DZIKIE ŻYCIE

List od Roberta Lyle do przyjaciół wilka

Robert Lyle

Przyjaciele,

W ubiegłym roku w USA ukazała się książka opisująca możliwe tragiczne konsekwencje strategii ekonomicznego rozwoju „Pierwszego Świata”. W książce tej znajduje się następujący fragment:

Musimy zauważyć, zgodnie z tym, na co zwróciła uwagę pewna grupa zielonych ze Wschodu już w 1991 roku, że spuścizna komunizmu w dziedzinie środowiska naturalnego ma dwuznaczny charakter. Na dawnych obszarach wpływów sowieckich są ogromne przestrzenie zanieczyszczeń, ale równocześnie jest tam wiele rozległych, niezniszczonych obszarów posiadających wysokie wartości przyrodnicze. Wskazuje na to trzykrotnie większa ilość wilków żyjących w Europie Środkowej i Wschodniej niż w Europie Zachodniej i więcej niedźwiedzi w Rumunii niż w całej Zachodniej Europie”1.

Powyższe stwierdzenie ważne jest z dwóch powodów: ujawnia fakt, że Zachód jest tak samo odpowiedzialny za zniszczenie środowiska jak Wschód oraz ukazuje, że wilk jest znakomitym wskaźnikiem zdrowego środowiska.

Wy, w Polsce możecie być wdzięczni, że wciąż jeszcze macie prawdziwe lasy i prawdziwych gospodarzy tych lasów, jakimi są wilki – najlepsi ich strażnicy. Musicie jednak głęboko zastanowić się nad faktem, iż zarówno lasy jak i wilki coraz bardziej są zagrożone. Zagrożenie to płynie z presji ekonomicznej zachęcającej nas do uzyskiwania szybkich zysków i przymykania oczu na totalny krach wyrażający się w zanieczyszczeniach i ubóstwie, które następują w dłuższej perspektywie.

Chciałbym teraz zasugerować sposób postępowania pozwalający zarówno zachować Wasze lasy, jak i wilki, niedźwiedzie, jelenie, a równocześnie zapracować na godziwe pieniądze i zachować pracę dla ludzi.

Kluczową postacią na tej drodze jest Canis lupus, wilk, ponieważ jeżeli uda się Wam ochronić wilka, wówczas uda się również ochronić wszystko inne.

Wilki są zagrożone, nie tylko u Was, ale wszędzie, ponieważ człowiek wkracza w ich naturalne środowisko i niszczy je, a także dlatego, że sporadycznie wilki napadają na zwierzęta hodowlane, szczególnie wówczas kiedy brakuje ich naturalnych ofiar, zwykle z powodu zbyt intensywnych polowań myśliwych.

Napadanie na zwierzęta domowe – z oczywistych przyczyn nie tak znaczne jak się to wilkom przypisuje – można zminimalizować i zlikwidować, jeśli rzeczywiście ma miejsce i powinno się je rekompensować. Ale i to zjawisko jest dość dwuznaczne.

Współczuję bardzo zarówno krowom jak i owcom i nie chcę, żeby niepotrzebnie cierpiały, ale muszę również podkreślić, że zwierzęta te powodują ogromnie dużo szkód. Możemy powiedzieć metaforycznie, że to właśnie one są prawdziwymi drapieżnikami, ponieważ zamieniają ziemię na pustynię. Efektem wypasania krów i owiec jest zmiana obszarów, na których przebywają na tereny nie nadające się do życia dla wszystkich dzikich gatunków, które tam wcześniej żyły. Możemy powiedzieć, że owce i bydło „zjadają” wilki, rysie, jelenie, zające i wszystko inne! Następnie, aby znaleźć nowe, żyzne tereny pasterze i hodowcy muszą przenosić się w nowe miejsca, wycinać lub wypalać lasy i tak postępuje ten proces. Według ONZ co roku przybywa na ziemi 207 200 km2 pustyń, przede wszystkim z powodu wypasania2.

Produkcja zwierzęca pochłania również stanowczo za dużo bezcennej wody, przyczyniając się ostatecznie do zamieniania niektórych obszarów ziemi w tereny nie nadające się do zamieszkania przez ludzi.

Największy podział we współczesnym świecie, który ciągle się powiększa, to podział na bogatych i biednych; na jedzących zbyt dużo i głodnych oraz głodujących. Pomyślcie tylko: żeby wyprodukować kilogram pszenicy trzeba zużyć 900 litrów wody, ale żeby uzyskać kilogram mięsa potrzeba 100 000 litrów wody!3. A przecież większość produkowanych na świecie zbóż przeznacza się na paszę dla zwierząt.

Zgodzicie się chyba, że nie ma to sensu? Co więcej, produkcja wołowiny i hodowla owiec są nieekonomiczne: utrzymują się dzięki ogromnym dotacjom. Na przykład w Europie, w 1994 roku subsydia te wyniosły około 160 miliardów dolarów!4

Musimy widzieć ten przemysł w odpowiedniej perspektywie, bo dopiero ona ukazuje nam jasno, że chociaż ludzie mają prawo hodować zwierzęta i wypasać je, to jednak nie mają prawa robić tego na nasz rachunek, niszcząc podczas tego procesu nasze środowisko życia. Przychylając się ku doraźnym rozwiązaniom i szybkiemu zyskowi dokonuje się samozniszczenia. Jednym z takich doraźnych rozwiązań jest żądanie zabijania wilków, ponieważ czasami napadają one na zwierzęta domowe, a często jest też usprawiedliwieniem dla nieodpowiedzialnego gospodarowania. Ludzie tacy wchodzą w związki z myśliwymi, którzy również chcą zabijać wilki, choć z innych powodów. Możemy sympatyzować z hodowcami i współczuć ich stratom, ale nie możemy akceptować takich rozwiązań.

Dobrym przykładem może być Alaska. Tam rząd wydaje licencje myśliwym i traperom zachęcając ich do zabijania wilków ponieważ sam chce umyć ręce od problemu „kontroli populacji wilków”, która jest droga i niepopularna. A więc brudną robotę powierza się innym. Zarówno na Alasce, jak i w Polsce zachęca się do polowań dewizowych ponieważ przynoszą jeszcze pewne zyski ekonomiczne, chociaż w polskich warunkach są one nieporównywalnie większe niż dla mieszkańców Alaski.

Jest jednak o wiele lepszy sposób pomocy farmerom i zachowania tego co jeszcze pozostało z Waszej niezastąpionej przyrody, Waszego prawdziwego bogactwa. Jeśli go nie zachowacie, nie wróży to Wam długiego życia.

Oczywiście, hodowcom trzeba płacić za zwierzęta, które utracili z powodu ataków wilków. Można płacić bezpośrednie odszkodowania, lub, lepiej – jak sądzę – tak jak to proponują w Szwecji, płacąc samorządom tych regionów, w których pojawiają się wilki. Im więcej wilków, tym większe dotacje. Metoda ta zachęca ludzi do ochrony wilka (wilki to pieniądze!) i chroni przed oczywistymi nadużyciami, jest poza tym tańsza i prostsza w administracji.

Skąd wziąć na to pieniądze? Być może zdziwicie się, ale większość mieszkańców Zachodniej Europy nigdy nie była w lesie! Nigdy nie widzieli wilka, niedźwiedzia, nigdy nie słyszeli wycia wilka! Chętnie by zapłacili za taką okazję i – na szczęście – jest ich znacznie więcej niż myśliwych, Turyści chronią zwierzęta; myśliwi je zabijają.

Jak wiecie, na północnym zachodzie USA reintrodukowano wilki w Parku Narodowym Yellowstone. Zrobiono to mimo silnych sprzeciwów hodowców. Wprowadzenie na ten obszar wilków zwiększyło ilość odwiedzających park o 20%. W ciągu pierwszych dwóch lat 14 000 ludzi oglądało tam wilki. „Wartość” tych wilków ocenia się obecnie na wysokość 9 milionów dolarów zysków rocznie, a spodziewany jest wzrost zarobków parku do 25 milionów dolarów rocznie!5

Jeżeli chcecie zachować swój rodzimy kraj, jeśli chcecie oddychać czystym powietrzem, pić czystą wodę, mieć drzewa, ptaki i dzikie zwierzęta, nie dajcie się terroryzować przez zachodni przemysł czerpiący zyski z niszczenia ekosystemów, nie wpuszczajcie drwali w Wasze najstarsze lasy; nie. pozwólcie myśliwym strzelać do Waszych wilków i niedźwiedzi. Uczcie ich o wartościach Waszego dziedzictwa przyrodniczego – moralnych na równi z ekonomicznymi.

Mówcie o tym Waszemu rządowi, mówcie wojewodom i administracji lokalnej, że dziedzictwo przyrodnicze musi być zachowane. Ono jest kapitałem zarówno kulturowym jak i ekonomicznym. Dlatego trzeba im mówić, że turystyka ekologiczna powinna mieć pierwszeństwo, będąc propozycją dla hodowców i pasterzy, którzy cierpią z powodu szkód od wilków, pod warunkiem jednak, że zaniechają oni zabijania wilków. Mówcie, że powinni uczyć myśliwych, że muszą się stać ludźmi odpowiedzialnymi i chcącymi dzielić role z naturalnymi, najstarszymi strażnikami lasu. Gdyby zechcieli uczyć się od wilków tak, jak robili to ich pradziadowie w epoce lodowej, wówczas staliby się lepszymi myśliwymi i lepszymi ludźmi. Niech zastanowią się nad słowami Indianina z plemienia Czarnych Stóp imieniem Red Eagle:

Oh, jakże mądre, wypełnione prawdziwym sercem są te zwierzęta – wielkie wilki naszych przestrzeni!

Przyjaciele, wycierpieliście okropności dwóch wojen. Cierpieliście prześladowania, okupację i bezwzględne wykorzystywanie – a jednak przetrwaliście i podnieśliście się z wojen, by odbudować Wasz wielki, wspaniały kraj. Ale Wasz główny drapieżnik, szary wilk, strażnik lasów, również cierpiał – całe wieki prześladowań: okupację lub zniszczenie jego terytoriów, próbę całkowitego wymordowania – i on też przetrwał, nie zgodził się na wyniszczenie.

Jestem pewien, że darzycie go szacunkiem. Jestem pewien, że czujecie, iż potrzebuje Waszej ochrony – i że otrzyma ją od Was.

Robert Lyle

wrzesień 1997

Przypisy:

1. Tom Athanasiou. Slow Reckoning The Ecology of a Divided Planet. Little Brown & Company, 1996. Secker & Warburg, London 1997.

2. Juliet Gellatley, The Silent Ark, Thorsons, London, 1996.

3. New Scientist. 1 lutego, 1997.

4. Gellatley, op.cit.

5. „BBC Wildlife Magazine”, wrzesień 1997