, na tym utrzymowanie lasu zasadzać, żeby żadnego drzewa nie tykać. Każda rzecz w przyrodzeniu ma swój kres, do którego przyszedłszy, trwa czas niejaki w doskonałym stanie, ten przebywszy, psuć się musi. Drzewo przestarzałe staje się niezdatnym i próżno miejsce zalega: trzeba go więc w czasie doskonałej jego pory wycinać, ale w tym wycinaniu tak poczynać roztropnie, żeby aktualna korzyść dalszej nie przeszkadzała”. Ignacy Krasicki: Pan Podstoli – 1778

„Praca jest dobrem człowieka – dobrem jego społeczeństwa przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowuje ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowieka, a także poniekąd bardziej staje się człowiekiem”. Jan Paweł II

Radek Sawicki, „Sowa”

Wspólna Ziemia, Chojnice

***

Społeczeństwo chce dęba… Stwierdzenie to padło z ust przedstawicieli Nadleśnictwa Białowieża. Rozumowanie jest proste. Społeczeństwo chce mieć dęby. W Białowieskim Parku Narodowym dęby się nie odnawiają. Na szczęście sadzą je leśnicy. Czyli tylko leśnicy są w stanie odpowiedzieć na potrzeby społeczeństwa i ochronić przyrodę.

Ta krótka historia pokazuje podstawową różnicę w rozumieniu pojęcia „ochrona przyrody” przez leśników i ekologów (może lepiej byłoby użyć tu nowoczesnej terminologii i rozróżnić „autentycznych ekologów/ecologists” z Lasów Państwowych oraz „tak zwanych ekologów” np. z Pracowni.

Otóż według tych pierwszych Puszcza musi być otoczona pieczą człowieka, aby (między innymi) odnawiał się w niej dąb i żeby było ładnie, bo właściwie to tylko dla dębów przyjeżdżają turyści.

Taki sposób myślenia jest jednak paradoksalnie doskonałym argumentem na rzecz utworzenia parku narodowego na terenie całej Puszczy Białowieskiej. Obszarów chronionych jest w Polsce niewiele. Powinny być one miejscami gdzie uczymy się od Przyrody, o której nasza wiedza jest wciąż minimalna (co przyznali również obaj panowie z Nadleśnictwa). Jeśli chcemy uczyć się od Puszczy, to musimy zaakceptować fakt, że w pewnym momencie może ona dębów nie chcieć, a nie wprowadzać je na siłę argumentując potrzebami estetycznymi człowieka. Trzeba przeskoczyć nasz antropocentryzm i pozwolić Przyrodzie iść swoją drogą, jakakolwiek by ona nie była.

A jeśli chodzi o potrzeby społeczne, to z moich obserwacji wynika, iż społeczeństwo reaguje jedynie na chwytliwe hasła w atrakcyjnym opakowaniu. To reklama decyduje czy najważniejszą wartością dla społeczeństwa jest w danym momencie niski poziom cholesterolu, czy świeży oddech. Nie zdziwiłabym się, gdyby pewnego dnia okazało się, że społeczeństwo chce drzew egzotycznych. Ciekawe, czy wówczas leśni dobrodzieje społeczeństwa ogłosiliby, że „pilną potrzebą staje się przebudowa drzewostanów Puszczy Białowieskiej na gaje pomarańczowe”?

***

Nowe szaty cesarza. „W dostępnej nam rzeczywistości bardzo niewielu ludzi zauważa nagich cesarzy, choć jest ich wcale niemało. Tym bardziej to smutne, że to właśnie takie trzeźwe i nieprzekupne spojrzenie mogłoby dopomóc nam znaleźć się w zdrowej rzeczywistości” (Angelika Aliti). Nowe szaty cesarza są imponujące. Wyszywane ekologizacją, racjonalnym użytkowaniem biosfery, trwałością ekosystemów leśnych, potrzebami przyszłych pokoleń. Dzięki nim dzieci mają papier na zeszyty, a dorośli deseczki na boazerie. Jak na pokazach mody nowe szaty mogą być z dumą prezentowane na „leśnych ścieżkach dydaktycznych”.

Propaganda Lasów Państwowych daje efekty. Szczególnie gdy nie napotyka na opór. Dwie lokalne puszczańskie gazetki wydają się całkowicie zdominowane przez głosy przeciwników Parku Narodowego. Dobrze byłoby stworzyć przeciwwagę dla ich argumentów.

***

W czasie spotkań z miejscowymi obrońcami przyrody wielokrotnie słyszeliśmy „powinniście to.”., „zróbcie tamto”. Ja mam jednak wrażenie, że teraz jest właściwy czas dla działań lokalnych, nawet jeśli będą to działania indywidualne. Są one z pewnością mniej efektowne, ale jeśli będziemy czekać na innych, to może się zdarzyć, że się nie doczekamy: Od samych deklaracji „jestem za” nic się nie wydarzy. „Nic o nas bez nas” i „Nikt za ciebie nic nie zrobi” – to hasła, zgodnie z którymi w Otwocku [chodzi o stowarzyszenie Komuna Otwock – red.] często pojedyncze osoby rozpoczynały działania społeczne i ekologiczne.

***

Z cytowanej wcześniej książki Angeliki Aliti pochodzi również fragment mówiący, iż „…radykalizm polega na tym, że kłamstwo jest nazywane kłamstwem, a nie upiększane jako nieporozumienie”. Może to właśnie powinno być teraz zadaniem kampanii w obronie Puszczy? Zarówno w samej Białowieży czy Narewce, jak i na szczeblu decyzyjnym, politycznym.

Mówienie, że konie czynią w lesie więcej szkód niż LKT można uznać za nieporozumienie. Ja powiedziałabym, że to zwykle kłamstwo…

W Białowieży, 14.07.1997, piękny dzień, poranną wizytę „Uhu ha” mam już za sobą („Trzeba kosić”), przesyłam uściski, Lila Dawidziuk

***

Dystans czasu nie pomógł mi wykrystalizować myśli z pobytu w Białowieży. Liczne spotkania, które miały tam miejsce, jak już ktoś powiedział – pomieszały nam w głowach. Słyszeliśmy waśnie, skargi, plotki, projekty, poglądy i niemożność rozwikłania tych wszystkich niezbadanych problemów. Ale to właśnie pozwoliło silnie odczuć głos tej, do której przyjechaliśmy. Głos kogoś umęczonego, maltretowanego i rozbieranego na cząstki, lecz głos, wobec którego te ludzkie głosy zlały się w nic nie znaczący bełkot Białej Wieży Babel.

Puszcza w samym środku tego bełkotu, a jednocześnie tak daleko, hen ponad nim. I dla mnie pobyt w niej bywał czasem pełnym ciszy i nieobecności słów. Ponieważ trudno o tym pisać, napiszę o tym, co wydarzyło się w drodze powrotnej.

Wracając z Lucyną oddałyśmy się temu, co przynosi los, czyli autostopowi. Los przyniósł nam młodego leśnika pracującego w Leśnym Kompleksie Promocyjnym „Puszcza Białowieska”. Rozmowa z nim była dla nas pewnego rodzaju sprawdzianem. Ów leśnik był (jak sam siebie określił) lokalnym patriotą. Niestety, jego lokalny patriotyzm obejmował tylko ludzi. Puszcza, to były już tylko deski warte tyle to a tyle.

Poznałyśmy historię pewnego pnia, wykradzionego kilka lat temu z Puszczy, który naprawdę nie był dębem, lecz bukiem, co przekreśla wszystko, czyżby chodziło o dąb, który uczestniczył w akcji pod parlamentem? Jeśli tak, to skąd idea buka, który to gatunek nie występuje w Puszczy, w ustach leśnika? – red..

Dowiedziałyśmy się też, że ekologów, których wyżej wzmiankowany postrzegał jako jedną wielką, ohydną masę, nic nie obchodzi ludność miejscowa, której zresztą zapowiedział wymarcie z głodu z chwilą utworzenia parku narodowego na całym obszarze Puszczy. Broniłyśmy się dzielnie. Jak nauczyły nas liczne spotkania nie próbowałyśmy go usilnie przekonać do swoich racji, lecz dzieliłyśmy się z nim swoimi odczuciami i poglądami. Mam głęboką nadzieję, że rozszerzyło to jego lokalny patriotyzm choć troszkę, a może też odsączyło „Pracownię” od tej „ohydnej ekologicznej masy”. W każdym razie rozstaliśmy się w przyjemnej atmosferze, a ja z silnym poczuciem, że jest w tych miejscach potrzeba zupełnie innej edukacji ekologicznej niż proponowana przez pana Antczaka, ekologa z LP w Białowieży.

Na kolejny „dar losu” czekałyśmy godzinę, ale miało to swój sens ponieważ okazał się nim przewodniczący Związku Młodzieży Białowieskiej, Jurek Osiennik. Puszczę wiozłyśmy w sobie, więc i rozmowa potoczyła się wiadomym torem. ZMB drukuje gazetę, w której kiedyś napisali coś o „Pracowni”, pniu w Warszawie, idei parku narodowego. Mówił nam, że są otwarci na współpracę, że chętnie wydrukują coś o Puszczy i o kampanii. Oprócz tego Jurek gra w zespole muzycznym, w tamtych stronach dość znanym, grywał też czasami na koncertach przed Kazikiem. Zapytałam go o ewentualne koncerty dedykowane Puszczy i był chętny podjąć tę inicjatywę. Czas pokaże czy jego słowa nie były puste. Na pewno musimy docierać do ludzi jeszcze nie widzących w drzewach tylko klepek czy desek. Tacy ludzie są bardzo potrzebni

Agnieszka z Jastrzębia

***

Białowieża przywitała nas wspaniałą pogodą, z chwilowymi burzami dla urozmaicenia, zachwycającymi lasami, klekotem boćków, które miały swe gniazdo na naszym uroczym domku, który to dźwięk towarzyszył nam nader często (pierwszą reakcją na widok pary boćków w gnieździe było rozczarowanie, że i tu doszła moda na sztuczne bociany, aż do miłego zdziwienia, że one są żywe!). Przywitała nas także świętem Kupały w białoruskim wydaniu i niezliczoną masą przyjezdnych, którzy jednak na szczęście rozproszyli się po owym święcie.

Pojawiliśmy się zobaczyć „krajobraz po kampanii”, skutki naszej kilkuletniej walki, skorzystać z doświadczeń, które moglibyśmy wykorzystać w pracy strażników. Przejechaliśmy tyle kilometrów, na drugi koniec Polski głównie po to, by nabrać siły, zaczerpnąć jej pełnymi garściami z lasu, z tej ostatniej w naszym kawałku świata pierwotnej Puszczy, łaknęliśmy dawki mocy przed kolejnym krokiem kampanii.

Dużo było tych wymagań i oczekiwań. Czy nie za wiele jak na tak mały fragment, w dodatku tak silnie „eksploatowany”? Moja pierwsza konfrontacja z tym dziedzictwem ludzkości nie budzi we mnie najlepszych wspomnień. Mój pierwszy raz w rezerwacie ścisłym Puszczy Białowieskiej; efektowne wrota otwierające przepustkę do dzikiej przyrody, otoczonej wysokim płotem. Czułam się jakbym oglądała niezwykłe cenną rzecz w oszklonej gablocie, która stoi na chwiejnym podłożu. Małe grupki ludzi (najczęściej cudzoziemców) podziwiające leżące olbrzymy, wykroty, niezliczoną ilość grzybów, wyglądały jak katastroficzny obrazek na Dzień Ziemi, na którym ludzie podziwiają ostatnie drzewo. A Puszcza Białowieska to właśnie takie „ostatnie drzewo”, tyle, że pierwotnej przyrody. Tytko jakoś mało kto to dostrzega. Przyznaję tu rację Michałowi Barmucie, który jako koniuszy dobrze znał Puszczę i tak właśnie o niej mówił.

Rezerwat ścisły emanuje smutkiem. Czuje się jego przedmiotowe traktowanie, cała jego powierzchnia to poletko doświadczalne, na którym naukowcy zbierają kolejne tytuły. Trudno tu znaleźć jakieś miejsce, które by nie było opalikowane czy jakoś oznaczone. Wszystko tu pozostaje pod intensywnym nadzorem człowieka; wzdychanie rysia czy pohukiwanie sowy.

Ja też przychodzę z określonymi oczekiwaniami i dostaje, czego chcę. Widok tej małej oazy na pustyni musi budzić potrzebę walki o dalsze tereny, które mogłyby się obyć bez całej rzeszy naukowców i ekologów.

Jednak dużo smutniejszy widok od rezerwatu ścisłego wzbudza obraz społeczności białowieskiej, wyłączając rdzennych mieszkańców, których najmniej udało się nam poznać. Mam tu na myśli raczej naukowców i różnych ludzi dobrej woli, których jak magnes ściąga do Białowieży Puszcza. Jeżeli ktokolwiek z nas ufał kiedyś zdaniu naukowców, to bardzo szybko zweryfikował swój pogląd. Rozmawialiśmy z większością środowisk w Białowieży, próbowaliśmy poznać problemy, z którymi się borykają ich pomysły na ochronę Puszczy, a trafiliśmy na środek placu boju, z którego każdy chciał nas przeciągnąć na swoją stronę. Wysłuchaliśmy całej lawiny oskarżeń, żalów, szkalowań. Po każdej rozmowie wiedzieliśmy coraz mniej. Jasne było tylko jedno: nigdy nie spotkaliśmy tak bardzo skłóconego ze sobą środowiska na tak małym obszarze (chociaż po ostatnich wydarzeniach na „Kolumnie” – spotkaniu ruchu ekologicznego – opisanych w Zielonych Brygadach, można dojść do wniosku, że to po prostu charakteryzuje ludzi, którzy chcą bronić przyrody). Jedyną oczywistą dla nas rzeczą było, że wszystkim tym ludziom zależy jakoś na ochronie Puszczy, by cała jej powierzchnia była parkiem narodowym. Jednak ich drogi dojścia do celu są skrajnie różne i nie zawsze czytelne.

Kto tu mówi prawdę? Konflikt, którego dotknęliśmy będąc w Białowieży chyba nie jest do rozwiązania, ani zrozumienia. I nie o to chodziło, ważniejsze było dostrzec jak zajmowana pozycja, kolejne tytuły naukowe, pieniądze itd. potrafią ludźmi manipulować. Jak trudno jest, naprawdę bez żadnych pobudek sfery materialnej, występować w obronie przyrody. Oczywiście to jest obraz odbity w krzywym zwierciadle, w którym nie ma miejsca na wielu uczciwie zaangażowanych w ratowanie przyrody naukowców i pracowników zatrudnionych w białowieskich instytucjach. Właściwie to opisałam obraz jaki nie powinien towarzyszyć kampaniom i jak bardzo jest potrzebny oddolny, niezależny ruch obrony przyrody, który mógłby wyjść poza różne układy i układziki; którymi większość z nas ludzi, jest obecnie związana. A projekt strażników miejsc przyrodniczo cennych, w którym uczestniczymy jest taką szansą. jeśli tylko nie zboczy ze swego kierunku i zmniejszy nieco przepływowość uczestników, wówczas może pozwolić na uwolnienie się od tego białowieskiego obrazka. Jest to możliwe, patrząc choćby na kampanię o utworzenie Turnickiego Parku Narodowego.

Pobyt w Białowieży kojarzył mi się ze spokojem. Chociaż wioska ta nie jest najlepszym miejscem do odpoczęcia od zgiełku i skomplikowania naszego życia, to chwile spędzone w lesie pozwalały jednak zapomnieć o całej tej szarpaninie. Puszcza Białowieska nie pozwoli nam szybko o sobie zapomnieć.

Anna Targiel, Pszczyna

***

Chciałbym podziękować „Pracowni” za lipcowe spotkanie z Puszczą. Moje wrażenia i odczucia przywiezione z Białowieży to bardzo, bardzo dużo dobrych fluidów, moc energii i ciepła oraz doświadczenie dzikości. Mili ludzie, ciekawe i konstruktywne spotkania (właściwie z przedstawicielami. wszystkich „stron”) i swobodna forma obozu stanowią o dużym plusie dla niego. Naprawdę nie spodziewałem się tak wiele i serdecznie dziękuję. […] Myślę, że uwagi i spostrzeżenia, które pojawiły się podczas ostatniego kręgu, takie jak: skłócone środowisko badaczy, naukowców i rzeczników ochrony puszczy i skonsolidowane, zdyscyplinowane szeregi leśników; z jednej strony dwulicowość, z drugiej świadomość potrzeby skutecznych działań dla ochrony całej puszczy – udzieliły się większości uczestników obozu. Co dalej? Prawdę mówiąc nie bardzo wiem. Tak dużo i tak różnych informacji wchłonąłem, iż nie potrafię ich ułożyć w sensowną całość. Jedno jest pewne, Puszczę Białowieską trzeba chronić skutecznie. Niezbędny jest status parku narodowego, a nie pozory jakie stwarza Leśny Kompleks Promocyjny i temu chciałbym się przysłużyć w miarę swych możliwości.

Maciek, Kostrzyn