Mistrzów tatrzańskich medytacje
„…Naród nasz z postępem cywilizacyi zyskuje coraz szersze koło ludzi pojmujących piękno dzikiej natury” – pisał pod koniec XIX wieku Walery Eliasz Radzikowski. Czytając wielu autorów z tamtych czasów spotkać się można z czymś, co dziś określono by mianem „ekologicznej turystyki”, a nawet „ekologicznej duchowości”. Warto przypomnieć choćby parę tekstów ówczesnych fascynatów przyrody tatrzańskiej.
Dziwne tchnienie
Spójrzmy najpierw na Tatry z gorczańskich stoków, skąd oglądali je przybywający od strony Krakowa podróżnicy. Taki opis widoku Tatr pojawia się w powieści Orkana „W roztokach”:
Podnóża ich zastępowała góra przeciwległa i nie widać było skąd wyrastają. Zdawało się, że za tą górą morze się rozlewa – i one wyskakują z niego prosto w niebo ogromem rdzawych ścian porysowanych, przebijając błękit w górze ostrymi szczytami. […] Wszyscy poczuli.w sercach swoich, że ich owiało dziwne tchnienie. Coś, co zapiera dech w piersi, tamuje wyrazy, budzi nieznane jakieś dreszcze rozkoszne i święte. Bo tak owiewa serca ludzkie dziwne tchnienie Tatr.
Piękno
Według Walerego Eliasza wyprawy w góry są związane przede wszystkim z „kultem piękna”. W czwartym wydaniu „Przewodnika do Tatr, Pienin i Szczawnic” z 1891 roku pisał:
„Piękno, jakiekolwiek ono jest, nie przestaje nigdy być przedmiotem uwielbienia, dlatego okolice górskie, jednoczące w sobie bardzo wiele przymiotów pięknej natury, zawsze będą ponętą dla wznioślejszych umysłów pośród ludzi. Jeżeli mówimy o wdziękach gór w ogólności i przyznajemy im niewysłowiony wpływ, to cóż dopiero powiedzieć przyjdzie o czarującej sile najwspanialszych z nich, o owych majestatycznych Tatrach, które mieszczą w sobie tyle przymiotów dziewiczej, nieujętej w karby natury, iż ich ani słowa poety, ani dzieło malarza nie zdołają oddać w pełni rzeczywistości”.
Pisze Eliasz także o „istotach upośledzonych”, które „nawet pomimo swego wykształconego umysłu nie mogą pojąć piękności dzikiej natury”. W przewodniku Eliasza wiele jest opisów natury świadczących o nietechnokratycznym podejściu autora, którego fascynuje „fantastyczny nieład” w dzikiej przyrodzie. W podróży doliną Białej Wody
„wszędzie towarzyszy nam szumny potok z brzegami fantastycznie ustrojonemi w różne krzewy i drzewa. Głazy wszelkiej miary sterczą z łożyska, o które rozbija się woda i znosi im pod stopy pnie, kłody i gałęzie. Na tem hulaszczem i pięknem dzieckiem matki natury drzemią w milczeniu posiwiałe od starości kolosy skaliste, wieczne jego druhy”.
Sympatya z górską roślinnością
Stanisław Witkiewicz (ojciec St. Ignacego „Witkacego”) napisał niecodzienną książkę, będącą cyklem artykułów o góralszczyźnie połączonym z opisem wycieczki w Tatry. W ten sposób powstała całość opowiadająca o przeżyciach, jakie rodzą się w kontakcie z naturą. W tej książce zatytułowanej „Na przełęczy” Witkiewicz prowadzi nas przez tatrzańskie doliny i przełęcze. Wspaniały jest opis roślinności w Dolinie Hlińskiej.
W ogóle cała ta roślinność górska tak jasno i otwarcie mówi o swoim losie, tak to, co ją cieszy i co ją boli jest wypisane na jej kształtach; ma ona taki wyraz wskutek tego, że ten sam rodzaj rośliny widzi się w różnych warunkach bytu, iż cała ta ziemia zdaje się gadać lub być otwartą kartką książki napisanej jasną, zrozumiałą mową.
[…] przychodzi się do jakiegoś zbratania, do jakiejś sympatyi psychicznej z roślinami. Przestają one być rzeczami, które, jeżeli się nie jest botanikiem i nie chce się w ogóle robić z rośliny użytku, obserwuje się dla ich piękna, dla barwy lub kształtu bawiącego lub zadziwiającego oko, dla nęcącego wreszcie zapachu. Tu rośliny zdają się być bardzo bliskiemi człowieka istotami; tu czuje się, że one żyją, tu widzi się, jak walczą, przystosowują się do warunków zewnętrznych lub cierpią i giną, – są nędzarzami, jak świerk u górnej granicy swego zasięgu, lub magnatami jak te pyszne pnie, jak ta cała, wspaniała roślinność, nieniszczona przez człowieka, broniona od sil wrogich przez ściany wirchów – wśród której szliśmy doliną Hlińską.
Źródła życia
Jeden z opisów Witkiewicza porównuje naturę do teatru.
Przepyszna sala teatralna, w której zamiast brudnego plafonu rozpina się błękit nieba, słońce jest świecznikiem, a dekoracye mają po kilka tysięcy stóp wysokości – siedzieliśmy w pierwszych jej rzędach i słuchaliśmy wielkiej muzyki natury – piliśmy ze źródła to, z czego się składa każda sztuka, bez względu na jej środki: ze źródła rzeczywistego życia.
Witkiewicz, któty prowadzi czytelnika w głąb Tatr, snuje refleksje o przeżyciach rodzących się w kontakcie człowieka ze zjawiskami natury. Przeżycia te nie dają się żadną miarą uracjonalnić. Mówi Witkiewicz o
niewytłomaczonym pierwiastku, który uderza jak czad do głowy i przyprowadza duszę nad taki brzeżeg, z którego zdaje się, że zdrowo nie zejdzie.
W publikacjach XIX wiecznych można znaleźć również ironiczne uwagi opinii publicznej, pierdzącej w stołki ówczesnych salonów.
Monotonia skał, świerków, połonin i pogruchotanych głazów i niczym nie ożywionej głuszy, może tylko wywołać te stereotypowe, idiotyczne zachwyty, jakiemi nas do przesytu częstują nudne opisy podróży w Tatry.
pisano w 1874 roku w krakowskim „Czasie”.
Bramy nieba
Dla zwiedzającego Tatry – w połowie XIX wieku Wincentego Pola tatrzańska natura była czymś, z czym trudno jest się człowiekowi oswoić. Wśród gór bowiem gubi się powierzchowność i płaski racjonalizm. Wrażliwość na piękno natury to zdaniem Pola miara duchowego poziomu człowieka.
Wszystko wiecznie jest tutaj nowe i świeże, jak oddech tych gór, nowe i świeże, jak ich roślinność, nowe i świeże, jak mgły i chmury, silne światła i cienie, nowe i świeże jak myśli i uczucia, któremi te widoki w grze nieustannej nawiedzają ducha i nawodzą serce… […]Kto się nie czuł natchnionym wśród nich, kto się nie czuł lekkim i bezpiecznym w sobie, gdy tem powietrzem oddychał, kto się z tęsknotą nie rozstał z Tatrami, żywiąc nadzieję, że je jeszcze kiedyś zobaczy, ten nie żył ani wiarą, ani miłością, ani nadzieją, i drzwi do nieba zostaną mu na wieki zamknięte, bo w przedsionku wielkich natchnień nie miał nic do złożenia.
Tak pisano o Tatrach przed ponad wiekiem. Nie wszyscy jednak szukali tu wielkich natchnień i nie wszyscy piękno natury pojmowali:
…słychać narzekania, że po Tatrach źle chodzić! Chcianoby u nas żelaznej kolei na Świnnicę jak na Rigi w Szwajcaryi!
o ówczesnych „Europejczykach” donosi i kpi w swym przewodniku Walery Eliasz.
***
Cztery zdania o Ciemniaku i inwestycjach w Tatrach
Ciemniak jest jednym z Czerwonych Wierchów.
Ciemniak jest wśród Czerwonych Wierchów najbardziej wysunięty na zachód.
Pierwsze pomysły większych inwestycji w Tatrach wiążą się właśnie z Ciemniakiem*
Olimpijskie idee zakopiańskich urzędników – choć w bogoojczyźniane etykiety zaopatrzone – lotnością swą Ciemniaka sięgają.
Tomasz Poller
* Budowę kolejki na Ciemniaka rozważano w 1903 roku.