Polemika. A może jednak wojownicy?
Polemika
A może jednak wojownicy?
W artykule o nieco prowokacyjno-ironicznym tytule „Idzie żołnierz borem, lasem” Anna Nacher wyraża swój głęboki sprzeciw wobec „frazeologii wojennej w odniesieniu do działań w obronie Ziemi”. Ja też nie jestem entuzjastą treści batalistyczno-martyrologicznych i nie poczuwam się zbytnio do tradycji tzw. honoru, racji stanu, interesu państwowego itp. Myślę jednak, że etos wojownika, będący w jakiś sposób z tradycją ową związany, jednocześnie wykracza poza nią, ma bardziej uniwersalny charakter. Pokusiłbym się nawet o twierdzenie, że jest w ideale wojownika coś archetypowego.
Dla mnie wojownik to ktoś, kto w imię szczerze wyznawanych wartości gotów jest czynnie przeciwstawić się działaniom, które w wartości te bezpośrednio uderzają. W tym sensie nie jest wojownikiem przeciętny żołnierz z przymusowego poboru ani płatny bojówkarz. Występowanie w obronie istotnych wartości może wiązać się z niebezpieczeństwami i represjami, wojownik jednak przezwycięża strach i idzie konsekwentnie za głosem sumienia. Skoro za działaniami, które pragniemy powstrzymać stoją konkretni ludzie, to mówiąc „nie!” pewnym posunięciom, mówimy de facto „nie!” pewnym ludziom. Zgadzam się, że nie są to jacyś bezosobowi „oni”, lecz „my w innym miejscu i w innym czasie”, lecz tak czy inaczej może zajść konieczność zdecydowanego przeciwstawienia się im, jeśli nie odpowiedzą na , apele do ich dobrej woli, której w danym miejscu i czasie mogą zwyczajnie nie mieć. Rozumiem, że wojownicza retoryka może, z uwagi na swe konotacje, budzić sprzeciw ortodoksyjnych pacyfistów: Pacyfizm ortodoksyjny, jak każdy dogmatyzm ideologiczny, jest jednak pewnym ograniczeniem. Przy całym szacunku dla jednego z bezspornie największych teoretyków i praktyków pacyfizmu, Gandhiego, myślę, że nie zawsze miał on rację. Zapytany o zastosowanie satyagrahy do kwestii żydowskiej w czasie II wojny światowej stwierdził, że „niemieccy Żydzi powinni popełnić zbiorowe samobójstwo, co otworzyłoby oczy światu i narodowi niemieckiemu na gwałt zadawany przez Hitlera”. Być może ktoś skłonny jest dowodzić, że tak właśnie należało postąpić, dla mnie jednak brzmi to jak bardzo kiepski kawał. Idea, choćby najszlachetniejsza, mająca zastosowanie w jednym miejscu, nie koniecznie pasuje w innym.
Uznaję prymat życia nad ideologią. Uznaję też prawo do samoobrony. Każde. zaatakowane zwierzę (nie tylko drapieżne) ucieka, lub jeśli nie ma szans ucieczki broni się tak, jak potrafi. Nie widzę powodów, aby człowiek miał być pod tym względem wyjątkiem. Podobno co roku ginie z rąk zabójców kilkudziesięciu aktywistów ekologicznych. Myślę, że w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia każdy ma prawo bronić się na wszelkie sposoby. Gdy zaś do sytuacji takiej dochodzi, mamy do czynienia właśnie z wojowaniem w najbardziej dosłownym rozumieniu tego słowa. W którymś z jesiennych numerów „Dzikiego Życia” uczestnik akcji na Górze Świętej Anny wspomina, jak to postanowił stawiać opór bierny jeśli będzie ściągany z dachu skłotu. Gdyby jednak próbowano go zrzucić, gotów był użyć wszelkich dostępnych metod obrony. Śmiem twierdzić, że jest to właśnie postawa mądrego wojownika, który przemoc traktuje jako ostateczność, dopuszcza jednak ewentualność jej użycia.
Opowiadam się za metodami pacyfistycznymi, tym bardziej, że dają one moralną przewagę nad przeciwnikiem. Przewaga moralna i siła argumentów nie zawsze jednak wystarczają. Nawet ktoś tak pokojowo nastawiony jak Allen Ginsberg, twórca terminu „flower power”, w jednej ze swoich piosenek przyznaje, że „flower power's fina but innocence has no protection”. Uważam, że zupełna negacja ideału wojownika jest błędem. Lepiej nie odrzucać tej części naszej natury, gdyż w pewnych okolicznościach może ona okazać się bardzo przydatna.
Olgierd Dilis