DZIKIE ŻYCIE

Pozostań tam gdzie jesteś czyli o tym, co wynika z przeprowadzenia się na wieś

Marek Styczyński

Pozostań tam gdzie jesteś
czyli o tym, co wynika z przeprowadzania się na wieś

Jeszcze naiwnie dziwimy się na wiadomość, że burmistrz Krynicy Jan Golba zakłada izbę gospodarczą „Ekorozwój”, ale przestajemy się dziwić, kiedy „dziki” budowniczy kiosków na szczycie Jaworzyny Krynickiej „przetrzymuje” kolejne decyzje o rozbiórce nielegalnych budowli i dostaje miliardowe dotacje na rozwój turystyki. Czasem znowu trochę się dziwimy, kiedy inny burmistrz, zamiast wyegzekwować odszkodowanie za nielega1ną ścinkę drzew, dogaduje się z winnym i razem występują o zgodę na budowę wyciągu narciarskiego na kolejny szczyt w terenie chronionym. Kiedy wydaje się nam, że nic już nas nie zadziwi okazuje się, że to my, próbując wyegzekwować prawo i rozsądek, jesteśmy zagrożeniem dla interesu Polski! Z tego wszystkiego rozumiemy dziś, że plan jest taki: raz zarobić na tworzeniu prawa, a drugi podczas jego obchodzenia.


Opisane w wielkim skrócie obserwacje skłoniły nas do próby poznania z kim marny do czynienia? Wiedzieliśmy już bowiem „jak”, ale nie wiedzieliśmy „kto”. Kiedy przyjrzeliśmy się konkretnym ludziom (bo to pojedynczy człowiek jest zawsze „pomysłodawcą” kolejnej megalomańskiej akcji, a powoływanie się na „potrzeby społeczne” i „interes lokalny” jest tylko elementem socjotechniki) pojawiły się dwie grupy. Jedna to ludzie z osobistymi kompleksami, którzy chcą być ważni, zauważeni i wielcy (no i bogaci...). Nic nie czyni bardziej zauważanym, niż trwałe zniszczenie największej góry w okolicy. To prawdziwy pomnik na całe wieki. Pozostawmy tę grupę psychiatrom. Bardziej interesująca dla nas jest grupa ludzi „przyjezdnych”. Pojawiają się znikąd (zawsze jednak z miasta) i bardzo miłują życie na wsi. Kochają też mocno góry i życia bez nich nie widzą! Kupują chałupę, a z czasem coraz więcej ziemi (takie tam, nikomu nie przydatne „bzdyrki”) i są przez jakiś czas zagadką dla okolicy. Potem czas na społecznikowskie działanie! „Nowi” potrafią pisać i czytać”, okazują się także jakimiś inżynierami, magistrami, znają też sporo ludzi. Pomagają w budowie drogi, przedłużają linię autobusową. Stają się przydatni dla wsi. Nasza wieś ogólnie bardzo lubi, jak się jej zrobi drogę, most i zrobi dobrze w jakikolwiek sposób, byle darmo. Teraz nasz delikwent przypomina sobie o „bzdyrkach”. Są bezużyteczne, dokąd na geodezyjnych mapach i w rejestrach figurują jako grunty „rolne” lub „leśne”. Aby to zmienić, trzeba trochę władzy. No więc nowiutki radny, a może wkrótce wójt, burmistrz czy inny przewodnik lokalnej społeczności musi kilka lat popracować. Nie są to lata stracone. Dawniej znajomych trzeba było przyjmować na własny koszt, teraz są to poszukiwani „inwestorzy” i „poważni biznesmeni”. Czasem nawet trafiają się „inwestorzy strategiczni”! Do chaty za wsią jest już droga i mostek, chata też jakby większa. Nadchodzi czas, że i „bzdyrki” stają się wreszcie gruntem budowlanym. Oczywiście zgodnie z prawem i z zastrzeżeniem, że budować się tu będzie tylko obiekty turystyczne. Przecież dbamy o przyrodę i chronimy ją jak się da! To nic, że „turystyczne” może być dziś w praktyce wszystko...

W tym momencie cała społeczność lokalna nie jest już tak ważna, bo marny konkretnych popleczników, Społeczność lokalna występuje od tej pory jako adresat krwawicy naszego delikwenta. To o jej kłopotach ze zdobyciem pracy myśli po nocach, męczą go odległości do szkoły i fryzjera, brak paryskiej kafejki, godziwej dyskoteki i ciągle wąska droga. Z tego zmartwienia zostaje byłym samorządowcem, a świeżo upieczonym biznesmenem z gruntem i koneksjami. Okazuje się, że mieszkanie w chacie za wsią bez drogi, autobusu, mostu, stacji benzynowej, telewizji satelitarnej, wielkiego parkingu i stacji narciarskiej jest anachroniczne. Doganiamy Europę. Miejscowi dostają fuchę. sprzedają bilety i mogą naprawić mniej skomplikowane awarie wyciągu. Jak chcą, to i kwaterę agroturystyczną mogą otworzyć. No i za oknem jest duży parking z kolorowymi autami i muzyka z megafonów. To chyba już Europa, Panie!? I pomyśleć, że dawniej nic tu nie było! Aż przyszedł ten z miasta co szukał chaty za wsią i ciszy gór.

Aż boimy się myśleć co by było, gdyby kiedyś pozostał tam gdzie był... 

Marek Styczyński

Listopad 1999 (11/65 1999) Nakład wyczerpany