Gusła i strachy ekologii
Robiąc coś dla środowiska starajmy się znaleźć i podkreślać dobre strony tkwiące w każdym człowieku, a unikać mówienia o złych.
To piękne wezwanie co i rusz pojawia się wśród różnych dobrych ekologów. Niektóre pisma ekologiczne przepojone są tym duchem do tego stopnia, że drukują obok siebie szlachetne wypowiedzi przyrodników, aktywistów, urzędników administracji państwowej; dyrektorów fabryk chemicznych oraz budowniczych autostrad. A jeśli coś wokół nas jest nie tak z przyrodą, to winne są oczywiście krasnoludki, a raczej chwile ludzkiej słabości, bo przecież w istocie w nas wszystkich przeważają pokłady dobra.
A ja bym chciał odejść od tego natrętnego dzielenia na dobro i zło, choć wiem, że narażam się na zarzut relatywizmu. Głęboko zapadły w moje serce słowa Thomasa Berry’ego, które wypowiedział do setki zebranych słuchaczy na ekologicznej konferencji w Irlandii: „Strzeżcie się dobrych ludzi!”
Ten ekologizujący duchowny i wielki autorytet moralny ukazał w swoim poruszającym wykładzie ile cierpienia spowodował na ziemi człowiek w imię dobra. Zasugerował słuchaczom, że człowiek przywiązany do idei czynienia dobra w istocie może spowodować więcej bólu i krzywd niż ten, który działa bez żadnego przywiązania do idei czy ideologii, również dobra i zła.
Wiele jest na świecie różnych Dobroczyńców, akceptowanych bez zmrużenia oka i przedstawiający się jako działający dla dobra ludzkości. Niektórzy są „dobrymi” w duchowym wymiarze, inni w bardziej merkantylnym. Jak słusznie zauważa Marek Głogoczowski: „Ponadnarodowe Stowarzyszenia w rodzaju Banku Światowego, MFW, Coca-Coli […] łupią społeczeństwa „zdominowane przez te filantropijne instytucje”. Ten sam autor pisze dalej, że „lichwa – czyli pożyczanie pieniędzy na (wysoki) procent – we wszystkich ustrojach Homo sapiens, łącznie z ortodoksyjnym chrześcijaństwem, jest traktowane jako pospolite przestępstwo”. Tymczasem wynalazek pożyczania na procent stał się fundamentem budowania własnego dobrobytu przez bogatych, dobrych ludzi i doprowadził do nieznanego w przeszłości rozwarstwienia ludzkiej populacji na bogatych i skrajnie biednych w proporcji 1:4. Liczni dobroczyńcy od wieków niszczą różne lokalne społeczności, zawsze działając w imię dobra, postępu, a ostatnio także „ekologii”.
Ideolodzy dobra chcąc usprawiedliwić swoje postępowanie potrzebują argumentów, a więc zwracają się do autorytetów. Wygodnym autorytetem jest dla tych dobrych ludzi nauka, w której jednak nie szuka się światła, bo mogłoby rozświetlić jakieś brzydkie skutki naszej dobroci, lecz szuka się oparcia. Chcąc być dobrym dla właścicieli wyciągów na Pilsku Urząd zlecił Polskiej Akademii Nauk ekspertyzę, czy naprawdę narciarstwo szkodzi przyrodzie, a naukowcy, wziąwszy dużo pieniędzy, po żmudnych badaniach wykazali, że na trasach narciarskich jest uboższa roślinność niż poza nimi, więc trasy te przyrodzie nie szkodzą. Stąd już krótka droga do ogłoszenia, które gdzieś się ukazało, o „naukowym strzyżeniu włosów”.
Może więc warto mówić o naszych złych stronach i nie lękać się ujrzenia obrazu w całości? Przecież ta nauka płynie właśnie z ekologii: nie szukajmy tylko dobrych stron życia, lecz dostrzegajmy wszystkie, bo wszystko jest ze sobą powiązane.
Omen